Rudowłosa dziewczyna
obudziła się wczesnym rankiem i zerknęła na zegarek. Było wpół
do ósmej. Wściekła, że obudziła się tak wcześnie, opadła z
powrotem na poduszki próbując ponownie zasnąć. Niestety natłok
myśli nie pozwalał jej na to. Wygramoliła się więc z pościeli i
podeszła boso do okna. Wyjrzała na zewnątrz i zobaczyła te same
jak zwykle uśpione o tej porze domy. Tylko panna Fewerty, urocza
staruszka mieszkająca dom dalej już nie spała. Lily zauważyła ją
idącą powoli chodnikiem i najwyraźniej zmierzającą jak co dzień
rano do sklepu. Evans uśmiechnęła się i odwróciła od okna. Jej
wzrok padł na duży kufer podróżny stojący w rogu, a później na
kalendarz wiszący na ścianie, gdzie skreślała dni, dzielące ją
od wyjazdu do Hogwartu. Podeszła do niego i skreśliła kolejny
dzień, z bólem zauważywszy, że czeka ją jeszcze cały miesiąc z
jej okropną siostrą Petunią, nim w końcu będzie mogła stąd
wyjechać.
Podeszła do lustra i
spojrzała na swoje odbicie. Rude włosy w nieładzie okalały jej
twarz, zielone oczy błyszczały. Uśmiechnęła się do siebie,
chwytając jednocześnie za szczotkę i rozczesując pasmo długich,
lekko falowanych włosów. „Rudzielec” pomyślała i uśmiechnęła
się, tym razem nieco szerzej. Brakowało jej przyjaciół. Tak
bardzo chciała już spotkać kogokolwiek ze świata magicznego.
Niestety jej przyjaciółki były u niej zaraz na początku wakacji i
wyjechały po dwóch tygodniach. Od tamtego czasu Evans nie widziała
nikogo ze swoich szkolnych znajomych, a wiele by dała żeby to
zmienić. Chciała spotkać kogokolwiek życzliwego jej duszy i
wiedzącego kim jest naprawdę. Nawet tego idiotę Pottera mogłaby
znieść. Odłożyła szczotkę i spojrzała na siebie, zastanawiając
się co on w niej widzi. Doprowadzał ją do szału swoimi ciągłymi
idiotycznymi zaczepkami. Lily miała już dość jego kolejnych prób
umówienia się z nią. Niestety na niego nie działały krzyki,
prośby, groźby – od pierwszej klasy prześladowało ją
rozczochrane, niedające spokoju widmo Pottera.
Evans nie wiedziała skąd
Szukający wziął pomysł, że dziewczyna umówi się z kimś kto do
jej łóżka przysyła ogromnego, włochatego pająka, mówiącego
Evans, umów się z Jamesem. Krzyk dziewczyny postawił wtedy
na nogi chyba całą wieżę Gryffindoru. Zresztą Potterowi nie
uszło to wtedy na sucho. Musiała przyznać, że na przełomie
kolejnych lat zachowanie Jamesa zmieniało się. Początkowo były to
typowe, dziecinne żarty i dokuczanie. Dopiero potem doszedł aspekt
„umawiania się.” Lily sama nie wiedziała, czy traktuje to
poważnie, ale musiała przyznać, że w jakiś irytujący sposób
pochlebiało jej to. Zdała sobie sprawę, że lekko się uśmiecha.
Co się ze mną dzieje? przeszło jej przez myśl. Chyba
naprawdę potrzebne mi towarzystwo. Usiadła z powrotem na łóżku
i sięgnęła po list leżący na parapecie. Dostała go kilka dni
wcześniej, ale nawet nie raczyła odpisać. Po raz kolejny
przeczytała słowa:
Kochana Lily
Na początku chciałbym
Cię serdecznie pozdrowić. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko
w porządku. Nie wiem czy dotrwam do pierwszego września bez
spotkania, dlatego pragnę Cię zaprosić do mnie na kilka dni.
Byłbym zaszczycony, jeśli zgodziłabyś się mnie odwiedzić.
Czekam na odpowiedź,
James Potter
- Twoje niedoczekanie,
Potter - mruknęła cicho i zaczęła się ubierać.
* * *
Czarnowłosy chłopak
już od dłuższej chwili nie spał i wpatrując się w sufit,
rozmyślał. Dawno przestał się łudzić, że Lily mu odpisze.
Spojrzał tęsknie na zdjęcie stojące na nocnym stoliku.
Przedstawiało rudowłosą dziewczynę z błyszczącymi zielonymi
oczami. Uśmiechała się lekko. Zdjęcie to zrobiła dla Jamesa
przyjaciółka Lily, Ann. Evans nie miała pojęcia, że chłopak je
ma, w innym wypadku już dawno by je stracił. Podniósł się z
łóżka i sięgnął po leżące na krześle ubrania. Dzisiaj mieli
przyjechać do niego znajomi ze szkoły. Kilka dni temu wysłał do
wszystkich zaproszenia i był pewien, że wspólnie będą się
bardzo dobrze bawić.
- James, przyjechali! -
Dwie godziny głos jego mamy przerwał mu ostatnie przygotowania.
Zbiegł na dół i wyszedł przed dom.
- No nareszcie jesteście!
- zawołał. - Już myślałem, że się nie pojawicie. - Uśmiechnął
się do nich szeroko. - Wchodźcie, wchodźcie – powiedział,
biorąc od dziewczyn torby i uginając się nagle pod ich ciężarem.
- Co wy macie w tych torbach?! Kochanków ze sobą przywiozłyście
czy jak? - wysapał.
- Wzięłyśmy tylko
najpotrzebniejsze rzeczy, James. - Dziewczyny uśmiechnęły się
niewinnie.
- Jak to zawsze kobiety -
mruknął ze śmiechem Syriusz. - Daj stary, pomogę ci z tym. Nie
chcemy przecież, żebyś skończył z chorym kręgosłupem.
- Nie przejmuj się.
Skrzaty wszystkim się zajmą – powiedział, odstawiając torby na
ziemię. Jak na potwierdzenie przy jego boku pojawiły się dwa
niewielkie stworzenia. – Mruk, zanieście bagaże do pokojów
naszych gości. – Zakomenderował. Skrzaty pokiwały głowami i już
po chwili bagaże zaczęły znikać z holu.
- Widzisz? Rozpakujcie
się i jak będziecie gotowi zejdźcie na dół coś zjeść, Łapa
zna drogę - powiedział z uśmiechem i przeszedł w stronę salonu.
* * *
Lily skończyła
przycinać krzaki hortensji rosnące pod oknem. Oparła się ciężko
o niewielki płotek i spojrzała na swoje dzieło. Słońce paliło
ją niemiłosiernie w kark, a z czoła lał się pot.
- Mama cię woła,
wiedźmo. - Petunia stanęła za jej plecami i spojrzała na nią
wrogo. Nim zdążyła zareagować siostry już nie było.
Zrezygnowana ruszyła w stronę kuchennych drzwi.
- Wołałaś, mamo? -
Powiedziała do rudowłosej kobiety stojącej przy kuchence i
zawzięcie mieszającej w jednym z garnków.
- Tak. Dobrze, że
Petunia cię zawołała. Od rana ciężko pracujesz, chciałam żebyś
trochę odpoczęła. Czemu nie wyjdziesz gdzieś z przyjaciółmi?
Przecież nie wszyscy mieszkają daleko od nas. - Spojrzała na córkę
z troską. - Nie możesz tak całymi dniami przesiadywać w domu -
dodała po chwili.
- Wiem mamo, ale
niestety... Nie mam się z kim spotkać - powiedziała w końcu
niezgodnie z prawdą, starając się nie myśleć o Potterze, który
mieszkał niecałe dwie godziny drogi od niej. Tym bardziej starała
się nie myśleć o Severusie, z którym od dłuższego czasu unikała
wszelkich kontaktów.
- Ach córeczko, a z
Petunią i jej koleżankami? - Spytała matka ostrożnie. Wiedziała,
że między jej córkami nie dzieje się za dobrze.
- Bóg jeden wie co
Petunia im o mnie naopowiadała. A poza tym nie sądzę, żebym miała
z nimi o czym rozmawiać - odpowiedziała Lily zawzięcie.
- Był jeszcze ten twój
kolega. Sev? Może... - Urwała, widząc naburmuszoną twarz córki.
- Już się nie
przyjaźnimy. Okazał się naprawdę podły.
- Jak uważasz, kochanie
– westchnęła kobieta, nie próbując drążyć tematu. - Masz,
spróbuj i powiedz czy ci smakuje. - Podała jej niewielką łyżeczkę.
- Mmm.. Pyszne! -
powiedziała po chwili oblizując się ze smakiem i zaglądając
ciekawie do garnka. - Co to takiego?
Kobieta uśmiechnęła
się.
- Duszona wołowina -
powiedziała dumnie. - Znalazłam przepis w jednej z gazet i
postanowiłam zrobić. Naprawdę ci smakuje? Nie wydaje ci się, że
brakuje odrobiny soli? - Spojrzała na nią niepewnie.
Dziewczyna westchnęła,
uśmiechnąwszy się lekko.
- Jest w sam raz, według
mnie niczego nie musisz dodawać, ale... O, zjawił się ekspert,
niech on ci pomoże w degustacji. - Lily powitała uśmiechem swojego
ojca, który wszedł właśnie do kuchni.
- Co tutaj tak ładnie
pachnie? - Pan Evans podszedł do żony i zajrzał ciekawie do
garnka.
- Spróbuj, ale tylko
trochę. - Żona spojrzała na męża z uśmiechem, gdy ten sięgnął
widelcem do głębi garnka i skosztował zawartości. Delektował się
chwilę smakiem po czym przełknął i sięgnął po następną
porcję. Potem po jeszcze trochę.
- Mówiłam przecież, że
tylko trochę. - Pani Evans zaśmiała się i podeszła do męża,
zabierając mu widelec z ręki. - Zostaw trochę na obiad.
- Dlaczego tak mnie
traktujesz? - Pan Evans spojrzał na nią spode łba jednak w jego
oczach czaił się uśmiech. Objął żoną w pasie i przytulił
czule. Lily spojrzała na swoich rodziców z uśmiechem i wyszła
cicho z kuchni. Nie chciała im przeszkadzać.
* * *
- Znowu wygrałem!
Nie macie ze mną szans. - Syriusz przeczesał nonszalancko włosy i
spojrzał na swoich przyjaciół. Od dwóch godzin grali w karty i
świetnie się bawili. Jamesowi humor trochę się poprawił i prawie
całkowicie zapomniał o Evans.
- Oszukiwałeś Łapo,
wszystko widziałem, tylko już nic nie chciałem mówić. - Remus
spojrzał z huncwockim uśmiechem na przyjaciela.
- Ja i oszukiwać? -
Syriusz zaśmiał się. - Nigdy w życiu!
Dorcas i Ann zaśmiały,
widząc minę Blacka zgrywającego niewiniątko.
- Jasne, jasne, Black,
wypieraj się dalej. - Dorcas posłała mu ironiczny uśmiech.
- A od kiedy to do mnie
po nazwisku, co? - Syriusz łypnął na nią spode łba, udając
obrażonego.
- Od zawsze. - Dorcas
uśmiechnęła się przebiegle. Syriusz prychnął, po czym wybuchnął
śmiechem.
- Łapo, spokojnie. -
James spojrzał na przyjaciela, szczerząc zęby w uśmiechu.
- James, zejdź na dół
i mi pomóż! - usłyszeli głos pani Potter, przyjaciele zerwali
się, żeby iść z nim on jednak ich zatrzymał.
- Grajcie dalej, ja zaraz
wrócę - powiedział i wyszedł z pokoju.
Przyjaciele spojrzeli po
sobie.
- Coś James się taki
spokojny zrobił. Co się z nim dzieje? - Ann spojrzała pytająco na
chłopaków.
- Ach, a jak myślicie,
kogo zaprosił do siebie, a ta osoba nawet nie raczyła mu odpisać?
- Black uśmiechnął się smętnie.
- Niech zgadnę... Lily?
- Dorcas uśmiechnęła się nieznacznie. - Nie rozumiem tej jej
ciągłej niechęci.
- Może dlatego, że
trochę za bardzo jej się narzuca. - Susan spojrzała na przyjaciół.
- Wiecie jaka jest Lily, nie lubi głupich żartów.
- Trochę, to za mało
powiedziane. - Syriusz uśmiechnął się kpiąco. - Nasz Rogacz nie
wie, że do kobiet, zwłaszcza takich jak Evans trzeba powoli i
spokojnie.
- Oj znawca się znalazł.
- Dorcas parsknęła śmiechem.
- A nie? - Black
uśmiechnął się nonszalancko, a Remus przewrócił oczami.
- Może trochę
skromności by się przydało. Co, Łapo?
- A nie jestem skromny? -
Chłopak spojrzał na przyjaciela z zawadiackim uśmiechem.
- Dobra, starczy tych
głupot - westchnęła Dorcas. - Wróćmy do tematu „jak przekonać
Lily do Jamesa?” - Spojrzała na przyjaciół. Syriusz westchnął
ciężko. - Nie chcesz pomóc przyjacielowi? - Dziewczyna spojrzała
na niego z politowaniem.
- Może po prostu lepiej
zostawić sprawy samym sobie? - Black podniósł do góry jedną
brew.
- Do tej pory rak
robiliśmy, i co? Mamy tylko wiecznie wkurzoną Lily i załamanego
Pottera.
- No to co robimy? - Ann
spojrzała na Dorcas i Susan.
- Trzeba by im
zorganizować spotkanie.
- Żeby Lily go zabiła?
Nie przyczynię się do morderstwa przyjaciela! - oburzył się
Syriusz.
- Uspokój się Łapo,
niech Susan dokończy. - Remus spojrzał karcąco na przyjaciela.
- Bo popatrzcie, jeżeli
zorganizowalibyśmy im spotkanie na jakimś neutralnym terenie
może w końcu Lily by się do niego przekonała. Jeżeli byliby
sami...
- James nie zachowywałby
się jak idiota. - Dorcas uśmiechnęła się szeroko. – Susan,
jesteś genialna.
- Też bym na to wpadł.
- mruknął Syriusz.
- Jeszcze chwile temu
sądziłeś, że nie przyczynisz się do morderstwa przyjaciela -
zaśmiał się Lupin. Syriusz pokazał mu język.
- Dobra, to uzgodnione co
robimy. Musimy się teraz zastanowić jak to zrobimy. - Dorcas
zamyśliła się.
- Trzeba posłać list
Lily, żeby przyszła do parku. Jamesa też tam jakoś wywieźć, a
potem się ulotnić. - Ann spojrzała na przyjaciół, oczekując ich
reakcji.
- To by się mogło udać
- mruknął Remus.
- Jeszcze dzisiaj wyślę
do Lily list, a później pomyślimy co zrobić z... O, cześć
James!
- Cześć? Przecież
widzieliśmy się chwilę temu. - Chłopak wszedł do pokoju i
spojrzał podejrzliwie na przyjaciółkę.
- No tak, oczywiście. -
Dorcas wzruszyła ramionami, próbując ukryć zakłopotanie.
- Chodźcie na dół,
obiad czeka – powiedział James w końcu i wyszedł z pokoju.
Przyjaciele spojrzeli po sobie i poszli za nim. Mieli nadzieję, że
ich plan się powiedzie.
* * *
Lily
Evans siedziała na huśtawce w parku, czekając na swoją
przyjaciółkę, Dorcas. Sięgnęła ręką do kieszeni, wyciągając
list i czytając go po raz kolejny. Zastanawiała się czemu
przyjaciółka umówiła się z nią w takim miejscu i to o takiej
porze. Dokoła powoli zapadał zmrok, a ona czuła się coraz
bardziej nieswojo. Dostrzegła wysoką postać zbliżającą się
powoli w kierunku placu i uśmiechnęła się mimowolnie. Jak zwykle
Dorcas musiała się spóźnić.
- Jesteś nareszcie...
Myślałam, że się ciebie nie doczekam - powiedziała z ciepłym
uśmiechem i wstała z huśtawki. - Nic nie powiesz? I czemu się tak
czaisz? - Lily spojrzała niepewnie na stojącą w mroku postać.
- Lily? - chłopak
wyszedł z cienia, a dziewczyna spojrzała na niego z
niedowierzaniem.
- Potter! Co ty tu...
Gdzie jest Dorcas?! - Evans spojrzała na niego z wściekłością.
Czyżby znowu dała się podejść głupim podchodom Pottera?
- Ja... Nie mam pojęcia.
W sumie myślałem, że ty mi to powiesz. - Chłopak spojrzał na nią
bezradnie. Dziewczyna spojrzała na niego niepewna czy może mu
zaufać. Skąd mogła wiedzieć, że to nie tylko kolejna próba
nakłonienia jej do umówienia się z nim? Jednak patrząc na jego
bezradną minę nabrała przekonania, że chłopak mówi szczerze.
- Jak to myślałeś, że
ja ci to powiem? - zapytała w końcu. - Słuchaj Potter, jeżeli to
ty wysłałeś mi ten list, podszywając się pod Dorcas... -
zaczęła, jednak chłopak nie dał jej dokończyć.
- Jeżeli myślisz, że
kazałbym ci samotnie czekać w ciemnym parku, gdzie może roić się
od zboczeńców, to grubo się mylisz. - Spojrzał na nią ze
złością. Evans rzuciła mu zaskoczone spojrzenie.
- Hmm. No skoro tak. -
Zmieszała się lekko. - Więc może, Potter...
- Na imię mam James.
- Przepraszam. - Lily
zarumieniła się lekko. - A więc, James. Powiesz mi skąd się
tutaj wziąłeś i dlaczego?
- Nie wiem czy wiesz, ale
zaprosiłem do siebie przyjaciół, między innymi ciebie, na co
nawet nie raczyłaś odpowiedzieć - powiedział oschle. - Ale
mniejsza z tym. Syriusz, Dorcas, Ann i reszta od kilku dni dziwnie
się zachowywali, szepcząc po kątach i najwyraźniej coś planując.
W końcu dzisiaj gdzieś się ulotnili, mówiąc, że mają dla mnie
niespodziankę. - Tu rzucił Lily nieznaczny uśmiech. - I że mamy
się spotkać o dziewiątej wieczorem w tym parku.
Evans rzuciła mu uważne
spojrzenie, nie wierząc, że to sprawka Dorcas i reszty.
- Więc to ich spisek -
powiedziała w końcu, odwracając wzrok.
- Najwyraźniej. Myślę,
że chcieli, żebyśmy sobie szczerze porozmawiali. Chyba nie
powinniśmy zmarnować ich starań. - Chłopak podszedł do niej
bliżej, a dziewczyna zaśmiała się cicho.
- Chyba nie. - Spojrzała
mu w oczy.
- Lily, ja... - zaczął
James niepewnie.
- Nie chcę słyszeć, że
mnie kochasz i chcesz się ze mną umówić. Słyszałam to sto razy
- przerwała mu ostro, odwracając wzrok. Przez chwilę jakby
zapomniała, że to Potter, teraz jednak ta świadomość powróciła
z pełną mocą. Odsunęła się od niego, unikając jego wzroku.
Czuła, że dłużej nie wytrzyma jego obecności. - Potter, nie wiem
czy mamy sobie cokolwiek wyjaśniać. Nie rozumiesz, że nic z tego
nie będzie? Dlaczego się w końcu ode mnie nie odczepisz? -
Spojrzała na niego ze smutkiem zmieszanym ze złością.
- Bo mi na tobie zależy,
Lily - odpowiedział chłopak cicho i znów się do niej przybliżył,
jednak dziewczyna odsunęła się gwałtownie. Wszystko się w niej
zagotowało.
- To czemu tak się
zachowujesz?! Biegasz za mną, robisz głupie żarty. Gdybyś tylko
się postarał mogłabym cię naprawdę polubić, ale nie dajesz mi
szansy! Chodzisz napuszony z tym swoim pięknym uśmieszkiem, zniczem
latającym wokół głowy i myślisz, że każda na ciebie poleci?!
Widzisz, ja nie polecę. Mam cię dosyć, nienawidzę ciebie i tych
twoich durnych zaczepek. Mam dość oglądania twojej rozczochranej
łepetyny! Dlaczego nie dasz mi spokoju, dlaczego tak mnie dręczysz?
Gdyby ci na mnie naprawdę zależało, chciałbyś dla mnie dobrze,
ale ty myślisz tylko o sobie! Nie wiesz co to znaczy kochać,
Potter. Mam nadzieję, że kiedyś się dowiesz i przestaniesz
dręczyć wybranki swojego serca! - zakończyła ostro i
odwróciła się na pięcie. - I nie idź za mną. Jeżeli
rzeczywiście ci na mnie zależy, to daj mi święty spokój -
zawołała jeszcze przez ramię i zniknęła w mroku. Chłopak
patrzył za nią, rozmyślając nad tym co powiedziała. Tyle razy ją
denerwował bo był pewien, że inaczej taka dziewczyna jak Evans
zwyczajnie by na niego nie spojrzała. Odwrócił się na pięcie i
ruszył w stronę wyjścia z parku.
* * *
Lily siedziała w swoim
pokoju i wyglądała przez okno. Prawie dwa tygodnie upłynęły od
rozmowy z Jamesem w parku, a ona wciąż nie potrafiła przestać o
niej myśleć. Oparła głowę o szybę, zasnuwając ją lekką parą.
Nie wiedziała, czy postąpiła dobrze krzycząc tak na Pottera.
Trudno było jej to przyznać, ale darzyła go odrobiną sympatii.
Oczywiście, przeważnie bywał denerwujący, ale na swój sposób go
lubiła. Uśmiechnęła się lekko przypominając sobie pewne zimowe
popołudnie, gdy wybrali się całą paczką na dwór by urządzić
bitwę na śnieżki. Lily dawno się tak nie ubawiła, a to w sumie
tylko dzięki Potterowi. Wzięła do ręki zdjęcie, na którym byli
wszyscy razem. Dorcas, Ann i Susan uśmiechające się wesoło do
obiektywu, Syriusz patrzący jak zwykle swoim zniewalającym
spojrzeniem. Remus uśmiechający się nieśmiało. Peter chowający
się gdzieś za Blackiem i Potter mierzwiący sobie włosy i
spoglądający na stojącą obok niego uśmiechniętą Lily. Bez
nich na pewno byłoby nudno pomyślała, mając jednocześnie
nadzieję, że chłopak zignoruje to co mu mówiła. Tyle razy już
się kłócili. Odłożyła zdjęcie na półkę, zgasiła światło
i położyła się do łóżka.
* * *
James leżał w swoim
pokoju wpatrując się bezczynnie w sufit. Kilka dni po pamiętnej
rozmowie z Lily jego przyjaciele wyjechali, widząc, że chłopak w
ogóle nie ma humoru i nie za bardzo się do nich odzywa. Długo
męczyli go chcąc wiedzieć jak się udało spotkanie, jednak Potter
nie miał ochoty im się zwierzać. Z zachowania chłopaka
przyjaciele wywnioskowali, że nie poszło za dobrze. Dopadły ich
wyrzuty sumienia, że to ich wina, że Lily i James znów się
pokłócili. Widząc, że nie dadzą rady nic wskórać wyjechali do
swoich domów postanawiając już się nie wtrącać. Chłopak
przewrócił się na bok, a grzywka opadła mu na czoło. Sen jak na
złość nie chciał przyjść mimo późnej pory. Jamesa ogarnęło
dziwne przeczucie, że coś się wydarzy, gdy nagle rozległ się
dzwonek u drzwi. James wyszedł na korytarz zapalając światło, a z
sypialni rodziców wyszedł jego ojciec, ziewając szeroko. Dzwonek
ponownie zadzwonił.
- Kto to może być o tak
późnej porze? - mruknął zaspany Fleamont Potter i zszedł na dół
z synem u boku, poprawiając szlafmycę, która zsunęła się z jego
siwiejących już włosów. Uchylili ostrożnie drzwi.
- Syriusz! Co ty tu
robisz, co się stało? - James otworzył szerzej drzwi i spojrzał
ze zdziwieniem na przyjaciela. Black stał u progu, przez ramię miał
przerzucony niewielki plecak, a u stóp wielki kufer.
- Dobry wieczór panie
Potter. - Kiwnął głową na przywitanie ojcowi Jamesa. - Cześć
James. Przepraszam za tak późne najście, ale nie miałem się
gdzie podziać. I...
- Syriuszu nie będziemy
rozmawiać w drzwiach, wchodź do środka. - Pan Potter posłał
chłopakowi życzliwy uśmiech i machnął na skrzata, który kręcił
się koło drzwi, żeby wziął bagaże. - O, jesteś Euphemio. -
Pani Potter stała na schodach, przyglądając im się zaspanym
wzrokiem. Otuliła się szczelnie szlafrokiem.
- Dobry wieczór pani. -
Black uśmiechnął się do kobiety nieśmiało.
- Syriuszu, co się
sprowadza do nas o tak późnej porze? - zapytała, gdy chłopak
wszedł już do holu. Widząc, że chłopak nie wygląda najlepiej
uśmiechnęła się lekko. - Ale o tym możemy porozmawiać w kuchni
przy kubku gorącego kakao, zapraszam. - Uśmiechnęła się do nich
i zniknęła w kuchni. Mężczyźni podążyli za nią i usadowili
się na kuchennych krzesłach. Pani Potter machnęła różdżką i
na kominku zapłonął ogień. Już po chwili przed każdym stał
kubek gorącego napoju. – Możesz iść spać, Mruk, damy sobie
radę. – powiedziała do skrzata, który stanął nie pewnie w
progu kuchni. Stworzenie zniknęło z cichym pyknięciem. Euphemia
przysiadła się do nich i spojrzała na przybysza z troską.
- Więc, co się stało?
- spytała wyczekująco. James spojrzał na przyjaciela, który
zakłopotany spuścił wzrok.
- Widzą państwo...
Wyprowadziłem się z domu. Dzisiaj rano - wyrzucił z siebie szybko.
Rodzice Pottera spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Dlaczego? Co się
stało?
- Wiecie jaka jest moja
rodzina. To wielcy poplecznicy czystej krwi. Świata poza nią
nie widzą, a ja, który nie podzielam ich poglądów od dawna byłem
uważany za czarną owcę rodziny i zdrajcę - powiedział lekko
drżącym głosem. - Gdy dzisiaj rano wywiązała się jedna z wielu
dyskusji na ten temat powiedziałem, że mam tego dość i się
wyprowadzam. Matka mnie wyklęła. Błąkałem się cały dzień, nie
wiedząc co ze sobą począć. Po prostu myślałem, żeby
przenocować jedną noc u państwa, a jutro coś bym wymyślił. -
Spojrzał na rodziców przyjaciela. Euphemia patrzyła na niego z
troską.
- Syriuszu, nie ma mowy,
żebyśmy cię gdziekolwiek puścili - powiedziała łagodnie.
Wymieniła spojrzenia z Fleamontem - Zostaniesz u nas. - Uśmiechnęła
się do niego, a James spojrzał zaskoczony na rodziców, po chwili
jednak uśmiechnął się szeroko.
- To znaczy, że Syriusz
będzie mieszkał z nami? - spytał z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Nie chciałbym robić
kłopotu... - zaczął Syriusz, jednak pan Potter nie dał mu
dokończyć.
- Nie ma mowy chłopcze.
Zostajesz u nas... Chyba, że nie chcesz.
- Ależ chcę! - Syriusz
zaśmiał się. - Ale są państwo pewni, że to nie będzie żaden
kłopot?
- Zawsze chcieliśmy mieć
dwóch synów, niestety nie udało się - powiedział Fleamont z
lekkim uśmiechem. - Syriuszu, będzie nam bardzo miło jeśli
zostaniesz, przynajmniej James nie będzie się czuł taki samotny -
dodał, spoglądając z uśmiechem na syna, który minę miał jakby
wygrał milion galeonów.
- Super! - James uściskał
serdecznie przyjaciela.
- Dobrze. Teraz się
połóżcie, bo już późno. Syriuszu, jeden z pokoi gościnnych
jest twój. - Euphemia Potter spojrzała na chłopców z uśmiechem.
- Możesz urządzić go jak chcesz. Jutro omówimy szczegóły. Teraz
czas spać.
- Dziękuję państwu
bardzo. - Syriusz spojrzał z wdzięcznością na rodziców
przyjaciela. - Nie wiem jak mam państwu dziękować, naprawdę.
- Syriuszu, dla nas to
sama radość, przybędzie trochę śmiechu w domu. - Fleamont objął
żonę i uśmiechnął się do chłopaka. - A teraz idźcie już spać
- dodał z uśmiechem.
Gdy piętnaście minut
później młody Black leżał w łóżku w pokoju gościnnym, który
wkrótce miał się stać jego pokojem, nie wierzył we własne
szczęście. Przewrócił się na drugi bok i z uśmiechem na ustach
pogrążył się w głębokim, spokojnym śnie.
Dziś zaczynam czytać i muszę przyznać, iż jak na razie jest ciekawie xd
OdpowiedzUsuńMrs. Black
na prawdę fajny rozdział ;) jestem pewna,że to nie jest moja ostatnia wizyta na Twoim blogu ;)
OdpowiedzUsuńSuper choć szkoda, że takie krótkie... Choć nie będę musiała wyczekiwać końca rozdziału by pójść spać c:
OdpowiedzUsuńbonnie-karaye.blogspot.com
Nie wiem dlaczego trafiłam tutaj dopiero teraz, ale z racji świąt, zaczynam! ;D
OdpowiedzUsuńTak, zdecydowanie znam to opowiadanie, co w żadnym razie nie przeszkodzi mi uwalić egzaminu z Metod Sztucznej Inteligencji z powodu spędzenia weekendu z nosem w ekranie ;)
OdpowiedzUsuń