BLOG ZAWIESZONY: Więcej informacji w Proroku

30 grudnia 2007

Rozdział 2: Spotkania na Pokątnej

- Jeszcze tylko półtora tygodnia - powiedziała do siebie Lily, wychodząc z pokoju. Zbiegła po schodach na dół i weszła do kuchni, gdzie krzątała się pani Evans. W kącie siedziała jej siostra, która, gdy tylko ją zobaczyła skrzywiła się i w jednym momencie ucichła.
- O Lily, jesteś. - Jej matka odwróciła się do niej z uśmiechem. - Siadaj, mam dla ciebie dobre wieści. - Spojrzała na nią z tajemniczym wyrazem twarzy.
- O co chodzi, mamo? - Dziewczyna usiadła przy stole i sięgnęła po jabłko.
- Wyjeżdżamy na wakacje! - Kobieta uśmiechnęła się wesoło i spojrzała na córkę. Lily zaniemówiła lekko, po czym zerknęła niepewnie na Petunię, która z zaciśniętymi ustami wpatrywała się podłogę.
- Super. - Uśmiechnęła się. - A dokąd? - Spojrzała z ciekawością na mapę rozłożoną na stole.
- No właśnie z tym jest kłopot - zafrasowała się kobieta. - Nie do końca mamy pomysł.
Lily spojrzała na matkę zdziwiona, a Petunia prychnęła cicho.
- Petunio, proszę cię, przestań. Przecież dwa tygodnie cię nie zbawią. Zobaczysz się z nim później.
- Dwa tygodnie? - Lily spojrzała na matkę szybko. - Mamo, a moja szkoła?
- Przecież jak dojedziesz kilka dni później nic się nie stanie. - Kobieta machnęła lekceważąco ręką.
- Jak to nic się nie stanie? A jak się potem do niej dostanę? Pociąg nie jeździ sobie codziennie. Poza tym jestem prefektem i jestem potrzebna... - dodała. Kobieta spojrzała na nią ze smutkiem zmieszanym ze złością.
- Nie mów, że ty też nie chcesz jechać? Najpierw Petunia, teraz ty... Chcemy z ojcem dla was dobrze, a wy sobie wymyślacie powody, żeby nie jechać. - Kobieta odwróciła się obrażona i zaczęła myć garnki.
Lily rzeczywiście nie paliła się do wyjazdu, zwłaszcza dwutygodniowego. Była umówiona w Londynie z dziewczynami pod koniec przyszłego tygodnia, a poza tym zgodnie z tym co powiedziała matce, później miałaby problem z dostaniem się do zamku.
- Witam moje piękne damy. - Ojciec Lily wszedł do kuchni z uśmiechem. - Co się stało, skąd te grobowe miny? - Spojrzał na kobiety ze zdziwieniem.
- One nie chcą jechać, Mark. - Kobieta spojrzała na niego ze smutkiem.
- Jak to nie chcą jechać? Co to za nowe porządki? - Mężczyzna spojrzał na córki z niedowierzaniem. - Już nie chcecie spędzać ze staruszkami wakacji? A tak się cieszyłem w końcu na normalne wakacje.
- To nie tak, tato... - Lily spojrzała na ojca i zmieszała się. – Po prostu… - Umilkła na chwilę. – A może... - Uśmiechnęła się lekko, spoglądając na rodziców. – Pojechalibyście sami?
Rodzice popatrzyli na siebie ze zdziwieniem, uśmiechając się lekko.
- Ale co wtedy z wami? Dziadkowie są na wyjeździe, nie zajmą się wami. - Matka przygryzła wargę, patrząc na swoje córki.
- Mamo jestem przecież dorosła! - oburzyła się Petunia. - Lily też do pełnoletności niewiele brakuje. Damy sobie radę. - Posłała siostrze uśmiech. Chyba pierwszy od roku - Uważam, że powinniście jechać.
- Wspólny wyjazd we dwoje dobrze wam zrobi. - Lily spojrzała na matkę, która zamyśliła się z rozmarzoną miną.
- Myślę Mary, że to nie jest wcale taki zły pomysł. - Pan Evans spojrzał na żonę z uśmiechem, która wciąż jednak się wahała.
- Jeżeli obiecacie mi, że przez ten czas nie będziecie się kłócić. I, że dom będzie cały, gdy wrócimy - dodała z uśmiechem.
- Mamo! - krzyknęły siostry. - Za kogo nas masz?
- Och no dobrze... Dobrze, pojedziemy - powiedziała uśmiechając się szeroko i spoglądając na swojego męża. Ten wziął ją w objęcia i zaczął wywijać w rytm tylko przez niego słyszanej melodii.
- No to, ukochana, przygotuj się na zabawę - powiedział i zakręcił żoną dokoła własnej osi. Ta roześmiała się głośno. Siostry spojrzały na siebie z uśmiechem po raz pierwszy od bardzo dawna... Zapowiadał się interesujący tydzień.



* * *



- Tylko się tam zachowujcie! - krzyknęła Lily z uśmiechem za odjeżdżającym samochodem. Patrzyły za nimi z Petunią aż pojazd zniknął im z oczu. Weszły po cichu do domu. Siostra spojrzała na nią niepewnie.
- Miałaś dobry pomysł, żeby ich wysłać na te wakacje - powiedziała w końcu, nie patrząc jej w oczy.
- Tak. Dobrze im to zrobi, a i nam przyda się trochę spokoju. - Lily spojrzała na Petunię nieśmiało.
- To ja... Pooglądam telewizor. - Jej siostra wyraźnie czuła się nieswojo, nie wiedząc chyba jak się zachować. Rzuciła Lily lekki uśmiech i skierowała się w stronę salonu. Chwilę później Evans usłyszała dźwięki reklam dochodzące z sąsiedniego pokoju i po chwili namysłu poszła za siostrą. Podeszła cicho do kanapy.
- Jest coś ciekawego? - spytała w końcu. Petunia podskoczyła ze strachu.
- Wystraszyłaś mnie! Musisz się tak skradać? - powiedziała trzymając się za serce. - Zawału bym dostała.
- Przepraszam. - Lily usiadła koło siostry. - To co, jest coś ciekawego?
- Hmm... Zaraz chyba zaczyna się romans, czy coś w tym rodzaju. Możemy obejrzeć. - Spojrzała na Rudą, która uśmiechała się lekko. - Co cię tak śmieszy?
- Nic, nic. - Lily wciąż się uśmiechała. - Powiedz mi, czemu nie chciałaś jechać z rodzicami? - Zerknęła z zainteresowaniem na siostrę, która zarumieniła się lekko.
- Nie twoja sprawa - odparła w końcu. - A teraz siedź cicho, bo film się zaczyna.
Po chwili film całkowicie pochłonął ich uwagę i siostry zaśmiewały się do łez z poczynań pewnego młodego mężczyzny, który starał się o rękę swojej ukochanej w dość natrętny sposób. Lily kogoś to bardzo przypominało. Uśmiechnęła się pod nosem.
W dalszej części filmu mężczyzna w końcu dał spokój kobiecie, a wtedy dopiero ona zorientowała się jak bardzo jej na nim zależy. Próbowała odzyskać jego uczucie i gdy myślała, że już wszystko skończone ukochany do niej wrócił i jak zawsze w takich filmach, wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
- Niezły film – westchnęła Lily.
- Tak. - Petunia patrzyła w dal rozmarzonym wzrokiem. Evans przypatrywała się jej z uwagą.
- Chodzi o chłopaka - powiedziała w końcu.
- Co? - Petunia wyrwana z rozmyślań spojrzała na nią zdziwiona.
- Mówię, że to przez jakiegoś chłopaka nie chciałaś jechać z rodzicami. - Lily uśmiechnęła się lekko.
- A co ty możesz o tym wiedzieć? - zaperzyła się Petunia, jednak na jej ustach pojawił się mimowolny uśmiech. - To nie twoja sprawa.
- Ale nie zaprzeczasz. - Wyszczerzyła się dziewczyna. - Jest fajny chociaż? - spytała konspiracyjnym szeptem. Petunia zaśmiała się cicho.
- Bardzo - powiedziała w końcu, rumieniąc się lekko. - Koniec tych pytań, nic się więcej nie dowiesz - powiedziała i wstała z kanapy. - Idę się położyć, zrobiło się późno. Dobranoc. – Szybko wyszła z pokoju i po chwili Lily usłyszała jak wchodzi po schodach.
Petunia się zakochała, przeszło jej przez myśl. Uśmiechnęła się do siebie. To dopiero historia.




* * *




- Lily, gdzie jest moja beżowa torebka?! - Petunia krzyknęła głośno w stronę pokoju siostry.
- Nie mam pojęcia. Ja z nią nie chodzę - odkrzyknęła Lily. - Poszukaj w szafie na dole.
- Nie ma jej tam!
- No to nie wiem, masz przecież dziesięć innych torebek!
- Ale inne mi nie pasują! - Petunia stała na schodach wściekła. Lily wyjrzała zaciekawiona na korytarz.
- A gdzie się wybierasz? - zapytała z ciekawskim uśmieszkiem.
- Na spacer. - Petunia spojrzała na nią wrogo.
- Sama? - Lily uśmiechnęła się szeroko.
- Nie twoja sprawa, spadaj do swojego pokoju. - Petunia zła zeszła po schodach i zaczęła po raz kolejny przeszukiwać szafę w przedpokoju.
- Jest! - krzyknęła wyciągając zgubę, gdy nagle zadzwonił dzwonek przy drzwiach. - Wychodzę, sprawuj się - powiedziała i zniknęła za drzwiami.
Lily przylgnęła do okna w swoim pokoju, niestety nie udało jej się dostrzec osoby, z którą jej siostra wyszła. Zrezygnowana usiadła na łóżku i spojrzała na książki piętrzące się na ziemi. Robiła porządek w kufrze, żeby mieć miejsce na nowe podręczniki, które jutro jechała kupić do Londynu. Początkowo była umówiona z dziewczynami, jednak te jechały z rodzicami w innym terminie i Lily zmuszona była iść sama. Miała nadzieję, że uda jej się chociaż spotkać któregoś z huncwotów.



* * *




- James, spiesz się! - Syriusz stał pod pokojem przyjaciela, czekając na niego już dobre piętnaście minut. - Bo nam sklepy pozamykają. – Potter wyszedł z pokoju i spojrzał krzywo na przyjaciela, który wpatrywał się w niego, tupiąc niecierpliwie nogą. – No w końcu, coś ty tam robił?
- Ubierałem się.
- Tak długo? Nie łudź się, nikłe szanse, że spotkamy Evans. - Syriusz wyszczerzył zęby we wrednym uśmiechu.
- A co mnie ona obchodzi? Wcale nie chcę jej spotkać - zaperzył się James.
- A to coś nowego. - Black spojrzał na przyjaciela podejrzliwie. - Co ci ostatnio zrobiła?
- Nic mi nie zrobiła. Po prostu mi przeszło, rozumiesz? - powiedział James stanowczo. Syriusz spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- No skoro tak uważasz - powiedział, uśmiechając się lekko. Był pewien, że Jamesowi nie przeszło tak nagle. Ciekawy był co jego przyjaciel znów knuje. - Dobra, idziemy. Dość już czasu zmarnowaliśmy przez te twoje strojenie się – dodał z uśmiechem. Zeszli na dół po schodach i stanęli przed kominkiem w salonie.
- Mamo, idziemy. Wrócimy jak już wszystko kupimy – krzyknął James do swojej matki.
- Dobrze, tylko żeby to nie było za późno i uważajcie na siebie. Nie pakujcie się w żadne kłopoty. Ostatnio w prasie roi się od dziwnych wiadomości. - Wyszła z kuchni i spojrzała na nich z napięciem. - Miejcie różdżki przy sobie. Gdyby działo się cokolwiek, nie bójcie się ich użyć. I nawet nie zbliżajcie się do Nokturna! - dodała po chwili.
- Wszystko będzie w porządku, mamo – uspokoił ją James. Po chwili obaj zniknęli wśród zielonych płomieni.

W Dziurawym Kotle jak zwykle panował tłok. Black i Potter wyskoczyli z jednego z wielu kominków i otrzepali się z sadzy.
- To dokąd najpierw? - Syriusz zerknął na przyjaciela, który trzymał w ręce listę potrzebnych rzeczy.
- Zaczynamy od Esów i floresów, potem trzeba jeszcze skoczyć do apteki, no i przydałyby mi się nowe szaty...
- Mnie też. Stare mam stanowczo za krótkie.
- No to mamy ustalone - powiedział James i wyszli przez przejście w murze na gwarną ulicę Pokątną.



* * *



- Przystanek, Dziurawy Kocioł - powiedział piegowaty młodzieniec do Lily trzymającej się kurczowo oparcia jednego z siedzeń.
- Nareszcie. Dziękuję - powiedziała i wyszła na tłoczną ulicę. Błysnęło i Błędny Rycerz zniknął tak szybko jak się pojawił. Evans weszła do baru, przeszła przez główne pomieszczenie i przez wąskie drzwi wyszła na mały placyk otoczony ze wszystkich stron ścianami, na którym stało kilka kubłów na śmieci. Podeszła do ściany naprzeciwko, wyciągnęła różdżkę i zaczęła liczyć cegły.
- Trzy do góry, dwie w bok... - mruczała pod nosem, aż w końcu zastukała trzy razy w jedną z nich. Po chwili cegły zaczęły się odsuwać, tworząc magiczne wejście na ulicą Pokątną.


Swoje pierwsze kroki skierowała do Gringotta, aby wymienić mugolskie pieniądze na czarodziejską walutę. Gdy miała już w kieszeni pełną sakiewkę udała się do sklepu Madame Maklin. Potrzebowała nową szkolną szatę.
Weszła do sklepu i podeszła nieśmiało do lady. Z zaplecza wyszła tęga kobieta z miłym uśmiechem na twarzy.
- Hogwart? - spytała krótko, uśmiechając się do niej życzliwie.
- Tak - odparła Lily, po czym poszła za kobietą, która wskazała jej stołek. Weszła na niego ostrożnie, gdy z sąsiedniego pokoju wyszła dziewczyna mniej więcej w jej wieku.
- Och, Rose, pomożesz mi? - Sprzedawczyni kiwnęła na dziewczynę.
- Oczywiście, mamo – powiedziała, stając obok.
- To jest Rose, moja córka. Za kilkanaście lat przejmie po mnie cały interes - powiedziała, patrząc z dumą na córkę.
- Och mamo... - Dziewczyna zmieszała się lekko. Miała długie blond włosy, niebieskie oczy i śliczny uśmiech. Lily uśmiechnęła się do niej.
- Miło mi cię poznać, jestem Lily. - Podała jej rękę. Uścisnęły sobie krótko dłonie, blondynka uśmiechnęła się lekko.
- Dobrze, a teraz do pracy. - Tęga kobieta spojrzała na dziewczęta z uśmiechem. - Rose, przygotuj proszę materiał na mundurek do Hogwartu, ja zajmę się mierzeniem - powiedziała do córki, po czym machnęła różdżką, a z sąsiedniej szafki wyskoczyła miara i zaczęła mierzyć pannę Evans. Kobieta dyrygowała różdżką, podczas gdy taśma mierzyła.
Gdy po kilkunastu minutach zbierania pomiarów kobieta machnęła ponownie różdżką, taśma pofrunęła z powrotem do szafki.
- Dobrze, to zajmie jakieś dziesięć minut, nie więcej. Poczekaj tutaj, młoda damo - powiedziała kobieta z uśmiechem i zniknęła na zapleczu.
- Jesteś w Gryffindorze, prawda? - Rose zaszła Rudą od tyłu.
- Co? Och, tak. - Lily uśmiechnęła się. - Skąd wiesz? - Rzuciła jej zaskoczone spojrzenie.
- Och... - Rose zaśmiała się. - Wszyscy znają słynną Lily Evans, ukochaną Jamesa Pottera. - Uśmiechnęła się, a jej oczy zabłyszczały,
- Skoro tak twierdzisz. - Zmieszała się dziewczyna.
- Czemu go nie lubisz? - Blondynka spojrzała na nią z zainteresowaniem.
- Ja... - Lily zaniemówiła. - Nie, że go nie lubię. Ale to, że jest taki natrętny nie działa na mnie za bardzo. - Uśmiechnęła się krzywo. - Chyba mam trochę inne upodobania.
- Wiesz ile dziewczyn chciałoby być na twoim miejscu? - Rose popatrzyła na nią z dziwną miną.
- Ja... och. - Lily nie wiedziała jak zareagować. - A z jakiego ty jesteś domu? Nigdy cię nie widziałam w szkole - zapytała chcąc zmienić temat.
- Z Revenclawu. - Rose uśmiechnęła się do Evans. - Teraz zacznę piąty rok - powiedziała z dumą.
- I czekają cię SUMy, przez które ja przechodziłam w czerwcu - zaśmiała się Lily.
- Nawet mi nie przypominaj. - Blondynka uśmiechnęła się nerwowo.
- Gotowe! - Madame Maklin wyszła z zaplecza niosąc nową szatę w papierowej torbie.
- Dziękuję pani bardzo. Ile płacę? – spytała, sięgając po sakiewkę.
- Cztery galeony i pięć sykli. - powiedziała kobieta zerkając w cennik. - Dziękuję. Życzę miłego dnia - powiedziała z uśmiechem, gdy dziewczyna położyła na ladzie odliczoną sumę.
- Do widzenia pani. Narazie Rose, do zobaczenia w Hogwarcie! - zawołała jeszcze do dziewczyny i wyszła przez drzwi na zalaną słońcem ulicę.



* * *



         Remus Lupin stał w księgarni Esy i Floresy, przeglądając listę podręczników, gdy dostrzegł rudowłosą dziewczynę, wchodzącą do sklepu z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Lily, tutaj! - krzyknął do niej. Dziewczyna odwróciła się i dostrzegłszy go podeszła do niego szybko.
- Remus! Jak dobrze cię widzieć – uściskała go serdecznie.
- Ciebie również - odparł chłopak z uśmiechem.
- Widzę, że ty też wybrałeś się na zakupy w ostatniej chwili - zaśmiała się dziewczyna.
- Widzisz, wcześniej jakoś nie było okazji. - Posłał dziewczynie uśmiech i spojrzał ponownie na listę podręczników.
- Co podać? - spytała ekspedientka znudzonym tonem.
- Och tak. Poproszę...



* * *




- Sporo mamy tych książek - powiedziała Lily, spoglądając na dwie pękate torby, stojące obok jej krzesła i na dwie identyczne, stojące koło Remusa. Siedzieli w ogródku jednej z licznych kawiarenek, pijąc zimną lemoniadę.
- O patrz, czy to nie... Syriusz, James, tutaj! - zawołał głośno do dwóch chłopaków, którzy wychodzili właśnie z apteki. Syriusz podszedł do nich z uśmiechem, James ociągając się ruszył za przyjacielem.
- Kogo ja tu widzę? - Black uśmiechnął się nonszalancko. - Panna Evans i Luniaczek. Dobrze was widzieć. Dawno cię nie widziałem, Lily - dodał z uśmiechem.
- Cześć Syriusz, ciebie też dobrze widzieć - powiedziała uśmiechając się do chłopaka.
- James, nie przywitasz się z nami? - Lupin spojrzał zaskoczony na przyjaciela.
- Cześć wam. Przepraszam, zamyśliłem się. - Uśmiechnął się do nich lekko, unikając spojrzenia dziewczyny. - Syriusz, chodź ze mną do... Księgarni. Muszę kupić jeszcze jedną książkę - powiedział szybko i ruszył w kierunku sklepu.
- Ale przecież - zaczął, lecz jego przyjaciela już nie było. - Nie mam pojęcia co w niego wstąpiło - powiedział ze zrezygnowaną miną, wzruszając ramionami. - Do zobaczenia jutro w pociągu! - Uśmiechnął się bezradnie i pobiegł za przyjacielem.
- Dziwne - mruknął Remus, zerkając na Lliy, która siedziała zamyślona. Zaskoczyło ją zachowanie Jamesa. Całkowicie ją zignorował.
- Co mówiłeś?
- Mówiłem, że dziwne było zachowanie Jamesa. Ale to nie moja sprawa. Słuchaj Lily, ja uciekam. Mama na mnie czeka w domu.

- Czekaj, pójdę z tobą. Też idę przez Dziurawy Kocioł - powiedziała prędko. Chwycili torby i ruszyli w kierunku wyjścia z Pokątnej. Pożegnali się przy kominkach. Remus zniknął wśród zielonych płomieni, a Lily wyszła na ulicę i już po chwili siedziała w Błędnym Rycerzu i zmierzała w powrotną drogę do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Użytkowników bez konta Google proszę o wybór z listy "komentarz jako" pola "Nazwa/Adres URL" i w polu nazwa podanie nicka. Jest łatwiej, gdy wiadomo, kto jest kim.