Dla wszystkich, którzy jeszcze ze mną są i nadal chcą czytać tę historię!
Zapach pieczeni
uporczywie wdzierał się do nozdrzy Minerwy, powodując bolesne
skurcze żołądka. Nietknięta zapiekanka ziemniaczana leżała na
jej talerzu, przykryta warstwą zielonej sałatki. Wokół panował
gwar jak w ulu. Setki głosów wdzierały się do jej głowy,
powodując zamęt myśli. Nagle usłyszała głośny, piskliwy śmiech
po swojej prawej stronie. Niemal bezwiednie zwróciła tam
spojrzenie. Dostrzegła pulchną nauczycielkę mugoloznastwa, jak
pochylając się w stronę jakiegoś łysiejącego profesora
wsłuchuje się uważnie w każde jego słowo i co chwila wybucha
niepohamowanym śmiechem. Z otaczającego Minerwę szumu docierał do
niej tylko ten piskliwy, okropny śmiech, skupiając całą jej
uwagę. Czuła jak po jej plecach spływa strużka zimnego potu, a
palce bezwiednie zaciskają się na różdżce zatkniętej za pas
szaty. Miała ochotę przemienić ją w wielką, oślizłą ropuchę,
tak by już nigdy więcej nie mogła się tak śmiać. By do końca
swoich nędznych dni rechotała gdzieś w miejscu tak odległym od
niej jak to tylko możliwe.
- Minerwo...? - Dopiero
po chwili dotarło do niej, że ktoś wypowiedział jej imię. Powoli
odwróciła głowę w lewo, natrafiając na świdrujące spojrzenie
Albusa. - Minerwo, czy wszystko w porządku?
Policzki kobiety pokryły
się rumieńcem zakłopotania. Czuła się jak przyłapana na gorącym
uczynku. Wszystkie wcześniejsze złe emocje gdzieś uleciały,
pozostawiając tylko palące uczucie zakłopotania i dziwnej
bezradności. Nie odpowiedziała, spuszczając wzrok. Co miała mu
powiedzieć? Właśnie miałam wielką ochotę zamienić naszą
nauczycielkę mugoloznastwa w ropuchę?
- Może powinnaś iść
do siebie? Zbladłaś. I widzę, że nie tknęłaś kolacji –
powiedział zmartwionym tonem. - Przekażę potem skrzatom, żeby coś
ci przyniosły do pokoju, jeśli chcesz.
Minerwa pokręciła
szybko głową.
- Nie, nie trzeba.
Dziękuję. – Zdobyła się na blady uśmiech. - Może faktycznie
się położę. Nie czuję się najlepiej – powiedziała słabo i
wstała z krzesła.
- Oczywiście. -
Dumbledore wstał, kłaniając jej się lekko. - Gdyby coś się
działo, wiesz gdzie mnie szukać.
Minerwa tylko kiwnęła
głową i jak w amoku wyszła z sali, nie bacząc na ciekawskie
spojrzenia niektórych uczniów. Przemierzała szybkim krokiem
kolejne korytarze, nie patrząc zbytnio dokąd idzie. Nogi
automatycznie niosły ją dawno wydeptanym przez nią szlakiem.
Znajome kamienie, ściany i obrazy – czuła się jak wśród
starych, dawno niewidzianych przyjaciół. Pokonywała kolejne
stopnie, mijała zasłony. Tak zatopiła się w swych odległych
myślach i wspomnieniach, że nawet nie zwróciła najmniejszej uwagi
na parę uczniów czającą się w jednym z załomów korytarza. Ci
umknęli szybko przed jej nieprzytomnym spojrzeniem.
Nim zdała sobie z tego
sprawę, już otwierała drewniane, lekko przykurzone i skrzypiące
drzwi. Nawet zimny oddech wiatru nie wyrwał jej z jej małego
świata. Pokonywała kolejne stopnie, aż w końcu przystanęła.
Bezwiednie usiadła na szarym murku, pozwalając jej stopom zawisnąć
kilka cali nad kamienną posadzką.
Mała dziewczynka w
za wielkich okularach, zsuniętych na sam koniec nosa i z włosami
związanymi w dwa, luźne warkocze siedziała na kamiennym murku. W
jednej dłoni trzymała niewielką lampę, a w drugiej grube,
zniszczone tomisko z wyblakłymi, poczerniałymi literami na
grzbiecie, układającymi się w napis „Transmutacja dla
początkujących”. Jej usta zacisnęły się w wyrazie zaciętości,
gdy powoli wertowała kolejne strony, wczytując się w zawiłe
formułki i opisy zaklęć. Po chwili ostrożnie postawiła lampę
obok siebie na murku i wolną ręką zaczęła przeszukiwać
kieszenie ogromnego swetra, zwisającego jej z ramion. Po chwili z
lekkim uśmiechem wyciągnęła różdżkę i spojrzała na nią z
zadowoleniem. Powróciła do czytania książki, teraz jednocześnie
wykonując w powietrzu delikatne ruchy różdżką. Po piętnastu
minutach z zadowoleniem wymalowanym na twarzy zeskoczyła z murka i
wyciągnęła z kieszeni swetra niewielkie pudełeczko. Otworzyła je
niepewnym ruchem i krzywiąc się lekko zajrzała do środka. Mały,
czarny żuk mienił się lekko w świetle padającym z lampy.
Dziewczynka zawzięcie szepcąc zaklęcia pod nosem podrygiwała
różdżką. Po kilku nieudanych próbach zamknęła pudełeczko i z
zawiedzioną miną powróciła do wertowania książki. Prób było
jeszcze kilka, gdy w końcu jej się udało. Żuk z cichym pyknięciem
zamienił się w czarny, błyszczący guzik z czterema dziurkami.
Mała Minerwa uśmiechnęła się do siebie z zadowoleniem, biorąc
go do ręki i uważnie oglądając ze wszystkich stron. Udało jej
się. Wiedziała, że może jeszcze im wszystkim pokazać, na co ją
stać.
Gwałtowny
dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie. Minerwa poderwała się z
zimnego murka, odpędzając sprzed oczu odlegle wspomnienia. Podeszła
do kamiennej balustrady i wychyliła się przez nią, spoglądając w
dół. Rozległy widok nadal był tak piękny jak niegdyś. Jasne
gwiazdy, odbijające się w gładkiej tafli jeziora. Ogromny księżyc,
wyglądający co chwila zza gęstych chmur i zaglądający w okna
zamku, śledzący uczniów i ich nocne wędrówki, śmiechy, płacze,
nieprzespane noce. Lekki podmuch wiatru sprawił, że kolejny dreszcz
przebiegł jej po karku. Odwróciła się i spojrzała na kamienny
murek, na którym przesiedziała tyle godzin w odległych, szkolnych
czasach, czując jednocześnie zaczątek ostrego bólu w plecach.
-
Jestem już na to za stara – mruknęła do siebie pod nosem,
kierując się w stronę drzwi, jednak podświadomie wiedziała, że
jeszcze tu wróci.
* * *
- Zostać przyjaciółmi?
- Lily spojrzała na Jasona spod wysoko uniesionych brwi. Chłopak
kiwnął głową.
- Nie sądzę, żeby było
to możliwe. Nie wiem czy wiesz, jakie znaczenie ma słowo
przyjaciel. To osoba, której się ufa. Ktoś, komu wiesz, że możesz
powierzyć wszystkie swoje problemy i masz pewność, że nie
wykorzysta cię do swoich małych machinacji. Raczej nigdy nie
zachowywałeś się jak ktoś, komu mogłabym zaufać. Sam
przyznajesz, że nie o to ci chodziło. Najpierw chciałeś mnie
wykorzystać przeciwko Jamesowi, potem niby chciałeś się ze mną
umawiać, teraz proponujesz przyjaźń. - Sama nie wiedziała skąd u
niej ta narastająca irytacja. Jason patrzył na nią, zaskoczony
tonem jej odpowiedzi. - Wystarczająco razy zawiodłam się na
przyjaźni, żeby ładować się w nową. Irytujesz mnie, Jason, ale
chyba, jak sam mówisz, zdajesz sobie z tego sprawę. Ale muszę
przyznać, że po ostatnim spacerze nawet wzbudziłeś odrobinę
mojej sympatii. - Chłopak uśmiechnął się. - Ale to mi wystarczy.
Mam przyjaciół, na których mogę polegać. Nie chcę zgłębiać
naszej znajomości. Dokuczasz moim przyjaciołom, zachowywałeś się
nie w porządku wobec mnie. Jeśli zwykłe koleżeństwo ci nie
wystarczy, to przykro mi.
Spojrzała
na niego oczekująco, zakładając ręce na piersi. Jason odetchnął.
-
Nie, to nie. Chciałem być miły, bo cię lubię. Wiem, że
przyjaźń, to coś ważnego, choć może mnie o to nie posądzałaś.
Też mam przyjaciół i chciałem, żebyś była jednym z nich. Ale
nie będę się narzucał. Miłego dnia.
Wyminął
ją i wszedł z powrotem do zamku. Lily dopiero po chwili zdała
sobie sprawę, że trzęsie się z zimna. Całkowicie przeszła jej
ochota na spacer.
Może
za bardzo naskoczyła na Jasona, ale wiedziała, że ma rację.
* * *
Kwatera główna Zakonu
Feniksa tego dnia była niemal opustoszała. Alastor siedział nad
wieczornym wydaniem Proroka Codziennego, wciąż i wciąż czytając
artykuł na pierwszej stronie. Wielki napis głosił: „Pracownik
ministerstwa zamordowany we własnym gabinecie!”.
-
Jak to się mogło stać? - spytał po raz setny, zerkając na
Armandię, siedzącą po drugiej stronie stołu. - Hustis był naszym
człowiekiem, a dokładniej, dopiero co nim został. Jak ktokolwiek
mógł tak szybko się tego dowiedzieć?
Kobieta
wydawała się go nie słyszeć.
-
Czy nikomu nie można już ufać? Musimy mieć wśród nas szpiega!
Robert już nie jest pod działaniem Imperiusa, więc kto? Jak go
wyśledzić?
Zerknął
na Armandię, która nie zwracała na niego najmniejszej uwagi.
Zawołał ją cicho po imieniu.
-
Jest coraz gorzej, prawda? Nie powstrzymamy tego... - szepnęła
tylko, nawet na niego nie spoglądając. Moody zwiesił głowę.
-
Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ale jeśli nie my, nikt tego
nie zrobi. Wszyscy się boją.
-
Ale czy Dumbledore w ogóle wie co robi?! - Jej głos przechodził w
coraz wyższe rejestry. - Kolejni ludzie giną, kolejne misje nie
wnoszą nic nowego. - Spojrzała na niego. - Boję się, Alastorze!
Tkwię tutaj, w zakonie. Od miesięcy nie widziałam mojej rodziny, a
zagrożenie ciągle narasta! Nic nie wiemy, a widać nawet siebie nie
potrafimy ochronić! Jak Hustis mógł zostać zabity przy własnym
biurku? I nikt niczego nie zauważył! Nie wiem nawet komu ufać, nie
wiem... - Ramiona kobiety zaczęły drżeć.
- To
wojna. Musimy być silni. Teraz nam się nie udaje, ale Dumbledore to
wielki człowiek. Zakon pełen jest wspaniałych ludzi, którzy
wiedzą co robią. - Spojrzał jej w oczy. - Musimy wytrwać.
Wszyscy się boją. Myślisz, że ja nie? Ale ufam Dumbledore'owi.
* * *
Gdy Minerwa wróciła do
swojej komnaty dostrzegła łagodny blask wydobywający się z
niedomkniętych drzwiczek jednej z komód. Nie zapalała światła,
tylko powoli podeszła do szafki, której od tak dawna nie otwierała,
a chyba powinna. Powinna wyrzucić z umysłu wszystkie niepotrzebne
myśli, wspomnienia, uspokoić się i wyciszyć.
Drzwiczki
otworzyły się bezszelestnie, ukazując jej oczom kamienną misę
wypełnioną jaśniejącą, parującą substancją. Kłęby
delikatnej mgły wirowały powoli tuż nad jej powierzchnią, mieniąc
się wszystkimi kolorami tęczy. Minerwa ostrożnie dotknęła jej
brzegów. Tafla substancji już po chwili wygładziła się,
pociemniała, by po kilku sekundach na jej powierzchni pojawiła się
uśmiechnięta twarz mężczyzny. Jego usta poruszały się szybko, a
oczy błyskały radośnie, jednak nie było słychać żadnych słów.
Kobieta zamarła. W końcu oderwała dłonie od misy i zatrzasnęła
drzwiczki. Po jej policzku popłynęło kilka łez. Otarła je
szybko, czując drżenie całego ciała. Automatycznie niemal
skierowała swoje kroki do wysiedzianego fotela, stojącego w rogu i
usiadła na jednej z kolorowych, kwiecistych poduszek, strącając
resztę na ziemię niedbałym ruchem ręki. Utkwiła spojrzenie w
wygasłym kominku, odwracając głowę od komody, w której
znajdowała się Myślodsiewnia. Po dłuższej chwili wzdrygnęła
się lekko, czując chłodny powiew powietrza, płynący z
nieszczelnych okien. Niemal automatycznym ruchem różdżki rozpaliła
ogień w kominku. Pomarańczowe płomienie strzeliły wesoło,
trawiąc przygotowane wcześniej drewno.
Minerwa
ukryła twarz w dłoniach, próbując pohamować natłok wspomnień.
-
Myślę, że Minerwa nie pójdzie do Hogwartu. Od dziecka nie
wykazuje najmniejszych zdolności magicznych. Nie wiem jak to się
mogło stać, że urodziłaś charłaczkę. Twój talent jest
ogromny. - Starsza, pulchna kobieta siedziała przy stole w
niewielkiej kuchni. W dłoniach trzymała kubek, znad którego
unosiła się para.
-
Wiem, mamo. Bardzo mnie martwi, co Minnie zrobi ze sobą, gdy okaże
się, że nie dostanie listu. Bardzo na niego czeka, a dzień
jedenastych urodzin coraz bliżej. Dzieci Andersonów dostały już
swoje listy.
-
Te bliźniaki? Takie rozwydrzone bachory. Minerwa nie powinna się z
nimi zadawać. Poza tym jakoś będzie musiała sobie poradzić.
Jednak to bardzo niezdyscyplinowane dziecko. Powinnaś bardziej
przyłożyć się do jej wychowania. Nawet jeśli to charłaczka,
powinna zachowywać się stosownie.
-
Stosownie? Mamo, to jeszcze dziecko. Ma prawo cieszyć się życiem,
bawić się i wygłupiać.
Babka
ściągnęła usta w wąską linię.
-
Dyscyplina, dyscyplina i jeszcze raz dyscyplina. Właśnie to
stosowałam u ciebie i widzisz, że wyszłaś na ludzi.
Kobieta
spojrzała na matkę, starając się ukryć chowaną od dawna urazę.
Nagle gwałtowny kaszel zatrząsł jej ciałem. Chwyciła chusteczkę,
zakrywając usta. Twarz babki złagodniała.
-
Źle wyglądasz, Ariano. Byłaś u magomedyków?
Pokiwała
głową w odpowiedzi, próbując powstrzymać kaszel. W końcu
odetchnęła spokojniej.
-
Nic nie może mi pomóc. Nie wiedzą, co to może być. Żadne
zaklęcia i mikstury nie pomagają.
-
Jesteś coraz bledsza i chudsza. Niedługo mi znikniesz.
-
Nie martw się, mamo. Czuję się dobrze. Nic mi nie będzie.
Minerwa
odsunęła się od drzwi kuchni. Wspięła się po schodach do
swojego pokoju i usiadła ciężko na łóżku. Łzy nagromadziły
się w jej oczach, ukrytych na wielkimi okularami. Więc sądziły,
że nie dostanie listu. Że nie ma na to szans. Że nie ma zdolności
magicznych.
Sięgnęła
pod łóżko i wyciągnęła grubą księgę. Dostała ją od
Gordona, najstarszego z rodzeństwa Andersenów. Była to księga
zaklęć dla początkujących.
Minerwa
otworzyła ją w zaznaczonym miejscu i zaczęła czytać, żeby ukoić
myśli. Kolejne strony znała już niemal na pamięć.
Zostanie
czarownicą. Musi. Wytężyła się nad tekstem, skupiając na nim
całą swoją uwagę. Zbyt późno zdała sobie sprawę, że znad
książki unosi się dym. Z początku wąska strużka, potem nagle
ogień zajął kolejne kartki. Wrzasnęła przerażona.
Odskoczyła
gwałtownie od łóżka, jednak po chwili jej twarz rozjaśnił
uśmiech.
-
Mamo! Babciu! - Wybiegła z pokoju i stanęła na szczycie schodów.
Kobiety wybiegły z kuchni zaalarmowane jej krzykiem. - Podpaliłam
książkę! Skupiłam się na niej i stanęła w ogniu!
Jej
matka wbiegła po schodach, patrząc na nią nierozumiejącym
spojrzeniem. Wystraszona spojrzała na księgę, od której powoli
zaczął zajmować się wełniany koc. Szybkim ruchem różdżki
ugasiła płomienie.
W
międzyczasie Minerwa podskakiwała wokół niej wesoło.
-
Pojadę do Hogwartu! Wiedziałam, że pojadę do Hogwartu!
Ariana
zaśmiała się.
-
Tak. Pojedziesz.
*
* *
Lora
przejechała ręką po czuprynie Jamesa. Chłopak podniósł na nią
spojrzenie, a lekki uśmiech pojawił się na jego wargach.
- Czy wszystko jest w porządku? - spytała chyba już po raz setny
tego dnia. Westchnął zirytowany, przewracając kolejną kartkę
książki leżącej przed nim.
-
Poważnie? - Spytał ze złością. - Poważnie znowu pytasz się
mnie czy wszystko jest okej? Ile razy mam jeszcze mówić, że tak,
tak, wszystko w porządku?! Może
nie skaczę dzisiaj z radości, bo mam do opanowania mnóstwo
materiału do egzaminu. Nie dotarło to do ciebie jeszcze, że
człowiek nie zawsze jest w wyborowym humorze?
- Przepraszam. Po prostu martwię się czy między nami wszystko jest
dobrze.
James zirytowany przewrócił oczami, zatrzaskując książkę.
- Skoro moja nauka i stres przed egzaminem tak na ciebie działają,
że wciąż myślisz, że między nami coś jest nie tak, może
powinniśmy uczyć się osobno.
Wstał od stołu gwałtownie odsuwając krzesło. Drewno zaszurało
głośno o kamienną posadzkę biblioteki. Kilka osób siedzących
przy sąsiednich stołach obrzuciło go krzywym spojrzeniem.
- James! - Wstała z krzesła i pobiegła za nim. - Poczekaj! -
zawołała, gdy wyszedł już na korytarz. Zatrzymał się
gwałtownie.
- Co?
- Daj mi wytłumaczyć. Ostatnio ciągle jesteś zirytowany i zły.
Nie sądziłam, że egzaminy tak na ciebie działają.
- A jednak ja też czasem przejmuję się nauką – warknął.
Lora założyła ręce na piersi.
- Przestań. Zachowujesz się okropnie. Ciągle na mnie warczysz i
traktujesz jak intruza. Wiem, że nauka też jest dla ciebie ważna.
Nie rozumiem, co cię ostatnio ugryzło.
Spojrzał na nią z góry.
- Nie mam humoru. - Odsunął się od niej. - Muszę się uczyć.
Zobaczymy się później.
Ruszył szybkim krokiem w stronę wieży Gryffindoru. Każdy kolejny
krok wybijał moc jego złości. Nie miał pojęcia skąd w nim tyle
agresji, ale sam widok Lory działał na niego jak płachta na byka.
Skąd się to wzięło? Na początku bardzo lubił jej towarzystwo,
miły śmiech i rozmowy. Tylko teraz jej śmiech był dla niego
odpychający, rozmowy nudne, a uśmiech jakiś krzywy.
Wchodząc do dormitorium trzasnął drzwiami o ścianę.
- Ho, ho! Spokojnie, Rogasiu! Bo zostaniemy bez drzwi i z nocnymi
przeciągami, jak je rozwalisz – zawołał Syriusz ze swojego
łóżka. - Co jest?
James zaczął grzebać w swoim kufrze warcząc coś pod nosem
niewyraźnie.
- Co on tam mamrocze? - Black zerknął na Petera, który tylko
wzruszył ramionami. - Hej, James! - Wstał z łóżka i położył
mu dłoń na ramieniu. - Wszystko w porządku?
Chłopak wstał, strząsając ją ze swojego ramienia.
- Serio?! - krzyknął na Bogu ducha winnego Syriusza, który tylko
patrzył na niego spod wysoko podniesionych brwi. - Wszystko jest w
cholernym porządku! Wszystko, wszystko, wszystko!
- Na Merlina, stary, wyluzuj.
Wymienił spojrzenia z Peterem.
- Na Lorę też tak wrzeszczysz?
James opadł na łóżko.
- Tak. – Oparł się o poduszki, po czym znów podniósł się
gwałtownie. - Ale co ja mogę za to? Wiem, że nie powinienem, ale
ona mnie tak irytuje! A przecież jest moją dziewczyną. Mimo to
wszystko mnie w niej wkurza. Nie mogę jej znieść!
Zrelacjonował im ostatnie tygodnie z Lorą, kiedy w kółko na nią
warczał i odtrącał. Jak się kłócili i coraz mniej czasu
spędzali razem.
- A na początku takie z was były gołąbeczki – zaśmiał się
Syriusz. - Nastała faza rozpadu, James. Lepiej z nią zerwij, bo się
wykończysz. Przechodziłem to wiele razy. Gdy dziewczyna zamiast cię
bawić, tylko cię wkurza wiesz, że to już koniec. To zawsze
przychodzi, prędzej czy później – powiedział tonem znawcy.
- Zawsze? - wtrącił się Peter. - A co z małżeństwami?
Syriusz machnął tylko ręką.
- Proszę cię, czyi starzy w kółko na siebie nie warczą?
Małżeństwo jest zawierane, gdy faza rozpadu przychodzi zbyt późno.
Ale zawsze przychodzi, uwierz mi. Ludzie nie są stworzeni do
monogamii, ja wam to mówię.
Nie doczekał się odpowiedzi. James tylko westchnął głośno ze
swojego łóżka.
- Tylko jak ja jej mam to powiedzieć?
* * *
Siedziała
w wąskiej poczekalni, wystukując stopą szybki rytm. W spoconych
dłoniach machinalnie mięła kartkę papieru.
-
Och! - jęknęła, zauważając, że prawy dolny róg arkusza był
całkiem pozaginany. Niewiele brakowało, a rozmazałaby tusz.
Sięgnęła po różdżkę, zastanawiając się jak naprawić
wyrządzoną szkodę. Nie może wejść tam z takim pogiętym
formularzem, nikt nie będzie jej traktował poważnie!
Machnęła
kilka razy różdżką, stopniowo przywracając kartce porządny
wygląd. Lekko uspokojona położyła ją na krześle obok siebie.
Tylko czym teraz zająć dłonie? Rozejrzała się i ze zdumieniem
napotkała spojrzenie chłopaka siedzącego naprzeciwko. Wyglądał
na starszego. Spoglądał na nią z uśmiechem.
-
Ależ jesteś zestresowana.
Ściągnęła
usta w wąską linię, prostując plecy.
-
Tylko ci się wydaje. To po prostu kolejny egzamin w mojej karierze.
-
Mówią, że egzamin na animaga jest jednym z najtrudniejszych.
Niewielu je zdaje. Moja koleżanka zdawała chyba dziesięć razy, a
jest naprawdę dobra w te klocki. To twój pierwszy raz?
Przez
chwilę patrzyła na niego skonsternowana. W końcu odzyskała fason.
-
Tak. Jestem bardzo dobrze przygotowana.
Zaśmiał
się.
-
A kto nie jest? Jakie wybrałaś zwierzę?
Patrzyła
na niego zaskoczona jest bezpośredniością.
-
Kot.
-
Dlaczego akurat kot?
-
Bo są zwinne, inteligentne i niezbyt duże – odparła.
-
Ciekawe.
-
A ty?
Bardzo
rozbawiło go jej pytanie. Rzuciła mu urażone spojrzenie. W końcu
odpowiedział.
-
Ja próbowałem dwa razy i więcej nie mam zamiaru. Czekam na mojego
przyjaciela, Hermesa. Hermes McGonagall, może go kojarzysz.
Pokręciła
głową. W tej chwili rozległ się cichy dźwięk dzwonka
oznaczający, że następna osoba może wejść na egzamin.
Spojrzała
na swojego towarzysza przerażonym spojrzeniem w jednej chwili
zapominając o swoim wyrafinowaniu.
-
Powodzenia – uśmiechnął się pocieszająco, wstał, wyciągając
rękę by pomóc jej podnieść się z krzesła. - Jestem Fryderyk,
tak przy okazji.
Sięgnęła
po formularz. Otworzyła drzwi i rzuciła mu ostatnie, wystraszone
spojrzenie.
-
Minerwa.
-
Będzie dobrze.
Minerwa zdjęła znad ognia czajnik z wrzącą wodą. Ostrożnym
ruchem zalała filiżankę. Suszone listki mięty rozwinęły się we
wrzątku barwiąc wodę na ciemny kolor. Intensywny zapach uniósł
się w powietrze. Usiadła z powrotem w fotelu, spoglądając na
Myślodsiewnię, która teraz stała na stoliku obok niej.
Powierzchnia falowała jeszcze lekko po ostatnim użyciu. Od
dłuższego czasu wiedziała, że ten momentu w końcu nadejdzie.
Musiała zmierzyć się ze swoimi wspomnieniami. Zbyt wiele żalu
było ostatnio w jej życiu, żeby przeszła obok tego obojętnie.
Smutne wspomnienia są jak lawina – jedno pociąga za sobą drugie,
aż nagle człowiek leży przysypany przeszłością. Minerwa unikała
tego jak długo mogła, ale i tak w końcu ją dopadło.
-
Minerwo, wiem, że jest ci ciężko, ale teraz musisz jeszcze
bardziej przykładać się do nauki. - Dziewczynka patrzyła wielkimi
oczami na babkę, która przysiadła zmęczona na jej kufrze
podróżnym. Peron powoli się zapełniał, a z lokomotywy stojącej
na czele długiego pociągu buchały pierwsze obłoki dymu. - Twoja
świętej pamięci mama za bardzo ci pobłażała. Wierzyła w twój
talent i zdolności. Nie mówiła mi o twoich problemach z czarami,
jednak ja i tak o nich wiem, dziecko.
Spojrzała
na nią w jej mniemaniu łagodnie, jednak dla Minerwy jej twarz tylko
bardziej się wykrzywiła. Obserwowała niemal zafascynowana jak
zmarszczki na twarzy babci to rozszerzają się, to kurczą
zmieniając swoje miejsce.
-
Wiem, że masz problemy z czarami. Kiedyś sądziłam, że nawet nie
dostaniesz się do Hogwartu. Na całe szczęście tym razem się
myliłam. Wiem, że może ci się nie udać, Minerwo. Ja będę
czekała na ciebie, gdyby powinęła ci się noga i znajdziemy ci
jakieś zajęcie. Teraz gdy twoja matka odeszła będę musiała sama
się tobą zaopiekować. Oby nie było to konieczne – powiedziała
to bez większego przekonania.
Gdy
wsiadała do pociągu wtaszczyła za sobą wielki kufer o wiele za
ciężki dla jej słabych rąk. Kiedy w końcu wciągnęła go do
przedziału usiadła przy oknie, przyklejając nos do szyby. Babcia
już zniknęła. Poczuła jak łzy gromadzą się jej pod powiekami.
Pamiętała jak mama zawsze czekała do ostatniej chwili jej wyjazdu,
jak zawsze w nią wierzyła i była z niej dumna.
Otarła
łzy. Pewnie nie chciałaby, żebym teraz się mazała – przeszło
jej przez myśl. Nagle drzwi do przedziały rozsunęły się. Kilka
dziewczyn z jej domu zajrzało do środka, ale gdy tylko ją
zobaczyły cofnęły się. Przywitały się cicho, ale zaraz potem
zamknęły drzwi.
-
Wolę nie siedzieć z Okularnicą. Jest dziwna – usłyszała tylko,
gdy drzwi niemal się zatrzasnęły.
* * *
- Dlaczego nic nam nie powiedziałaś?
Susan wzruszyła lekko ramionami.
- Nie wiem, Lily. Nie wiedzieliśmy z Benem do czego to prowadzi i co
to wszystko znaczy. Ktoś buszował po Zakazanym Dziale w bibliotece,
ktoś ze Slytherinu najprawdopodobniej. Nie wiedzieliśmy co to może
znaczyć, po co miałam wam mówić? To była... Taka nasza tajemnica
– uśmiechnęła się lekko, mówiąc te słowa. - Ale teraz dzieje
się coś złego. Ben jakby... Stracił pamięć? Nie wiem, jakbyśmy
się cofnęli o kilka tygodni naszej znajomości. - Pokręciła
głową.
Lily położyła jej dłoń na ramieniu. Susan drżała.
- Do tej pory nie sądziłam, że nasza przygoda była czymś aż tak
poważnym, ale teraz zaczęłam się martwić, że ten kogo wtedy
widzieliśmy w bibliotece robił coś naprawdę złego. Może jakoś
doszedł, że to my go widzieliśmy. Może zaatakował Bena, może
wymazał jego pamięć – mówiła coraz bardziej nerwowo i
nieskładnie. - Co mogę zrobić? Nie pójdę do dyrektora ani
żadnego nauczyciela. Nie mam nic prócz domysłów i Bena, który
nic nie pamięta. A jeśli to, co powiem dojdzie do niewłaściwych
uszu... - Urwała na moment, kręcąc głową. - Wtedy dopiero możemy
być w niebezpieczeństwie.
- Gdybyś poszła do Dumbledore'a i powiedziała mu to, a potem coś
by ci się stało, był by to jawny znak, że coś jest na rzeczy.
Susan zaśmiała się sarkastycznie.
- Oczywiście! Ale jeszcze musiałby mi uwierzyć. Sądziłby, że
wynika to z wiecznego sporu między Gryffindorem a Slytherinem i
puściłby to płazem. Nie będę ryzykowała, Lily. Chcę tylko
odzyskać Bena. Może gdy będzie nas dwójka, wtedy uda się coś
zrobić.
- Jeśli nie dyrekcja, to ktoś zaufany z uczniów – zastanawiała
się na głos. - Kto może nam pomóc? Myślę, że obarczanie reszty
dziewczyn jest bez sensu, będą panikować – orzekła w końcu.
Nagle jej twarz rozjaśnił uśmiech ulgi. Że też od razu na to nie
wpadła. - Pogadam z Syriuszem.
- Z Syriuszem? - Susan nie wydawała się zbytnio zachwycona tym
pomysłem. - Nie wiem czy można mu zaufać.
- Też kiedyś miałam te wątpliwości. Wiem, że on czasem nie
wygląda na takiego, ale jestem pewna, że będzie potrafił nam
pomóc. Porozmawiam z nim.
* * *
Ogień w kominku zajaśniał nagle mocniej, wyrywając Minerwę z
zamyślenia. Spośród płomieni odezwał się głos Albusa.
- Minerwo, jeśli jesteś na siłach, bądź tak łaskawa przyjść
do mojego gabinetu. Mamy małą naradę. Hasło się nie zmieniło.
Nadal lubię karmelowe muszki!
Niepewnie
zapukała do drzwi.
-
Proszę!
Minerwa
weszła do gabinetu dyrektora. Po raz pierwszy była tu nie jako
uczennica.
-
Och, to pani. - Dumbledore uśmiechnął się do niej znad zwoju
pergaminu. Uśmiechnął się, podnosząc go lekko. - Właśnie
przypominam sobie pani ostatni list. Proszę usiąść, to potrwa
tylko momencik.
Usiadła,
próbując się odprężyć. Nie było powodów do obaw, nie miała
się czym denerwować. Miała wszystkie potrzebne kwalifikacje.
Odetchnęła głębiej, poprawiając okulary w drucianej oprawce.
W
końcu dyrektor podniósł na nią wzrok, uśmiechając się.
-
Ach tak. Już wszystko wiem. Mam tu nawet taką małą notatkę
doczepioną do pani listu, żebym o wszystkim pamiętał. W pani
wypadku to spotkanie jest tylko kwestią formalności. Pamiętam
panią z lekcji, wiem, co później pani osiągnęła. - Spojrzał do
listu. - Egzamin na animaga zdany za pierwszym razem – powiedział
z podziwem. - Profesor Quibbin zgodził się przyjąć panią na
roczny staż, poprowadzi pani w tym roku kilka klas, a od przyszłego
roku przejmie wszystko, gdy przejdzie na emeryturę. Czy to spełnia
pani oczekiwania? - W jego oczach zamigotały iskierki rozbawienia na
widok jej ucieszonej miny.
-
Jak najbardziej. Dziękuję, dyrektorze. - Uścisnęła jego
wyciągniętą dłoń.
-
Muszę także pogratulować. Słyszałem o pani zamążpójściu.
Godność pani męża...?
- Fryderyk.
Wszedłszy do gabinetu dyrektora, to jego spojrzenie napotkała
najpierw. Reddgens patrzył na nią uważnie. Na jego twarzy pojawił
się lekki uśmiech, a oczy pojaśniały.
- Minerwo.
- Cieszę się, że jednak przyszłaś. Mam nadzieję, że czujesz
się lepiej. - Przeniosła wzrok na dyrektora. Siedział za biurkiem,
dokładnie tak samo jak wiele lat temu. Kiwnęła tylko głową,
przysiadając na wolnym krześle.
- Co to za zebranie, Albusie?
- Słyszałaś na pewno o śmierci Hustisa. Mamy kilka podejrzeń, co
do okoliczności jego śmierci. Trzeba rozpatrzyć możliwe hipotezy,
a później przedstawić je Zakonowi. Jesteście jednymi z moich
najbardziej zaufanych ludzi.
Minerwa kiwnęła głową.
Po chwili Fryderyk zabrał głos. Słuchając uważnie jego relacji z
miejsca śmierci ich człowieka obserwowała go uważnie.
Jednocześnie cały czas w głębi zastanawiała się.
Jak
to się stało, że zamiast ciebie poślubiłam twojego przyjaciela?
NARESZCIE!
OdpowiedzUsuńNotka jak zawsze genialna i szlaban śliczny!
Zapraszam do siebie;)
Weny,Lilka.
Dziękuję, bałam się, że wypadłam z wprawy jeśli idzie o to opowiadanie. ;) I też uwielbiam ten szablon. Link do Twojego opowiadania dodałam, w wolnej chwili na pewno wpadnę. Wena ma się dobrze, następny rozdział liczy sobie już 4 strony. Pozdrowienia.
Usuń*szablon.
OdpowiedzUsuńlily-i-james-labirynt-zycia.blogspot.com
Przyjemnie się czytało
OdpowiedzUsuńCO TO MA BYĆ?!
OdpowiedzUsuńJak ta Ruda zołza śmie krzyczeć na mojego Jasona?
Miałaś go chronić. Nie można Ci ufać. Zniknęłam a ty przerobiłaś nawet kawałek : '' ale znam twoją rodzinę. Tę prawdziwą. '' na zostańmy przyjaciółmi. :/ Poprzednia wersja bardziej mi się podobała. :P
Kawałek z Lara i Rogaczem ładnie Ci wyszedł. Uśmiałam się. :D Ale ona nadal moim zdaniem jest głupia .
To opowiadanie naprawdę wymyka Ci się spod kontroli. Nigdy go nie skończysz jeśli będziesz chciała opisać historie KAŻDEGO. Minerwa? Serio? Czy naprawdę musiałaś opisywać jej losy ? Przyznam szczerze pobieżnie przebiegłam przez to wzrokiem. Więc mam nadzieję iż to nic ważnego. :D
Zaufała Syriuszowi. Super. Ciekawe co z tego wyniknie. Zazdrosny James ?
Wrócił Ben i ta cała Suzy czy jak jej tam. [ Nie miałabym nic przeciwko gdybyś ty też ją zapomniała. ] Wolałabym wątki z Mattem. Jasonem. Syriuszem ?
A. Dziękuję. Ta notka to jeden z najlepszych prezentów urodzinowych w tym roku.
Cóż mam nadzieję iż mój komentarz ucieszy Cię tak jak mnie twoja notka.
Możliwe iż na dniach znowu zacznę czytać twoje opowiadanie od początku. Jeśli tak to możesz się spodziewać kolejnego długiego pełnego narzekań komentarza z mojej strony.
Wiesz co? Cieszę się z Twojego komentarza, jak zwykle zresztą pełnego narzekań. W sumie zdziwiłabyś mnie bardzo, gdyby było w nim co innego. Ale czekałam na niego, muszę być szczera! I bardzo cieszy mnie, że się doczekałam. :)
OdpowiedzUsuńHistoria Minerwy kusiła mnie zbyt mocno, żebym ją zwyczajnie ominęła. Czasem są rzeczy, którym po prostu nie da się oprzeć i cóż, zarówno ona, a zwłaszcza Fryderyk będą przewijali się jeszcze przez opowiadanie, zwłaszcza w poczynaniach zakonu, więc nie jest to tylko taka tam sobie słabostka. A Lily musiała w końcu utrzeć Jasonowi nosa! Wiem jak go lubisz, dlatego wiem, że za to co planuję pewnie będziesz chciała mnie ukatrupić. Ale obiecuję dużo Syriusza przez najbliższe dwa rozdziały! I nie martw się, nie planuję więcej bójek Syriusza i Jamesa oraz scen zazdrości. Zauważ, zbliżamy się wielkimi krokami do roku siódmego, kiedy to nasza tytułowa para się schodzi. Nie mogę ich wiecznie ze sobą skłócać.
I jeśli wytkniesz mi jakieś nieścisłości w najbliższej przyszłości będę się kajać na pewno. Jestem pewna, że przez to że tak długo mnie tu nie było, coś mogłam poknocić. Oby nie za wiele! Ben i Suzan nie znikną, co zresztą wiem, bo właśnie zaczęłam pisać rozdział, uwaga, 58!
No i musiałam zmienić tę końcówkę z 55 - to co tam planowałam BARDZO roztasiemcowałoby (chyba nie ma takiego słowa) opowiadanie, byłoby raczej niepotrzebne. Ale postaram się wrócić do tego wątku, bo jest ciekawy.
I hej, pamiętaj, że nie lubię moich początkowych rozdziałów i absolutnie nie jestem z nich dumna! Pamiętaj jakie są stare i jaka byłam młoda, gdy je pisałam. Oby Twój następny komentarz nie przyniósł jedynie nowej fali krytyki, a także kilka pozytywnych słów, hm? ;)
Nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę, że nadal ze mną jesteś. Dziękuję.
Przeczytałam uważnie wszystkie twoje posty i to jedno z najlepszych opowiadań tego typu jakie czytałam. Jaki zdenerwowany James. Liczę na nową notkę
OdpowiedzUsuńi pozdrawiam ;).
Dziękuję bardzo! Taka opinia bardzo dużo znaczy. A James jeszcze trochę się podenerwuje w najbliższych rozdziałach. ;) Nowa notka w okolicach 20 lutego.
UsuńTwojego bloga czytałam z 2 dni, bo kiedyś trzeba spać i jeść :D Twoje opowiadanie mnie mega wciągnęło. ;) Cieszę się że znalazłam taki świetny blog. ;* Też się zastanawiam co ten James taki zdenerwowany. I cieszę się że Lily dała kosza temu Jasonowi, bo go nie lubiłam ;/
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. ;*
Pozdrawiam ;*
:P Jak można nie lubić Jasona?!
UsuńOczywiście, Blester nie rozumie jak można nie lubić Jasona. :P A ja rozumiem! Cieszę się, że moje opowiadanie nadal wciąga i mam nadzieję, że zostaniesz tutaj ze mną na dłużej. Dziękuję i pozdrawiam!
UsuńNie wiem czemu narzekasz na początkowe notki. Moim zdaniem miały one swój urok.
OdpowiedzUsuńOdsyłam do mojego komentarza na onecie spod notki Zakazani: Rozdział 2 z 22 sierpnia 2011 r.
Skomentowałam tam twoją całą twórczość i nadal się z tym zgadzam.
Jason. Nie wiem co planujesz, ale nie rób tego! Weź wykorzystaj do tego czegoś kogoś innego.
Co do zazdrosnego Jamesa …
Załamałaś mnie. :( Ja bym tam nie miała nic przeciwko. Przeciwnie. :D James i Lily będą się przecież dopiero uczyć być ze sobą. Więc normalne iż będą jakieś nieporozumienia. Jakieś kłótnie. Dziwnie by to wyglądało gdyby przez cały ostatni rok ich związek był nagle cukierkowy. :D
Wiesz, że wytrzymałam z tobą już prawie 5 lat ?! WOW. Ktoś ze starych czytelników jeszcze tyle wytrwał ?
Przypominam moje narzekania [ na wypadek gdybyś jednak nie zajrzała do tamtego komentarza ] :
Dlaczego nic już nie wspominasz o podziemnej komnacie i tego co łączy Syriusza i Lily? No i gdzie się podział ten facet co znikał z mapy i czemu James się już tym nie interesuje?
Jednak proszę Cię przeczytaj tamten komentarz. Jasno wyraziłam w nim dlaczego Jason miał się nie zakochiwać w Lily. I dlaczego nie możesz go krzywdzić i wplątywać w różne intrygi.
I tu też wracam znowu do Lory czy jak jej tam. Niech Potter z nią nie zrywa. Nie teraz!
Niech Ruda czuje się zazdrosna ale nie o to, że on z kimś jest. Tylko o to z kim jest. I niech ta Lora w końcu czymś zabłyśnie.
Pozytywne słowa ? :/
Pamiętaj zawsze mogło być gorzej! ;P
A tak serio staram się Cię chwalić. Samo to iż zaglądam do Ciebie przez taak długi czas jest chyba największą pochwałą z mojej strony. No, nie? Po prostu nie chce by to opowiadanie się rozpadło.
Może i nie zaliczyłabym twojego opowiadania do najlepszych jakie zdarzało mi się czytać. Ale powiem Ci szczerze iż jest to jedyne opowiadanie do którego tak często wracam i które równie dłuuugo i szczegółowo komentuje.
Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę.
Blester, czy Ty w ogóle sypiasz? :P Ale w porządku. Odniosę się do Twojego komentarza - do tego, który napisałaś mi pod drugim rozdziałem Zakazanych odniosłam się wtedy. Matt zniknął, bo nie jest ważny, z iloma swoimi byłymi utrzymujesz bieżący kontakt? Raczej starasz się ich nie zauważać, zwłaszcza jeśli związek nie zakończył się do końca pozytywnie. To właśnie robi Lily, a on prawdę mówiąc nie ma ani ważnego wpływu na zakon, ani historię Huncwotów, więc przestałam o nim wspominać. Podobnie napisałam Ci o historii Lily - trudno to wpleść, zwłaszcza, że teraz w magicznym świecie tak wiele się dzieje. Voldemort, napaści, morderstwa, zamieszanie. Tak jak napisałam Ci wtedy w odpowiedzi - to opowiadanie i sam pomysł na nie rozwijało się razem ze mną. Gdy zaczynałam w głowie miałam cóż, bzdury. Wiem, że początkowe miały swój urok, ale nie zgadzają się kompletnie z moją wizją obecną. Może nie kompletnie, stanowią miłe wprowadzenie, ale później chciałam wyciągnąć z tego opowiadania coś więcej.
UsuńStąd nowi bohaterowie, nowe miejsca - każdy ma swoją historię. Nie opowiadam wszystkich, tylko te ważniejsze. Przeczytaj moją odpowiedź na tamten komentarz, napisałam tam skąd się to chyba wzięło.
I podpisuję się pod tym co napisałam wtedy wszystkimi kończynami - gdybym mogła, to wywaliłabym z tego opowiadania połowę rzeczy, żeby było bardziej zwarte i płynne.
Co do Lily i Jamesa - czy ja mówię, że oni teraz padną sobie w ramiona i będą najwspanialszą parą pod słońcem? Oczywiście, że muszą się tego nauczyć i trochę kłótni z tego wyjdzie, zanim będą razem i gdy to już nastąpi. To, czego nie zamierzam, to wielkich, idiotycznych kłótni o nic, wrzasków między nimi i tej całej dziecinnej otoczki. Co do Lory - nic nie powiem, przekonasz się za dwa rozdziały.
I co ja mam zrobić z tym Twoim Jasonem - jak wiesz, on zna historię Lily (to się nie zmieniło, zna ją), a raczej (uchylę rąbka tajemnicy) zna historię nieślubnego dziecka Hampdenów (czyli nie wie kim ono jest). Co z tym zrobię, nie zdecydowałam. Ale Jason będzie jeszcze ważny, myślę za rozdział/dwa. Dokładnie Ci nie powiem, ale obiecuję, że postaram się by miał swoje cudowne pięć minut - specjalnie dla Ciebie.
I wiesz, że tak mówię, że powiedziałabyś też coś pozytywnego, ale największą pochwałą dla mnie jest to, że Ci się tak chce. Czytać to wszystko, analizować, wytykać mi te moje błędy i potknięcia. Zawsze czekam na Twoje komentarza, ale zawsze z pewnym lękiem ("Co też znów sknociłam?"). Nie wiem czy ktokolwiek wytrwał tak długo. Było kilka osób, ale jeszcze pod tym rozdziałem się nie pokazały. Masz mistrzostwo. ;)
Mam nadzieję, że odpowiedziałam Ci tu na wszystko i niezbyt chaotycznie.
Pozdrawiam i pewnie dobrze już wiesz, że następny rozdział będzie z dedykacją dla Ciebie. Nowa notka - jakoś 20 lutego.
Serdecznie zapraszam do zabawy w Liebster Award. Zostałaś nominowana przez blog the-evans-history.blogspot.com
OdpowiedzUsuńWięcej informacji znajdziesz na podstronie "Autorka" znajdującej się w menu.
Pozdrawiam.
(Jeżeli nie lubisz tego typu zabaw, proszę o zignorowanie komentarza i z góry przepraszam)
Bardzo fajnie piszesz :) I świetna notka :P Czekam na więcej ;p
OdpowiedzUsuńDwie nastolatki żyjące w skrajnej rozpuście. Mieszkanki Las Vegas korzystające w pełni z uroków tego miasta. Alkochol, seks i wieczna zabawa.
http://blaise-georgia.blogspot.com/
Zapraszamy! :))
Bardzo cieszę sie ze wróciłas.mwierzylam w ciebie. Myśle, ze powinnas napisać inny blog o mineralne,matka mnie zainteresowała jej opowieści przeróżne wspomnienia, bardzo zgrabnie połączone z o
OdpowiedzUsuńTerazniejszoscia, ze -wstyd przyznać, ale ciekawilommnie to bardziej niż oozostale fragmenty.m,one dlatego, ze James na przykład wydał mi sie po tak długiej przerwie prawdziwym dzieckiem, jesli chodzi o traktowanie tej biednej Lody... A myśle, ze Sudan powinna powiedzieć dumbledorowi. Bębnie, s i o tym, co wykryli, sa takie czasy, ze raczej by jej uwierzył,a a na pewno zainteresowały sie cała sprawapozdrawiam, condawira,urs
Cieszę się, że jeszcze o mnie pamiętasz! Miałam nadzieję, że skomentujesz. :) Prawdę mówiąc zastanawiałam się nad historią Minerwy w szerszym ujęciu, ale póki co poprzestaję na wtrąceniach tutaj. Jednak cieszę się, że jest ona interesująca, bo i ja sama bardzo ją lubię i uważam za ciekawą. Poza tym bardzo polubiłam postać Fryderyka. Jeśli idzie o Bena i Suzan oraz zawiadomienie Dumbledore'a - póki co nie mieli większych dowodów ani poszlak na to, że działo się coś bardzo złego. Jeszcze raz dziękuję, że dalej tu zaglądasz! Pozdrawiam Cię bardzo ciepło.
UsuńTwój blog jest ekstra... biorąc pod uwagę jak pisałas na początku, to mogę stwierdzić, że widoczne są ogromne postępy. Bardzo podoba mi się to jak opisane są relacje Syriusza z Rudą , w ogóle opisy zachowania Blacka .. tak, to moja ulubioną postać.
OdpowiedzUsuńA żeby nie było zbyt pięknie, to wkurza mnie ta cała Lora .. ją bym ją wywalila. Nie ogarniam Jasona... taki irytujacy ale coś wie!
No cuż ... podziwiam za wytrwałość w prowadzeniu bloga ... czytam od dawna;)
JAK JA MAM SKOMENTOWAĆ ZAKAZANYCH ?!
OdpowiedzUsuńBRAKUJE pola "Nazwa/Adres URL".
Proszę napraw to jak najszybciej.
:P
Tak w skrócie: Dobrze się czyta, wciąga mnie ta historia i ogólnie jest spoko;)
OdpowiedzUsuńCo do zakazanych- przepraszam- to nie jest to. Może zmienię zdanie, ale na razie mnie to opowiadanie nie rusza..;/
Super piszesz, masz świetnego bloga, ale... No właśnie jest to "ale", jak na mnie to ZA DUŻO TYCH opisów Zkonu i innych przygód poza Hogwartem. Cieszę się, że Lora i Jason idą w odstawkę, bo chcę żeby jak najszybciej Lily i James się razem umówili.
OdpowiedzUsuńWięc rada na pszyszłość: wicej Hogwartu, mniej Zakonu!!!
pozdr.
Ala