- Puszczaj mnie! Nie mamy
o czym ze sobą rozmawiać! - dziewczyna próbowała wyrwać się z
uścisku silnych dłoni. Czarnowłosy chłopak odwrócił ją do
siebie i spojrzał na nią smutno.
- Lily, proszę, nie
zmuszaj mnie żebym zrobił ci krzywdę. Chcę tylko porozmawiać.
Ruda prychnęła.
- Nie boję się ciebie -
powiedziała twardo, jednak przestała się wyrywać. Patrzyła na
niego lodowatym wzrokiem. - I nie sądzę, żebyśmy mieli o czym
rozmawiać.
- Lily, po prostu pozwól
mi wyjaśnić!
- Wyjaśnić? Ty już
zdecydowałeś, Snape. - Wyrwała mu się. Zmierzyła go wściekłym
spojrzeniem, tak pełnym mieszaniny chłodu, złości i... Żalu.
Severusowi zrobiło się głupio. Jednocześnie poczuł złość.
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i wyszła z komnaty trzaskając
drzwiami. Nie powinna była tu przychodzić. Kilka sów zahukało z
oburzeniem.
- Lily! - zawołał za
nią chłopak, lecz nie ruszył się z miejsca. Odwrócił się
powoli i wyjrzał przez okno. Wszędzie wokół panowały
nieprzeniknione ciemności, księżyc schował się za chmurami.
Jedna z sów poderwała się lotu i wyleciała przez otwarte okno,
muskając go lekko skrzydłem. Snape otrząsnął się z zamyślenia.
Owinął się szczelniej szatą, odgarnął włosy z twarzy i po
cichu wyszedł z komnaty.
* * *
Matt
Johnson siedział przy kominku wraz ze swoją siostrą. Czytał
książkę. Właściwie to tylko od dwudziestu minut wpatrywał się
tępym wzrokiem w jedno zdanie, ponieważ myślami był zupełnie
gdzie indziej. Przejście pod portretem trzasnęło głośno. Chłopak
podniósł głowę i zauważył dziewczynę, która ostatnio tak
często gościła w jego myślach. Jej rude włosy powiewały za nią
lekko, gdy szła przez pokój wspólny w stronę osamotnionego
fotela. Lily Evans była wyraźnie nie w sosie. Zacięty wyraz
twarzy, zmarszczone czoło... i ta nieobecna mina. Matt poczuł
ciepło na sercu, gdy patrzył jak Gryfonka siada w fotelu i wpatruje
się w kominek. Niesforne kosmyki włosów opadły jej na twarz.
Chłopak uśmiechnął się lekko.
- Idź do niej.
- Co?
Spojrzał nieobecnym
wzrokiem na swoją siostrę, która patrzyła na niego z uśmiechem.
Krótkie włosy zaplecione w dwa warkoczyki dodawały jej
zawadiackiego uroku.
- Powiedziałam, żebyś
do niej poszedł. Zagadał. Dawno nie rozmawialiście.
Matt ponownie utkwił
spojrzenie w Evans.
- Lepiej nie. Zaraz
pewnie Potter do niej przyjdzie.
- A widzisz go tam
gdzieś? Bo ja nie. Rób jak chcesz, ale ja na twoim miejscu
wykorzystałabym okazję - oznajmiła i wstała z fotela. - Ja idę
wziąć prysznic - powiedziała i ruszyła w stronę dormitorium.
Chłopak niezdecydowanie zerknął na Rudą. Nie wiedział co zrobić.
* * *
Strumień
gorącej wody wpadał z pluskiem do wanny, tworząc przy tym ogrom
białej piany mydlanej. Lustro wiszące nad umywalką pokryło się
lekką mgiełką. Ciemnowłosa dziewczyna chwyciła ręcznik i
położyła go na półce przy wannie. Uśmiechnęła się lekko, po
czym weszła do wody, kryjąc swe ciało w gęstej pianie. Ułożyła
się wygodnie. W końcu miała chwilę tylko dla siebie. Sięgnęła
po gąbkę i mydło, gdy nagle ktoś załomotał głośno w drzwi
łazienki.
- Tak?! - krzyknęła,
spoglądając ze złością na drzwi.
- Długo będziesz tam
siedziała, Dor?
- Do końca świata i
jeden dzień dłużej! Przecież dopiero weszłam! Chcę mieć chwilę
spokoju! Z łaski swojej mnie nie poganiaj, Ann! - odkrzyknęła ze
złością, po czym z pluskiem zanurzyła się całkowicie pod wodę.
Nawet w kąpieli nie miała chwili spokoju!
Tak. Dorcas Meadowes
ostatnimi czasy nie miała ani chwili dla siebie. Większość swego
czasu wolnego spędzała ze swoim kolegą Ithanem Brownem.
Oficjalnie nie byli jeszcze parą, ale cała szkoła już huczała od
plotek na ich temat i wiadomo było, że jest to raczej tylko kwestia
czasu. Ithan, jeden z najprzystojniejszych chłopaków w szkole
wyraźnie szalał za piękną Gryfonką, a i ona, co nikogo zbytnio
nie dziwiło, była nim wyraźnie zauroczona. Cóż... trafił swój
na swego. Niestety, przez to wszystko ilość jej czasu tylko dla
siebie, bądź dla jej znajomych znacznie się zmniejszyła. Niemalże
każdą wolną chwilę spędzała z Ithanem, a także nieraz z jego
przyjaciółmi. Kilka osób wręcz zaczęło się naśmiewać po
cichu, że panna Meadowes chyba zmieniła swój dom z Gryffindoru na
Hufflepuff. Poza tym i tak większość czasu spędzali w bibliotece.
Bądź co bądź, szósty rok w Hogwarcie to nie przelewki.
Westchnęła.
Przynajmniej teraz
rzadziej oglądała Blacka, chociaż to wiązało się również z
tym, że czas spędzony z jej przyjaciółkami był zmniejszony do
minimum. Nawet w dormitorium, które wszystkie razem dzieliły nie
rozmawiały ze sobą za wiele. Każda z nich zmęczona po całym dniu
nauki padała wykończona na łóżko i zasypiała szybko. Zwłaszcza
Lily zrobiła się ostatnio dość milcząca. Niestety Dorcas
wiecznie zabiegana i zajęta nie zamieniała z nią więcej słów
niż na przerwie bądź czasem w dormitorium. Szczerze mówiąc
stworzyła się między nimi jakaś niewidzialna bariera, której
chyba obie nie miały zamiaru przekraczać. Brakowało jej
przyjaciółki, jednak Ithan... Nie chciała go stracić, a
wiedziała, że chłopak jest niezwykle zazdrosny o każdą chwilę
nie spędzoną z nim. Przemyła twarz wodą. Nie spodziewała się
takiego obrotu ich znajomości. Wyszła z wanny i wytarłszy się do
sucha założyła piżamę. Owinięta w puchaty szlafrok wyszła z
łazienki.
- No nareszcie - mruknęła
Ann i czym prędzej weszła do łazienki. Po chwili dobiegł je głos
cichego podśpiewywania i wody lecącej do wanny. Susan siedziała na
swoim łóżku, pogrążona w lekturze poradnika „Jak usidlić
czarodzieja? Kruczki i sztuczki, przydatne uroki i eliksiry dla
każdej czarownicy.” Uśmiechnęła się do Dorcas znad książki
po czym znów pogrążyła się w lekturze. Meadowes usiadła na
swoim łóżku niezdecydowana czym się teraz zająć. Oparła się o
poduszki i sięgnęła po ramkę stojącą na nocnej szafce. Były
tam dwa zdjęcia. Jedno przedstawiało grupę młodych ludzi, w
połowie czwartej klasy. Byli tam wszyscy. Remus, James, Lily,
próbująca odsunąć się od niego jak najdalej. Susan, Ann, Peter,
Syriusz. Dorcas spojrzała na czarnowłosego chłopaka uśmiechającego
się nonszalancko do obiektywu. Czarna grzywka opadała mu zawadiacko
na czoło. Spojrzała na samą siebie stojącą obok Lily i Syriusza.
Była wtedy taka szczęśliwa. Wszyscy byli. Nie wiedziała co się
stało, że nagle wszyscy się od siebie odsunęli. Czyżby aż tak
się zmienili? W tak krótkim odstępie czasu podzielili się na
mniejsze grupki, które tylko z pozoru się przyjaźniły. Prawdę
mówiąc każdy miał przed każdym tajemnice, a Dorcas tym bardziej
się od nich odsunęła. Znalazła sobie nowych znajomych, chłopaka.
Wtedy jej wzrok padł na
drugie zdjęcie w ramce. Dwie jedenastoletnie dziewczynki uśmiechały
się szeroko do obiektywu, obejmując się. Jedna miała płomienno
rude włosy, druga czarne jak węgiel. Mimo iż z wyglądu były tak
różne od razu się polubiły. Dorcas zamknęła powieki.
- Nikt nigdy nas nie
rozdzieli! - zawołała mała, czarnowłosa dziewczynka do Rudej.
Siedziały pod rozłożystym drzewem nad jeziorem.
- Zawsze będziemy
przyjaciółkami. Choćby się waliło i paliło...
- Przyjaciółki na
zawsze.
- Na zawsze.
Dorcas otworzyła oczy.
Poczuła lekkie ukłucie w sercu. Jak niewiele potrzeba, żeby
dziecięce obietnice straciły na znaczeniu.
* * *
Chwyciła kawałek
pergaminu leżący jej u stóp i cisnęła w płomienie. Z mściwą
satysfakcją spoglądała, jak papier płonie i po chwili zamienia
się w popiół.
"Gdyby tak
wszystkie problemy mogły zamienić się w popiół..."
- Cześć Lily.
Podniosła wzrok. Matt
stał nad nią, spoglądając niepewnie.
- Cześć Matt. -
Uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi i spojrzała z powrotem w
ogień. Powinna była pójść za radą Marty i wyznać mu wszystko,
jednak coś ją powstrzymywało.
- Mogę się dosiąść?
- spytał i nie czekając na odpowiedź usiadł na sąsiednim fotelu.
- A gdzie James? - to pytanie uciekło mu nim zdążył ugryźć się
w język.
Ruda spojrzała na niego
zaskoczona mieszaniną irytacji i kpiny w jego głosie.
- Matt ja... słuchaj.
Chodzi o to... - Odwróciła zmieszana wzrok. Po chwili wzięła
głęboki oddech i spojrzała na Matta, który patrzył na nią
wyczekująco. W jego ciemnych oczach dostrzegła napięcie. - Nic
mnie nie łączy z Potterem. Nie jesteśmy nawet przyjaciółmi.
Zachowywałam się tak, bo myślałam, że... Teraz wiem, że to
głupie - usprawiedliwiła się szybko. - Ale wtedy...
- Wtedy co? - Matt
spojrzał na nią zdezorientowany.
- Chciałam żebyś był
zazdrosny - wyrzuciła z siebie jednym tchem, nie patrząc na niego.
Brwi chłopaka podjechały wysoko w górę, a oczy zalśniły
figlarnym blaskiem.
- Ale... Dlaczego?
- Myślałam, że jesteś
z Martą. Że mnie podrywasz, mimo, że masz dziewczynę. Byłam
zła... i... Sądziłam, że udawałeś, że bawiłeś się moimi
uczuciami. - Spojrzała na niego bezsilnie. Chłopak uśmiechnął
się do niej ciepło, odgarniając jej z twarzy kosmyk włosów. Czuł
jak jego tętno przyspiesza.
- Och Lily... - westchnął
i już po chwili tulił ją w swoich ramionach. Dawno nie czuł się
taki szczęśliwy.
* * *
Minął
tydzień od pamiętnej rozmowy z Mattem. Minął tydzień odkąd Lily
Evans odżyła na nowo. James Potter nadal się do niej nie odzywał,
jednak ona miała to w nosie. Zrobił się wręcz niemiły, gdy
dowiedział się o jej związku z Johnsonem.
- Jego też tylko
wykorzystujesz i okłamujesz? - szepnął jej zgryźliwie podczas
lekcji zaklęć, na której nadal byli zmuszeni siedzieć razem.
Evans uznała, że odpowiedzi na pytania kogoś pokroju Jamesa
Pottera są poniżej jej poziomu, więc zbyła go cichym prychnięciem
i kpiącym uśmiechem. Chłopak naburmuszony wrócił do notowania.
Nie miał pojęcia co on w niej widział? Może i była śliczna.
Zerknął z rozrzewnieniem na jej długie rude włosy i zgrabny nos.
Może i śmiała się tak szczerze, jak niewiele osób. Może i...
O czym ja myślę?
Zganił się w duchu, spoglądając na niewielkiego profesora
Flitwicka stojącego na katedrze i omawiającego nowe zaklęcie.
Przecież go okłamała i
wykorzystała. Z premedytacją! James poczuł przypływ złości na
wspomnienie tamtego upokorzenia, gdy okazało się, że cały czas
chodziło o Johnsona. Postanowił i chciał to postanowienie
utrzymać. Nigdy więcej tej nadętej Evans. Dość czasu na nią
zmarnował. Uśmiechnął się do siebie lekko i z nowym zapałem
powrócił do notowania.
* * *
W pokoju wspólnym
Slytherinu panowało poruszenie. Martin Mulciber stał obok tablicy
ogłoszeń i rozglądał się uważnie po pokoju.
- Drużyna Quidditcha, do
mnie, w tej chwili!
Kilka osób podniosło
się leniwie z foteli i podeszło do swego kapitana.
- O co chodzi, szefie? -
spytał kpiącym tonem szczupły chłopak. Przeczesał swoje czarne
włosy i spojrzał na Mulcibera.
- Nie tym tonem, Black.
Bo wylecisz z drużyny - warknął ten, łypiąc na niego spode łba.
- Nie wyrzuciłbyś mnie
- powiedział Regulus, jednak mimowolnie zmienił ton. - To o co
chodzi?
- Czemu przerywasz nam i
tak krótki odpoczynek? - warknął tęgi chłopak. Niesforne blond
włosy opadały mu na oczy, którymi łypał na swojego kapitana. -
Nie może to poczekać do najbliższego treningu?
- Nie, Crabbe. Będzie
pierwszy mecz. W przyszłym tygodniu. Gramy z Gryfonami i musimy dać
im popalić. Pamiętacie ostatni mecz?
- Zmietli nas z boiska.
Syriusz potem przez miesiąc uśmiechał się kpiąco na mój widok.
Myślałem, że mu...
- Dziękuję Reg.
Wystarczy.
Black spojrzał na niego
spode łba. Nie cierpiał gdy mu przerywano.
- Tak więc, jak
powiedziałem, musimy dać im popalić i pokazać kto tu naprawdę
rządzi. Jutro trening. I pojutrze. Mamy treningi przed Gryfonami. Te
sukinkoty zaklepały boisko w najlepszych godzinach na cały tydzień.
- Chcesz nas wykończyć?
- Regulus spojrzał na niego. Codziennie treningi? I to od razu po
zajęciach?
- Chcesz pokonać swojego
parszywego braciszka, zdrajcę krwi? To będziesz trenował ile
rozkażę, bo inaczej wylecisz z drużyny i nie będziesz mógł już
szpanować swoją koszulką szukającego - warknął Mulciber. - A
teraz spadajcie. Odpoczywajcie póki możecie.
* * *
Grupka Gryfonów z
szóstego roku siedziała w kącie swojego pokoju wspólnego...
Niemalże tak jak za
dawnych czasów, przemknęło Dorcas przez myśl. Rozejrzała się
wokół i dostrzegła Lily Evans siedzącą z Mattem i jakimiś
Gryfonami przy jednym ze stolików. Chłopak obejmował czule Rudą,
a ta uśmiechała się lekko do niego. Po chwili wybuchnęła
śmiechem, gdy niska blondynka siedząca na przeciwko niej
powiedziała coś z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Pozostali również
się roześmieli, a Matt przyciągnął swoją dziewczynę do siebie
i pocałował lekko. Widać było, że wszyscy świetnie się bawili.
Dorcas odwróciła wzrok.
Cieszyła się, że Lily jest w końcu szczęśliwa, jednak żal jej
było, że przyjaciółka nie podzieliła się z nią nowymi
nowinami. Ba! Praktycznie nic jej nie powiedziała i gdyby Dorcas nie
zobaczyła ich na jednej z przerw w ogóle by nic nie wiedziała.
- Widać, że nieźle się
bawią. - Susan patrzyła z uśmiechem na Lily i resztę.
- Taak. - Dorcas
uśmiechnęła się krzywo. Jednak czego oczekiwała? Odkąd pojawił
się Ithan ona też nie miała czasu dla nikogo. Nawet swojej
przyjaciółki.
- Dobrze, że w końcu
się pozbierała. Od czasu tej całej sprawy. - Ann spojrzała na
Susan, która pokiwała głową.
- Jakiej sprawy? -
Meadowes patrzyła to na jedną, to na drugą.
- To Ty nic nie wiesz?
Hmm.. To chyba nie nasza sprawa. - Wymieniły porozumiewawcze
spojrzenia z Susan.
- Ale o kogo chodziło?
- O Pottera. Ale on też
nie chce o tym gadać. Zresztą...
- Czyżbym słyszał
swoje nazwisko?
James Potter z
szelmowskim uśmiechem na twarzy usiadł na wolnym miejscu i spojrzał
na dziewczyny.
- Tak, wiem, że skrycie
mnie uwielbiacie. - Zaśmiał się cicho i przeczesał ręką włosy.
Rozległo się ciche parsknięcie. To Syriusz przyszedł i opadł na
wolne miejsce, starając się nie patrzeć na Dorcas, która udawała,
że go nie widzi.
- Ciebie, Rogaczu? Nie
rozśmieszaj mnie!
- Łapciu. No wyraźnie
słyszałem swoje nazwisko, a jest ono raczej dość odmienne od
twojego.
- No to pewnie nasze
drogie koleżanki nie mówiły nic miłego, prawda? - Mrugnął do
Ann i Susan, które zaśmiały się głośno.
- Niech to będzie naszą
słodką tajemnicą. - Susan uśmiechnęła się szelmowsko.
- Ja i tak swoje wiem -
powiedział śpiewnym tonem James.
- Nie ciesz się tak. -
Black nagle spoważniał. - Spójrz tam - szepnął wskazując głową
w stronę Lily, siedzącej w objęciach Matta.
Potter parsknął.
- Ile razy mam ci
powtarzać, że to już koniec? Powiedziałem ci, że ona już mnie
nie interesuje. Niech się obściskuje z tym Johnsonem ile dusza
zapragnie, mnie to nie rusza. - Poczuł jednak jak żołądek skręca
mu się z bezsilnej złości, gdy zobaczył jak Ruda całuje Matta
delikatnie. Dziewczyna wstała i powiedziała coś do niego wskazując
ręką w stronę Huncwotów i reszty. Już po chwili Lily Evans stała
przy ich fotelach z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Można się dosiąść?
- Jasne, nie krępuj się.
- Black spojrzał na nią uważnie. Wyglądała na bardzo szczęśliwą.
Oczy jej błyszczały, a policzki powlekły się rumieńcem. James
usilnie zaczął spoglądać w innym kierunku, jednak Lily zdawała
się go nie zauważać. Evans usiadła na wolnym fotelu i uśmiechnęła
się lekko.
- I jak tam, Lily? -
spytała Ann konspiracyjnym tonem, uśmiechając się szeroko. -
Widziałam, że dobrze się dogadujecie. - Wskazała głową w
kierunku Matta.
Evans zaśmiała się.
- Tak... Bardzo dobrze -
odparła wesoło.
Dorcas posłała jej
lekki uśmiech. Zapanowała niezręczna cisza.
- Właśnie... wiecie, że
gramy pierwszy mecz? - James nagle ocknął się i spojrzał na
wszystkich z wyjątkiem Evans, którą najwyraźniej postanowił
ignorować.
- Z kim? - Susan zerknęła
ciekawie na Pottera.
- Ze Ślizgonami..
- O nie... - jęknął
Syriusz. - Znowu z moim pokopanym braciszkiem.
- Nie przejmuj się.
Pokażesz klasę. Jak zwykle. - James uśmiechnął się do
przyjaciela.
Dorcas parsknęła cichym
śmiechem.
- Akurat.
- Mówiłaś coś,
Meadowes? - Syriusz zmierzył ją morderczym spojrzeniem.
- Tak. Wiesz... naszły
mnie wątpliwości jak możesz pokazać klasę skoro jej nie masz?
Tacy jak ty są zazwyczaj jej pozbawieni. - Dor patrzyła na niego
wyzywająco.
- Odezwała się ta co ma
klasę - prychnął Syriusz.
Dorcas wstała z fotela.
- Przynajmniej nie
zmieniam co tydzień obiektu westchnień, a moim hobby nie jest
przeglądanie się w lustrze i uczestnictwo we własnym fanclubie!
- Przymknij się
Meadowes... Nudzisz. - Syriusz opadł na oparcie fotela ze
zniesmaczoną miną.
Dorcas spojrzała na
niego z ogniem w oczach. Nim zdążyła zauważyć co robi podeszła
do Blacka i uderzyła go w twarz. Rozległ się głuchy plask. Po
chwili dziewczyny już nie było. Syriusz siedział na fotelu z
głupim wyrazem twarzy i czerwonym śladem na policzku.
- Syriuszu! - Lily
zerwała się z fotela i spojrzała z wyrzutem na Blacka.
- No co... Sama zaczęła.
Ruda pokręciła głową
i pobiegła za Dorcas. Sama nie wiedziała czemu to robi. W końcu
jej przyjaciółka ostatnimi czasy radziła sobie świetnie bez niej.
Wyszła na korytarz.
- Dorcas?
Dostrzegła postać
stojącą przy oknie. Podeszła do niej.
- Wszystko w porządku?
Meadowes drgnęła.
Odwróciła się i spojrzała na Lily.
- Jaki on jest
beznadziejny!
- Wiem to tylko Syriusz,
przecież go znasz. Zawsze taki był.
Dorcas odwróciła się z
powrotem do okna. Nie spodziewała się, że Lily za nią pójdzie.
Chciała ją przeprosić za swoje zachowanie, chciała żeby znowu
było jak kiedyś. Spojrzała na nią. Lily wyglądała przez okno
pogrążona w swoich myślach. Niezręczna cisza zapadła wokół
nich jak ciężka mgła. Ruda zerknęła na nią zmieszana. Nie
wiedziała co ma mówić.
- Już lepiej? - spytała
w końcu.
- Tak... dzięki, że do
mnie przyszłaś.
- Nie ma sprawy. Od czego
są... zresztą. Żaden problem Dor. - Uśmiechnęła się lekko. -
Ja idę. Matt na mnie czeka. Obiecałam, że zaraz wrócę. -
Poklepała ją po ramieniu na odchodnym, Dorcas oparła się o
ścianę. Kto by przypuszczał, że oddalą się od siebie przez
głupich facetów?
* * *
Severus Snape siedział
samotnie w opustoszałej Wielkiej Sali i jadł wczesną kolację.
Ostatnimi czasy był dość markotny. W jego głowie panował istny
bałagan, a on nie miał najmniejszego pojęcia jak sobie z nim
poradzić. Od pamiętnego spotkania z Evans próbował rozważyć
wiele rzeczy, jednak cały czas się wahał. Wizja wypadu do
Hogsmeade, który miał odbyć się w przyszłą sobotę tylko
pogarszała jego samopoczucie. Jak widmo nawiedzała go osoba
Mulcibera, przypominając o konieczności podjęcia właściwej
decyzji. A on, nie miał pojęcia która decyzja jest właściwa.
Wiedział co powiedziałaby Lily... Ale równie dobrze wiedział, że
dziewczyna nie dba o to co się z nim stanie. Czuł, że już nie
odzyska jej przyjaźni i przyprawiało go o nieustanny ból.
Zaatakował wściekle
widelcem kawałek pieczonego indyka. Widział ją ostatnio. Była
taka szczęśliwa. Z tym idiotą Johnsonem trzymała się za rączkę
i uśmiechała się promiennie. Nawet nie zauważyła swego
przyjaciela z dzieciństwa. Snape poczuł gorycz w gardle. Co miał
ten Gryfon, czego nie miał on, Severus? No tak, był przystojny,
zabawny, inteligentny. Ideał. Jak musiał przy nim wyglądać chudy,
mizerny chłopak, z długimi czarnymi włosami wiecznie opadającymi
na oczy? Z długim haczykowatym nosem oraz Potterem i Blackiem,
którzy wiecznie się nad nim znęcali? Był ofiarą w jej oczach,
tego był pewien. I to jeszcze bardziej go dołowało. Wstał od
stołu i ruszył w stronę lochów. Musiał się przespać.
* * *
Następny tydzień dla
obu drużyn Quidditcha był dość ciężki. Codzienne wyczerpujące
treningi i zero jakiejkolwiek tolerancji ze strony nauczycieli
wykańczało psychicznie zawodników. Syriusz i James wraz z resztą
drużyny przychodzili codziennie do pokoju wspólnego uwalani błotem
i kompletnie wykończeni. Jednak zamiast potem odpoczywać brali
szybki prysznic i czym prędzej zabierali się do odrabiania lekcji.
Nie mieli ochoty na jakiekolwiek dodatkowe szlabany za nie odrobienie
zadania, bo ostatnio nauczyciele bardzo ostro podchodzili do tych,
którzy ociągali się z oddaniem pracy domowej.
Dwa dni przed meczem
Syriusz siedział w swoim dormitorium z pracą z transmutacji na
kolanach. Po chwili wściekle rzucił książkę w kąt.
- Spokojnie Łapo. -
James zerknął na przyjaciela.
- Spokojnie? Powinno się
stosować jakąś ulgę dla zawodników Quidditcha! Nie wiem jak ty,
ale ja nie jestem niezniszczalny. Od tygodnia nie dosypiam siedząc
po nocach nad durnymi wypracowaniami dla nauczycieli. Mam już dość.
- Wiem, Syriuszu. Ja też
mam dość, ale musimy jakoś dać radę. Nie możemy pozwolić sobie
na stratę Pucharu Quidditcha. - James odłożył na bok podręcznik
i opadł na poduszki. Przeciągnął się, ziewając szeroko.
- Cieszę się, że nie
jestem w drużynie - mruknął Remus z sąsiedniego łóżka.
- Cieszysz się? Nie wiem
co bym zrobił, gdybym nie był w drużynie. Bez moich fanek... Życie
straciłoby swój smaczek. - Syriusz uśmiechnął się szeroko. -
Dziewczyny uwielbiają sportowców. Zwłaszcza przystojnych. -
Przeczesał włosy i wypiął dumnie pierś.
James westchnął i
zaśmiał się cicho. Nie miał siły się droczyć z Syriuszem.
Remus zaśmiał się
cicho.
- Jak zwykle jesteś
niezwykle skromny, Syriuszu. - powiedział, uśmiechając się lekko.
- A jak... Oczywiście.
Skromny to moje drugie imię. - Black uśmiechnął się szelmowsko,
po czym stękając podniósł się z łóżka i ruszył po książkę,
leżącą w kącie. - Witaj, brutalna rzeczywistości - mruknął
chwytając książkę.
* * *
Nadszedł dzień meczu. W
szatni Gryfonów panowało wielkie poruszenie.
- Dobrze, moi drodzy. Nie
ma sensu długo przemawiać. Nie stracimy w tym roku pucharu
Quidditcha, a Ślizgoni nas nie pokonają. Są dla nas za słabi.
Pokażcie im co potraficie! Dokopcie im! - James patrzył na swoją
drużynę. - Wychodzimy! - zawołał, gdy rozległ się gwizdek pani
Hooch wzywający drużyny na boisko.
- Dalej Gryfoni! Dalej
Gryfoni! - Lily wrzeszczała ile sił w płucach, gdy siedem
czerwonych postaci wyleciało na boisko. Matt stał obok niej.
- Nie kibicujesz? -
krzyknęła do niego, próbując przekrzyczeć aplauz Gryfonów, na
widok swojej drużyny. Chłopak pokręcił głową i wrócił do
obserwowania boiska. Ruda wzruszyła ramionami i ponownie zaczęła
głośny doping. Kilka miejsc dalej Peter, Ann, Susan i Remus również
głośno dopingowali zawodników. Lily przepchnęła się do nich
wraz z Martą.
- Cześć wam! Może wam
pomóc w robieniu hałasu? W końcu musimy wygrać, przyda się
solidny doping. - zawołała do nich.
- Jasne! - Susan
uśmiechnęła się szeroko. Spojrzeli na boisko, gdzie czerwone i
zielone postacie zgromadziły się wokół pani Hooch...
- To ma być ładna i
czysta gra. Zawsze wam to mówię, jednak wiem, że
niektórzy z was i tak nigdy mnie nie słuchają. - Spojrzała na
kilku Ślizgonów, którzy uśmiechali się głupkowato.
Regulus i
Syriusz mierzyli się wrogimi spojrzeniami. James z niepokojem
patrzył na drużynę Ślizgonów. Potem spojrzał na swoją drużynę.
Uśmiechnął się do nich krzepiąco.
W tym samym
momencie rozległ się głośny gwizdek i kafel został rzucony.
Rozpoczęła się gra.
genialne.
OdpowiedzUsuńFajne c:
OdpowiedzUsuńChoć to całowanie w dłoń to polski zwyczaj...
bonnie-karaye.blogspot.com