Syriusz rzucił wściekle
miotłę na ziemię. Splunął ze złością i usiadł na ławce w
opustoszałej szatni drużyny Gryfonów. Po chwili wstał i wyjrzał
przez okno... Słońce w czerwonej łunie chowało się powoli za
horyzontem. Oparł się o drewnianą framugę, pokrytą złuszczoną
brązową farbą. Nie mógł uwierzyć, że... przegrali! W myślach
zobaczył uśmiechniętą twarz Regulusa, gdy patrzył z kpiną na
swojego brata. Może i James złapał znicz, ale to, że obrońca
Gryfonów został bardzo brutalnie sfaulowany na początku meczu tak,
że trzeba go było zmienić miało opłakane skutki w dalszym
przebiegu meczu. Rezerwowy bramkarz był fatalny, więc przegrali z
kretesem.
Od końca meczu minęła
ponad godzina, jednak Syriusz wciąż nie miał ochoty wracać do
zamku. Ucierpiała jego duma. Tak się szczycił tym, że wygrają, a
teraz? Teraz nie potrafił wyjść z głupiej szatni razem ze swoją
drużyną i przyznać się do porażki.
Zarzucił miotłę na
ramię i wyszedł na błonia. Szydercza mina Regulusa nie dawała mu
spokoju. znowu był gorszy. Jak kiedyś.
- To twój pierwszy
dzień w szkole. Mam nadzieję, że nas nie zawiedziesz. - Starszy
mężczyzna siedział w fotelu i spoglądał srogo na swojego syna.
Jego czarne niegdyś włosy, gdzieniegdzie przyprószyła siwizna, a
przystojna niegdyś twarz pokryła się zmarszczkami. Z czarnych jak
smoła oczu bił chłód i ani krzty ciepła.
- Spróbuję ojcze -
odpowiedział hardo mały, czarnowłosy chłopiec, jednak wyraz jego
oczu i ton głosu wskazywały całkiem co innego. Mężczyzna chyba
to zauważył, bo wstał z fotela i spojrzał z góry na swojego
najstarszego syna.
- Chodź ze mną -
powiedział cicho, po czym wyszedł z pokoju. Wszedł do salonu i
zatrzymał się przed ogromnym czarnym gobelinem. Na samej górze
złotą nicią wyszyto napis "Szlachetny i Starożytny Ród
Blacków "Toujours Pur" ".
- Widzisz, Syriuszu?
Oto Twoi przodkowie. Od wieków byli w Slytherinie - powiedział
wskazując ręką drzewo. - Nieliczni, którzy... zadawali się z
mieszańcami i szlamami zostali wyrzuceni z naszego rodu.
Syriusz spojrzał na
kilka dziur wypalonych w gobelinie.
- Dlatego liczę, że
ty pójdziesz w dobrą stronę. Slytherin jest najlepszym domem,
gdzie powinien trafić czarodziej czystej krwi, zwłaszcza takiej jak
twoja, pochodzącej z Rodu Blacków, jednego z najpotężniejszych
czarodziejskich rodów. I tylko z równymi sobie powinien się
zadawać, a nie z jakimiś plugawymi mieszańcami, zdrajcami krwi
czy... Szlamami. - Ostatnie słowo mężczyzna wręcz wypluł z
obrzydzeniem, jakby bał się, że samo wypowiedzenie go otruje.
Syriusz w milczeniu przypatrywał się gobelinowi.
- Postąp tak jak się
tego od ciebie oczekuje. - Mężczyzna wyszedł z salonu, a młody
Black, wciąż stał przed gobelinem patrząc na swoich przodków. I
wtedy w jego głowie pojawiła się myśl, która już od tak dawna
krążyła w jego umyśle. Nie popierał poglądów swojej rodziny,
nie chciał być jej częścią, ponieważ wiedział, że do niej
nie pasuje. Spojrzał na wypalone w materiale dziury, przypomniał
sobie tych kilku Blacków, których kiedyś spotkał, gdy był
młodszy i którzy nigdy więcej nie zagościli w jego domu, bo jak
mówiła matka, byli zdrajcami. I właśnie wtedy postanowił, że on
będzie inny. Nie chciał dać się stłamsić, jego duma i niezwykle
buntownicza natura nie chciały pozwolić na wykonywanie poleceń
rodziców, które tak bardzo były sprzeczne z jego naturą.
Postanowił: nie będzie w Slytherinie.
- Ale mój brat był
całkiem inny. - Syriusz nawet nie zauważył, gdy rozmyślając
zaszedł nad jezioro. Usiadł samotnie na brzegu i rzucił kamień w
srebrzystą toń.
Ekspres
Hogwart-Londyn stał przy peronie 9 i 3/4. Z jego lśniącej,
czerwonej lokomotywy buchały kłęby pary i dymu. Słońce świeciło
jasno, a zegar wiszący na jednej ze ścian pokazywał dziesiątą
trzydzieści. Syriusz Black stał wraz ze swoją matką i młodszym
bratem, rozglądając się czujnie wśród otaczającego go tłumu i
próbując dostrzec swoich przyszłych kolegów. Tak bardzo cieszył
się, że nareszcie wyjedzie z domu i pozna prawdziwych przyjaciół
(takie przynajmniej miał nadzieje). Dostrzegł małego
rozczochranego chłopca o włosach czarnych jak smoła. Jego mama
tuliła go mocno, a ojciec spoglądał na niego z dumą. Syriusz
odwrócił wzrok. Dobrze wiedział, że on zostanie pewnie pożegnany
o wiele oschlej.
- Synu, już chyba
pora żebyś wsiadał do pociągu. - Usłyszał głos swojej matki.
Kobieta spoglądała na niego ostro. Po chwili pochyliła się lekko.
- Nie zawiedź nas synu. Cała nasza rodzina liczy, że będziesz się
odpowiednio zachowywał. - Po chwili złożyła na jego policzku
niezwykle suchy i pozbawiony uczuć pocałunek. Objęła go
nieznacznie ramieniem jakby chcąc przytulić, jednak po chwili
zabrała rękę. - Udanego semestru - powiedziała jeszcze.
- Żegnaj bracie. -
Jego brat wyciągnął rękę w niezwykle oficjalny sposób i
spojrzał na niego z mieszaniną żalu i zazdrości w oczach. Ten
wyraz twarzy kompletnie nie pasował do twarzy dziewięciolatka.
Syriusz uścisnął szybko jego dłoń, odwrócił się i ciągnąc
za sobą swój ciężki kufer ruszył w stronę wagonu. Odnalazłszy
wolny przedział usiadł na kanapie i wyjrzał przez okno. Jego matki
już nie było. Nawet nie poczekała aż odjedzie. Poczuł ukłucie
żalu. po chwili jednak na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
W końcu jechał do Hogwartu. Był wolny.
Syriusz spojrzał na
niebo, które powoli powlekało się granatem. Pierwsze gwiazdy już
lśniły na niebie. Zamknął oczy i uśmiechnął się lekko.
Blask świec
rozjaśniał ogromną komnatę. Zaczarowane sklepienie przedstawiało
czyste nocne niebo usiane gwiazdami.
- Black, Syriusz! -
Profesor McGonagall spojrzała na niego znad okularów, gdy wyszedł
z szeregu pierwszaków i podszedł pewnie do stołka. Usiadł na nim
i czuł jak pewność siebie go opuszcza. Odwrócił się przodem do
sali i ujrzał morze twarzy, patrzących na niego ze znudzeniem. Dla
nich to była tylko kolejna ceremonia przydziału, kolejny uczeń, a
dla niego? On wiedział czego chce, jednak wcale nie był taki pewien
czy Tiara Przydziału weźmie to w ogóle pod uwagę. Spojrzał na
stół Ślizgonów. Jego kuzynka, Bellatrix siedziała obok jakiegoś
chłopaka i patrzyła na niego kpiącym wzrokiem. Ostatnią rzeczą
jaką zobaczył nim kapelusz opadł mu na oczy była uśmiechnięta
twarz Jamesa Pottera. Syriusz poczuł jak jego żołądek zawiązuje
się w supeł. A jeśli trafi do Slytherinu?
- Hmmm... Black. Tak,
sława nazwiska znacznie cię wyprzedza, ale chyba niekoniecznie
dobra sława, hm? - Usłyszał cichutki głos w prawym uchu. -
Taak... Wybór wydaję się prosty jednak tylko na pozór. Ten upór,
buntownicza natura, widzę, że nie lubisz gdy rządzą tobą
jakiekolwiek zasady. Masz wiele cech Blacków, które jak ulał
pasują do Slytherinu.
Palce Syriusza
zacisnęły się kurczowo na krawędzi stołka.
"Nie!"
przeszło mu przez myśl.
- Jednak... - ciągnął
Głos. - Widzę tu również wiele innych cech, o wiele bardziej
pozytywnych. Odwaga, dobroć, pragnienie miłości. Tak wiele w tobie
nieodkrytych pozytywnych uczuć!
Pewnie wielu ten wybór
zaskoczy, jednak sądzę, że ciebie akurat ucieszy. Oto jeden z
nielicznych Blacków, który nie trafi do Domu Węża. Tak... Masz to
nie we krwi, ale w sercu. Twoim domem będzie... GRYFFINDOR! -
Ostatnie słowo tiara wykrzyknęła na całą salę. Syriusz zerwał
z głowy kapelusz i rzucił go zaskoczonej profesor McGonagall. Jej
oczy zdawały się mówić " Black w moim domu?! Niemożliwe!".
James Potter pokazał
mu uniesiony w górę kciuk. Młody Black ruszył w stronę
klaskającego stołu Gryfonów. Zerknął na Ślizgonów. Wiele osób
patrzyło na niego z zaskoczeniem lub wręcz złością. Inni
patrzyli z jawną kpiną. Oto ośmieszył się jeden z członków
najstarszego rodu czarodziejskiego. Bellatrix spoglądała kpiąco.
Syriusz odwrócił się do Gryfonów i uśmiechnął szeroko. Był
wolny!
Syriusz uśmiechnął
się na to wspomnienie. Wtedy prawie całkowicie odciął się od
rodziny, z którą i tak łączyło go niewiele więcej niż
nazwisko. Wtedy poznał swoich przyjaciół. Wstał z trawy i ruszył
w stronę zamku z miotłą na ramieniu. Robiło się coraz ciemniej.
Drzwi otworzyły się
cicho. Lokaj wniósł kufer, postawił go w holu i wycofał się
szybko. Syriusz spojrzał w głąb pustego, ciemnego domu, nie
wiedząc co robić. Nie widział rodziców od września, bowiem nie
miał najmniejszej ochoty wracać do domu na święta. Niestety na
czas wakacji zmuszony był wrócić. Z zaciętą miną chwycił kufer
i ruszył w stronę schodów.
- Syriuszu Black! -
Usłyszał głos dochodzący z sąsiedniego pokoju i akcentujący
silnie ostatnie słowo. Ojciec spojrzał na syna, który stanął w
drzwiach.
- Witaj ojcze -
powiedział hardo.
- Wejdź. Podejdź tu.
Syriusz podszedł, do
mężczyzny patrząc na niego chłodnym wzrokiem.
- Dlaczego nie
przyjechałeś na święta? - spytał mężczyzna lodowatym tonem.
- Nie udawaj ojcze, że
wam mnie brakowało. Macie Regulusa. Ja wolałem zostać w zamku. Z
przyjaciółmi...
- Przyjaciółmi! -
prychnął mężczyzna.- Zdrajców krwi, mieszańców i szlamy
nazywasz przyjaciółmi?! Słyszeliśmy z kim się tam zadajesz.
Bellatrix nam opowiadała. Potter, Longbottom, mugolaki, szlamy...
Zdrajcy krwi.
Syriusz patrzył na
ojca, który spoglądał na niego z niedowierzaniem. A wewnątrz czuł
jak zalewa go wściekłość. Jak on mógł tak oceniać jego
przyjaciół? Dobrze wiedział, że ojcu nie chodzi wcale o to, ze go
nie było na święta, tylko o to, w jakim towarzystwie został w
zamku. Jaką „hańbę” przyniósł rodzinie. W młodym Blacku
zawrzało.
- Skoro ich nazywasz
zdrajcami krwi, mnie też musisz tak nazwać! Dlaczego uważasz ich
za gorszych od siebie?!
Ojciec zmierzył go
morderczym spojrzeniem.
- Czysta krew nic dla
ciebie nie znaczy?! Dla ciebie, w którego żyłach płynie
najczystsza czarodziejska krew?! Szlamy, mieszańce i zdrajcy są
niegodni miana czarodziei! Brudni głupcy...
- Nie obrażaj ich!
Mam gdzieś czystość krwi! Nie ona świadczy o człowieku. A jeśli
ty tak uważasz, to sam jesteś głupcem!
Syriusz patrzył na
ojca z wściekłością. Dawno nie był tak zdenerwowany. Mężczyzna
wstał z fotela.
- Jak mnie nazwałeś?!
- Daj mu spokój
ojcze... Nie warto. - Syriusz i jego ojciec spojrzeli na drzwi, w
których stał Regulus. - Ten głupiec, mój brat, nie jest godzien
naszego nazwiska. Nie wart jest czystej krwi, jaka płynie w jego
żyłach.
- Mam w nosie jaka
krew płynie w moich żyłach! Czysta krew, brudna krew. Jesteście
żałośni! - Syriusz zaśmiał się gorzko.
- To ty jesteś
żałosny, ale może jeszcze kiedyś zmądrzejesz, chociaż szczerze
w to wątpię.
- Nigdy nie będę
tacy jak wy!
- Zejdź mi z oczu.
Już. - Ojciec wskazał mu drzwi. Syriusz wybiegł z pokoju wściekle
trzaskając drzwiami.
- Hasło? - Gruba Dama
spojrzała na Blacka. Chłopak nawet nie zauważył gdy doszedł do
swojej wieży.
- Miodowe Królestwo -
powiedział i wszedł do Pokoju Wspólnego. Wciąż miał na sobie
szatę do Quidditcha. Podszedł do kominka.
- Gdzie byłeś, Łapo? -
James zerknął na niego.
- Na spacerze. - Syriusz
usiadł ciężko obok przyjaciela. Obaj mieli niewesołe miny.
Wysoki, postawny chłopak
podszedł do nich i poklepał ich po ramionach.
- Nie martwcie się. To
dopiero pierwszy mecz. Najwięksi mistrzowie mają czasem gorszy
dzień. - Frank Longbottom uśmiechnął się do nich krzepiąco.
- Taa.. Dzięki Frank. -
James opadł na oparcie fotela.
- Na pewno. Ja idę spać.
- Syriusz podniósł się z miejsca.
- Ja też zaraz przyjdę.
- Potter uśmiechnął się do niego lekko.
- Jasne.
Black przeszedł przez
pokój . Minął Lily siedzącą z Mattem i jakimiś Gryfonami.
Uśmiechnęła się do niego lekko spod ramienia Johnsona. Syriusz
odwzajemnił uśmiech i ruszył w stronę dormitorium. Wziął
prysznic i opadł bezwładnie na łóżko. Zamknął oczy.
Jego rodzice, brat....
Nawet Stworek. Jego rodzina, krewni, przodkowie. Stali dookoła niego
i spoglądali z pogardą.
- Zdrajca krwi!
- Głupiec!
- Biedna Pani... Ma
takiego wyrodnego syna, niegodnego krwi płynącej w jego żyłach. -
Stworek złapał się za głowę.
- Zdrajca! - krzyknął
ktoś.
- Przeklinam cię. Już
nie jesteś moim synem!
- Zdrajca krwi! -
Rozległo się znów.
Drzwi Grimmuald Place
12 zamknęły się z hukiem.
Syriusz otworzył
gwałtownie oczy.
- I jestem z siebie dumny
- szepnął, po czym przewrócił się na prawy bok i już po chwili
słychać było tylko jego cichy, spokojny oddech.
Nie Revenclaw tylko Rawenclaw!
OdpowiedzUsuń"- Nic. Zupełnie nic - powiedziała tłumiąc śmiech, JEDNAK w jej oczach błyskały wesołe ogniki.
- Ja i tak swoje wiem - burknęła Dorcas, JEDNAK na jej ustach wciąż błąkał się uśmiech. JEDNAK Lily już jej nie słuchała." Powtórzenia!!!!
Niezbyt ogarnęłam, co to za chłopak z tą Emmą się całuje xD
OdpowiedzUsuńbonnie-karaye.blogspot.com