BLOG ZAWIESZONY: Więcej informacji w Proroku

22 marca 2017

Rozdział 48: Ostatnia wola Alpharda

          Echo kroków niosło się ku wysokim, kamiennym sufitom korytarzy Hogwartu. Minerwa lubiła zamek latem, leniwa atmosfera wakacji zawsze dobrze ją nastrajała. Pamiętała jak w pierwsze lato po mianowaniu na nauczyciela zaskoczył ją fakt, że zamek w czasie wakacji jest tak pełen życia. Mimo, że nie było w nim uczniów, w każdym kącie można było zauważyć skrzaty domowe robiące gruntowne porządki. Bibliotekę odwiedzało wielu naukowców, którzy korzystając z nieobecności studentów spokojnie mogli korzystać z jej zasobów. Błoniami przechadzali się nauczyciele, którzy postanowili zostać w zamku na wakacje, niejednokrotnie z odwiedzającą ich rodziną. Teraz wszystko wyglądało inaczej. Mimo promieni słonecznych wdzierających się do środka przez wysokie okna w zamku panował chłód. Cienie zdawały się bardziej złowróżbne, a cały zamek pogrążył się w ciszy, którą zdawały się zakłócać tylko jej miarowe kroki. Zimny dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie. Chyba jeszcze nigdy nie czuła się tutaj tak nieswojo.
Po dotarciu pod drzwi Wielkiej Sali przystanęła niepewnie. Kontrola ministerstwa nie wróżyła niczego dobrego. Losy szkoły wisiały na włosku, gazety rozpisywały się o niedawnym ataku na Hogwart i śmierci biednego Jasona Scotta. W końcu pchnęła drzwi. Przy jednym z długich stołów siedziała grupka czarodziejów, gwar cichych rozmów wypełniał salę. Kilka głów podniosło się znad niedawno podanego obiadu na dźwięk otwieranych drzwi. Na osobnym stole Minerwa zauważyła piętrzące się zwoje pergaminów, wyglądające na urzędowe pisma. Towarzyszyły im opasłe tomiska prawne, w których rozpoznała zbiory szkolnej biblioteki. A także... Co dziwne, kilka egzemplarzy Historii Hogwartu.
- Minerwo, dołącz do nas – jeden z mężczyzn zawołał w jej stronę. Znała go dość dobrze, kiedyś pracował z jej mężem w jednym departamencie.
- Nie wiedziałam, że zmieniłeś dział na dochodzeniowy, Williamie – powiedziała z przekąsem, siadając na wolnym miejscu obok niego.
- Służba nie drużba, Minerwo. Dobrze wiesz, że nikomu z nas nie uśmiecha się ta kontrola, ale ostatnie wydarzenia są niedopuszczalne.
- Fakt, że szkoła nie jest dostatecznie zabezpieczona? To rażący przykład zaniedbania - wtrąciła się młoda korpulentna czarownica w czarno-różowej szacie szacie siedząca naprzeciwko. Najprawdopodobniej była jedną z asystentek. - Dumbledore wybitnie pokazał, że nie nadaje się na stanowisko dyrektora.
- Nie nadaje się? Wszyscy chyba zdają sobie sprawę, że to jeden z największych czarodziei naszych czasów, jeśli nie wszechczasów...
- Nikt nie odmawia Dumbledore'owi zasług i wiedzy. Nie każdy po prostu nadaje się na kierownika takiej placówki jaką jest Hogwart – kobieta weszła Minerwie w słowo, patrząc na nią z wyższością. - Widocznie jego zapędy doprowadziły do zaniedbania zamku i kwestii bezpieczeństwa jego mieszkańców – kontynuowała. - Poczyniono poważnie zaniedbania i jestem pewna, że nasza kontrola tylko to potwierdzi.
- Chciałabym zobaczyć jak wy zabezpieczylibyście cokolwiek przed tak silną czarną magią jaka złamała bariery Hogwartu. Dumbledore zrobił wszystko...
- Zrobił tyle, że nawet nie było go na miejscu, gdy to się wydarzyło!
Kobiety mierzyły się wściekle wzrokiem.
- Moje drogie, uspokójcie się. Nikt tutaj nie szkaluje starego Albusa. Po prostu po tych wydarzeniach Ministerstwo musi podjąć jakieś kroki.
- Jakieś kroki. Najlepiej by było, gdyby najpierw zaczęło podawać prawdziwe informacje o tym, co tu zaszło, Korneliuszu! - Minerwa zmierzyła wzrokiem łysiejącego mężczyznę, który wtrącił się do rozmowy z przeciwległego końca stołu. Wszyscy obecni w sali zamilkli przysłuchując się tej ostrej wymianie zdań. Mężczyzna obruszył się na słowa McGonagall.
- Prawdziwe informacje? A jakieś to są prawdziwe informacje? Po co wszystkich niepotrzebnie straszyć? Po co tworzyć domniemane nawiązania, które mogą wcale nie być prawdziwe.
- Albus...
- Szanuję Albusa i jego zdanie. I wiedzę. Ale nie możemy opierać działania całego ministerstwa.. Ba! Całego magicznego społeczeństwa tylko na jego słowach. Nie jest w końcu Ministrem Magii. - Ostatnie zdanie Korneliusz wypowiedział sarkastycznym tonem, co wywołało falę niepewnych chichotów. Minerwa pokręciła głową. W ministerstwie wszyscy znali jego ciągoty do władzy. Fakt, że został przewodniczącym tej całej komisji musiał mu bardzo podnieść mniemanie o sobie.
- Dokładnie, panie Knot. Dokładnie – przyklasnęła mu czarownica, która spierała się z Minerwą. McGonagall odłożyła sztućce na niezabrudzony jeszcze półmisek.
- Myślę, że podziękuję państwu za towarzystwo. Straciłam apetyt. Do widzenia, Williamie. - Mężczyzna tylko skinął jej głową.
Szybkim krokiem opuściła salę, próbując opanować drżenie rąk. Gdy tylko drzwi zamknęły się za nią oparła się ciężko o zimny mur.
- Oni rozniosą tę szkołę, chociażby tylko po to, żeby komuś coś udowodnić – szepnęła do siebie zrozpaczona.



* * *



          Budynki przy ulicy Nieomylnej lśniły bielą w porannym słońcu letniego poranka. Syriusz przystanął pod wielkimi, machoniowymi drzwiami opatrzonymi złotym emblematem. Różdżka skrzyżowana z piórem odbijała promienie słoneczne prosto w jego oczy. Zamrugał zdenerwowany. Jedynym elementem, którego brakowało była klamka. Wyjął z kieszeni pomięty kawałek pergaminu i przestudiował go, poprawiając jednocześnie drapiący kołnierz szaty wyjściowej. Nagle ktoś wpadł na niego. Syriusz odwrócił się zaskoczony spoglądając na chudego czarodzieja w drogiej szacie wyjściowej uszytej z czarnego jedwabiu. Stos opasłych zwojów posypał mu się z rąk.
- Najmocniej szanownego pana przepraszam. - Mężczyzna z roztargnieniem zaczął zbierać papiery. Syriusz szybko się schylił, żeby mu pomóc. - To naprawdę jeden z moich najgorszych tygodni, jeden z najgorszych. Powtarzam to codziennie, naprawdę. Och nie! - zawołał widząc, że jeden ze zwojów rozwinął się do połowy na brudnym bruku.
- Nic nie szkodzi - odparł Syriusz podnosząc się z naręczem dokumentów. Na wszystkich widniał ten sam emblemat, co na drzwiach. - Przepraszam, czy orientuje się pan gdzie znajduje się kancelaria Carington i synowie? - zapytał, pokazując mężczyźnie jednocześnie wyciągnięty wcześniej z kieszeni kawałek pergaminu. Gdy czarodziej wstał, Black ostrożnie podał mu zebrane dokumenty.
- Ostrożnie, ostrożnie! Carington i synowie? Ach, dobre sobie. Tutaj, tuż przed pańskim nosem, że się tak wyrażę.
- No tak, emblemat się zgadza - mruknął Syriusz zakłopotany. Nie wiedział, czy wspominając o braku klamki wyjdzie na kompletnego ignoranta.
- Musi pan tylko pokazać swój list, a drzwi się otworzą. No już, już, nie mam całego dnia.
Syriusz odwrócił się i uniósł przed sobą kartkę. Drzwi otworzyły się. Powoli przekroczył próg. Po prawej stronie znajdowało się ogromne biurko recepcjonistki, za którym siedziała młoda kobieta.
- Syriusz Black, na zaproszenie Jonathana Travisa - odezwał się cichy melodyjny głos nad jego uchem. Uśmiechnął się. Czego innego spodziewał się po czarodziejskiej ulicy prawników?
- I jeszcze ja, Gillys. - Chudy czarodziej przepchnął się za nim, ukłonił się kobiecie i pognał po krętych schodach. Tymczasem drzwi wejściowe zamknęły się z cichym trzaskiem.
- Dzień dobry panie Black - kobieta spojrzała na niego pobieżnie, wyciągając z szuflady biurka wielką księgę. - Będę potrzebowała pańskiego podpisu tutaj i tutaj. - Wskazała dwie rubryczki. Syriusz sięgnął po pióro stojące w szerokim kałamarzu i szybkim ruchem złożył podpis. Kobieta zatrzasnęła księgę. - Może pan udać się na pierwsze piętro, pokój C, reszta pańskiej rodziny już się tam zebrała.
Syriuszowi zrzedła mina. Ruszył po krętych schodach na pierwsze piętro. Minęły przeszło dwa tygodnie od momentu, kiedy otrzymał list. Z początku nie był pewien jak na to zareagować. Dostał spadek. Co prawda nie wiedział jaki. Znając starego wuja Alpharda mógł dla żartu przepisać mu swój stary rozklekotany fortepian. Przeczucie jednak mówiło mu co innego. Od momentu, gdy wrócili z Jamesem z Hogwartu, snuł się niczym duch po domu Potterów, nie kwapiąc się nawet do porządnego rozpakowania kufra. Raz za razem czytał pismo otrzymane od prawnika i zastanawiał się jaki będzie to miało wpływ na jego przyszłość. Jakiekolwiek pieniądze pozwoliłyby mu się usamodzielnić, był już dorosły więc jego matka nie miałaby na to najmniejszego wpływu. Mógłby wyprowadzić się od Potterów. Ta myśl napawała go ekscytacją, jednak nie kwapił się żeby powiedzieć o tym Jamesowi. Nie był pewien reakcji przyjaciela, jak się później okazało, niesłusznie.
- Żartujesz? Byłoby świetnie - powiedział James siedząc na łóżku w pokoju Syriusza w dniu, gdy ten zdecydował się w końcu pokazać mu list. - Ale naprawdę sądzisz, że możesz dostać na tyle duży spadek? Wasza rodzina chyba jest całkiem spora, chyba nie jesteś jedynym w kolejce oczekujących.
Syriusz westchnął ciężko stając przed drzwiami pokoju C. Faktycznie, ród Blacków był dużym, starym rodem czystej krwi. Co w jego rozumieniu oznaczało w większości stado nadętych dupków. Gdy przekroczył próg prawie wszystkie głowy odwróciły się jak na zawołanie. Kilka osób skinęło mu głowami, większość jednak obojętnie odwróciła wzrok. Dostrzegł matkę siedzącą w pierwszym rzędzie. Wuj Cygnus, jej brat, siedzący obok niej zmierzył go spojrzeniem i szepnął jej coś do ucha. Ojca nie zauważył. Sala nie była duża, zebrało się w niej niecałe dwadzieścia osób. Syriusz pośpiesznie usiadł w ostatnim rzędzie, ponownie poprawiając gryzący kołnierzyk szaty. W pomieszczeniu było przeraźliwie gorąco, co, po przyjemnym chłodzie korytarza, sprawiło, że niemal od razu pokrył się potem. Kilka kobiet siedzących przed nim wachlowało się porannym wydaniem Proroka Codziennego, a siedzący po drugiej stronie sali mężczyzna, w którym rozpoznał odległego kuzynka matki, pokrył swoją szatę lodem. Zaklęcie było raczej dość nieudolne, wokół jego butów gromadziła się coraz większa kałuża, a siedzące obok niego osoby wyraźnie odsunęły się rzucając mu nieprzychylne spojrzenia.


          Równo z wybiciem południa rozpoczął się odczyt testamentu. Za biurkiem, ustawionym z przodu sali usiadł otyły mężczyzna w wyraźnie przyciasnej szacie wyjściowej. Rozejrzał się po sali, wycierając spocone czoło chusteczką wyciągniętą z przedniej kieszeni.
- Na Merlina, dlaczego tutaj tak gorąco? Najmocniej państwa przepraszam, gdybym wiedział, zorganizowałbym spotkanie w innej sali. Zaraz to naprawimy. - Wyciągnął z teczki arkusik papieru i naskrobał wielkim piórem krótki liścik. Jednym ruchem różdżki złożył go na kształt niewielkiego samolociku i posłał w stronę niedalekiego otworu w ścianie. - Tym czasem zaczynajmy. - Skinął różdżką, a jedno z piór leżących na biurku uniosło się i zawisło kilka cali nad rolką pergaminu. - 6 czerwca 1977 roku, odczyt testamentu Alpharda Blacka.
Syriusz ze znudzeniem słuchał jak wśród obecnych rozchodzą się cenne obrazy i księgi. Jego matce przypadł zestaw zabytkowej porcelany oraz obraz przedstawiający surowe oblicze jego dziadka, Polluxa Blacka. W międzyczasie w sali pojawił się młody czarodziej, który cmokając z niezadowoleniem pod nosem obszedł salę. Po chwili zaczął mruczeć pod nosem zaklęcia, a powietrze znacząco się ochłodziło. Syriusz ze znudzeniem obserwował jak podchodzi do kolejnych okien wzmacniając urok.
- Mojemu siostrzeńcowi, Syriuszowi Black, pozostawiam klucz do skrytki 1687 Banku Gringotta wraz z całą jej zawartością. - Syriusz drgnął zaskoczony na dźwięk swojego imienia. Jego matka kilka rzędów dalej zamarła w bezruchu, jakby ktoś rzucił na nią znienacka Drętwotę. Po ostatnich słowach mężczyzna zwinął pergamin, skinął na pióro, którego do tej pory notowało każde jego słowo. - To wszystko. W razie dalszych pytań jestem do państwa dyspozycji.



* * *




          Przenikliwy gwizd czajnika, stojącego na mosiężnej kuchence wywołał z sąsiedniego pokoju Fryderyka. Mężczyzna przetarł zaspane oczy, zgasił płomień i zaczął przeszukiwać kuchenne szafki.
- Gdzie jest ta cholerna kawa? - mruknął zdenerwowany. - Byłem pewien, że miałem gdzieś jeszcze jedno opakowanie.
- Coś mało ostatnio sypiasz – rozległ się głos tuż nad jego uchem. Przestraszony Fryderyk upuścił na ziemię filiżankę. Kawałki porcelany rozprysnęły się po posadzce.
- Czy ty zawsze musisz to robić?
Minęło już tyle czasu, a on nadal nie mógł się przyzwyczaić do mieszkającego z nim ducha. Duch spojrzał na niego z wyższością.
- Chyba nie uczyłeś się tyle nawet będąc jeszcze w Hogwarcie – powiedział sarkastycznie pojawiając się nagle obok stołu. Wygodnie rozsiadł się kilka cali nad krzesłem.
Mężczyzna westchnął zrezygnowany i wygrzebał z kieszeni szlafroka różdżkę. Jednym zaklęciem sprzątnął podłogę. Po chwili dalszych poszukiwań udało mu się wydobyć z szafki pojemnik z kawą. W końcu dosiadł się do stołu zawalonego księgami i zwojami pergaminów. Zdecydowanym ruchem odgarnął je, robiąc trochę miejsca idealnie na filiżankę. Następnie z kieszeni szlafroka wyciągnął podniszczoną fajkę i spokojnym ruchem zaczął ją nabijać. Duch czekał cierpliwie tylko obserwując.
- Więc? - zagadnął w końcu, gdy głowę Fryderyka otoczyła już chmura dymu z fajki. - Powiesz mi o co chodzi z tymi wszystkimi księgami?
Mężczyzna westchnął ciężko.
- Albus Dumbledore poprosił mnie o przejęcie funkcji nauczyciela obrony przed czarną magią w Hogwarcie. A ja się zgodziłem. Jeśli w ogóle jeszcze otworzą Hogwart.
Dobiegło go ciche, pełen dezaprobaty prychnięcie. Gdy przeniósł wzrok na swojego towarzysza zauważył, że ten zniknął najwyraźniej niezadowolony. Siedział w samotności cicho pykając fajkę. Nie ukrywał, że fakt powrotu do zamku po tylu latach ekscytował go, ale nowa rola co najmniej go niepokoiła, o ile nie przerażała. Oczywiście, nie mógł powiedzieć, żeby zgnuśniał przez wszystkie te lata. Odkąd opuścił szkołę wiele się nauczył, ale czy zdoła podołać sztywnym ramom edukacji narzuconym przez Ministerstwo? Pociągnął łyk stygnącej kawy i wrócił do przerwanej poprzedniego wieczoru lektury, próbując przygotować program dla studentów trzeciego roku w oparciu o arkusz wytycznych. Nie był pewien czy podjął dobrą decyzję, jednak nie mógł odmówić Albusowi Dumbledore'owi. Niespodziewany chrzęst od strony kominka zwrócił jego uwagę. Zerknął w tamtą stronę i zauważył, że wśród rozpalających się dopiero płomieni pojawiła się głowa Alastora.
- O, dobrze, już nie śpisz – powiedział roztargnionym głosem. - Mam ważne wieści, Dumbledore chce nas widzieć w kwaterze. To tajne, tylko ty, Minerwa i ja. Za godzinę.
- Będę. - Zanim ostatnie zgłoski wybrzmiały Moody'ego już nie było. Westchnął zrezygnowany, zbierając porozrzucane książki w stos. Niestety, Albusowi Dumbledore'owi się nie odmawia.


          Gdy godzinę później zjawił się w kwaterze głównej Zakonu Minerwa siedziała już przy stole popijając herbatę z porcelanowej filiżanki. Z naparu rozchodziła się delikatna woń jaśminu. Kobieta skinęła mu głową, wskazując jednocześnie wolne krzesło naprzeciwko.
- Herbaty? - Spytała tylko. Fryderyk pokręcił głową, siadając na krześle. - Słyszałam, że wracasz do Hogwartu – dodała po chwili. - Jak ci się podoba twoja nowa rola?
- Chyba jestem trochę przerażony. 
Kobieta uśmiechnęła się delikatnie.
- Szybko ci przejdzie. Jestem przekonana, że ci się spodoba. Gdy Albus powiedział mi...
Rozmowę przerwał im odgłos otwieranych drzwi do sąsiedniego pokoju. W progu stał Albus Dumbledore we własnej osobie.
- Dziękuję, że przybyliście tak szybko. - Zaprosił ich gestem do środka. Wewnątrz na podniszczonym fotelu siedział już Alastor. Skinął im głową na powitanie. Dopiero po chwili dostrzegli wysokiego jegomościa opierającego się o gzyms kominka. Był jednocześnie bardzo podobny i bardzo odmienny od dyrektora Hogwartu. Zwłaszcza w postawie. Aberforth Dumbledore był wyraźnie niezadowolony, że musi tu być.
- Zaczynajmy już, mam na głowie dużo innych spraw - ponaglił ich, pociągając długi łyk z trzymanej szklanki z bursztynowym płynem.
- Oczywiście. - Albus usadowił się na centralnie ustawionym fotelu. Odczekał aż nowo przybyła dwójka zajmie miejsca. - Wszyscy tu jesteście moimi najbardziej zaufanymi osobami. Po powrocie obiecałem wam historię mojej nieobecności. Dziękuję, że byliście tak cierpliwi. Teraz nadszedł właściwy moment abym ją opowiedział.



* * *




- Myślę, że tak będzie dobrze - powiedziała Lily obchodząc pokój. - Stół powinien stać bardziej na środku, jeśli chciałbyś go rozłożyć masz jeszcze sporo miejsca.
- Z jakiej okazji miałbym go w najbliższej przyszłości rozkładać? Nie planuję rodzinnych obiadów, Evans. Nie wiem dlaczego dałem ci się na niego namówić - mówiąc te słowa opadł na wysiedzianą kanapę, którą razem z Lily wyszperali na targu z używanymi rzeczami. - Za to ta kanapa to naprawdę jedna z najlepszych rzeczy w tym mieszkaniu.
Lily usiadła obok niego.
- Twoje własne mieszkanie - powiedziała po chwili, wzdychając. - Jak się z tym czujesz?
Syriusz wzruszył ramionami.
- Czy ja wiem? To wszystko stało się dość nagle. Odkąd dowiedziałem się o spadku, cały czas nie byłem pewny co w ogóle odziedziczyłem. Nie chciałem się nastawiać na coś więcej niż kilka rodzinnych drobiazgów. Pewnie, myślałem, że dobrze byłoby jakoś się usamodzielnić i zejść z głowy Potterom jeśli będzie ku temu okazja, ale nie robiłem sobie dużych nadziei. I tak skończyłem z własnym mieszkaniem w Londynie! - powiedział, rozkładając ręce zadowolony. - Żadna z niego kwatera godna rodu Blacków, no i nie umywa się do rezydencji Potterów, ale niczego mi więcej do szczęścia nie potrzeba. Jak dobrze pójdzie i tak za miesiąc znów mnie tu nie będzie.
- Jak dobrze pójdzie - mruknęła Lily. Od zakończenia szkoły minął ponad miesiąc i wszyscy z wytęsknieniem wyczekiwali jakichkolwiek sów z Hogwartu. Do tej pory nie było wiadomo nic pewnego o wynikach kontroli Ministerstwa, a prasa pełna była niepokojących plotek. Od czasu otrzymania spadku Syriusz miał bardzo wiele na głowie. Gdy okazało się, że suma zgromadzona w Banku Gringotta jest naprawdę spora od razu zaczął przygotowania do przeprowadzki. Z pomocą Jamesa i jego ojca rozpoczęli poszukiwania nowego mieszkania. Oczywiście Potterowie nalegali, żeby został z nimi przynajmniej do skończenia szkoły, jednak w obecnej niepewnej sytuacji Syriusz postanowił nie zwlekać. Nie chciał być od nikogo zależny. W końcu natrafili na to mieszkanie i od razu wiedział, że nie chce dłużej szukać. Cena była przyzwoita, a warunki, jak na pierwsze samodzielne mieszkanie wcale nie najgorsze. Starszy czarodziej który im je sprzedał najwyraźniej chciał pozbyć się go jak najszybciej po niedawnej śmierci żony. Zachwalał okolicę i przyjaznych sąsiadów.
- Poza tą kamienicą w większości to mugole, co prawda - powiedział, oprowadzając ich po mieszkaniu. - Ale to naprawdę sympatyczni ludzie. Nigdy z żoną nie mieliśmy z nimi kłopotów, a i czarodzieje z sąsiednich pięter to porządni ludzie. I nie ma co ukrywać, za takie mieszkanie w czarodziejskiej dzielnicy mógłbym rządać o wiele wyższej kwoty.
To była prawda, ceny mieszkań w rejonach odciętych od mugoli były o wiele wyższe. Były to przeważnie stare dzielnice, które od wieków należały do magicznego społeczeństwa Londynu. W obecnych czasach o wiele trudniej było odciąć całkowicie nawet jedną uliczkę.
W całym tym zamieszaniu ani Syriusz, ani James nie zastanawiali się zbytnio nad szkołą. Dopiero gdy lipiec zaczął dobiegać końca, a nowe listy podręczników nie pojawiły się w zwyczajowym terminie zaczęli się martwić. Co jeśli faktycznie nie wrócą już do Hogwartu? Zerknął na Lily, która nieobecnym wzrokiem patrzyła w okno. Nie wyglądała najlepiej. Dopiero niedawno udało im się zobaczyć pierwszy raz odkąd opuścili zamek pod koniec maja. Podobno stan jej ojca na początku lata bardzo się pogorszył. Wieści o chorobie ojca spadły na nią tak nagle, że Syriusz nie dziwił się, że przez całe lato praktycznie z nikim nie utrzymywała kontaktu. Nagle dziewczyna ocknęła się z zamyślenia i zerknęła na zegarek. Wstała pospiesznie, widząc która już godzina.
- Muszę wracać, mój tata niedługo wróci od lekarza.
- Na pewno nie zostaniesz dłużej? James ma niedługo wpaść, powiedział że przyniesie jakieś jedzenie. Ucieszyłby się gdyby cię zobaczył. Kiedy się ostatnio widzieliście?
- W pociągu. - Lily zawahała się. - Naprawdę muszę iść. Może następnym razem się uda.
Syriusz odprowadził ją do drzwi.
- Gdyby coś się działo wal jak w dym.
Gdy drzwi zamknęły się za Lily przeszedł się po mieszkaniu rozglądając się po niewielkiej sypialni, salonie i kuchni do końca nie wiedząc co ze sobą zrobić. Czy powinien poszukać pracy? Ze spadku została mu jeszcze pokaźna kwota, ale nie zamierzał próżnować. Gdyby tylko wiedział jak się potoczą sprawy ze szkołą.


          Gdy późnym wieczorem James pojawił się w progu mieszkania z plecakiem przerzuconym przez ramię, gwizdnął z uznaniem widząc nowy wystrój.
- No, no! Nieźle. Ostatnio jak tu byłem miałeś tylko materac i dwa rozkładane krzesła. Kiedy to wszystko zrobiłeś?
- Dzisiaj. - Syriusz gestem zaprosił go na kanapę. - Co prawda to tylko kilka mebli, ale od razu zrobiło się przytulniej. Głównie to sprawka Lily, ona mnie namówiła.
- Lily? - James ze zdziwieniem przeszedł się po pokoju. - Nie widziałem jej od wieków. Nie wiedziałem, że się widujecie - dodał po chwili.
- Stary, sam zobaczyłem się z nią pierwszy raz odkąd opuściliśmy Hogwart. Trudno było mi się z nią w ogóle skontaktować.
Opowiedział mu pokrótce o ojcu Lily, nie wchodził jednak w szczegóły, bo nie wiedział, czy dziewczyna by sobie tego życzyła. James zatroskał się.
- To naprawdę złe wieści. Biedna Lily. - Umilkł na chwilę. - Czytałeś dzisiejszego Proroka Wieczornego? Ojciec podrzucił mi go gdy wychodziłem - powiedział wyciągając gazetę z plecaka. - Nie wydaje mi się żebyśmy jeszcze wrócili do szkoły, Łapo.
Syriusz wziął od niego gazetę i spojrzał na wielki nagłówek.
- Komisja zakończyła dochodzenie, Dumbledore na dywaniku - przeczytał. Przeleciał wzrokiem treść artykułu. - Dopuścił się rażących zaniedbań? A co to w ogóle znaczy? Kim w ogóle jest ta cała Umbridge?
- Dalej w artykule piszą, że to jedna z asystentek Korneliusza Knota. Ojciec nazywa go karierowiczem, ponoć ma bardzo wysokie ambicje. Był przewodniczącym komisji.
- Myślisz, że jej słowa to zła wróżba?
- Nie wiem. Boję się, że może tak być. - James wstał i ruszył w stronę kuchni. - Nie ma co gdybać. Zobaczymy co przyniesie jutrzejszy dzień. Chodź, mama kazała mi wziąć dla ciebie mnóstwo jedzenia. Chyba za tobą tęskni.



* * *



          Albus Dumbledore popełnił w swoim życiu wiele błędów, mniejszych, większych i niejednokrotnie katastrofalnych w skutkach. Zawsze twierdził, że taka właśnie jest cena zdobywania wiedzy. Będąc młodym mężczyzną wierzył, że tyczy się to jedynie młodych. Teraz gdy dziesiątki lat minęły wiedział, że wcale tak nie jest. Przeciwnie – ze względu na posiadaną wiedzę każda porażka jest o wiele bardziej dotkliwa. A dzięki przekonaniu o własnej mądrości można doprowadzić do wielkich katastrof. Przez czystą nieuwagę. Pychę. Gdy zasiadł przed grupką osób, którym powierzyłby własne życie, w jego głowie pojawiła się pustka. Co miał im powiedzieć? Jak przyznać się do błędu jednocześnie utrzymując autorytet i nie wplątując ich w zagmatwaną historię, w którą sam wplątał się już wiele lat wcześniej? Sprawa Toma Riddle pojawiała się w jego myślach budząc coraz to większy niepokój wielokrotnie, w odstępach kilkuletnich. Gdy spotkał małego chłopca w domu sierot wiedział, że nie może oceniać go zbyt pochopnie, jednak pierwsza niepewność zapuściła korzenie w jego umyśle. Wiedział jednak, że musi dać mu szansę. Lata mijały, młody Tom został wzorowym studentem, ulubieńcem wielu. Jednak Albus nigdy nie pozbył się pewnej dozy wątpliwości względem niego. Intuicja podpowiadała mu, że nie można mu do końca zaufać, że pod tą ładną, miłą twarzą kryje się coś więcej. Coś strasznego. Nic nigdy nie potwierdziło jego podejrzeń. Wielokrotnie przekonywał samego siebie, że to śmieszne złudzenia starego mężczyzny, który sam twierdzi, że przeżył już tyle pozjadawszy wszystkie rozumy. Tom skończył szkołę. Próba podjęcia przez niego pracy w Hogwarcie zastanowiła Dumbledore'a, jednak odmówił mu. Nigdy nie przyjęli jeszcze tak młodego czarodzieja, Tom był zbyt niedoświadczony. Przynajmniej tak sam siebie przekonywał, odmawiając mu. Jego serce było pełne niepokoju. Mijały lata, Tom rozszerzał swoją sieć znajomości, poznając najmroczniejsze elementy magicznego społeczeństwa pracując w sklepie Borgina i Burkesa. Potem zniknął i Albus stracił go z oczu. Minęło wiele lat zanim powrócił i rozpoczął działalność pod swoim nowym nazwiskiem. Gdy jako Lord Voldemort zebrał wielu popleczników wśród starych, czarodziejskich rodów, szerząc od wielu lat powtarzane szeptem po kątach opinie o wyższości czystej krwi. Wiele rodzin z radością mu przyklasnęło, będąc od lat zniesmaczonymi rozrzedzaniem ich cennej, czystej krwi przez szerzących się jak plaga mugolaków. Wtedy było już za późno i Albus wiedział, że zbyt długo dał się mamić czarowi ładnego, miłego, inteligentnego chłopca, którego już dawno nie było. Na jego miejscu pojawił się ktoś groźny i mroczny. Podróże i poczynania z różnymi rodzajami magii oszpeciły go, burząc ułudę, która przez lata pozwalała mu niepostrzeżenie budować swoją potęgę. Ułudę, która teraz nie była mu już potrzebna. 


          Gdy zaczął swoją opowieść od ostatniej wiadomości jaką Hustis zostawił mu przed śmiercią, wiedział, że nie może niczego zataić. Ktoś wiedział o Zakonie więcej niż powinien, ktoś komu Hustis ufał, a jego zaufanie było niezwykle trudne do zdobycia. Ten małomówny, zamknięty w sobie mężczyzna posiadał niezwkły dar obserwacji i do tej pory Albus całkowicie wierzył w jego osąd. To sprowadziło do zguby ich obu, jednak dla Hustisa skończyło się tragicznie. Ostrożność była teraz najważniejsza. Skoro Hogwart miał ponownie otworzyć swoje korytarze dla uczniów, Albus musiał być pewien ich bezpieczeństwa. Musiał mieć wokół ludzi, którym mógł ufać. Trudno było mu podjąć tę decyzję.
- Tom Riddle zawsze wiedział, że go obserwuję. Gdy wrócił po długiej nieobecności musiał dowiedzieć się, że zdobywam informacje na jego temat. Jestem pewien, że równolegle próbowaliśmy przeniknąć nawzajem do swoich kręgów i teraz wiemy, że jemu się to udało. Wykorzystał Hustisa by zdobyć moje zaufanie i przekazać fałszywe informacje. Dlaczego musiał zginąć? Tego nie wiem, być może zaczął się czegoś domyślać, a to mogło wszystko zniszczyć. Nie wiem kim była wtyczka Hustisa, tej informacji nie zdążył mi przekazać, wszystko pozostało tajne do samego końca.
Przygotowana zasadzka była niezwykle wyrafinowana i Albus wiedział, że jedynym co go uratowało było upodobanie Toma do teatralności i tragizmu.
- Nie znam tej magii, która mnie uwięziła. Gdybym zachował większą ostrożność mógłbym jej uniknąć, ale zgubiła mnie moja własna wiara. Jestem pewien, że właśnie tę słabość chciał mi wytknąć. Była to niezwykła kombinacja zaklęć. Przez wiele dni tkwiłem zawieszony w pajęczynie uroków, które otępiały mój umysł, osłabiały ciało, a jednocześnie czerpały z moich sił by zaciskać się coraz bardziej. Sądziłem, że to już koniec. Wtedy Aberforth odezwał się do mnie przez niewielkie urządzenie, które zbudowaliśmy jeszcze jako dzieci i coś się we mnie obudziło.
- Tak go znalazłem - wtrącił się Aberforth, osuszając szklankę, którą trzymał w dłoni. Alastor, Minerwa i Fryderyk spojrzeli na niego zaskoczeni jakby zapomnieli o jego obecności. Mężczyzna odstawił szklankę na gzyms kominka. - Piękną historię opowiedziałeś nam bracie, ale ja resztę już znam. Pozwolicie, że wrócę do siebie, interes się sam nie poprowadzi.
Albus tylko skinął mu głową i ten wyszedł z pokoju. Pozostała trójka nie wypowiedziała słowa zszokowana opowieścią. Nigdy nie sądzili, że ktokolwiek mógłby podejść kogoś takiego jak Dumbledore.
- Długo się wahałem. Ale opowiedziałem wam to wszystko nie bez powodu. - Oczy mężczyzna zalśniły zza okularów połówek. - Musimy utrzymać wzajemne zaufanie, musimy pozostać jednością. Tylko w ten sposób możemy coś zdziałać. Będę was potrzebował. Z pomocą przewodniczącego komisji, Korneliusza Knota, udało mi się wczoraj wieczorem przekonać radę Ministerstwa do ponownego otwarcia szkoły. Trzeba przygotować wiele rzeczy.
Minerwa odetchnęła głośno z ulgą. Tego samego dnia późnym wieczorem setki sów rozniosło po kraju zapieczętowane listy. Wszyscy musieli się dowiedzieć, że pierwszego września Ekspres Hogwart-Londyn ponownie stanie na peronie dziewięć i trzy czwarte.

7 komentarzy:

  1. Ale się ciesze, widząc nowość po tak długim czasie! pamiętam co nieco. apmietam np. postać Fryderyka i tego, że był bliski Minewrze. pamiętam,że u Ciebie śmierciożercy działają już bardzo mocno i że trwa prawdziwa wojna. Ale dużo rzeczy też nie pamiętam. Nie pamiętam, czy była wcześniej mowa o chorobie taty Lily - bo jeśli nie, to nie przedstawiłaś tego zbyyt dobrze (i nadal mnie ciekawi, jak Lily spotkała się z Syriuszem, napisali do siebie? bo chyba nie niechący?)? Pamiętam przez mgłę, że Dumbledore'a długo nie było, a teraz wiadomo dlaczego, i muszę przyznać, że to mnie zaciekawiło - naprawdę dobry pomysł: bardzo podobal mi się wstęp, jaki zrobiłaś do tego wątku. Ale czy Voldemort nie sprawdziłby rzeczy, które miał wokół siebie Dumbledore? ponadto zabrakło mi trochę odniesienia, gdzie Dumb był więziony... Nie pamiętam też, dlaczego James tak trakutje Lily (w sensie powiedział tylko "biedna Lily", jakby zupełnie go nie interesowała; kojarze, że chyba dał jej spokój i miał inną dziewczynę, ale czy się pokłócił z Evans? przepraszam za to, próbuję sobie to poukładąć ;p). cieszę się też, że było sporo Syriusza i że dostał on kasę od wujka, choć myślalam, że dostanie cały dom xD
    Jesli chodzi o uwagi, to pojawilo się sporo błędów interpunkcyjnych, często związanymi z imiesłowami, ale nie tylko. ponadto niepotrzebnie zaspoilerowałaś tutaj "Ta myśl napawała go ekscytacją, jednak nie kwapił się żeby powiedzieć o tym Jamesowi. Nie był pewien reakcji przyjaciela, jak się później okazało, niesłusznie.". Zapraszam serdeczenie na niezaleznosc-hp.blogspot.com i już teraz z niecierpliwościa czekam na cd. moze szykujesz jakieś streszczenie czy coś, żeby móc sobie przypomniała najwazniejsze rzeczy ;p?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za komentarz! Niemożliwe, że aż tyle pamiętasz :D
      Choroba ojca Lily - to jest nowa rzecz, ogólnie trochę zmieniam podejście i chciałabym obudowywać rozdziały na konkretnych postaciach, tak żeby ładnie opowiadać historię, nie ciąć za bardzo scen i nie mnożyć tysiąca dialogów. (plus wycięłam wątek magicznego pochodzenia Lily i pozostałości po nim zastąpiłam kilkoma wzmiankami o chorobie ojca Lily, ale były to subtelne wzmianki tylko, nic konkretnego). To co działo się z Lily jest przerzucone do kolejnego rozdziału jako całość, a to wspomnienie tutaj raczej właśnie miało tylko rozbudzić ciekawość i zostawić niedosyt. ;) Lily i James - pod koniec roku bardzo się zbliżyli (atak na Hogwart, pocałunek i James ratujący Lily), ale pozostali w strefie przyjaźni, żeby nie komplikować sytuacji. James nie ma już dziewczyny, ale Evans o tym nie wie. Wydaje mi się, że cały ten zamęt u nich obojga trochę odsunął różne myśli, mają dużo na głowie, oboje też trochę się zmienili.
      Dumbledore - bardziej ta pułapka to coś typu jeziora w szóstej części z "horkruksem" RAB. Więcej nie powiem, bo ten wątek jeszcze sobie zostawiam. ;)
      Ogólnie Syriusz to moja ulubiona i zdecydowanie najciekawsza do pisania postać. Tyle się u niego dzieje, lubię pisać to co się go tyczy. :D
      Może faktycznie zrobię jakieś streszczenie rozdziałów (zwłaszcza, że jestem dość na świeżo).
      I interpunkcja to moja zmora, po prostu koniec świata. Spróbuję coś poprawić jeszcze.
      I jeszcze raz dzięki wielkie, że jesteś, naprawdę! Muszę Ci przyznać, że Twoje komentarze trochę pchnęły mi do przodu żeby się w końcu zmobilizować.
      Dzięki!

      Usuń
    2. o, no widzisz, taka informacja na temat zmiany dot. rodziny Lily to dosc istotna sprawa (choc nie pamietalam, ze ona miala u Ciebie miec czarodziejskie korzenie, troche slabo z ta moja pamiecia).
      Hah, ale to nie do konca wygkada na przyjazn, skoro ze soba nie rozmawiaja. musle, ze to jest ten etap "awkwardnosci" ;p
      Ciesze sie, ze moje dopytywanie sie odnioslo taki skutek, nie bede ukrywac ;p;p
      Przecinki na ogol stawiamy przed "żeby" np, czasem przed "co"... itd,. tzn. wtedy, gdy mamy zdania podrzednie zlozone ;p

      Usuń
  2. Kiedy kolejny rozdział? :(
    Cieszę się że trafiłam na te opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowy rozdział pojawi się w maju, obstawiam, że w ciągu dwóch tygodni ;)

      Usuń
  3. Ochh Margaret, żyjesz i znów piszesz, to cudownie!
    Zastanawiam się czy nie przeczytać przynajmniej pobieżnie całości od początku bo naprawdę niewiele pamiętam (może streszczenie całości to nie jest zły pomysł? ;)
    ale to nie ważne, jakoś sobie nadrobię główne wątki w najbliższym czasie. Ważne jest to, że ta historia będzie miała dalszy ciąg, Mrok będzie wyciągał łapska po naszych bohaterów i dowiemy się jak Syriusz radzi sobie "na swoim" c:
    Niewiele mam do powiedzenia jak na razie oprócz Miło cię znowu widzieć(czytać?)! Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały, pozdrawiam
    Mała Mi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz! :) Pracuję nad ogólnym streszczeniem, bo to faktycznie jest dobry pomysł przy takich przerwach i wielkości opowiadania. Nowy rozdział niedługo. Pozdrowienia!

      Usuń

Użytkowników bez konta Google proszę o wybór z listy "komentarz jako" pola "Nazwa/Adres URL" i w polu nazwa podanie nicka. Jest łatwiej, gdy wiadomo, kto jest kim.