BLOG ZAWIESZONY: Więcej informacji w Proroku

25 czerwca 2008

Rozdział 9: Postanowienie Rogacza

 - Puszczaj mnie! Nie mamy o czym ze sobą rozmawiać! - dziewczyna próbowała wyrwać się z uścisku silnych dłoni. Czarnowłosy chłopak odwrócił ją do siebie i spojrzał na nią smutno.
- Lily, proszę, nie zmuszaj mnie żebym zrobił ci krzywdę. Chcę tylko porozmawiać.
Ruda prychnęła.
- Nie boję się ciebie - powiedziała twardo, jednak przestała się wyrywać. Patrzyła na niego lodowatym wzrokiem. - I nie sądzę, żebyśmy mieli o czym rozmawiać.
- Lily, po prostu pozwól mi wyjaśnić!
- Wyjaśnić? Ty już zdecydowałeś, Snape. - Wyrwała mu się. Zmierzyła go wściekłym spojrzeniem, tak pełnym mieszaniny chłodu, złości i... Żalu. Severusowi zrobiło się głupio. Jednocześnie poczuł złość. Dziewczyna odwróciła się na pięcie i wyszła z komnaty trzaskając drzwiami. Nie powinna była tu przychodzić. Kilka sów zahukało z oburzeniem.
- Lily! - zawołał za nią chłopak, lecz nie ruszył się z miejsca. Odwrócił się powoli i wyjrzał przez okno. Wszędzie wokół panowały nieprzeniknione ciemności, księżyc schował się za chmurami. Jedna z sów poderwała się lotu i wyleciała przez otwarte okno, muskając go lekko skrzydłem. Snape otrząsnął się z zamyślenia. Owinął się szczelniej szatą, odgarnął włosy z twarzy i po cichu wyszedł z komnaty.



* * *


Matt Johnson siedział przy kominku wraz ze swoją siostrą. Czytał książkę. Właściwie to tylko od dwudziestu minut wpatrywał się tępym wzrokiem w jedno zdanie, ponieważ myślami był zupełnie gdzie indziej. Przejście pod portretem trzasnęło głośno. Chłopak podniósł głowę i zauważył dziewczynę, która ostatnio tak często gościła w jego myślach. Jej rude włosy powiewały za nią lekko, gdy szła przez pokój wspólny w stronę osamotnionego fotela. Lily Evans była wyraźnie nie w sosie. Zacięty wyraz twarzy, zmarszczone czoło... i ta nieobecna mina. Matt poczuł ciepło na sercu, gdy patrzył jak Gryfonka siada w fotelu i wpatruje się w kominek. Niesforne kosmyki włosów opadły jej na twarz. Chłopak uśmiechnął się lekko.
- Idź do niej.
- Co?
Spojrzał nieobecnym wzrokiem na swoją siostrę, która patrzyła na niego z uśmiechem. Krótkie włosy zaplecione w dwa warkoczyki dodawały jej zawadiackiego uroku.
- Powiedziałam, żebyś do niej poszedł. Zagadał. Dawno nie rozmawialiście.
Matt ponownie utkwił spojrzenie w Evans.
- Lepiej nie. Zaraz pewnie Potter do niej przyjdzie.
- A widzisz go tam gdzieś? Bo ja nie. Rób jak chcesz, ale ja na twoim miejscu wykorzystałabym okazję - oznajmiła i wstała z fotela. - Ja idę wziąć prysznic - powiedziała i ruszyła w stronę dormitorium. Chłopak niezdecydowanie zerknął na Rudą. Nie wiedział co zrobić.



* * *


Strumień gorącej wody wpadał z pluskiem do wanny, tworząc przy tym ogrom białej piany mydlanej. Lustro wiszące nad umywalką pokryło się lekką mgiełką. Ciemnowłosa dziewczyna chwyciła ręcznik i położyła go na półce przy wannie. Uśmiechnęła się lekko, po czym weszła do wody, kryjąc swe ciało w gęstej pianie. Ułożyła się wygodnie. W końcu miała chwilę tylko dla siebie. Sięgnęła po gąbkę i mydło, gdy nagle ktoś załomotał głośno w drzwi łazienki.
- Tak?! - krzyknęła, spoglądając ze złością na drzwi.
- Długo będziesz tam siedziała, Dor?
- Do końca świata i jeden dzień dłużej! Przecież dopiero weszłam! Chcę mieć chwilę spokoju! Z łaski swojej mnie nie poganiaj, Ann! - odkrzyknęła ze złością, po czym z pluskiem zanurzyła się całkowicie pod wodę. Nawet w kąpieli nie miała chwili spokoju!

Tak. Dorcas Meadowes ostatnimi czasy nie miała ani chwili dla siebie. Większość swego czasu wolnego spędzała ze swoim kolegą Ithanem Brownem. Oficjalnie nie byli jeszcze parą, ale cała szkoła już huczała od plotek na ich temat i wiadomo było, że jest to raczej tylko kwestia czasu. Ithan, jeden z najprzystojniejszych chłopaków w szkole wyraźnie szalał za piękną Gryfonką, a i ona, co nikogo zbytnio nie dziwiło, była nim wyraźnie zauroczona. Cóż... trafił swój na swego. Niestety, przez to wszystko ilość jej czasu tylko dla siebie, bądź dla jej znajomych znacznie się zmniejszyła. Niemalże każdą wolną chwilę spędzała z Ithanem, a także nieraz z jego przyjaciółmi. Kilka osób wręcz zaczęło się naśmiewać po cichu, że panna Meadowes chyba zmieniła swój dom z Gryffindoru na Hufflepuff. Poza tym i tak większość czasu spędzali w bibliotece. Bądź co bądź, szósty rok w Hogwarcie to nie przelewki.
Westchnęła.
Przynajmniej teraz rzadziej oglądała Blacka, chociaż to wiązało się również z tym, że czas spędzony z jej przyjaciółkami był zmniejszony do minimum. Nawet w dormitorium, które wszystkie razem dzieliły nie rozmawiały ze sobą za wiele. Każda z nich zmęczona po całym dniu nauki padała wykończona na łóżko i zasypiała szybko. Zwłaszcza Lily zrobiła się ostatnio dość milcząca. Niestety Dorcas wiecznie zabiegana i zajęta nie zamieniała z nią więcej słów niż na przerwie bądź czasem w dormitorium. Szczerze mówiąc stworzyła się między nimi jakaś niewidzialna bariera, której chyba obie nie miały zamiaru przekraczać. Brakowało jej przyjaciółki, jednak Ithan... Nie chciała go stracić, a wiedziała, że chłopak jest niezwykle zazdrosny o każdą chwilę nie spędzoną z nim. Przemyła twarz wodą. Nie spodziewała się takiego obrotu ich znajomości. Wyszła z wanny i wytarłszy się do sucha założyła piżamę. Owinięta w puchaty szlafrok wyszła z łazienki.
- No nareszcie - mruknęła Ann i czym prędzej weszła do łazienki. Po chwili dobiegł je głos cichego podśpiewywania i wody lecącej do wanny. Susan siedziała na swoim łóżku, pogrążona w lekturze poradnika „Jak usidlić czarodzieja? Kruczki i sztuczki, przydatne uroki i eliksiry dla każdej czarownicy.” Uśmiechnęła się do Dorcas znad książki po czym znów pogrążyła się w lekturze. Meadowes usiadła na swoim łóżku niezdecydowana czym się teraz zająć. Oparła się o poduszki i sięgnęła po ramkę stojącą na nocnej szafce. Były tam dwa zdjęcia. Jedno przedstawiało grupę młodych ludzi, w połowie czwartej klasy. Byli tam wszyscy. Remus, James, Lily, próbująca odsunąć się od niego jak najdalej. Susan, Ann, Peter, Syriusz. Dorcas spojrzała na czarnowłosego chłopaka uśmiechającego się nonszalancko do obiektywu. Czarna grzywka opadała mu zawadiacko na czoło. Spojrzała na samą siebie stojącą obok Lily i Syriusza. Była wtedy taka szczęśliwa. Wszyscy byli. Nie wiedziała co się stało, że nagle wszyscy się od siebie odsunęli. Czyżby aż tak się zmienili? W tak krótkim odstępie czasu podzielili się na mniejsze grupki, które tylko z pozoru się przyjaźniły. Prawdę mówiąc każdy miał przed każdym tajemnice, a Dorcas tym bardziej się od nich odsunęła. Znalazła sobie nowych znajomych, chłopaka.
Wtedy jej wzrok padł na drugie zdjęcie w ramce. Dwie jedenastoletnie dziewczynki uśmiechały się szeroko do obiektywu, obejmując się. Jedna miała płomienno rude włosy, druga czarne jak węgiel. Mimo iż z wyglądu były tak różne od razu się polubiły. Dorcas zamknęła powieki.
- Nikt nigdy nas nie rozdzieli! - zawołała mała, czarnowłosa dziewczynka do Rudej. Siedziały pod rozłożystym drzewem nad jeziorem.
- Zawsze będziemy przyjaciółkami. Choćby się waliło i paliło...
- Przyjaciółki na zawsze.
- Na zawsze.
Dorcas otworzyła oczy. Poczuła lekkie ukłucie w sercu. Jak niewiele potrzeba, żeby dziecięce obietnice straciły na znaczeniu.



* * *



Chwyciła kawałek pergaminu leżący jej u stóp i cisnęła w płomienie. Z mściwą satysfakcją spoglądała, jak papier płonie i po chwili zamienia się w popiół.
"Gdyby tak wszystkie problemy mogły zamienić się w popiół..."
- Cześć Lily.
Podniosła wzrok. Matt stał nad nią, spoglądając niepewnie.
- Cześć Matt. - Uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi i spojrzała z powrotem w ogień. Powinna była pójść za radą Marty i wyznać mu wszystko, jednak coś ją powstrzymywało.
- Mogę się dosiąść? - spytał i nie czekając na odpowiedź usiadł na sąsiednim fotelu. - A gdzie James? - to pytanie uciekło mu nim zdążył ugryźć się w język.
Ruda spojrzała na niego zaskoczona mieszaniną irytacji i kpiny w jego głosie.
- Matt ja... słuchaj. Chodzi o to... - Odwróciła zmieszana wzrok. Po chwili wzięła głęboki oddech i spojrzała na Matta, który patrzył na nią wyczekująco. W jego ciemnych oczach dostrzegła napięcie. - Nic mnie nie łączy z Potterem. Nie jesteśmy nawet przyjaciółmi. Zachowywałam się tak, bo myślałam, że... Teraz wiem, że to głupie - usprawiedliwiła się szybko. - Ale wtedy...
- Wtedy co? - Matt spojrzał na nią zdezorientowany.
- Chciałam żebyś był zazdrosny - wyrzuciła z siebie jednym tchem, nie patrząc na niego. Brwi chłopaka podjechały wysoko w górę, a oczy zalśniły figlarnym blaskiem.
- Ale... Dlaczego?
- Myślałam, że jesteś z Martą. Że mnie podrywasz, mimo, że masz dziewczynę. Byłam zła... i... Sądziłam, że udawałeś, że bawiłeś się moimi uczuciami. - Spojrzała na niego bezsilnie. Chłopak uśmiechnął się do niej ciepło, odgarniając jej z twarzy kosmyk włosów. Czuł jak jego tętno przyspiesza.
- Och Lily... - westchnął i już po chwili tulił ją w swoich ramionach. Dawno nie czuł się taki szczęśliwy.



* * *



Minął tydzień od pamiętnej rozmowy z Mattem. Minął tydzień odkąd Lily Evans odżyła na nowo. James Potter nadal się do niej nie odzywał, jednak ona miała to w nosie. Zrobił się wręcz niemiły, gdy dowiedział się o jej związku z Johnsonem.
- Jego też tylko wykorzystujesz i okłamujesz? - szepnął jej zgryźliwie podczas lekcji zaklęć, na której nadal byli zmuszeni siedzieć razem. Evans uznała, że odpowiedzi na pytania kogoś pokroju Jamesa Pottera są poniżej jej poziomu, więc zbyła go cichym prychnięciem i kpiącym uśmiechem. Chłopak naburmuszony wrócił do notowania. Nie miał pojęcia co on w niej widział? Może i była śliczna. Zerknął z rozrzewnieniem na jej długie rude włosy i zgrabny nos. Może i śmiała się tak szczerze, jak niewiele osób. Może i...
O czym ja myślę? Zganił się w duchu, spoglądając na niewielkiego profesora Flitwicka stojącego na katedrze i omawiającego nowe zaklęcie.
Przecież go okłamała i wykorzystała. Z premedytacją! James poczuł przypływ złości na wspomnienie tamtego upokorzenia, gdy okazało się, że cały czas chodziło o Johnsona. Postanowił i chciał to postanowienie utrzymać. Nigdy więcej tej nadętej Evans. Dość czasu na nią zmarnował. Uśmiechnął się do siebie lekko i z nowym zapałem powrócił do notowania.




* * *



W pokoju wspólnym Slytherinu panowało poruszenie. Martin Mulciber stał obok tablicy ogłoszeń i rozglądał się uważnie po pokoju.
- Drużyna Quidditcha, do mnie, w tej chwili!
Kilka osób podniosło się leniwie z foteli i podeszło do swego kapitana.
- O co chodzi, szefie? - spytał kpiącym tonem szczupły chłopak. Przeczesał swoje czarne włosy i spojrzał na Mulcibera.
- Nie tym tonem, Black. Bo wylecisz z drużyny - warknął ten, łypiąc na niego spode łba.
- Nie wyrzuciłbyś mnie - powiedział Regulus, jednak mimowolnie zmienił ton. - To o co chodzi?
- Czemu przerywasz nam i tak krótki odpoczynek? - warknął tęgi chłopak. Niesforne blond włosy opadały mu na oczy, którymi łypał na swojego kapitana. - Nie może to poczekać do najbliższego treningu?
- Nie, Crabbe. Będzie pierwszy mecz. W przyszłym tygodniu. Gramy z Gryfonami i musimy dać im popalić. Pamiętacie ostatni mecz?
- Zmietli nas z boiska. Syriusz potem przez miesiąc uśmiechał się kpiąco na mój widok. Myślałem, że mu...
- Dziękuję Reg. Wystarczy.
Black spojrzał na niego spode łba. Nie cierpiał gdy mu przerywano.
- Tak więc, jak powiedziałem, musimy dać im popalić i pokazać kto tu naprawdę rządzi. Jutro trening. I pojutrze. Mamy treningi przed Gryfonami. Te sukinkoty zaklepały boisko w najlepszych godzinach na cały tydzień.
- Chcesz nas wykończyć? - Regulus spojrzał na niego. Codziennie treningi? I to od razu po zajęciach?
- Chcesz pokonać swojego parszywego braciszka, zdrajcę krwi? To będziesz trenował ile rozkażę, bo inaczej wylecisz z drużyny i nie będziesz mógł już szpanować swoją koszulką szukającego - warknął Mulciber. - A teraz spadajcie. Odpoczywajcie póki możecie.




* * *



Grupka Gryfonów z szóstego roku siedziała w kącie swojego pokoju wspólnego...
Niemalże tak jak za dawnych czasów, przemknęło Dorcas przez myśl. Rozejrzała się wokół i dostrzegła Lily Evans siedzącą z Mattem i jakimiś Gryfonami przy jednym ze stolików. Chłopak obejmował czule Rudą, a ta uśmiechała się lekko do niego. Po chwili wybuchnęła śmiechem, gdy niska blondynka siedząca na przeciwko niej powiedziała coś z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Pozostali również się roześmieli, a Matt przyciągnął swoją dziewczynę do siebie i pocałował lekko. Widać było, że wszyscy świetnie się bawili.
Dorcas odwróciła wzrok. Cieszyła się, że Lily jest w końcu szczęśliwa, jednak żal jej było, że przyjaciółka nie podzieliła się z nią nowymi nowinami. Ba! Praktycznie nic jej nie powiedziała i gdyby Dorcas nie zobaczyła ich na jednej z przerw w ogóle by nic nie wiedziała.
- Widać, że nieźle się bawią. - Susan patrzyła z uśmiechem na Lily i resztę.
- Taak. - Dorcas uśmiechnęła się krzywo. Jednak czego oczekiwała? Odkąd pojawił się Ithan ona też nie miała czasu dla nikogo. Nawet swojej przyjaciółki.
- Dobrze, że w końcu się pozbierała. Od czasu tej całej sprawy. - Ann spojrzała na Susan, która pokiwała głową.
- Jakiej sprawy? - Meadowes patrzyła to na jedną, to na drugą.
- To Ty nic nie wiesz? Hmm.. To chyba nie nasza sprawa. - Wymieniły porozumiewawcze spojrzenia z Susan.
- Ale o kogo chodziło?
- O Pottera. Ale on też nie chce o tym gadać. Zresztą...
- Czyżbym słyszał swoje nazwisko?
James Potter z szelmowskim uśmiechem na twarzy usiadł na wolnym miejscu i spojrzał na dziewczyny.
- Tak, wiem, że skrycie mnie uwielbiacie. - Zaśmiał się cicho i przeczesał ręką włosy. Rozległo się ciche parsknięcie. To Syriusz przyszedł i opadł na wolne miejsce, starając się nie patrzeć na Dorcas, która udawała, że go nie widzi.
- Ciebie, Rogaczu? Nie rozśmieszaj mnie!
- Łapciu. No wyraźnie słyszałem swoje nazwisko, a jest ono raczej dość odmienne od twojego.
- No to pewnie nasze drogie koleżanki nie mówiły nic miłego, prawda? - Mrugnął do Ann i Susan, które zaśmiały się głośno.
- Niech to będzie naszą słodką tajemnicą. - Susan uśmiechnęła się szelmowsko.
- Ja i tak swoje wiem - powiedział śpiewnym tonem James.
- Nie ciesz się tak. - Black nagle spoważniał. - Spójrz tam - szepnął wskazując głową w stronę Lily, siedzącej w objęciach Matta.
Potter parsknął.
- Ile razy mam ci powtarzać, że to już koniec? Powiedziałem ci, że ona już mnie nie interesuje. Niech się obściskuje z tym Johnsonem ile dusza zapragnie, mnie to nie rusza. - Poczuł jednak jak żołądek skręca mu się z bezsilnej złości, gdy zobaczył jak Ruda całuje Matta delikatnie. Dziewczyna wstała i powiedziała coś do niego wskazując ręką w stronę Huncwotów i reszty. Już po chwili Lily Evans stała przy ich fotelach z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Można się dosiąść?
- Jasne, nie krępuj się. - Black spojrzał na nią uważnie. Wyglądała na bardzo szczęśliwą. Oczy jej błyszczały, a policzki powlekły się rumieńcem. James usilnie zaczął spoglądać w innym kierunku, jednak Lily zdawała się go nie zauważać. Evans usiadła na wolnym fotelu i uśmiechnęła się lekko.
- I jak tam, Lily? - spytała Ann konspiracyjnym tonem, uśmiechając się szeroko. - Widziałam, że dobrze się dogadujecie. - Wskazała głową w kierunku Matta.
Evans zaśmiała się.
- Tak... Bardzo dobrze - odparła wesoło.
Dorcas posłała jej lekki uśmiech. Zapanowała niezręczna cisza.
- Właśnie... wiecie, że gramy pierwszy mecz? - James nagle ocknął się i spojrzał na wszystkich z wyjątkiem Evans, którą najwyraźniej postanowił ignorować.
- Z kim? - Susan zerknęła ciekawie na Pottera.
- Ze Ślizgonami..
- O nie... - jęknął Syriusz. - Znowu z moim pokopanym braciszkiem.
- Nie przejmuj się. Pokażesz klasę. Jak zwykle. - James uśmiechnął się do przyjaciela.
Dorcas parsknęła cichym śmiechem.
- Akurat.
- Mówiłaś coś, Meadowes? - Syriusz zmierzył ją morderczym spojrzeniem.
- Tak. Wiesz... naszły mnie wątpliwości jak możesz pokazać klasę skoro jej nie masz? Tacy jak ty są zazwyczaj jej pozbawieni. - Dor patrzyła na niego wyzywająco.
- Odezwała się ta co ma klasę - prychnął Syriusz.
Dorcas wstała z fotela.
- Przynajmniej nie zmieniam co tydzień obiektu westchnień, a moim hobby nie jest przeglądanie się w lustrze i uczestnictwo we własnym fanclubie!
- Przymknij się Meadowes... Nudzisz. - Syriusz opadł na oparcie fotela ze zniesmaczoną miną.
Dorcas spojrzała na niego z ogniem w oczach. Nim zdążyła zauważyć co robi podeszła do Blacka i uderzyła go w twarz. Rozległ się głuchy plask. Po chwili dziewczyny już nie było. Syriusz siedział na fotelu z głupim wyrazem twarzy i czerwonym śladem na policzku.
- Syriuszu! - Lily zerwała się z fotela i spojrzała z wyrzutem na Blacka.
- No co... Sama zaczęła.
Ruda pokręciła głową i pobiegła za Dorcas. Sama nie wiedziała czemu to robi. W końcu jej przyjaciółka ostatnimi czasy radziła sobie świetnie bez niej. Wyszła na korytarz.
- Dorcas?
Dostrzegła postać stojącą przy oknie. Podeszła do niej.
- Wszystko w porządku?
Meadowes drgnęła. Odwróciła się i spojrzała na Lily.
- Jaki on jest beznadziejny!
- Wiem to tylko Syriusz, przecież go znasz. Zawsze taki był.
Dorcas odwróciła się z powrotem do okna. Nie spodziewała się, że Lily za nią pójdzie. Chciała ją przeprosić za swoje zachowanie, chciała żeby znowu było jak kiedyś. Spojrzała na nią. Lily wyglądała przez okno pogrążona w swoich myślach. Niezręczna cisza zapadła wokół nich jak ciężka mgła. Ruda zerknęła na nią zmieszana. Nie wiedziała co ma mówić.
- Już lepiej? - spytała w końcu.
- Tak... dzięki, że do mnie przyszłaś.
- Nie ma sprawy. Od czego są... zresztą. Żaden problem Dor. - Uśmiechnęła się lekko. - Ja idę. Matt na mnie czeka. Obiecałam, że zaraz wrócę. - Poklepała ją po ramieniu na odchodnym, Dorcas oparła się o ścianę. Kto by przypuszczał, że oddalą się od siebie przez głupich facetów?




* * *



Severus Snape siedział samotnie w opustoszałej Wielkiej Sali i jadł wczesną kolację. Ostatnimi czasy był dość markotny. W jego głowie panował istny bałagan, a on nie miał najmniejszego pojęcia jak sobie z nim poradzić. Od pamiętnego spotkania z Evans próbował rozważyć wiele rzeczy, jednak cały czas się wahał. Wizja wypadu do Hogsmeade, który miał odbyć się w przyszłą sobotę tylko pogarszała jego samopoczucie. Jak widmo nawiedzała go osoba Mulcibera, przypominając o konieczności podjęcia właściwej decyzji. A on, nie miał pojęcia która decyzja jest właściwa. Wiedział co powiedziałaby Lily... Ale równie dobrze wiedział, że dziewczyna nie dba o to co się z nim stanie. Czuł, że już nie odzyska jej przyjaźni i przyprawiało go o nieustanny ból.
Zaatakował wściekle widelcem kawałek pieczonego indyka. Widział ją ostatnio. Była taka szczęśliwa. Z tym idiotą Johnsonem trzymała się za rączkę i uśmiechała się promiennie. Nawet nie zauważyła swego przyjaciela z dzieciństwa. Snape poczuł gorycz w gardle. Co miał ten Gryfon, czego nie miał on, Severus? No tak, był przystojny, zabawny, inteligentny. Ideał. Jak musiał przy nim wyglądać chudy, mizerny chłopak, z długimi czarnymi włosami wiecznie opadającymi na oczy? Z długim haczykowatym nosem oraz Potterem i Blackiem, którzy wiecznie się nad nim znęcali? Był ofiarą w jej oczach, tego był pewien. I to jeszcze bardziej go dołowało. Wstał od stołu i ruszył w stronę lochów. Musiał się przespać.




* * *




Następny tydzień dla obu drużyn Quidditcha był dość ciężki. Codzienne wyczerpujące treningi i zero jakiejkolwiek tolerancji ze strony nauczycieli wykańczało psychicznie zawodników. Syriusz i James wraz z resztą drużyny przychodzili codziennie do pokoju wspólnego uwalani błotem i kompletnie wykończeni. Jednak zamiast potem odpoczywać brali szybki prysznic i czym prędzej zabierali się do odrabiania lekcji. Nie mieli ochoty na jakiekolwiek dodatkowe szlabany za nie odrobienie zadania, bo ostatnio nauczyciele bardzo ostro podchodzili do tych, którzy ociągali się z oddaniem pracy domowej.
Dwa dni przed meczem Syriusz siedział w swoim dormitorium z pracą z transmutacji na kolanach. Po chwili wściekle rzucił książkę w kąt.
- Spokojnie Łapo. - James zerknął na przyjaciela.
- Spokojnie? Powinno się stosować jakąś ulgę dla zawodników Quidditcha! Nie wiem jak ty, ale ja nie jestem niezniszczalny. Od tygodnia nie dosypiam siedząc po nocach nad durnymi wypracowaniami dla nauczycieli. Mam już dość.
- Wiem, Syriuszu. Ja też mam dość, ale musimy jakoś dać radę. Nie możemy pozwolić sobie na stratę Pucharu Quidditcha. - James odłożył na bok podręcznik i opadł na poduszki. Przeciągnął się, ziewając szeroko.
- Cieszę się, że nie jestem w drużynie - mruknął Remus z sąsiedniego łóżka.
- Cieszysz się? Nie wiem co bym zrobił, gdybym nie był w drużynie. Bez moich fanek... Życie straciłoby swój smaczek. - Syriusz uśmiechnął się szeroko. - Dziewczyny uwielbiają sportowców. Zwłaszcza przystojnych. - Przeczesał włosy i wypiął dumnie pierś.
James westchnął i zaśmiał się cicho. Nie miał siły się droczyć z Syriuszem.
Remus zaśmiał się cicho.
- Jak zwykle jesteś niezwykle skromny, Syriuszu. - powiedział, uśmiechając się lekko.
- A jak... Oczywiście. Skromny to moje drugie imię. - Black uśmiechnął się szelmowsko, po czym stękając podniósł się z łóżka i ruszył po książkę, leżącą w kącie. - Witaj, brutalna rzeczywistości - mruknął chwytając książkę.




* * *




Nadszedł dzień meczu. W szatni Gryfonów panowało wielkie poruszenie.
- Dobrze, moi drodzy. Nie ma sensu długo przemawiać. Nie stracimy w tym roku pucharu Quidditcha, a Ślizgoni nas nie pokonają. Są dla nas za słabi. Pokażcie im co potraficie! Dokopcie im! - James patrzył na swoją drużynę. - Wychodzimy! - zawołał, gdy rozległ się gwizdek pani Hooch wzywający drużyny na boisko.


- Dalej Gryfoni! Dalej Gryfoni! - Lily wrzeszczała ile sił w płucach, gdy siedem czerwonych postaci wyleciało na boisko. Matt stał obok niej.
- Nie kibicujesz? - krzyknęła do niego, próbując przekrzyczeć aplauz Gryfonów, na widok swojej drużyny. Chłopak pokręcił głową i wrócił do obserwowania boiska. Ruda wzruszyła ramionami i ponownie zaczęła głośny doping. Kilka miejsc dalej Peter, Ann, Susan i Remus również głośno dopingowali zawodników. Lily przepchnęła się do nich wraz z Martą.
- Cześć wam! Może wam pomóc w robieniu hałasu? W końcu musimy wygrać, przyda się solidny doping. - zawołała do nich.
- Jasne! - Susan uśmiechnęła się szeroko. Spojrzeli na boisko, gdzie czerwone i zielone postacie zgromadziły się wokół pani Hooch...



- To ma być ładna i czysta gra. Zawsze wam to mówię, jednak wiem, że niektórzy z was i tak nigdy mnie nie słuchają. - Spojrzała na kilku Ślizgonów, którzy uśmiechali się głupkowato.
Regulus i Syriusz mierzyli się wrogimi spojrzeniami. James z niepokojem patrzył na drużynę Ślizgonów. Potem spojrzał na swoją drużynę. Uśmiechnął się do nich krzepiąco.
W tym samym momencie rozległ się głośny gwizdek i kafel został rzucony. Rozpoczęła się gra.  

2 komentarze:

  1. Fajne c:
    Choć to całowanie w dłoń to polski zwyczaj...

    bonnie-karaye.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Użytkowników bez konta Google proszę o wybór z listy "komentarz jako" pola "Nazwa/Adres URL" i w polu nazwa podanie nicka. Jest łatwiej, gdy wiadomo, kto jest kim.