Dom Evansów nigdy
jeszcze nie był tak cichy jak przez ostatnie miesiące. W domu przez
większość dnia panowała grobowa cisza, którą przerywał tylko
donośny kaszel ojca z sypialni na piętrze. Lily do teraz nie mogła
uwierzyć, że to wszystko spadło na nich tak nagle. Od świąt
widzieli, że ojciec wygląda coraz gorzej, ten jednak uparcie
twierdził, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Gdy pod
koniec kwietnia Mary Evans wraz z Petunią w końcu zmusiły go by
poszedł do lekarza wyrok spadł na nich jak grom z jasnego nieba.
Lily najbardziej nie mogła im wybaczyć, że niczego jej nie
powiedzieli, dopóki nie wróciła do domu. Matka tłumaczyła się
faktem, że po tym, co przeżyła w Hogwarcie nie chcieli jej
dodatkowo martwić. Petunia zaś w ogóle się do niej nie odzywała.
Wszystkie te tygodnie
Lily przeżyła jak w letargu. Kilka pełnych niepokoju listów od
Dorcas zostawiła bez odpowiedzi. Co miała jej napisać? Dopiero
spotkanie z Syriuszem i pomoc w urządzeniu nowego mieszkania
pozwoliło jej się na chwilę z tego otrząsnąć. Ale nie na długo.
Diagnoza szybko rozprzestrzeniającego się nowotworu pozbawiła ich
wszystkich sił, a ojciec, który zawsze był tak pełen życia stał
się cieniem samego siebie. Lily nie mogła na to patrzeć, nie mogła
też nic zrobić. Wiele godzin przesiedziała wysyłając listy do
Szpitala Świętego Munga i czytając specjalistyczne magiczne
czasopisma, jednak czarodzieje byli bezradni tak samo jak mugole. Nie
potrafili zrobić nic więcej, nie była to choroba popularna wśród
magicznego społeczeństwa, które nękane było innymi
przypadłościami. Pewnego wieczora podczas cichej kolacji, gdy we
trójkę siedziały w kuchni Petunia wybuchła nagle.
– Jaki w ogóle jest
pożytek z tej całej magii, skoro nie potraficie pomóc ojcu? Co to
za magia? Uczysz się bzdur, a wszystko to jest po prostu
bezużyteczne! Bezużyteczne!
– Petunio… – Mary
Evans spojrzała na córkę z naganą, ta jednak nie dała się
powstrzymać. Lily nie miała pojęcia jak odeprzeć jej zarzuty,
zwłaszcza, że pokrywały się z jej ostatnimi przemyśleniami.
Petunia jednak nie dała się powstrzymać.
– Nie ma cię
miesiącami. Poświęcasz czas na nie wiadomo co, a ojciec ciągle
potrafi mówić tylko o tobie. O twojej szkole i o twoich sukcesach.
Lily to, Lily tamto. Nie mogę tego słuchać. Od lat przeżywa
ciągłą fascynację tobą i twoim zapchlonym światem cyrkowców,
przeznacza fortunę na to wszystko i co ma z tego? Nawet nie
potrafisz mu pomóc!
Lily spuściła głowę,
czując, że zaraz się rozpłacze. Petunia wstała od stołu. Nogi
krzesła zazgrzytały przeraźliwie o kafle.
– Petunio – odezwała
się Mary ostrzegawczo, ale ta zdawała się jej nie słyszeć.
– To wszystko twoja
wina – dodała na odchodnym. Łzy z policzków Lily zaczęły
skapywać na talerz. Mary Evans chwyciła ją za dłoń.
– Wiesz, że to nie
prawda. Ona wcale tak nie myśli.
Lily podniosła na nią
zapłakane oczy.
– Ale to prawda! Nie
potrafię mu pomóc. Dlaczego nie potrafię mu pomóc? –
Rozszlochała się. Mary wstała i objęła ją delikatnie.
– Na niektóre rzeczy
nie można nic poradzić. Nikt z nas nie ma do ciebie pretensji, to
nie jest twoja wina. Petunia bardzo to wszystko przeżywa, musisz jej
wybaczyć. Porozmawiam z nią gdy trochę się uspokoi.
Lily tylko pokręciła
głową, wtulona w ramię matki.
– To nie ma sensu. Ona
nigdy mi nie wybaczy tego kim jestem. Może nigdy nie powinnam była
iść do Hogwartu.
W ciągu następnych
kilku dni Petunia oznajmiła, że wyjeżdża. Jej chłopak, Vernon,
planował wyjazd wraz ze swoją siostrą Marge i znajomymi nad morze.
Państwo Evans zareagowali bardzo entuzjastycznie.
– To świetny pomysł,
kochanie – powiedział Mark Evans, który po nowej dawce leków
czuł się od kilku dni trochę lepiej. Jego twarz nabrała kolorów,
a apetyt znacznie wzrósł. – Nie ma sensu, żebyś siedziała tu
przez cały czas ze starym, chorym prykiem. Poza tym czuję się
dobrze. Jedź.
Petunia była wyraźnie
zadowolona, chyba pierwszy raz od tygodni.
– Może wzięłabyś ze
sobą Lily? Ona też tak niewiele wychodzi – dodał po chwili
nieświadom napięcia jak panowało między siostrami.
Lily wykręciła się od
razu tłumacząc się zakupami na nowy semestr i przygotowaniami do
wyjazdu. Miała jeszcze co prawda ponad dwa tygodnie, wiedziała
jednak, że jej towarzystwo jest ostatnią rzeczą jakiej życzyłaby
sobie Petunia. Poza tym naprawdę musiała odwiedzić Pokątną i
przygotować się na wyjazd do Hogwartu. To był jej ostatni rok.
Wraz z listą książek w kopercie znalazła nowiutką odznakę
Prefekta Naczelnego. Jeszcze tego samego wieczora dokończyła
obszerny list do Dorcas. Następny był krótki list do Syriusza.
Skoro miała odwiedzić Londyn nie mogła się z nim nie spotkać,
zwłaszcza że nie mieszkał daleko od Pokątnej.
* * *
Severus z wyczekiwaniem
wpatrywał się w swojego rozmówcę, czując, że serce wali mu
mocno w piersi.
– Tak, słyszałem o
tym. Dumbledore do spółki z Knotem przekonali Ministerstwo, że
warto dać mu drugą szansę. – Czarny Pan zwinął list w rulonik
i przeniósł wzrok na Snape'a. – Pewnie chcesz wiedzieć, czy
wrócisz do zamku. – Oddał mu pergamin, gdy chłopak kiwnął
głową. – A jakie ty masz o tym zdanie?
– Sądzę, że warto
wrócić.
– Dlaczego?
– Bez ukończonej
szkoły byłbym bezużyteczny jeśli chodzi o dalszą karierę. Ze
swoimi predyspozycjami mógłbym dostać się do wielu ciekawych
miejsc po skończeniu Hogwartu. Byłbym przydatny.
Voldemort zamyślił się.
Severus patrzył na niego, czując, że pocą mu się dłonie. Sama
jego twarz napawała niepokojem. Upiornie blada i zniekształcona.
Snape widział jego nieliczne zdjęcia z młodości i tym mocniej
uderzał go kontrast pomiędzy tymi dwoma obliczami. Nagłe pukanie
do drzwi zakłóciło ciszę.
– Wejść.
W drzwiach stanął
Lucjusz Malfoy. Z zaskoczeniem spojrzał na Severusa.
– O co chodzi,
Lucjuszu?
– Chodzi o
ministerstwo. Nasz kontakt przesłał wiadomość, panie –
powiedział powściągliwie, spoglądając raz po raz to na jednego,
to na drugiego.
– Już kończymy.
Usiądź. – Przeniósł wzrok na Severusa. – Wiedza to potężna
rzecz. To, że wierzymy w czystość krwi nie znaczy, że wierzymy
też w niedoedukowanie. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek z moich ludzi
przedwcześnie opuścił Hogwart. Zwłaszcza ty, Severusie. Masz
rację, z twoimi niezwykle przydatnymi predyspozycjami dalsza droga
stoi przed tobą otworem. Możesz odejść. Przekaż tę wiadomość
pozostałym.
Severus ukłonił się i
wyszedł, czując na sobie wzrok Lucjusza. Schodząc po schodach
poczuł ogromną ulgę. Nie mógł też powstrzymać dumy kiełkującej
gdzieś głęboko.
Lucjusz czekał, aż
drzwi zamkną się za Severusem.
– Severus będzie
kiedyś bardzo ważny dla nas. Przeczucia rzadko mnie mylą –
powiedział cicho Voldemort, nasłuchując oddalających się kroków.
– Nie wydaje się być
jeszcze w pełni gotów. Wszyscy wiedzą o jego sympatii do szlam.
Voldemort syknął cicho,
co równie dobrze mogło być prychnięciem niezadowolenia.
– Jedna dziewczyna.
Pożądanie, to słabość, którą łatwo wyeliminować.
– Ta dziewczyna, Lily
Evans, to ta, na którą natknęliśmy się na błoniach.
– Lily Evans –
mruknął Voldemort jakby smakując to słowo. – Ale nie była
sama. Razem z nią był… Młody Potter? – Lucjusz potwierdził
skinięciem głowy.
– Zdrajca krwi.
Niewiele lepszy od niej.
– Cierpliwości.
Wszystko w swoim czasie, Lucjuszu. Pokaż mi tę wiadomość.
Mężczyzna wyciągnął
z kieszeni zwitek pergaminu. Voldemort przejrzał go uważnie.
– Nowe kontakty –
mruknął po chwili. – Myślę, że niedługo uda nam się
wprowadzić tam ciebie. Bądź gotów. Nasza siatka kontaktów wciąż
jest zbyt słaba.
– Czy będziemy
próbowali znów dostać się do Hogwartu?
– Nie. Tym razem nie
uda nam się go pozbyć. Dumbledore jest bystry. Sprowadzenie go na
fałszywy trop było bardzo ryzykowne.
– Nie uda się drugi
raz?
– Nie może ode mnie
nic więcej dostać. – Powiedział jakby do siebie. Nagle wstał i
odwrócił się do Lucjusza plecami, wyglądając przez okno. –
Skończyliśmy. Odejdź teraz.
Malfoy posłusznie
opuścił pokój.
Czarny Pan nadal stał
przy oknie. W jego sercu od dłuższego czasu kiełkował strach.
Dumbledore węszył. Szukał, niczym głodny kundel przekopujący się
przez sterty śmieci w nadziei, że natknie się na resztki. Wyprawa
do zamku była głupotą, nie mógł wierzyć, że naprawdę będzie
w stanie odnaleźć księgi, które kiedyś tam były. Bibliotekarka
nawet nie zdawała sobie sprawy, że niektóre z ksiąg głęboko
zakopanych wśród woluminów Działu Ksiąg Zakazanych były
jedynymi egzemplarzami na świecie. Pół świata przejechał,
poszukując odpowiedzi na zawarte w nich pytania. Im zawdzięczał
swoją moc. Po tylu latach studiów chciał do nich wrócić.
Wyciągnąć nowe wnioski.
Pluł sobie w brodę, że
nie zabrał ich, gdy był jeszcze w szkole. Teraz nic nie mógł
zrobić. A przede wszystkim nie mógł zwrócić uwagi Albusa. Nikt
nie mógł się dowiedzieć. Zwłaszcza on.
* * *
Ulica Pokątna pełna
była studentów Hogwartu, którzy w jeden z ostatnich weekendów
letnich wakacji robili gorączkowe szkolne zakupy. Ulga ponownie
otwartej szkoły spłynęła na wszystkich, wprowadzając
stabilizujące uczucie spokoju. James i Syriusz spotkali się w
Dziurawym Kotle, pierwszy raz od dnia kiedy otrzymali listy z
Hogwartu. Usiedli przy stoliku schowanym w rogu. Syriusz sączył
kawę, spoglądając wyczekująco raz po raz na niedaleki kominek.
– Remus i Peter powinni
już być – mruknął w końcu niezadowolony. James tylko mruknął
coś znad Proroka Codziennego, którego regularnie czytał przez całe
wakacje. Chciał wiedzieć wszystko i miał nadzieję, że regularne
czytanie artykułów od deski do deski naprowadzi go na niezauważone
przez innych tropy i powiązania.
– Nareszcie! – Z
kominka buchnął zielony ogień i wśród sadzy pojawił się Peter.
Twarz miał całkiem brudną, a włosy, zazwyczaj jasne, teraz przez
popiół pociemniały o jakieś dwa tony. Syriusz uniósł rękę,
żeby zwrócić jego uwagę. Ten pomachał mu żarliwie, zamówił
przy barze szklankę lemoniady i usiadł obok nich.
– Czekamy na Remusa? –
zapytał, pociągając długi łyk ze szklanki. Kilka kropli
spłynęło ze szkła i wsiąknęło w drewniany blat.
– Powinien być
kwadrans temu.
Peter zerknął ciekawie
na Jamesa, który chyba nawet nie zauważył jego przybycia. Spojrzał
pytająco na Syriusza, ale ten tylko wzruszał ramionami, ze wzrokiem
mówiącym „Nie pytaj”.
– Jak tam nowe
mieszkanie? Nie miałem za bardzo okazji, żeby cię odwiedzić.
Matka ledwo się zgodziła, żebym wrócił do szkoły.
– Jest dobrze.
Ostatnimi czasy głównie doprowadzałem je do porządku. Trzeba było
odmalować, naprawić kilka rzeczy. Trochę rozklekotane tam
wszystko, ale nie ma jak u siebie.
– Zazdroszczę. Sam
chętnie bym się wyprowadził, ale chyba nie mógłbym mojej matki
zostawić samej – powiedział, pociągając smętnie kolejny łyk
lemoniady. – Zamartwiłaby się. Zwłaszcza w tych czasach.
W tej samej chwili w
kominku znów rozbłysnął zielony ogień i w Dziurawym Kotle
pojawił się Remus Lupin. Syriusz aż zaklął pod nosem. Wyglądał
jak siedem nieszczęść. Był bledszy i chudszy niż zwykle, o ile
to w ogóle możliwe. Oczy miał podkrążone. Syriusz przeliczył
szybko w myślach dni. Od pełni dzieliły ich jeszcze dwa tygodnie,
więc to na pewno nie to. Lupin podszedł do nich ociężale.
– Przepraszam za
spóźnienie. – Wypowiedział te słowa takim głosem, że nawet
James podniósł głowę znad gazety.
– Wyglądasz strasznie
– ocenił bezceremonialnie Peter i nagle pisnął cicho, bo Syriusz
kopnął go pod stołem w goleń.
– Siadaj. Czego się
napijesz? – Syriusz już się podnosił, gdy Lupin zatrzymał go
ostrym spojrzeniem.
– Nie musicie traktować
mnie jak chorego. Jest w porządku. Rozstałem się z Martą. To było
trudne.
Syriusz opadł na
krzesło. James zamknął gazetę. Peter siorbiąc pociągnął łyk
ze szklanki. Cisza.
– Dlaczego?
– Nie wraca do
Hogwartu. Jej ojciec zarządził, że wyjadą i opuszczą Anglię.
Doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu tego dalej utrzymywać.
Jego twarz jasno dawała
do zrozumienia, że wcale tak nie uważał. Tak zwięzłe
oświadczenie zabrzmiało obco w jego ustach. Wydawał się taki
niepodobny do siebie.
– O kurde, przykro mi.
– James i Syriusz spojrzeli po sobie, nie bardzo wiedząc co więcej
powiedzieć.
– Chcesz napić się
czegoś mocniejszego?
Remus pokręcił głową.
– Po prostu chodźmy
już na te cholerne zakupy.
Syriusz odsunął pustą
filiżankę, a Peter szybko dokończył lemoniadę. Ruszyli za
Remusem w stronę Pokątnej. James zwinął gazetę i schował do
kieszeni. Jego dłoń napotkała okrągły metalowy przedmiot. Wyjął
go z kieszeni i spojrzał z niezadowoleniem.
– James, idziesz? –
Syriusz obejrzał się na niego.
– Idę! – Ze
zdecydowaniem schował przedmiot do kieszeni, kręcąc głową.
Dzisiaj nie musiał tym nikomu zaprzątać głowy. Wyszedł z
Dziurawego Kotła, spoglądając na Remusa, Syriusza i Petera idących
przed nim. Zaskakiwała go przemiana jaka w nich zaszła. Zgarbiony i
zmartwiony Lupin. Poważny i samodzielny Syriusz. Nawet Peter, który
nigdy nie słynął z powagi nabrał rezolutności. Wkładając
dłonie głębiej w kieszenie spodni zastanawiał się, czy i jego
dotknęła przemiana.
* * *
Lily siedziała w
ostatnim przedziale swojego wagonu, przeglądając notatki
sporządzone tego ranka. Ekspres do Hogwartu miał ruszyć lada
moment. Za oknem tłoczyli się uczniowie i ich pełni niepokoju
rodzice. Lily podejrzewała, że wielu nie było pewnych co do
decyzji o powrocie do szkoły. Nie po tym co wydarzyło się przed
wakacjami. Śmierć Jasona zawisła niczym cień nad całą szkolną
społecznością i Lily była pewna, że tak szybko ich nie opuści.
Ona jednak przez większość wakacji nie miała czasu o tym myśleć,
a nowa odznaka prefekta naczelnego, która przyszła wraz z listem
wprawiła ją w konsternację, uprzytamniając, że powrót do
Hogwartu jest czymś jak najbardziej realnym. W przedziale pojawiła
się Eliza, prefekt naczelna Revenclawu. Zamieniły kilka słów na
temat zbliżającego się spotkania, po czym Lily znowu została
sama. Po chwili drzwi przedziału otworzyły się ponownie, a znajomy
głos wyrwał ją z zamyślenia. Podniosła głowę zaskoczona.
– James? Co ty tu
robisz? – Chłopak stanął niepewnie w drzwiach przedziału. Był
wyższy niż te kilka miesięcy temu, gdy widziała go po raz
ostatni. Ale nieład na jego głowie nie uległ najmniejszej zmianie.
– Też się cieszę, że
cię widzę, Lily – odparł wesoło, a Lily zaśmiała się
zmieszana i uściskała go. – Sto lat cię nie widziałem! Całe
wakacje.
Położył dłoń na jej
ramieniu, widząc jak mina jej rzednie.
– Słyszałem o twoim
tacie. Musi być ci ciężko.
– Ostatnio czuje się
lepiej. Nowe leki mu służą. Nawet zaczął wychodzić na spacery.
Nie jest łatwo, ale jesteśmy pełni nadziei – powiedziała, siląc
się na spokój. Czuła, że łzy mimowolnie napływają jej do oczu.
Odwróciła wzrok zmieszana. James objął ją ponownie. Wtuliła się
w jego ramię, czując, że łzy płyną jej po policzkach. Poczekał
aż się uspokoi. W końcu odsunęła się od niego zmieszana.
Niespodziewany uścisk w żołądku uświadomił ją, że nadszedł
moment, którego, w głębi ducha, obawiała się przez całe
wakacje. Nie widziała go od tak dawna. Mimowolnie przypomniała jej
się noc ataku. Tamten pocałunek. Czuła, że się rumieni.
– Przepraszam. Nie
wiem, co mnie napadło.
– Nie przepraszaj.
Przykro mi, że nie było mnie przy tobie wcześniej.
– Prawie z nikim się
nie widywałam. Chyba raz widziałam się z Syriuszem. I z Suzan
robiłyśmy zakupy na Pokątnej. Kompletnie… Nie byłam w stanie. –
Otarła policzki. – Dlaczego tu przyszedłeś? Coś się stało?
– Cóż, wszystko
wskazuje, że tutaj powinienem się zgłosić. – Wyciągnął z
kieszeni pomięty list i błyszczącą odznakę.
– Prefekt naczelny? To
jakiś żart? – Lily spojrzała na niego zaskoczona. James pokręcił
głową.
– Jestem w takim samym
szoku jak ty. – Podał jej list, który dostał od dyrektora razem
z odznaką.
– Nie obraź się, ale
zawsze sądziłam, że to Remus będzie… – powiedziała, czytając
list. James zaśmiał się.
– Ja nawet nie
wiedziałem, że mogę zostać prefektem naczelnym bez bycia
wcześniej prefektem.
– Dumbledore musi cię
bardzo szanować – powiedziała Lily, oddając mu list. – Musi
wiązać z tobą duże nadzieje.
James zaśmiał się.
– Myślę, że ten list
to zawoalowane gratulacje za nabranie rozsądku. Ostatni rok wszystko
zmienił. – Schował list z powrotem do kieszeni i przypiął do
klapy szaty odznakę prefekta. – Będziemy mieć spotkanie?
– Mniej więcej w
połowie podróży, jak zawsze.
– No to masz połowę
podróży, żeby wprowadzić mnie w tajniki bycia prefektem. Jak
widać zostałem wrzucony na głęboką wodę. – Postukał palcem w
odznakę. W tym samym momencie pociąg ruszył z przeciągłym
gwizdem.
* * *
Fryderyk zapomniał już
jak wielkie wrażenie robi Wielka Sala, zwłaszcza podczas uczty
inaugurującej nowy rok szkolny. Z zapartym tchem spoglądał na
ogrom gwiazd odzwierciedlony na sklepieniu. Blask świec zawieszonych
nad stołami nadawał całej komnacie ciepły, domowy wręcz urok.
Uczniowie powoli wlewali się strumieniem przez drzwi wejściowe,
siadając przy stołach swoich domów. Obserwował liczne powitania i
uściski, z rozrzewnieniem wspominając swoje młodzieńcze lata, gdy
sam był na ich miejscu.
– Dziwnie się na to
patrzy po tej stronie stołu, prawda? – Siedząca obok Minerwa
nachyliła się do niego. – Pamiętam swój pierwszy rok pracy. To
było niesamowite przeżycie.
– Minęło wiele lat
odkąd byłem tu ostatni raz. Nie sądziłem, że jeszcze zobaczę
Hogwart. A na pewno nie z tej perspektywy – powiedział zamyślony,
zerkając z ukosa na dyrektora siedzącego kilka krzeseł dalej.
Minerwa uścisnęła jego dłoń delikatnie, ale szybko ją odsunęła,
jakby zaskoczona tym gestem.
– Cieszę się, że
przyjąłeś tę posadę.
Fryderyk zaśmiał się
gorzko.
– Albusowi się nie
odmawia. Ale też się cieszę.
W końcu wszyscy
uczniowie zajęli swoje miejsca. Boczne drzwi sali otworzyły się,
wprowadzono pierwszorocznych, a gwar wypełniający salę ucichł.
Wyświechtana tiara leżała już przygotowana na stołku. Rząd
pierwszaków ustawił się przed nią rzędem. Po chwili, tak jak to
Fryderyk zapamiętał, rozcięcie nad rondem kapelusza otworzyło się
i tiara zaczęła śpiewać. Minęło kilka chwil, by zdał sobie
sprawę, że pieśń była kompletnie inna, od tych które słyszał
w swojej młodości. Pamiętał wesołe pieśni o braterstwie i
nauce. Dzisiejsza pieśń była odmienna. Dostrzegłszy poruszenie na
sali wiedział, że jego spostrzeżenia są słuszne. Mroczna pieśń
tiary przydziału mówiła o śmierci i mroku, zagrażającym
czarodziejom. Braterstwie, ale jako rzeczy koniecznej, broni
zapewniającej przetrwanie.
Braterstwo nie z krwi, a
z wiary.
Bo krew niewiele znaczy,
gdy serca łączą
ideały.
Gdy skończyła na sali
zapadła martwa cisza. Dopiero po chwili, początkowo niemrawe, potem
silniejsze oklaski przeszły przez salę. Chwilę potem rozpoczęto
ceremonię. Po jej skończeniu, gdy wszyscy nowo przydzieleni
rozeszli się już do swoich stołów Dumbledore wstał z miejsca.
– Witam wszystkich w
nowym roku szkolnym – powiedział, uśmiechając się. Światło
świec odbijało się w jego okularach. – To była długa droga,
ale cieszę się, że udało się nam wszystkim tutaj dzisiaj
spotkać. Zanim oddacie się przyjemnym rozkoszom podniebienia
chciałbym powiedzieć kilka ważnych słów. Na początku chciałbym
powitać naszego nowego nauczyciela obrony przed czarną magią,
Fryderyka Reddgensa. – Fryderyk wstał pospiesznie, czując że
nogi ma jak z waty. Po sali przeszły umiarkowane oklaski. Gdy te
ucichły, a on znów siedział na krześle twarz Dumbledore'a
przybrała poważny wyraz.
– Stanęliśmy przed
trudnym wyborem – powiedział, a jego głos poniósł się po sali
niezwykle donośnie i wyraźnie. – Są ludzie, którzy chcą
poróżnić magiczne społeczeństwo i zakłócić równowagę, którą
od tak dawna budowaliśmy. Strach sięga naszych serc, próbując
zniszczyć, to, co tutaj codziennie razem tworzymy. Możemy mu się
poddać. Ale możemy też z nim walczyć. W ostatnim roku stanęliśmy
z nimi oko w oko, u bram zamku, tracąc niezwykle utalentowanego
młodego człowieka. Niech jego waleczna postawa natchnie was.
Pamiętajcie: nie traćcie nadziei. Za nami wiele bolesnych rozstań,
ale nie jesteście sami. Rozejrzyjcie się wokół siebie. To wasi
sojusznicy, wasi przyjaciele. Parafrazując tiarę przydziału,
bracia nie z krwi, a z ideałów. Walka nie ustaje po porażce, a
trwa dopóki są ludzie, którzy wierzą w swoje ideały. Nawet gdy
sprawy wydają się całkiem stracone, pojawia się promyk nadziei.
Ministerstwo pomoże nam w tym trudnym czasie, udostępniając
doświadczonych aurorów, którzy będą ochraniali zamek. Z tej
racji uczniowie, poza wyjątkowymi przypadkami, nie będą mogli
przebywać na korytarzach po godzinie dziewiątej wieczorem. – Po
sali przeszedł szmer niezadowolenia. Dyrektor uciszył go, unosząc
dłoń. – Dodatkowe szkolenia obronne będą kontynuowane wzorem
poprzedniego roku. Pozostałe informacje zostaną wam przekazane
przez prefektów waszych domów. – Uśmiechnął się. – Na
osłodę dodam, że nasi kucharze naprawdę się dziś postarali, aby
wszystko było wspaniałe.
W tym momencie na stołach
pojawiło się jedzenie. Fryderyk poczuł, że ślina napływa mu do
ust na widok pieczonych mięsiw, zasmażanych ziemniaków i ciast,
których zapach nagle dotarł do jego nosa.
– Smacznego!
Cieszę się, ze powróciliśmy już do Hogwartu. Zawszze wtedy czuje się powiew magii, choć ten rok nie bedzie pewnie dla nikogo zbyt radosny. Aczkolwiek przynajmniej w życiu Lily i Jamesa pojawi się radośc ;p
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Charles przeżyje albo ze przynajmniej dasz mu jeszcze trochę czasu. na poczatku wydawało mi się, że nie pozwolisz mu się miec lepiej, więc się ucieszyłam, że jednak dałaś radę. poruszyłaś tym samym temat, który i mnie ciekawił - kwestii chorób mugolskich w świecie Rowling ;p u mnie też jest ten watek.
caly czas b. podoba mi się, że Syriusz przyjaźni się z Lily, ale chyba jednak nie spotkalin się na tej Pokatnej, smutno ;(. Przykro mi bardzo, że Marta wyjechała. Zastanawia mnie, kto tak naprawde zadecydował o tym, by się rozstala z Remusem... James też sie zmienił, nawet jeśłi na razie się tylko nad tym zastanawia, a nie jest pewny, jest już młodym meżczyzną, a nie chłopcem, i Lily też to widzi. Bardzo ładnie zachował się wobec niej w pociągu. Zastanawia mnie, kiedy i czy porusza wątek pocałunku xD
Trochę zdziwił mnie fragment z Volemortem; tzn. ja pamiętam, że u Ciebie on się kontaktował z uczniami itd., ale mam wrażenie, że traktował mlodego Sevrusa niemal jak równego sobie, a to nie wydaje mi sie do niego podobne. POnadto pod koniec, gdy myślal o tych ksiągach, to w jakimś sensie zroibło mi sie go troche zal. Może specjalnie tak to przedstawiłaś, ale to było naprawdę dziwne odczuwać coś takiego wobec V.
Podobała mi się też uczta i przemowa Voldemorta. NIe pamiętam, czego miał uczyć Fryderyk, ale cieszę sie, że poznamy go z innej perspektywy i co będą o nim uwazali uczniowie ;p
Rozdział o wiele lepiej napisany niż poprzedni, mniej chaotycznie, choć trochę błędów interpunkcyjnych było, nawet przed "że' ("czując, że") zabrakło raz przecinka. Musisz popracowac nad tym, ponadto wciąż są dywizy zamiast myślników.
Zapraszam na niezaleznosc-hp.blogspot.com
Dzięki za uwagi. Rany, te dywizy to wina edytora, z którego jak kompiluję do innych formatów to tak to wygląda. Zapominam to zmienić. ;) Ale poprawiłam. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się uwolnić od błędów interpunkcyjnych.
UsuńCo do treści, głównie Voldemorta - chcę go pokazać od strony trochę bardziej ludzkiej, nie jako przerysowany czarny charakter, który tylko czai się po kątach i chichocze złowieszczo (teraz sama przerysowuję) ;) Severus pokazał już kilka swoich zalet i myślę, że pokazał V swoją przydatność (była sprawa z biblioteką oraz cały atak na Hogwart, kiedy to Severus był odpowiedzialny za naruszenie bariery wokół zamku).
Fryderyk oczywiście OPCM, jaki inny przedmiot się zwalnia rokrocznie. ;)
Dzięki, dzięki, że czytasz!
proszę, staram sie pomagać, jak moge ;P wiem, edytory bywają okropne :/
Usuńi dobrze, bo przez to Twoje opowiadanie jest bardziej przekonujące. nigdy nie jest czarno-biało.
A pytnie o przedmiot faktycznie nie bylo madre :D
zapraszam na nowość do mnie i cieszę się, że u Ciebie rozdział pojawi sie już niedlugo ;p
Odkryłam twój blog wczoraj i wciągnęłam się. Uważam , że jest to jeden z lepszych blogów o tej tematyce zarówno pod względem pomysłu jak i stylu pisania (nie licząc nie licznych błędów interpunkcyjnych). W dojrzały sposób przedstawiasz ewolucje stosunków pomiędzy Lily a Jamesem od niesnasek poprzez przyjaźń do miłości. Jednakże nie skupiasz się tylko na nich, przybliżasz nam także sylwetki Syriusza, Remusa, a nawet nauczycieli Hogwartu np. McGonagall.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi się jednak robi gdy myślę , że uśmiercisz Fryderyka - bo jak wiadomo żaden nauczyciel OPCzM długo się nie utrzymał.
Jedyną wadą twojego opowiadania są nieregularnie dodawane rozdziały. Mam nadzieję, że to się polepszy, bowiem długie przerwy sprzyjają zapominaniu wątków. Pozdrawiam Seren.
Dzięki za komentarz i za tak miłe słowa! :) Tak - częstotliwość dodawania rozdziałów to moja słaba strona, ale może w końcu uda mi się utrzymać jakąś regularność. Piszę to opowiadanie już tyle lat! Odnośnie Fryderyka - nie każdy nauczyciel OPCM musiał zginąć, także nie przesądzajmy jeszcze jego losu.
UsuńPozdrawiam ciepło, Margaret
Bardzo lubię twój blog już wszyscy pisali, że jest cudowny. Ja też go uwielbiam. Jedynym minusem jest niezbyt częste publikowanie rozdziałów. Mam nadzieję, że to się zmieni.
OdpowiedzUsuńDzięki! Takie słowa motywują. ;) Co prawda - mam sporo na głowie, ale ostatnio próbuję wrócić do częstszych publikacji, co miesiąc - półtora. Nowy rozdział powinien pojawić się do połowy lipca. Pozdrawiam!
UsuńZaczęłam czytać twoje opowiadanie dość niedawno. Wczoraj lub w środę. Nie jestem pewna.
OdpowiedzUsuńBardzo spodobała mi się twoja historia i właśnie czegoś takiego szukałam (uwielbiam poznawać nowe blogi, więc jeśli jakieś fajne czytasz-polecaj). Notka ekstra, ale nie mogę się doczekać Jamesa i Lily jako pary. Ale z drugiej strony bardzo fajnie, że tak to budujesz. Cholera...chciałabym ich w końcu zobaczyć (w wyobraźni, w twoim opowiadaniu) jako Jily.
A.
Dawno nie czytałam twojego bloga. Odwiedzałam , czasem nawet skomentowałam ...ale nie czytałam. Teraz po zimnach jakie tu zaszły ciężko mi . :( To już nie to samo. Wiem , że chciałaś by blog spoważniał- sama w końcu przez te 10 lat już nieźle spoważniałaś ... ale straciło to dla mnie urok jaki posiadało na początku. Brakuje mi tej głupoty i wesołości.
OdpowiedzUsuńNo i zrobiłaś coś niewybaczalnego. Ciągle jestem w zaprzeczeniu. Jason nie żyje?! To nie może być prawda.
Kiedys napisałam Ci : '' Same minusy :/ To opowiadanie mnie denerwuje. Tak bym napisała gdyby nie Jason. On to opowiadanie ratuje. Wprowadzony został już dawno w listach do brata. I to chyba jedyna rzecz o której nie zapomniałaś. Ten chłopak ratuje twoje opowiadanie więc jeśli go skrzywdzisz to będziesz miała ze mną do czynienia. Nie pozwalam słyszysz?! I nie rób z niego potwora. Podziękuj mu jakoś za to, że postanowiłam tu zostać i pilnować tego opowiadania. :D Niech się okaże ideałem – lepszym niż Syriusz i James razem wzięci''
OdpowiedzUsuńJa naprawdę , nie zgadzam się na jego śmierć. :/ On coś wymyślił prawda? Uratował się. Gdyby było inaczej wspomniałbyś coś pewnie o rozpaczy jego młodszego barta. Przynajmniej tak to sobie tłumacze. Czekam na nową notkę. I chce w niej Jasona.
Bardzo ładnie proszę.
Wróciłam po 2 latach i cieszę się z nowych rozdziałów , jak zawsze są przepiękne i wciągające , nie mogę się doczekać wyznania Jamesa że woli być kimś więcej niż przyjacielem w stosunku do Lily <3
OdpowiedzUsuńWchodzę na twojego bloga bardzo często, z nadzieją na kolejny rozdział, niestety nadal go nie ma. Proszę wstaw coś nowego.
OdpowiedzUsuńHej! jestem ty nowa ale pokochałam twój blog :) na pewno będę częściej wpadać.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że się wypominam, ale gdzie jesteś?
OdpowiedzUsuńWczoraj odkryłam twojego bloga i jest genialny! Masz wielki talent do pisania, normalnie nie mogłam się oderwać! Mam nadzieję, że napiszesz kolejną część, czekam.
OdpowiedzUsuń