BLOG ZAWIESZONY: Więcej informacji w Proroku

1 grudnia 2011

Rozdział 41: Gdzie oni są?

         Ben ocknął się. Rozejrzał się dokoła, próbując przypomnieć sobie co właściwie się stało. Leżał u stóp schodów, a chłód kamiennej posadzki zdążył już wyziębić jego ciało. Gdy spróbował podnieść głowę, poczuł ostry ból przepływający przez wszystkie jego mięśnie. Ostrożnie ruszył rękami, chcąc je rozruszać. Poczuł jak krew zaczyna żywiej krążyć w jego żyłach, budząc do życia skamieniałe mięśnie. W końcu usiadł ociężale, czując jak skronie pulsują mu tępym bólem. Wytężył pamięć, próbując wywołać z niej wspomnienia tego, co stało się zanim stracił przytomność. Jednak ostatnim co pamiętał, było przejście korytarzem. Spojrzał w górę. Przeklął w duchu swoją niezdarność. Najwyraźniej spadł i nieźle się poobijał. Zrobił kilka głębszych wdechów, próbując powstrzymać zawroty głowy. Spokojnie, to tylko drobne stłuczenie. Wstał ostrożnie. Kiedyś naprawdę zrobię sobie krzywdę.


*

         Czwartek był dla Susan pechowy. Od rana nic jej się nie udawało – zawaliła eliksiry, McGonagall zganiła ją za nieprzygotowanie i jeszcze, jak na złość za oknem szalała ulewa, przez co James musiał odwołać trening. Nie mając pojęcia co ze sobą zrobić, poszła do biblioteki licząc, że może spotka tam Bena – on zawsze potrafił ją rozweselić, a nie rozmawiała z nim od dobrych kilku dni. Zawsze gdy widziała go na korytarzu on zdawał się jej nie dostrzegać, zatopiony we własnych myślach. W trakcie zajęć nie zaszczycił jej nawet jednym spojrzeniem. Susan niepokoiła się, że stało się coś złego.
Siedząc przy stole od niechcenia wertowała strony podręcznika do transmutacji, co chwila zerkając w stronę drzwi. Nie musiała czekać długo. Po mniej więcej kwadransie drzwi otworzyły się i w progu stanął Ben. Szybkim krokiem podszedł do lady bibliotekarki i odebrał od niej grubą księgę. Kobieta uśmiechnęła się, widząc radość na jego twarzy. W końcu odwrócił się, poszukując wzrokiem wolnego miejsca. Gdy jego spojrzenie prześliznęło się po niej uniosła dłoń, żeby zwrócić jego uwagę. Chłopak zmarszczył gniewnie brwi, po czym kompletnie ją ignorując usiadł przy pustym stoliku obok okna. Susan lekko zdezorientowana schowała podręcznik do torby, po czym wstała i ruszyła powoli w jego stronę. Nie miała pojęcia dlaczego miałby się na nią obrazić. Przecież jeszcze niedawno wszystko było w porządku. Usiadła naprzeciwko, kładąc torbę u swoich stóp. Chłopak widząc ją skrzywił się lekko.
- Cześć, Ben – zagadnęła ostrożnie, siląc się na uśmiech.
- Cześć – odparł kąśliwym tonem. Spuścił wzrok na książkę, nie poświęcając jej ani odrobiny uwagi. Susan westchnęła zirytowana.
- Powiesz mi o co ci chodzi? - spytała w końcu, czując jak narasta w niej irytacja. - Dlaczego mnie ignorujesz? Zrobiłam coś nie tak?
Wpierw zdawało się, że chłopak jej nie usłyszał, ale w końcu powoli podniósł wzrok.
- Słuchaj, po prostu jak znowu będziesz się chciała z kogoś ponabijać, to znajdź sobie inny cel. Daj mi spokój. Nie mam ochoty znów być ofiarą. - To powiedziawszy spuścił wzrok na książkę, którą przeglądał.
Susan nie miała pojęcia o co mu chodzi. Że niby kiedy się z niego nabijała? Po tym wszystkim, co ostatnio przeszli nie powinien mieć wątpliwości, co do ich przyjaźni.
- O czym ty mówisz?
Chłopak prychnął.
- Nie udawaj głupiej.
- Ale... Ale, Ben. Na Merlina, nie mam pojęcia o co ci chodzi!
- Ach tak? To może Ci przypomnę! Ten czas, który ostatnio tak usilnie próbowałaś spędzać ze mną, udając, że jesteś dla mnie miła – wiem, że służyło to tylko ośmieszeniu mnie, że nie potrafię latać na miotle, że jestem taki naiwny. Wiem, że nie mam przyjaciół, że jestem niezdarny, że czasem jestem śmieszny, ale nie musiałaś robić ze mnie kozła ofiarnego.
Patrzył na nią ze złością. Susan wpatrywała się w jego oczy, czując, że zaczyna jej się kręcić w głowie. Skąd on wziął takie głupie pomysły?
- Przecież dobrze wiesz, że bardzo cię polubiłam po tym jak się lepiej poznaliśmy. Nie wykorzystałabym cię do żadnego bzdurnego kawału. Nie mam pojęcia na jakiej podstawie to sobie wymyśliłeś! Ben!
- Świetnie. - Chłopak podniósł się z krzesła, zatrzaskując książkę. - Ale więcej już się do mnie nie odzywaj, bo nie mam na to najmniejszej ochoty.
Rzucił jej ostatnie zirytowane spojrzenie, po czym wyszedł z biblioteki. Susan siedziała nieruchomo, próbując uzmysłowić sobie, co zrobiła nie tak.
Przecież wszystko było dobrze.



* * *


         Deszcz bębnił o szyby, ciche grzmoty przetaczały się w oddali. Za oknami powoli zapadał zmrok rozjaśniany tylko co jakiś czas blaskiem błyskawicy. Lily siedziała w pustym dormitorium, szukając chwili samotności. W kominku ogień trzaskał wesoło wyganiając gromadzący się w pomieszczeniu chłód. Evans siedziała na łóżku, podciągając kolana pod brodę. Ciepły koc utkany z miękkiej czerwonej wełny gdzieniegdzie poprzetykanej złotymi nitkami zarzuciła na ramiona, a w dłoni trzymała zamkniętą książkę. Nieprzytomnym spojrzeniem wpatrywała się w okno, błądząc myślami gdzieś daleko. Od dłuższego czasu czuła nieprzyjemny ciężar w żołądku, który nie wiadomo skąd się wziął. Co dziwne nasilał się, gdy w pobliżu znajdował się James i jego dziewczyna. Uczucie bezsilnej złości pojawiało się znikąd i nie odchodziło mimo usilnych prób przekonania samej siebie, że przecież to kompletnie irracjonalne. Po prostu brakowało jej uwagi, tak to na pewno to. Ale z ciebie egoistka, ganiła się w duchu. Przecież to oczywiste, że przez wszystkie te lata mimo złości lubiła czuć się adorowaną i pożądaną. Komu by to nie pochlebiło?
Od dawna wiedziała, że zauważa tylko ją, że nie ma lepszej od niej. Chyba każdy straciłby grunt pod nogami, gdyby nagle okazało się, że jednak jest inna, lepsza od Ciebie.
Nie, nie lepsza, poprawiła się w duchu. James dorósł do przyjaźni, zrozumiał, że nie możemy być razem. A przecież tylko o to jej chodziło, o chwilę wytchnienia. Tak marzyła o tym, żeby przestać się kojarzyć wszystkim z wiecznymi kłótniami z Potterem. Żeby ktoś zwrócił na nią uwagę tak po prostu. Tylko dlaczego musiał się zmienić? Dlaczego musiał stać się kimś więcej niż tylko znajomym? Dlaczego z każdym kolejnym dniem zauważała, że może wcale nie jest takim palantem, jakim zawsze był? Przypomniała sobie wspólną imprezę u Slughorna i to, jak dobrze się razem bawili. Kiedyś było to nie do pomyślenia. Mdliło ją na myśl o spędzeniu choćby minuty w jego towarzystwie. Co się zmieniło w ciągu tego pół roku? Czy to James się zmienił, czy ona?
Oparła głowę o ścianę. Chyba to właśnie nazywa się dorosłość. Dorośli, ona w jakiś sposób była w stanie zapomnieć o latach kłótni, a on zmienić swoje nastawienie.
Zaśmiała się pod nosem. Chyba nie ma większej egoistki od niej. Chęć posiadania adoratora mogła zrujnować postęp jaki poczynili. Musiała przestać oczekiwać ciągłego nadskakiwania z jego strony. Może najwyższy czas, żeby też się zakochała? Z uśmiechem na ustach wyszła z dormitorium, spychając niepokój na sam skraj podświadomości. Niemal tak, jakby go tam nie było. Niemal.


* * *


         Wąski strumień gorąca wydobył się z różdżki rozgrzewając lak. Kilka kropli spadło na pergamin zalepiając kopertę. Severus sięgnął po niewielką pieczątkę i starannie zapieczętował list. Sięgnął po pióro i wprawnym ruchem napisał nazwisko: Malfoy. Wiedział, że jego ranga w szeregach Czarnego Pana jest zbyt niska by pisać bezpośrednio do niego, a nie chciał rozzłościć go niepotrzebnie. Poza tym nie znał potrzebnych protokołów i zaklęć. Jednak wieści, które musiał przekazać były zbyt ważne. Musiał opisać niepowodzenie Avery'ego i Blacka, oraz jego własny wkład w naprawę sytuacji. Niesubordynację tego idioty Avery'ego. Wszystko było ważne i nie mógł tego lekceważyć. Na szczęście winnym okazał się ten niewydarzony Puchon Fenwick, żyjący w swoim własnym świecie bajdurzeń i bzdur. Solidne zaklęcie zapomnienia szybko załatwiło sprawę. Jednak wiedział, że nie mogą prowadzić dłużej badań, które zlecił Czarny Pan. Ryzyko ponownego nakrycia było zbyt duże. Zresztą kto wie czy Dumbledore już się czegoś nie dowiedział i nie wzmógł ostrożności.

         Schował kopertę do kieszeni, po czym wyszedł z dormitorium z zamiarem wysłania listu. Minął grupkę rozbawionych Ślizgonów, kilku zerknęło na niego z poważaniem, inni nawet nie zwrócili uwagi. Prawdę mówiąc odrobinę śmieszyło go tak zróżnicowane podejście do jego osoby. Słudzy Czarnego Pana szanowali go, zaś inni Ślizgoni rzadko kiedy dostrzegali, zauważając tylko chudego chłopaka, z czarnymi, wiecznie tłustymi włosami zasłaniającymi twarz, który stronił od wszystkich. Nigdy nie miał wśród nich przyjaciela. Jedyną osobą, która dostrzegała w nim po prostu Severusa była Lily. Poczuł znajome ukłucie bólu i tęsknoty. Tak dawno z nią nie rozmawiał. Gdy mijali się na korytarzu bądź w klasie jej wzrok nie pozostał na nim dłużej niż kilka sekund. Zapominała o nim i ta świadomość raniła go najbardziej. Widział jak z dnia na dzień staje się bliższa tym, którzy gnębili go przez tyle lat. Najwidoczniej kiedyś to on był jedyną osobą, która powstrzymywała ją od zażyłości z nimi. Były momenty, że ledwo znosił to wszystko, jednak znalazł już na to lekarstwo. Zadania dla Czarnego Pana pochłaniały mu czas. Nareszcie poczuł się potrzebny oraz poważany i nie potrzebował do tego Lily Evans.

         Jakby ją wywołał, wychodząc z lochów dostrzegł znajomą sylwetkę u szczytu schodów. Lily zbiegała zgrabnie, przeskakując po kilka stopni, a na jej ustach błąkał się uśmiech. Gdy przyjrzał się jej uważniej zauważył, że ta postawa nie jest do końca szczera. Oczy miała zatroskane. Czuł jak jego serce wyrywa się w jej kierunku.
- Lily! - Jej imię nieświadomie wyrwało się jego ust. Co on wyprawiał?! Miał ją zostawić, zemścić się. Nie mógł znowu się poniżać, nie przyjęła jego przeprosin, nie chciała go widzieć. Jednak zamiast uciec z powrotem do lochów został na miejscu wpatrując się w nią uważne.
Zatrzymała się. Jej wzrok prześliznął się po holu. Gdy zauważyła go, wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił. Uśmiech zniknął, ustępując miejsca zaskoczeniu, po chwili złości, aż w końcu wystudiowanej obojętności. Czuł jak jego serce zamiera. Kiedyś obdarzała tym spojrzeniem tylko Pottera. Jak to się stało, że teraz było przeznaczone dla niego?
- Sev. Czego chcesz? - Spytała, robiąc w jego stronę kilka niepewnych kroków. Najwidoczniej sama nie wiedziała jak się zachować.
No właśnie. Czego chciał? Sam nie wiedział. Pokierował nim impuls. Chciał ją przytulić, rozśmieszyć, nawrzeszczeć, uciec. Targało nim tyle sprzecznych emocji. Brakowało mu przyjaciółki. Jej spojrzenia, uśmiechu, trzeźwego spojrzenia. Ich żartów, spacerów.
- Nigdy nie powinienem był cię przepraszać – powiedział, czując jak jego serce zamiera. NIE! Wcale nie! Powinienem był przepraszać cię na klęczkach. Dlaczego to powiedział? Jednak nie powiedział nic więcej, wpatrywał się w jej twarz, czując w sercu ogromną dziurę. Przeszyła go wściekłym spojrzeniem.
- Nie martw się, i tak nie przyjęłam twoich przeprosin – niemal wypluła te słowa. - Ale nigdy nie będę w stanie wyrazić, jak bardzo zawiodłam się na tobie, Snape. Chyba jesteś takim, jakim zawsze widzieli cię inni. To ja byłam głupia, że poświęciłam ci czas – powiedziała ze złością, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę Wielkiej Sali. Gdy zniknęła za drzwiami Severus wybiegł z zamku, czując jak łzy spływają mu po twarzy.


* * *


         Nadzwyczajne zebranie członków Zakonu Feniksa odbywało się się w kuchni kwatery głównej. Alastor zasiadł u góry stołu i spojrzał po twarzach osób zebranych wokół. Było ich niewielu – większość nie mogła się stawić. Po jego prawej stronie zasiadł Fryderyk, wraz z Marleną. Dziewczyna wyglądała na zmęczoną. Podkrążone oczy świadczyły o kolejnej nieprzespanej nocy u boku narzeczonego, która nadal nie mógł dojść do siebie po ostatnich wydarzeniach. Z lewej siedziała Armandia, bawiąc się niespokojnie warkoczem. Obok niej siedział Elfias – w ciągu ostatniego miesiąca wychudł jeszcze bardziej. Wyglądał jak cień. Obok niego siedział Hustis, ich nowy człowiek w ministerstwie. Mimo że był potężnej postury w jego sposobie bycia było coś, co sprawiało, że nie zwracało się na niego większej uwagi. Fleckey, który zginął podczas misji w Dolinie Olbrzymów ręczył za niego własną różdżką. Postanowili zaufać jego osądowi. Na ostatnim krześle, naprzeciw Alastora siedział Aberforth Dumbledore. Błękitne oczy i siwa broda, mimo iż była wiele krótsza niż jego brata, sprawiały, że był łudząco podobny do Albusa. Mężczyzna zerkał co chwilę na kieszonkowy zegarek i wyraźnie się niecierpliwił.

         W pomieszczeniu panowała cisza. Wszyscy czekali w napięciu na pojawienie się honorowego gościa. Alastor zerknął na zegarek. Równo z wybiciem siódmej, z kominka dobiegł się trzask i wśród płomieni pojawiła się głowa samego Albusa Dumbledore'a.
- Jak zwykle punktualny. - Moody uśmiechnął się lekko.
- Punktualność to oznaka nie tylko szacunku dla innych, ale także dla swojego czasu. Pospieszmy się, obiecałem Minny, że jeszcze dzisiaj przejrzę raporty na temat umocnień Hogwartu. Nawet nie zacząłem.
Aberforth prychnął cicho pod nosem, jednak powstrzymał się od kąśliwego komentarza, który cisnął mu się na usta. To nie był najlepszy czas na rodzinne kłótnie.
- Na czym stoimy, Hustis? Jak ministerstwo reaguje na działania Voldemorta?
Mężczyzna westchnął.
- Panika narasta. Zaginęło wielu ludzi. Niektórzy boją się wychodzić z domów. Przestali wierzyć w ochronę Ministerstwa. Wczoraj znaleziono zabitą rodzinę, w której ojciec był mugolskiego pochodzenia. Matka była pomniejszą łączniczką w Ministerstwie. Próbowano to zatuszować, jednak informacje przeciekły zastraszająco szybko. Tak jakby chciano, aby ludzie się dowiedzieli. Ludzie odebrali to jako ostrzeżenie. Najgorsze jest, że nasi szpiedzy nic nie wykryli. Ktoś śledzi nasze poczynania i blokuje dopływ informacji, musimy znaleźć szpiega.
- Każdy może być jak Robert – powiedziała stanowczo Armandia, nie zważając na zdenerwowane spojrzenie Marleny. - Nikomu nie możemy ufać. Z badań wynikło, że Robert już od dłuższego czasu był pod działaniem Imperiusa. Skąd wiemy ile informacji na nasz temat mógł im przekazać?
- To prawda. Nie mam pojęcia, kto zlecił mu to idiotyczne zadanie rzucenia klątwy na Alastora, jednak gdyby nie to, pewnie jeszcze długo nic byśmy nie wiedzieli.
Moody pokręcił głową.
- Zlekceważyliśmy to zagrożenie. Każda klątwa czy urok ma pewne symptomy, po których można go poznać. Byliśmy zbyt zadufani w sobie. Stała czujność! To najważniejsza zasada! Nie możemy sobie pozwolić na błędy. Być może przez cudzą głupotę udało nam się to wykryć, a może była to część większego planu? Tego już nie rozgryziemy. Jedno jest pewne – musimy uważać.
- Co proponujesz? - Głowa Albusa przechyliła się w jego stronę.
- Kontrole. W końcu mamy w naszych szeregach niejednego doświadczonego maga. Musimy być bardziej ostrożni, ufać sobie, ale do granic rozsądku. Każdy z nas może być szpiegiem, należy wziąć to pod uwagę.
- Dobrze. W takim razie opracujesz system kontrolowania członków zakonu. Zwerbuj kilka osób do pomocy i dostarcz mi listę. Hustis, w dalszym ciągu monitoruj ministerstwo i nawiąż kontakt z naszym człowiekiem z Departamentu Tajemnic. Niech przejrzy rejestr wstępów i jeśli będzie miał okazję, niech go skopiuje. Dostałem pewne informacje, które jak najszybciej wymagają sprawdzenia. Niech się ze mną skontaktuje jak najszybciej. Aberforth... - Zwrócił wzrok na brata. - Jak stoją sprawy w Hogsmeade? Po ostatnich wydarzeniach zauważyłeś coś nowego?
Mężczyzna pokręcił głową.
- Kilku podejrzanych typków, jednak nic konkretnego.
Po jego słowach w pomieszczeniu nastała cisza. Wszyscy spoglądali po sobie z napięciem. W końcu Aberforth wstał z miejsca.
- A propos Hogsmeade, zostawiłem bar w rękach goblina. Jeśli wybaczycie, naprawdę muszę wracać. Niedługo zejdzie się klientela i wolałbym być wtedy ba miejscu.



* * *


         Lily ciężko usiadła na ławie obok Marty i Remusa. Czuła się fatalnie. Czy była wściekła? Tak, ale nie mogła pozbyć się uczucia smutku. Nie spodziewała się tego po Sevie. Ostatnim, czego brakowało jej do szczęścia była świadomość, że przez tyle lat ufała niewłaściwemu człowiekowi.
- Wszystko w porządku? - Marta położyła dłoń na jej ramieniu. Remus również przypatrywał się jej uważnie.
- Coś się stało?
Westchnęła. Świetnie, jeszcze musiała trafić się para psychologów.
- Po prostu wszystko się popsuło. Tyle rzeczy się zmieniło, nie wiem już co robić, ani co jest właściwe - zaczęła, nie zdając sobie sprawy, że przyjaciele nie mają pojęcia o czym mówi. Spojrzeli po sobie pytająco, jednak nie przerywali, dając jej się wygadać.
- Wszystko co do tej pory wydawało mi się właściwe, przewróciło się do góry nogami. Okazało się całkowicie inne niż myślałam. - Oparła głowę na dłoniach.
Marta delikatnie pogładziła ją po głowie. Kilka osób siedzących niedaleko rzucało na nich ciekawskie spojrzenia.
- Lily... - zaczęła niepewnie. - Czy ma to coś wspólnego z Jamesem?
Evans wyprostowała się. Nie mogła im się ze wszystkiego zwierzyć. Marta zbyt blisko była z Remusem, który w końcu dzielił dormitorium z huncwotami. Bała się, że może to dojść do uszu Jamesa, a nie chciała, żeby zaczął wysnuwać nieprawdziwe wnioski.
- Nie. Jasne, że nie. Dlaczego? - spytała, siląc się na obojętny ton. - Po prostu... Pokłóciłam się z Severusem – powiedziała w końcu zrezygnowana.
Remus spojrzał na nią zaskoczony.
- Nie wiedziałem, że jeszcze ze sobą rozmawiacie. Po tamtym... incydencie.
- Nie rozmawiamy. Po prostu zatrzymał mnie i powiedział kilka przykrych rzeczy. Niepotrzebnie się nim tak przejęłam. - Przerwała. - Po prostu tak długo mu ufałam... Powinnam o nim zapomnieć.
Uśmiechnęła się lekko, przenosząc spojrzenie na stół. Jeśli nie chciała się kompletnie rozkleić musiała zmienić temat.
- O, ziemniaczana zapiekanka! - zawołała przesadnie entuzjastycznie, nakładając sobie porcję na talerz. Posłała uśmiech przyjaciołom. Nad nimi dostrzegła Dorcas i Ann, które właśnie weszły do Wielkiej Sali. Para wymieniła spojrzenia, jednak nie drążyli tematu.

Dziewczyny kierowały się w ich stronę, gdy drogę zagrodził im chłopak z szatami w barwach Hufflepuffu. Ithan. Zagadnął Dorcas, która po krótkiej rozmowie ruszyła za nim do wyjścia, pozostawiając Ann samą na środku sali.
- No nie – mruknęła Lily. Marta odwróciła się, podążając za jej wzrokiem.
- Co się dzieje?
- Dorcas znowu brata się z Ithanem.
- Czy to źle? Długo byli razem. Pewnie są sobie bliscy.
W tym czasie przy stole pojawiła się Ann.
- Nie wierzę, że Dorcas tak łatwo dała się złamać. Jak ten facet to robi? Podchodzi, mówi „musimy porozmawiać”, a ona zapomina o wszystkim i idzie za nim. - Pokręciła głową, siadając naprzeciwko Lily.
- Jeszcze wczoraj, mówiła, że wcale jej go nie brak.
- Nie rozumiem – wtrąciła się Marta. - Dlaczego go nie lubicie?
Ann i Lily wymieniły spojrzenia.
- Nie chodzi o to, że go nie lubimy. Ithan całkowicie zmienił Dorcas. Przy nim stała się całkiem inną osobą. Nie sądziłam, że o to chodzi w związku. Martwimy się o nią. - Ann wzruszyła ramionami.
Wszyscy zajęli się jedzeniem, a ciszę wypełnił tylko stukot sztućców o talerze. Po chwili do stołu dosiadła się Susan.
- Chyba wszyscy mają dzisiaj zły dzień – mruknęła Marta do Remusa, obserwując jej markotną minę.
Remus objął ją mocniej.
- Ja na pewno nie – szepnął jej do ucha.


*


- Jesteś pewna? - Remus spojrzał na Lily z ukosa. Reszta już dawno zniknęła na schodach, czekał tylko na Martę, która rozmawiała z Mattem przy stole. Evans uśmiechnęła się lekko.
- Chcę pobyć chwilę sama. Spacer dobrze mi zrobi.
- Jakby co, wiesz gdzie mnie znaleźć.
Kiwnęła głową i ruszyła w stronę wyjścia z zamku. Gdy stanęła na zewnętrznych schodach zaklęła cicho.
- Oczywiście, o kurtce i parasolu nie pomyślałam.
- A czy jedynie spacer jest w stanie poprawić ci teraz humor? - Cichy głos rozbrzmiał tuż nad jej uchem. Odwróciła się gwałtownie.
- Jason – uśmiechnęła się do niego lekko, czując jednak lekką irytację. Sądziła, że da jej w końcu spokój.
- Widzę, że nie za bardzo cieszy cię mój widok – zauważył, wzdychając. - Prawdę mówiąc jestem ci winien przeprosiny.
- To znaczy? - Spojrzała na niego nie do końca rozumiejąc.
- Nawiązując z tobą bliższą znajomość, nie do końca uściśliłem swoje intencje. Nie będę ukrywał, że jesteś atrakcyjną dziewczyną. Z początku chciałem zrobić na złość Potterowi, z czasem zdałem sobie sprawę, że nie chodzi mi już tylko o to.
Lily łypnęła na niego zirytowana.
- Na złość Potterowi, tak?
Jason uśmiechnął się przepraszająco.
- Niełatwo przychodzi mi nawiązywanie bliższych znajomości. Złośliwości jakoś samoistnie znajdują drogę do moich ust.
Dziewczyna prychnęła pogardliwie.
- Do czego zmierzasz?
- Nie będę próbował już zaprosić cię na randkę. Może po prostu zostaniemy przyjaciółmi?


* * *


         Następnego ranka Hustis przemierzał korytarze ministerstwa, starając się jak zwykle nie zwracać na siebie większej uwagi przechodniów. Dotarł do wind i wcisnął guzik. Po chwili rozległ się metaliczny szczęk i drzwi otwarły się automatycznie.
- Poziom zero. Hol główny, recepcja, biuro ochrony – oświadczył beznamiętny kobiecy głos. Mężczyzna wszedł do środka. Skrzywił się mimowolnie, gdy niewielka sowa przemknęła mu nad głową. Te cholerne ptaki zniszczyły mu już niejedną szatę.
- Przeklęte przesyłki wewnętrzne – mruknął, uważnie obserwując ruchy ptaka. Jednak sowa posłusznie przysiadła na niewielkiej żerdzi zamocowanej przy suficie. Przezornie stanął najdalej jak to tylko możliwe. Wcisnął odpowiedni guzik i czekał. Zerknął na zegarek. Był niemal spóźniony. W ostatniej chwili opuścił biuro, więc nawet nie zdążył zawiadomić Dumbledore'a o planowanym spotkaniu. Gdy kobiecy głos oznajmił równie beznamiętnie: Departament tajemnic, ledwo powstrzymał się od biegu. Przeszedł długi ciemny korytarz, mijając kolejne drzwi. Nie bywał tu zbyt często, jednak podczas tych kilku wizyt nie spotkał tu nigdy nikogo. I to ma być najlepiej strzeżone miejsce w ministerstwie? Ani jednego strażnika!
W końcu zatrzymał się przed drzwiami i zapukał lekko. Otworzyły się niemal natychmiast. Wśliznął się do środka.
- Wybacz spóźnienie, miałem małą awarię w... – zaczął, szukając wzrokiem rozmówcy, jednak nie zdążył dokończyć.
- Avada Kedavra!
Zesztywniałe ciało uderzyło głucho o ziemię.

Zrobione kilka godzin później policyjne fotografie przedstawiały zamarłą twarz mężczyzny. Z uśmiechem na ustach.

15 komentarzy:

  1. Witam. Przeczytałem wszystkie części, muszę powiedzieć, że to najbardziej dojrzałe texty o podobnej tematyce. Przede wszystkim opowiadanie jest "równe" co mnie bardzo cieszy. Po prostu gotowa ksiązka.
    zekam na nastepna notkę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, to bardzo miłe słowa i nie ukrywam, że nie tylko bardzo pochlebiają, ale i dodają chęci do pisania. Właśnie próbuję się wyrwać spod natłoku innych zadań i mam nadzieję, że niedługo nowy rozdział się pojawi.

      Usuń
  2. Ach, w końcu się wzięłam za odgrzebywanie kontaktów. Cieszę się, że wciąż piszesz i mam nadzieję, że szybko nadrobię zaległości. Aż mi głupio jak sobie uświadomię jak długo mnie tu nie było.
    Tak czy inaczej - wpadłam się przywitać i zapewnić, że nie zapomniałam :)
    Mam nadzieję, do rychłego napisania.

    Rieen

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoje zamówienie zostało wykonane i znajduje się w poście [0423] na www.wyimaginowana-grafika.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Twój blog jest super! Czytałam już parę blogów o Lily i Jamesie ale większość była jakaś dziwna, nie kleiła się wo gule do kanonu Rowling. Pisz dalej, już nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Staram się zachować jako taką zgodność z kanonem, na ile mi pamięć i wiedza pozwolą. Piszę, w końcu piszę dalej, mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej. :)

      Usuń
  5. Jejusiu ale fajny blog... Czekam na kolejne posty...;)

    OdpowiedzUsuń
  6. super blog :) a i uwielbiam "białą flagę" :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Połowa blogów się nie zgadza z informacjami zawartymi w książce .Fajnie że ktoś się wyłamał,i że to nie jest wielki romantyk. Choć przyznaje że .Myślałam że,lily i james będą parą i ta dziewczyna z którą potter jest niby parą...Miło ze znalazłam tem blog ponownie.

    OdpowiedzUsuń
  8. W zupełności zgadzam się z powyższymi komentarzami ;) Na prawdę fantastyczne jest to, że wprowadzasz mnóstwo wątków nie tylko miłosnych. Większość blogów, które do tej pory czytywałam oparta była jedynie na relacji Lily- James, a Twój blog to nie mdłe romansidło tylko ciekawie opowiedziana historia, w której nie brakuje interesujących zwrotów akcji (np. ten o opochodzeniu Lily :)) Życzę weny i pozdrawiam- Mała Mi

    OdpowiedzUsuń
  9. O mój Boże... Ale się poryczałam na tym z Severusem i Lily... :(( Biedny Snape... On tak bardzo kochał Lily... Nie wytrzymam !! Znowu ryczę :'(

    OdpowiedzUsuń
  10. Ehhh masz talent. Zgadzam się z przedmówcami: większość blogów o podobnej tematyce jest przesłodzona, lub wcale się nie klei, czego nie można powiedzieć o twojej historii;) Genialne, no ale wracam do czytania!

    OdpowiedzUsuń

Użytkowników bez konta Google proszę o wybór z listy "komentarz jako" pola "Nazwa/Adres URL" i w polu nazwa podanie nicka. Jest łatwiej, gdy wiadomo, kto jest kim.