BLOG ZAWIESZONY: Więcej informacji w Proroku

25 czerwca 2008

Rozdział 10: Wspomnienia Łapy

        Syriusz rzucił wściekle miotłę na ziemię. Splunął ze złością i usiadł na ławce w opustoszałej szatni drużyny Gryfonów. Po chwili wstał i wyjrzał przez okno... Słońce w czerwonej łunie chowało się powoli za horyzontem. Oparł się o drewnianą framugę, pokrytą złuszczoną brązową farbą. Nie mógł uwierzyć, że... przegrali! W myślach zobaczył uśmiechniętą twarz Regulusa, gdy patrzył z kpiną na swojego brata. Może i James złapał znicz, ale to, że obrońca Gryfonów został bardzo brutalnie sfaulowany na początku meczu tak, że trzeba go było zmienić miało opłakane skutki w dalszym przebiegu meczu. Rezerwowy bramkarz był fatalny, więc przegrali z kretesem.
Od końca meczu minęła ponad godzina, jednak Syriusz wciąż nie miał ochoty wracać do zamku. Ucierpiała jego duma. Tak się szczycił tym, że wygrają, a teraz? Teraz nie potrafił wyjść z głupiej szatni razem ze swoją drużyną i przyznać się do porażki.
Zarzucił miotłę na ramię i wyszedł na błonia. Szydercza mina Regulusa nie dawała mu spokoju. znowu był gorszy. Jak kiedyś.

- To twój pierwszy dzień w szkole. Mam nadzieję, że nas nie zawiedziesz. - Starszy mężczyzna siedział w fotelu i spoglądał srogo na swojego syna. Jego czarne niegdyś włosy, gdzieniegdzie przyprószyła siwizna, a przystojna niegdyś twarz pokryła się zmarszczkami. Z czarnych jak smoła oczu bił chłód i ani krzty ciepła.
- Spróbuję ojcze - odpowiedział hardo mały, czarnowłosy chłopiec, jednak wyraz jego oczu i ton głosu wskazywały całkiem co innego. Mężczyzna chyba to zauważył, bo wstał z fotela i spojrzał z góry na swojego najstarszego syna.
- Chodź ze mną - powiedział cicho, po czym wyszedł z pokoju. Wszedł do salonu i zatrzymał się przed ogromnym czarnym gobelinem. Na samej górze złotą nicią wyszyto napis "Szlachetny i Starożytny Ród Blacków "Toujours Pur" ".
- Widzisz, Syriuszu? Oto Twoi przodkowie. Od wieków byli w Slytherinie - powiedział wskazując ręką drzewo. - Nieliczni, którzy... zadawali się z mieszańcami i szlamami zostali wyrzuceni z naszego rodu.
Syriusz spojrzał na kilka dziur wypalonych w gobelinie.
- Dlatego liczę, że ty pójdziesz w dobrą stronę. Slytherin jest najlepszym domem, gdzie powinien trafić czarodziej czystej krwi, zwłaszcza takiej jak twoja, pochodzącej z Rodu Blacków, jednego z najpotężniejszych czarodziejskich rodów. I tylko z równymi sobie powinien się zadawać, a nie z jakimiś plugawymi mieszańcami, zdrajcami krwi czy... Szlamami. - Ostatnie słowo mężczyzna wręcz wypluł z obrzydzeniem, jakby bał się, że samo wypowiedzenie go otruje. Syriusz w milczeniu przypatrywał się gobelinowi.
- Postąp tak jak się tego od ciebie oczekuje. - Mężczyzna wyszedł z salonu, a młody Black, wciąż stał przed gobelinem patrząc na swoich przodków. I wtedy w jego głowie pojawiła się myśl, która już od tak dawna krążyła w jego umyśle. Nie popierał poglądów swojej rodziny, nie chciał być jej częścią, ponieważ wiedział, że do niej nie pasuje. Spojrzał na wypalone w materiale dziury, przypomniał sobie tych kilku Blacków, których kiedyś spotkał, gdy był młodszy i którzy nigdy więcej nie zagościli w jego domu, bo jak mówiła matka, byli zdrajcami. I właśnie wtedy postanowił, że on będzie inny. Nie chciał dać się stłamsić, jego duma i niezwykle buntownicza natura nie chciały pozwolić na wykonywanie poleceń rodziców, które tak bardzo były sprzeczne z jego naturą. Postanowił: nie będzie w Slytherinie.

- Ale mój brat był całkiem inny. - Syriusz nawet nie zauważył, gdy rozmyślając zaszedł nad jezioro. Usiadł samotnie na brzegu i rzucił kamień w srebrzystą toń.


Ekspres Hogwart-Londyn stał przy peronie 9 i 3/4. Z jego lśniącej, czerwonej lokomotywy buchały kłęby pary i dymu. Słońce świeciło jasno, a zegar wiszący na jednej ze ścian pokazywał dziesiątą trzydzieści. Syriusz Black stał wraz ze swoją matką i młodszym bratem, rozglądając się czujnie wśród otaczającego go tłumu i próbując dostrzec swoich przyszłych kolegów. Tak bardzo cieszył się, że nareszcie wyjedzie z domu i pozna prawdziwych przyjaciół (takie przynajmniej miał nadzieje). Dostrzegł małego rozczochranego chłopca o włosach czarnych jak smoła. Jego mama tuliła go mocno, a ojciec spoglądał na niego z dumą. Syriusz odwrócił wzrok. Dobrze wiedział, że on zostanie pewnie pożegnany o wiele oschlej.
- Synu, już chyba pora żebyś wsiadał do pociągu. - Usłyszał głos swojej matki. Kobieta spoglądała na niego ostro. Po chwili pochyliła się lekko. - Nie zawiedź nas synu. Cała nasza rodzina liczy, że będziesz się odpowiednio zachowywał. - Po chwili złożyła na jego policzku niezwykle suchy i pozbawiony uczuć pocałunek. Objęła go nieznacznie ramieniem jakby chcąc przytulić, jednak po chwili zabrała rękę. - Udanego semestru - powiedziała jeszcze.
- Żegnaj bracie. - Jego brat wyciągnął rękę w niezwykle oficjalny sposób i spojrzał na niego z mieszaniną żalu i zazdrości w oczach. Ten wyraz twarzy kompletnie nie pasował do twarzy dziewięciolatka. Syriusz uścisnął szybko jego dłoń, odwrócił się i ciągnąc za sobą swój ciężki kufer ruszył w stronę wagonu. Odnalazłszy wolny przedział usiadł na kanapie i wyjrzał przez okno. Jego matki już nie było. Nawet nie poczekała aż odjedzie. Poczuł ukłucie żalu. po chwili jednak na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. W końcu jechał do Hogwartu. Był wolny.


Syriusz spojrzał na niebo, które powoli powlekało się granatem. Pierwsze gwiazdy już lśniły na niebie. Zamknął oczy i uśmiechnął się lekko.


Blask świec rozjaśniał ogromną komnatę. Zaczarowane sklepienie przedstawiało czyste nocne niebo usiane gwiazdami.
- Black, Syriusz! - Profesor McGonagall spojrzała na niego znad okularów, gdy wyszedł z szeregu pierwszaków i podszedł pewnie do stołka. Usiadł na nim i czuł jak pewność siebie go opuszcza. Odwrócił się przodem do sali i ujrzał morze twarzy, patrzących na niego ze znudzeniem. Dla nich to była tylko kolejna ceremonia przydziału, kolejny uczeń, a dla niego? On wiedział czego chce, jednak wcale nie był taki pewien czy Tiara Przydziału weźmie to w ogóle pod uwagę. Spojrzał na stół Ślizgonów. Jego kuzynka, Bellatrix siedziała obok jakiegoś chłopaka i patrzyła na niego kpiącym wzrokiem. Ostatnią rzeczą jaką zobaczył nim kapelusz opadł mu na oczy była uśmiechnięta twarz Jamesa Pottera. Syriusz poczuł jak jego żołądek zawiązuje się w supeł. A jeśli trafi do Slytherinu?

- Hmmm... Black. Tak, sława nazwiska znacznie cię wyprzedza, ale chyba niekoniecznie dobra sława, hm? - Usłyszał cichutki głos w prawym uchu. - Taak... Wybór wydaję się prosty jednak tylko na pozór. Ten upór, buntownicza natura, widzę, że nie lubisz gdy rządzą tobą jakiekolwiek zasady. Masz wiele cech Blacków, które jak ulał pasują do Slytherinu.
Palce Syriusza zacisnęły się kurczowo na krawędzi stołka.
"Nie!" przeszło mu przez myśl.
- Jednak... - ciągnął Głos. - Widzę tu również wiele innych cech, o wiele bardziej pozytywnych. Odwaga, dobroć, pragnienie miłości. Tak wiele w tobie nieodkrytych pozytywnych uczuć!
Pewnie wielu ten wybór zaskoczy, jednak sądzę, że ciebie akurat ucieszy. Oto jeden z nielicznych Blacków, który nie trafi do Domu Węża. Tak... Masz to nie we krwi, ale w sercu. Twoim domem będzie... GRYFFINDOR! - Ostatnie słowo tiara wykrzyknęła na całą salę. Syriusz zerwał z głowy kapelusz i rzucił go zaskoczonej profesor McGonagall. Jej oczy zdawały się mówić " Black w moim domu?! Niemożliwe!".
James Potter pokazał mu uniesiony w górę kciuk. Młody Black ruszył w stronę klaskającego stołu Gryfonów. Zerknął na Ślizgonów. Wiele osób patrzyło na niego z zaskoczeniem lub wręcz złością. Inni patrzyli z jawną kpiną. Oto ośmieszył się jeden z członków najstarszego rodu czarodziejskiego. Bellatrix spoglądała kpiąco. Syriusz odwrócił się do Gryfonów i uśmiechnął szeroko. Był wolny!

Syriusz uśmiechnął się na to wspomnienie. Wtedy prawie całkowicie odciął się od rodziny, z którą i tak łączyło go niewiele więcej niż nazwisko. Wtedy poznał swoich przyjaciół. Wstał z trawy i ruszył w stronę zamku z miotłą na ramieniu. Robiło się coraz ciemniej.

Drzwi otworzyły się cicho. Lokaj wniósł kufer, postawił go w holu i wycofał się szybko. Syriusz spojrzał w głąb pustego, ciemnego domu, nie wiedząc co robić. Nie widział rodziców od września, bowiem nie miał najmniejszej ochoty wracać do domu na święta. Niestety na czas wakacji zmuszony był wrócić. Z zaciętą miną chwycił kufer i ruszył w stronę schodów.
- Syriuszu Black! - Usłyszał głos dochodzący z sąsiedniego pokoju i akcentujący silnie ostatnie słowo. Ojciec spojrzał na syna, który stanął w drzwiach.
- Witaj ojcze - powiedział hardo.
- Wejdź. Podejdź tu.
Syriusz podszedł, do mężczyzny patrząc na niego chłodnym wzrokiem.
- Dlaczego nie przyjechałeś na święta? - spytał mężczyzna lodowatym tonem.
- Nie udawaj ojcze, że wam mnie brakowało. Macie Regulusa. Ja wolałem zostać w zamku. Z przyjaciółmi...
- Przyjaciółmi! - prychnął mężczyzna.- Zdrajców krwi, mieszańców i szlamy nazywasz przyjaciółmi?! Słyszeliśmy z kim się tam zadajesz. Bellatrix nam opowiadała. Potter, Longbottom, mugolaki, szlamy... Zdrajcy krwi.
Syriusz patrzył na ojca, który spoglądał na niego z niedowierzaniem. A wewnątrz czuł jak zalewa go wściekłość. Jak on mógł tak oceniać jego przyjaciół? Dobrze wiedział, że ojcu nie chodzi wcale o to, ze go nie było na święta, tylko o to, w jakim towarzystwie został w zamku. Jaką „hańbę” przyniósł rodzinie. W młodym Blacku zawrzało.
- Skoro ich nazywasz zdrajcami krwi, mnie też musisz tak nazwać! Dlaczego uważasz ich za gorszych od siebie?!
Ojciec zmierzył go morderczym spojrzeniem.
- Czysta krew nic dla ciebie nie znaczy?! Dla ciebie, w którego żyłach płynie najczystsza czarodziejska krew?! Szlamy, mieszańce i zdrajcy są niegodni miana czarodziei! Brudni głupcy...
- Nie obrażaj ich! Mam gdzieś czystość krwi! Nie ona świadczy o człowieku. A jeśli ty tak uważasz, to sam jesteś głupcem!
Syriusz patrzył na ojca z wściekłością. Dawno nie był tak zdenerwowany. Mężczyzna wstał z fotela.
- Jak mnie nazwałeś?!
- Daj mu spokój ojcze... Nie warto. - Syriusz i jego ojciec spojrzeli na drzwi, w których stał Regulus. - Ten głupiec, mój brat, nie jest godzien naszego nazwiska. Nie wart jest czystej krwi, jaka płynie w jego żyłach.
- Mam w nosie jaka krew płynie w moich żyłach! Czysta krew, brudna krew. Jesteście żałośni! - Syriusz zaśmiał się gorzko.
- To ty jesteś żałosny, ale może jeszcze kiedyś zmądrzejesz, chociaż szczerze w to wątpię.
- Nigdy nie będę tacy jak wy!
- Zejdź mi z oczu. Już. - Ojciec wskazał mu drzwi. Syriusz wybiegł z pokoju wściekle trzaskając drzwiami.

- Hasło? - Gruba Dama spojrzała na Blacka. Chłopak nawet nie zauważył gdy doszedł do swojej wieży.
- Miodowe Królestwo - powiedział i wszedł do Pokoju Wspólnego. Wciąż miał na sobie szatę do Quidditcha. Podszedł do kominka.
- Gdzie byłeś, Łapo? - James zerknął na niego.
- Na spacerze. - Syriusz usiadł ciężko obok przyjaciela. Obaj mieli niewesołe miny.
Wysoki, postawny chłopak podszedł do nich i poklepał ich po ramionach.
- Nie martwcie się. To dopiero pierwszy mecz. Najwięksi mistrzowie mają czasem gorszy dzień. - Frank Longbottom uśmiechnął się do nich krzepiąco.
- Taa.. Dzięki Frank. - James opadł na oparcie fotela.
- Na pewno. Ja idę spać. - Syriusz podniósł się z miejsca.
- Ja też zaraz przyjdę. - Potter uśmiechnął się do niego lekko.
- Jasne.
Black przeszedł przez pokój . Minął Lily siedzącą z Mattem i jakimiś Gryfonami. Uśmiechnęła się do niego lekko spod ramienia Johnsona. Syriusz odwzajemnił uśmiech i ruszył w stronę dormitorium. Wziął prysznic i opadł bezwładnie na łóżko. Zamknął oczy.

Jego rodzice, brat.... Nawet Stworek. Jego rodzina, krewni, przodkowie. Stali dookoła niego i spoglądali z pogardą.
- Zdrajca krwi!
- Głupiec!
- Biedna Pani... Ma takiego wyrodnego syna, niegodnego krwi płynącej w jego żyłach. - Stworek złapał się za głowę.
- Zdrajca! - krzyknął ktoś.
- Przeklinam cię. Już nie jesteś moim synem!
- Zdrajca krwi! - Rozległo się znów.
Drzwi Grimmuald Place 12 zamknęły się z hukiem.

Syriusz otworzył gwałtownie oczy.

- I jestem z siebie dumny - szepnął, po czym przewrócił się na prawy bok i już po chwili słychać było tylko jego cichy, spokojny oddech.

2 komentarze:

  1. Nie Revenclaw tylko Rawenclaw!
    "- Nic. Zupełnie nic - powiedziała tłumiąc śmiech, JEDNAK w jej oczach błyskały wesołe ogniki.

    - Ja i tak swoje wiem - burknęła Dorcas, JEDNAK na jej ustach wciąż błąkał się uśmiech. JEDNAK Lily już jej nie słuchała." Powtórzenia!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezbyt ogarnęłam, co to za chłopak z tą Emmą się całuje xD

    bonnie-karaye.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Użytkowników bez konta Google proszę o wybór z listy "komentarz jako" pola "Nazwa/Adres URL" i w polu nazwa podanie nicka. Jest łatwiej, gdy wiadomo, kto jest kim.