BLOG ZAWIESZONY: Więcej informacji w Proroku

28 grudnia 2007

Rozdział 1: Rodziny się nie wybiera

            Rudowłosa dziewczyna obudziła się wczesnym rankiem i zerknęła na zegarek. Było wpół do ósmej. Wściekła, że obudziła się tak wcześnie, opadła z powrotem na poduszki próbując ponownie zasnąć. Niestety natłok myśli nie pozwalał jej na to. Wygramoliła się więc z pościeli i podeszła boso do okna. Wyjrzała na zewnątrz i zobaczyła te same jak zwykle uśpione o tej porze domy. Tylko panna Fewerty, urocza staruszka mieszkająca dom dalej już nie spała. Lily zauważyła ją idącą powoli chodnikiem i najwyraźniej zmierzającą jak co dzień rano do sklepu. Evans uśmiechnęła się i odwróciła od okna. Jej wzrok padł na duży kufer podróżny stojący w rogu, a później na kalendarz wiszący na ścianie, gdzie skreślała dni, dzielące ją od wyjazdu do Hogwartu. Podeszła do niego i skreśliła kolejny dzień, z bólem zauważywszy, że czeka ją jeszcze cały miesiąc z jej okropną siostrą Petunią, nim w końcu będzie mogła stąd wyjechać.
Podeszła do lustra i spojrzała na swoje odbicie. Rude włosy w nieładzie okalały jej twarz, zielone oczy błyszczały. Uśmiechnęła się do siebie, chwytając jednocześnie za szczotkę i rozczesując pasmo długich, lekko falowanych włosów. „Rudzielec” pomyślała i uśmiechnęła się, tym razem nieco szerzej. Brakowało jej przyjaciół. Tak bardzo chciała już spotkać kogokolwiek ze świata magicznego. Niestety jej przyjaciółki były u niej zaraz na początku wakacji i wyjechały po dwóch tygodniach. Od tamtego czasu Evans nie widziała nikogo ze swoich szkolnych znajomych, a wiele by dała żeby to zmienić. Chciała spotkać kogokolwiek życzliwego jej duszy i wiedzącego kim jest naprawdę. Nawet tego idiotę Pottera mogłaby znieść. Odłożyła szczotkę i spojrzała na siebie, zastanawiając się co on w niej widzi. Doprowadzał ją do szału swoimi ciągłymi idiotycznymi zaczepkami. Lily miała już dość jego kolejnych prób umówienia się z nią. Niestety na niego nie działały krzyki, prośby, groźby – od pierwszej klasy prześladowało ją rozczochrane, niedające spokoju widmo Pottera.

            Evans nie wiedziała skąd Szukający wziął pomysł, że dziewczyna umówi się z kimś kto do jej łóżka przysyła ogromnego, włochatego pająka, mówiącego Evans, umów się z Jamesem. Krzyk dziewczyny postawił wtedy na nogi chyba całą wieżę Gryffindoru. Zresztą Potterowi nie uszło to wtedy na sucho. Musiała przyznać, że na przełomie kolejnych lat zachowanie Jamesa zmieniało się. Początkowo były to typowe, dziecinne żarty i dokuczanie. Dopiero potem doszedł aspekt „umawiania się.” Lily sama nie wiedziała, czy traktuje to poważnie, ale musiała przyznać, że w jakiś irytujący sposób pochlebiało jej to. Zdała sobie sprawę, że lekko się uśmiecha. Co się ze mną dzieje? przeszło jej przez myśl. Chyba naprawdę potrzebne mi towarzystwo. Usiadła z powrotem na łóżku i sięgnęła po list leżący na parapecie. Dostała go kilka dni wcześniej, ale nawet nie raczyła odpisać. Po raz kolejny przeczytała słowa:

Kochana Lily
Na początku chciałbym Cię serdecznie pozdrowić. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Nie wiem czy dotrwam do pierwszego września bez spotkania, dlatego pragnę Cię zaprosić do mnie na kilka dni. Byłbym zaszczycony, jeśli zgodziłabyś się mnie odwiedzić.
Czekam na odpowiedź,
James Potter

- Twoje niedoczekanie, Potter - mruknęła cicho i zaczęła się ubierać.



* * *


            Czarnowłosy chłopak już od dłuższej chwili nie spał i wpatrując się w sufit, rozmyślał. Dawno przestał się łudzić, że Lily mu odpisze. Spojrzał tęsknie na zdjęcie stojące na nocnym stoliku. Przedstawiało rudowłosą dziewczynę z błyszczącymi zielonymi oczami. Uśmiechała się lekko. Zdjęcie to zrobiła dla Jamesa przyjaciółka Lily, Ann. Evans nie miała pojęcia, że chłopak je ma, w innym wypadku już dawno by je stracił. Podniósł się z łóżka i sięgnął po leżące na krześle ubrania. Dzisiaj mieli przyjechać do niego znajomi ze szkoły. Kilka dni temu wysłał do wszystkich zaproszenia i był pewien, że wspólnie będą się bardzo dobrze bawić.
- James, przyjechali! - Dwie godziny głos jego mamy przerwał mu ostatnie przygotowania. Zbiegł na dół i wyszedł przed dom.
- No nareszcie jesteście! - zawołał. - Już myślałem, że się nie pojawicie. - Uśmiechnął się do nich szeroko. - Wchodźcie, wchodźcie – powiedział, biorąc od dziewczyn torby i uginając się nagle pod ich ciężarem. - Co wy macie w tych torbach?! Kochanków ze sobą przywiozłyście czy jak? - wysapał.
- Wzięłyśmy tylko najpotrzebniejsze rzeczy, James. - Dziewczyny uśmiechnęły się niewinnie.
- Jak to zawsze kobiety - mruknął ze śmiechem Syriusz. - Daj stary, pomogę ci z tym. Nie chcemy przecież, żebyś skończył z chorym kręgosłupem.
- Nie przejmuj się. Skrzaty wszystkim się zajmą – powiedział, odstawiając torby na ziemię. Jak na potwierdzenie przy jego boku pojawiły się dwa niewielkie stworzenia. – Mruk, zanieście bagaże do pokojów naszych gości. – Zakomenderował. Skrzaty pokiwały głowami i już po chwili bagaże zaczęły znikać z holu.
- Widzisz? Rozpakujcie się i jak będziecie gotowi zejdźcie na dół coś zjeść, Łapa zna drogę - powiedział z uśmiechem i przeszedł w stronę salonu.




* * *



            Lily skończyła przycinać krzaki hortensji rosnące pod oknem. Oparła się ciężko o niewielki płotek i spojrzała na swoje dzieło. Słońce paliło ją niemiłosiernie w kark, a z czoła lał się pot.
- Mama cię woła, wiedźmo. - Petunia stanęła za jej plecami i spojrzała na nią wrogo. Nim zdążyła zareagować siostry już nie było. Zrezygnowana ruszyła w stronę kuchennych drzwi.
- Wołałaś, mamo? - Powiedziała do rudowłosej kobiety stojącej przy kuchence i zawzięcie mieszającej w jednym z garnków.
- Tak. Dobrze, że Petunia cię zawołała. Od rana ciężko pracujesz, chciałam żebyś trochę odpoczęła. Czemu nie wyjdziesz gdzieś z przyjaciółmi? Przecież nie wszyscy mieszkają daleko od nas. - Spojrzała na córkę z troską. - Nie możesz tak całymi dniami przesiadywać w domu - dodała po chwili.
- Wiem mamo, ale niestety... Nie mam się z kim spotkać - powiedziała w końcu niezgodnie z prawdą, starając się nie myśleć o Potterze, który mieszkał niecałe dwie godziny drogi od niej. Tym bardziej starała się nie myśleć o Severusie, z którym od dłuższego czasu unikała wszelkich kontaktów.
- Ach córeczko, a z Petunią i jej koleżankami? - Spytała matka ostrożnie. Wiedziała, że między jej córkami nie dzieje się za dobrze.
- Bóg jeden wie co Petunia im o mnie naopowiadała. A poza tym nie sądzę, żebym miała z nimi o czym rozmawiać - odpowiedziała Lily zawzięcie.
- Był jeszcze ten twój kolega. Sev? Może... - Urwała, widząc naburmuszoną twarz córki.
- Już się nie przyjaźnimy. Okazał się naprawdę podły.
- Jak uważasz, kochanie – westchnęła kobieta, nie próbując drążyć tematu. - Masz, spróbuj i powiedz czy ci smakuje. - Podała jej niewielką łyżeczkę.
- Mmm.. Pyszne! - powiedziała po chwili oblizując się ze smakiem i zaglądając ciekawie do garnka. - Co to takiego?
Kobieta uśmiechnęła się.
- Duszona wołowina - powiedziała dumnie. - Znalazłam przepis w jednej z gazet i postanowiłam zrobić. Naprawdę ci smakuje? Nie wydaje ci się, że brakuje odrobiny soli? - Spojrzała na nią niepewnie.
Dziewczyna westchnęła, uśmiechnąwszy się lekko.
- Jest w sam raz, według mnie niczego nie musisz dodawać, ale... O, zjawił się ekspert, niech on ci pomoże w degustacji. - Lily powitała uśmiechem swojego ojca, który wszedł właśnie do kuchni.
- Co tutaj tak ładnie pachnie? - Pan Evans podszedł do żony i zajrzał ciekawie do garnka.
- Spróbuj, ale tylko trochę. - Żona spojrzała na męża z uśmiechem, gdy ten sięgnął widelcem do głębi garnka i skosztował zawartości. Delektował się chwilę smakiem po czym przełknął i sięgnął po następną porcję. Potem po jeszcze trochę.
- Mówiłam przecież, że tylko trochę. - Pani Evans zaśmiała się i podeszła do męża, zabierając mu widelec z ręki. - Zostaw trochę na obiad.
- Dlaczego tak mnie traktujesz? - Pan Evans spojrzał na nią spode łba jednak w jego oczach czaił się uśmiech. Objął żoną w pasie i przytulił czule. Lily spojrzała na swoich rodziców z uśmiechem i wyszła cicho z kuchni. Nie chciała im przeszkadzać.



* * *



- Znowu wygrałem! Nie macie ze mną szans. - Syriusz przeczesał nonszalancko włosy i spojrzał na swoich przyjaciół. Od dwóch godzin grali w karty i świetnie się bawili. Jamesowi humor trochę się poprawił i prawie całkowicie zapomniał o Evans.
- Oszukiwałeś Łapo, wszystko widziałem, tylko już nic nie chciałem mówić. - Remus spojrzał z huncwockim uśmiechem na przyjaciela.
- Ja i oszukiwać? - Syriusz zaśmiał się. - Nigdy w życiu!
Dorcas i Ann zaśmiały, widząc minę Blacka zgrywającego niewiniątko.
- Jasne, jasne, Black, wypieraj się dalej. - Dorcas posłała mu ironiczny uśmiech.
- A od kiedy to do mnie po nazwisku, co? - Syriusz łypnął na nią spode łba, udając obrażonego.
- Od zawsze. - Dorcas uśmiechnęła się przebiegle. Syriusz prychnął, po czym wybuchnął śmiechem.
- Łapo, spokojnie. - James spojrzał na przyjaciela, szczerząc zęby w uśmiechu.
- James, zejdź na dół i mi pomóż! - usłyszeli głos pani Potter, przyjaciele zerwali się, żeby iść z nim on jednak ich zatrzymał.
- Grajcie dalej, ja zaraz wrócę - powiedział i wyszedł z pokoju.
Przyjaciele spojrzeli po sobie.
- Coś James się taki spokojny zrobił. Co się z nim dzieje? - Ann spojrzała pytająco na chłopaków.
- Ach, a jak myślicie, kogo zaprosił do siebie, a ta osoba nawet nie raczyła mu odpisać? - Black uśmiechnął się smętnie.
- Niech zgadnę... Lily? - Dorcas uśmiechnęła się nieznacznie. - Nie rozumiem tej jej ciągłej niechęci.
- Może dlatego, że trochę za bardzo jej się narzuca. - Susan spojrzała na przyjaciół. - Wiecie jaka jest Lily, nie lubi głupich żartów.
- Trochę, to za mało powiedziane. - Syriusz uśmiechnął się kpiąco. - Nasz Rogacz nie wie, że do kobiet, zwłaszcza takich jak Evans trzeba powoli i spokojnie.
- Oj znawca się znalazł. - Dorcas parsknęła śmiechem.
- A nie? - Black uśmiechnął się nonszalancko, a Remus przewrócił oczami.
- Może trochę skromności by się przydało. Co, Łapo?
- A nie jestem skromny? - Chłopak spojrzał na przyjaciela z zawadiackim uśmiechem.
- Dobra, starczy tych głupot - westchnęła Dorcas. - Wróćmy do tematu „jak przekonać Lily do Jamesa?” - Spojrzała na przyjaciół. Syriusz westchnął ciężko. - Nie chcesz pomóc przyjacielowi? - Dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem.
- Może po prostu lepiej zostawić sprawy samym sobie? - Black podniósł do góry jedną brew.
- Do tej pory rak robiliśmy, i co? Mamy tylko wiecznie wkurzoną Lily i załamanego Pottera.
- No to co robimy? - Ann spojrzała na Dorcas i Susan.
- Trzeba by im zorganizować spotkanie.
- Żeby Lily go zabiła? Nie przyczynię się do morderstwa przyjaciela! - oburzył się Syriusz.
- Uspokój się Łapo, niech Susan dokończy. - Remus spojrzał karcąco na przyjaciela.
- Bo popatrzcie, jeżeli zorganizowalibyśmy im spotkanie na jakimś neutralnym terenie może w końcu Lily by się do niego przekonała. Jeżeli byliby sami...
- James nie zachowywałby się jak idiota. - Dorcas uśmiechnęła się szeroko. – Susan, jesteś genialna.
- Też bym na to wpadł. - mruknął Syriusz.
- Jeszcze chwile temu sądziłeś, że nie przyczynisz się do morderstwa przyjaciela - zaśmiał się Lupin. Syriusz pokazał mu język.
- Dobra, to uzgodnione co robimy. Musimy się teraz zastanowić jak to zrobimy. - Dorcas zamyśliła się.
- Trzeba posłać list Lily, żeby przyszła do parku. Jamesa też tam jakoś wywieźć, a potem się ulotnić. - Ann spojrzała na przyjaciół, oczekując ich reakcji.
- To by się mogło udać - mruknął Remus.
- Jeszcze dzisiaj wyślę do Lily list, a później pomyślimy co zrobić z... O, cześć James!
- Cześć? Przecież widzieliśmy się chwilę temu. - Chłopak wszedł do pokoju i spojrzał podejrzliwie na przyjaciółkę.
- No tak, oczywiście. - Dorcas wzruszyła ramionami, próbując ukryć zakłopotanie.
- Chodźcie na dół, obiad czeka – powiedział James w końcu i wyszedł z pokoju. Przyjaciele spojrzeli po sobie i poszli za nim. Mieli nadzieję, że ich plan się powiedzie.




* * *



            Lily Evans siedziała na huśtawce w parku, czekając na swoją przyjaciółkę, Dorcas. Sięgnęła ręką do kieszeni, wyciągając list i czytając go po raz kolejny. Zastanawiała się czemu przyjaciółka umówiła się z nią w takim miejscu i to o takiej porze. Dokoła powoli zapadał zmrok, a ona czuła się coraz bardziej nieswojo. Dostrzegła wysoką postać zbliżającą się powoli w kierunku placu i uśmiechnęła się mimowolnie. Jak zwykle Dorcas musiała się spóźnić.
- Jesteś nareszcie... Myślałam, że się ciebie nie doczekam - powiedziała z ciepłym uśmiechem i wstała z huśtawki. - Nic nie powiesz? I czemu się tak czaisz? - Lily spojrzała niepewnie na stojącą w mroku postać.
- Lily? - chłopak wyszedł z cienia, a dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Potter! Co ty tu... Gdzie jest Dorcas?! - Evans spojrzała na niego z wściekłością. Czyżby znowu dała się podejść głupim podchodom Pottera?
- Ja... Nie mam pojęcia. W sumie myślałem, że ty mi to powiesz. - Chłopak spojrzał na nią bezradnie. Dziewczyna spojrzała na niego niepewna czy może mu zaufać. Skąd mogła wiedzieć, że to nie tylko kolejna próba nakłonienia jej do umówienia się z nim? Jednak patrząc na jego bezradną minę nabrała przekonania, że chłopak mówi szczerze.
- Jak to myślałeś, że ja ci to powiem? - zapytała w końcu. - Słuchaj Potter, jeżeli to ty wysłałeś mi ten list, podszywając się pod Dorcas... - zaczęła, jednak chłopak nie dał jej dokończyć.
- Jeżeli myślisz, że kazałbym ci samotnie czekać w ciemnym parku, gdzie może roić się od zboczeńców, to grubo się mylisz. - Spojrzał na nią ze złością. Evans rzuciła mu zaskoczone spojrzenie.
- Hmm. No skoro tak. - Zmieszała się lekko. - Więc może, Potter...
- Na imię mam James.
- Przepraszam. - Lily zarumieniła się lekko. - A więc, James. Powiesz mi skąd się tutaj wziąłeś i dlaczego?
- Nie wiem czy wiesz, ale zaprosiłem do siebie przyjaciół, między innymi ciebie, na co nawet nie raczyłaś odpowiedzieć - powiedział oschle. - Ale mniejsza z tym. Syriusz, Dorcas, Ann i reszta od kilku dni dziwnie się zachowywali, szepcząc po kątach i najwyraźniej coś planując. W końcu dzisiaj gdzieś się ulotnili, mówiąc, że mają dla mnie niespodziankę. - Tu rzucił Lily nieznaczny uśmiech. - I że mamy się spotkać o dziewiątej wieczorem w tym parku.
Evans rzuciła mu uważne spojrzenie, nie wierząc, że to sprawka Dorcas i reszty.
- Więc to ich spisek - powiedziała w końcu, odwracając wzrok.
- Najwyraźniej. Myślę, że chcieli, żebyśmy sobie szczerze porozmawiali. Chyba nie powinniśmy zmarnować ich starań. - Chłopak podszedł do niej bliżej, a dziewczyna zaśmiała się cicho.
- Chyba nie. - Spojrzała mu w oczy.
- Lily, ja... - zaczął James niepewnie.
- Nie chcę słyszeć, że mnie kochasz i chcesz się ze mną umówić. Słyszałam to sto razy - przerwała mu ostro, odwracając wzrok. Przez chwilę jakby zapomniała, że to Potter, teraz jednak ta świadomość powróciła z pełną mocą. Odsunęła się od niego, unikając jego wzroku. Czuła, że dłużej nie wytrzyma jego obecności. - Potter, nie wiem czy mamy sobie cokolwiek wyjaśniać. Nie rozumiesz, że nic z tego nie będzie? Dlaczego się w końcu ode mnie nie odczepisz? - Spojrzała na niego ze smutkiem zmieszanym ze złością.
- Bo mi na tobie zależy, Lily - odpowiedział chłopak cicho i znów się do niej przybliżył, jednak dziewczyna odsunęła się gwałtownie. Wszystko się w niej zagotowało.
- To czemu tak się zachowujesz?! Biegasz za mną, robisz głupie żarty. Gdybyś tylko się postarał mogłabym cię naprawdę polubić, ale nie dajesz mi szansy! Chodzisz napuszony z tym swoim pięknym uśmieszkiem, zniczem latającym wokół głowy i myślisz, że każda na ciebie poleci?! Widzisz, ja nie polecę. Mam cię dosyć, nienawidzę ciebie i tych twoich durnych zaczepek. Mam dość oglądania twojej rozczochranej łepetyny! Dlaczego nie dasz mi spokoju, dlaczego tak mnie dręczysz? Gdyby ci na mnie naprawdę zależało, chciałbyś dla mnie dobrze, ale ty myślisz tylko o sobie! Nie wiesz co to znaczy kochać, Potter. Mam nadzieję, że kiedyś się dowiesz i przestaniesz dręczyć wybranki swojego serca! - zakończyła ostro i odwróciła się na pięcie. - I nie idź za mną. Jeżeli rzeczywiście ci na mnie zależy, to daj mi święty spokój - zawołała jeszcze przez ramię i zniknęła w mroku. Chłopak patrzył za nią, rozmyślając nad tym co powiedziała. Tyle razy ją denerwował bo był pewien, że inaczej taka dziewczyna jak Evans zwyczajnie by na niego nie spojrzała. Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia z parku.



* * *



            Lily siedziała w swoim pokoju i wyglądała przez okno. Prawie dwa tygodnie upłynęły od rozmowy z Jamesem w parku, a ona wciąż nie potrafiła przestać o niej myśleć. Oparła głowę o szybę, zasnuwając ją lekką parą. Nie wiedziała, czy postąpiła dobrze krzycząc tak na Pottera. Trudno było jej to przyznać, ale darzyła go odrobiną sympatii. Oczywiście, przeważnie bywał denerwujący, ale na swój sposób go lubiła. Uśmiechnęła się lekko przypominając sobie pewne zimowe popołudnie, gdy wybrali się całą paczką na dwór by urządzić bitwę na śnieżki. Lily dawno się tak nie ubawiła, a to w sumie tylko dzięki Potterowi. Wzięła do ręki zdjęcie, na którym byli wszyscy razem. Dorcas, Ann i Susan uśmiechające się wesoło do obiektywu, Syriusz patrzący jak zwykle swoim zniewalającym spojrzeniem. Remus uśmiechający się nieśmiało. Peter chowający się gdzieś za Blackiem i Potter mierzwiący sobie włosy i spoglądający na stojącą obok niego uśmiechniętą Lily. Bez nich na pewno byłoby nudno pomyślała, mając jednocześnie nadzieję, że chłopak zignoruje to co mu mówiła. Tyle razy już się kłócili. Odłożyła zdjęcie na półkę, zgasiła światło i położyła się do łóżka.




* * *



            James leżał w swoim pokoju wpatrując się bezczynnie w sufit. Kilka dni po pamiętnej rozmowie z Lily jego przyjaciele wyjechali, widząc, że chłopak w ogóle nie ma humoru i nie za bardzo się do nich odzywa. Długo męczyli go chcąc wiedzieć jak się udało spotkanie, jednak Potter nie miał ochoty im się zwierzać. Z zachowania chłopaka przyjaciele wywnioskowali, że nie poszło za dobrze. Dopadły ich wyrzuty sumienia, że to ich wina, że Lily i James znów się pokłócili. Widząc, że nie dadzą rady nic wskórać wyjechali do swoich domów postanawiając już się nie wtrącać. Chłopak przewrócił się na bok, a grzywka opadła mu na czoło. Sen jak na złość nie chciał przyjść mimo późnej pory. Jamesa ogarnęło dziwne przeczucie, że coś się wydarzy, gdy nagle rozległ się dzwonek u drzwi. James wyszedł na korytarz zapalając światło, a z sypialni rodziców wyszedł jego ojciec, ziewając szeroko. Dzwonek ponownie zadzwonił.
- Kto to może być o tak późnej porze? - mruknął zaspany Fleamont Potter i zszedł na dół z synem u boku, poprawiając szlafmycę, która zsunęła się z jego siwiejących już włosów. Uchylili ostrożnie drzwi.
- Syriusz! Co ty tu robisz, co się stało? - James otworzył szerzej drzwi i spojrzał ze zdziwieniem na przyjaciela. Black stał u progu, przez ramię miał przerzucony niewielki plecak, a u stóp wielki kufer.
- Dobry wieczór panie Potter. - Kiwnął głową na przywitanie ojcowi Jamesa. - Cześć James. Przepraszam za tak późne najście, ale nie miałem się gdzie podziać. I...
- Syriuszu nie będziemy rozmawiać w drzwiach, wchodź do środka. - Pan Potter posłał chłopakowi życzliwy uśmiech i machnął na skrzata, który kręcił się koło drzwi, żeby wziął bagaże. - O, jesteś Euphemio. - Pani Potter stała na schodach, przyglądając im się zaspanym wzrokiem. Otuliła się szczelnie szlafrokiem.
- Dobry wieczór pani. - Black uśmiechnął się do kobiety nieśmiało.
- Syriuszu, co się sprowadza do nas o tak późnej porze? - zapytała, gdy chłopak wszedł już do holu. Widząc, że chłopak nie wygląda najlepiej uśmiechnęła się lekko. - Ale o tym możemy porozmawiać w kuchni przy kubku gorącego kakao, zapraszam. - Uśmiechnęła się do nich i zniknęła w kuchni. Mężczyźni podążyli za nią i usadowili się na kuchennych krzesłach. Pani Potter machnęła różdżką i na kominku zapłonął ogień. Już po chwili przed każdym stał kubek gorącego napoju. – Możesz iść spać, Mruk, damy sobie radę. – powiedziała do skrzata, który stanął nie pewnie w progu kuchni. Stworzenie zniknęło z cichym pyknięciem. Euphemia przysiadła się do nich i spojrzała na przybysza z troską.
- Więc, co się stało? - spytała wyczekująco. James spojrzał na przyjaciela, który zakłopotany spuścił wzrok.
- Widzą państwo... Wyprowadziłem się z domu. Dzisiaj rano - wyrzucił z siebie szybko. Rodzice Pottera spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Dlaczego? Co się stało?
- Wiecie jaka jest moja rodzina. To wielcy poplecznicy czystej krwi. Świata poza nią nie widzą, a ja, który nie podzielam ich poglądów od dawna byłem uważany za czarną owcę rodziny i zdrajcę - powiedział lekko drżącym głosem. - Gdy dzisiaj rano wywiązała się jedna z wielu dyskusji na ten temat powiedziałem, że mam tego dość i się wyprowadzam. Matka mnie wyklęła. Błąkałem się cały dzień, nie wiedząc co ze sobą począć. Po prostu myślałem, żeby przenocować jedną noc u państwa, a jutro coś bym wymyślił. - Spojrzał na rodziców przyjaciela. Euphemia patrzyła na niego z troską.
- Syriuszu, nie ma mowy, żebyśmy cię gdziekolwiek puścili - powiedziała łagodnie. Wymieniła spojrzenia z Fleamontem - Zostaniesz u nas. - Uśmiechnęła się do niego, a James spojrzał zaskoczony na rodziców, po chwili jednak uśmiechnął się szeroko.
- To znaczy, że Syriusz będzie mieszkał z nami? - spytał z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Nie chciałbym robić kłopotu... - zaczął Syriusz, jednak pan Potter nie dał mu dokończyć.
- Nie ma mowy chłopcze. Zostajesz u nas... Chyba, że nie chcesz.
- Ależ chcę! - Syriusz zaśmiał się. - Ale są państwo pewni, że to nie będzie żaden kłopot?
- Zawsze chcieliśmy mieć dwóch synów, niestety nie udało się - powiedział Fleamont z lekkim uśmiechem. - Syriuszu, będzie nam bardzo miło jeśli zostaniesz, przynajmniej James nie będzie się czuł taki samotny - dodał, spoglądając z uśmiechem na syna, który minę miał jakby wygrał milion galeonów.
- Super! - James uściskał serdecznie przyjaciela.
- Dobrze. Teraz się połóżcie, bo już późno. Syriuszu, jeden z pokoi gościnnych jest twój. - Euphemia Potter spojrzała na chłopców z uśmiechem. - Możesz urządzić go jak chcesz. Jutro omówimy szczegóły. Teraz czas spać.
- Dziękuję państwu bardzo. - Syriusz spojrzał z wdzięcznością na rodziców przyjaciela. - Nie wiem jak mam państwu dziękować, naprawdę.
- Syriuszu, dla nas to sama radość, przybędzie trochę śmiechu w domu. - Fleamont objął żonę i uśmiechnął się do chłopaka. - A teraz idźcie już spać - dodał z uśmiechem.
Gdy piętnaście minut później młody Black leżał w łóżku w pokoju gościnnym, który wkrótce miał się stać jego pokojem, nie wierzył we własne szczęście. Przewrócił się na drugi bok i z uśmiechem na ustach pogrążył się w głębokim, spokojnym śnie.


5 komentarzy:

  1. Dziś zaczynam czytać i muszę przyznać, iż jak na razie jest ciekawie xd

    Mrs. Black

    OdpowiedzUsuń
  2. na prawdę fajny rozdział ;) jestem pewna,że to nie jest moja ostatnia wizyta na Twoim blogu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super choć szkoda, że takie krótkie... Choć nie będę musiała wyczekiwać końca rozdziału by pójść spać c:

    bonnie-karaye.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem dlaczego trafiłam tutaj dopiero teraz, ale z racji świąt, zaczynam! ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, zdecydowanie znam to opowiadanie, co w żadnym razie nie przeszkodzi mi uwalić egzaminu z Metod Sztucznej Inteligencji z powodu spędzenia weekendu z nosem w ekranie ;)

    OdpowiedzUsuń

Użytkowników bez konta Google proszę o wybór z listy "komentarz jako" pola "Nazwa/Adres URL" i w polu nazwa podanie nicka. Jest łatwiej, gdy wiadomo, kto jest kim.