Promienie słońca
zagrały na oknach dużego, białego domu, zaglądając do wnętrza
uśpionych pokoi. Wstawał nowy słoneczny dzień. Pojedynczy snop
światła przebił się przez koronę wysokiego drzewa i wpadł do
jednego z pokoi prosto na twarz śpiącej dziewczyny. Jedna z jej
powiek lekko drgnęła, jednak dziewczyna wciąż wydawała się
wędrować po świecie sennych marzeń. Na jej ustach błąkał się
lekki uśmiech.
Przewróciła się na
plecy i otworzyła powoli oczy. Jednym ruchem ręki odgarnęła włosy
z twarzy i uśmiechnęła się do siebie. Już chciała ponownie
zasnąć, kiedy zorientowała się, co to za dzień. Zerwała się z
łóżka i spojrzała na siebie. Wciąż była w dżinsach i bluzce,
w których wczoraj odwiedziła Pokątną. Pobiegła do łazienki i
przemyła twarz wodą. Ze szczoteczką w ustach pobiegła do swojego
pokoju i zaczęła grzebać w szafie w poszukiwaniu stosownych na ten
dzień ubrań, jednocześnie szczotkując wolną ręką zęby. Gdy
wybrała już odpowiednie ubrania ułożyła je na łóżku i
pobiegła z powrotem do łazienki, aby dokończyć toaletę. Gdy
wróciła do swojej sypialni i spojrzała na otaczający ją bałagan
mina jej zrzedła, jednak chcąc czy nie chcąc musiała to
posprzątać. Czym prędzej ułożyła nowe książki na dnie kufra,
dołożyła kilka zeszłorocznych, które również mogły jej się
przydać, następnie zabrała się do pakowania ubrań. Dość szybko
uporała się z wyborem potrzebnej garderoby, po czym sięgnęła
jeszcze po pergaminy, atrament i pióro, i włożywszy je do małego
woreczka położyła na ubraniach, modląc się w duchu, aby kolorowy
płyn nie wylał się w czasie podróży. Zastanawiając się czy
wzięła wszystkie rzeczy rozglądała się po pokoju. Zatrzasnęła
wieko kufra, pościeliła łóżko, poukładała na biurku i z
zadowoleniem spojrzała na pokój, który teraz ani trochę nie
przypominał tego pobojowiska sprzed pół godziny. Zerknęła na
zegarek i z przerażeniem stwierdziła, że jest za kwadrans
dziesiąta. Chwyciła kufer i zbiegła do kuchni, gdzie ku jej
zdziwieniu krzątała się Petunia w szlafroku.
- O, już nie śpisz? -
Ruda spojrzała na nią zaskoczona.
- Trudno było spać przy
hałasie jaki urządzałaś. - Petunia odwróciła się od niej i
zalała wrzątkiem dzbanek z herbatą.
- Przepraszam. - Lily
zmieszała się lekko.
- Chcesz śniadanie? -
Petunia spojrzała na nią. Lily zrobiła zaskoczoną minę.
- Z chęcią -
odpowiedziała w końcu.
- To siadaj - powiedziała
dziewczyna i postawiła na stole dwa kubki z herbatą. Podeszła do
kuchenki i wzięła dwa talerze z kanapkami po czym ustawiła je na
stole. Lily zaskoczona patrzyła na siostrę, która usiadła
naprzeciwko niej, unikając jej wzroku.
- Dzięki Petunio -
powiedziała w końcu, upiwszy łyk herbaty i sięgając po kanapkę.
- Nie ma sprawy.
- Skąd ta nagła zmiana?
- Dzień dobroci dla
zwierząt - zaśmiała się jej siostra.
- Dobre i to. - Lily
posłała siostrze uśmiech. Przez chwilę jadły w ciszy
onieśmielone. - Na Merlina, jak późno, muszę iść! - Lily
zerwała się z krzesła. - Nie pojechałabyś ze mną? Na dworzec? -
Petunia spojrzała na nią wilkiem.
- Nie, wolę się nie
zbliżać do tych dziwaków - powiedziała w końcu. - Baw się
dobrze w tej swojej szkole. Do zobaczenia w grudniu. - Popatrzyła na
nią z jakimś dziwnym żalem wymieszanym ze złością, po czym
wyszła z kuchni i wbiegła po schodach na piętro. Lily patrzyła za
nią zdziwiona, lecz gdy jej spojrzenie padło na zegar wiszący na
ścianie narzuciła płaszcz, wsadziła do ust resztę kanapki i
wybiegła z domu, ciągnąc za sobą kufer. Machnęła różdżką i
już po chwili stał przed nią ogromny autobus. Weszła do niego
prędko.
- Dworzec King's Cross,
tylko szybko - powiedziała od progu i zapłaciwszy należną sumę
usiadła na jednym z krzeseł i złapała się mocno oparcia. Kątem
oka dostrzegła kilku innych uczniów Hogwartu, którzy nerwowo
zerkali na zegarki. Pojazd ruszył.
* * *
Dwóch mężczyzn w
ciemnych płaszczach przemykało się boczną ulicą przedmieść
Londynu.
- To tutaj - szepnął
jeden z nich. Stanęli przed starymi drewnianymi drzwiami. Wyższy z
nich podszedł do nich ostrożnie i zapukał trzy razy. Drzwi
otworzyły się bezszelestnie.
- Nareszcie jesteście -
powiedział cichy głos. - Wykonaliście zadanie?
- My... Panie, niestety
nie udało się nam. To zadanie o wiele bardziej skomplikowane, gdy
ktoś próbuje dostać się tam z zewnątrz. Zamek jest dobrze
chroniony.
- Jak to zbyt dobrze?! -
powiedział głos opryskliwie. - Mieliście to zrobić! Ponoć nawet
mieliście plan.
- My... panie, myślę,
że będzie łatwiej zaangażować kogoś na miejscu.
- Mężczyzna starał się przekonać osobę siedzącą w fotelu.
- Nie mamy tam nikogo.
Nie mogę tyle czekać.
- Panie, najrozsądniej
byłoby odczekać i zrobić to dobrze Nie zorientują się... -
Mężczyzna drżał ze strachu.
- Zastanowię się -
odpowiedział głos. - A teraz odejdźcie. Potrzebuję spokoju. -
Mężczyźni skłonili się nisko i wycofali prędko z pokoju. Drzwi
zamknęły się za nimi głucho.
* * *
Dwóch
czarnowłosych chłopców stało przy barierce stanowiącej magiczne
przejście na peron dziewięć i trzy czwarte. Po chwili dobiegła do
nich starsza kobieta.
- Sprawujcie się chłopcy
w szkole – powiedziała, ściskając ich kolejno. - Żadnych
głupot. W tym roku nie chcę sów od profesor McGonagall ze skargami
na was. - Pogroziła im palcem.
- Przecież pani nas zna,
pani Potter. - Syriusz uśmiechnął się do kobiety.
- Jak moglibyśmy się
zachowywać nieodpowiednio? Mamo? - James udał obrażonego, po
chwili jednak roześmiał się.
- Właśnie dlatego, że
was znam. - Zerknęła na zegarek. - Muszę iść i tak już jestem
spóźniona do pracy. Piszcie do nas! I pamiętajcie o ostrożności
- Uściskała ich ostatni raz, pomachała na pożegnanie i po chwili
zniknęła z cichym trzaskiem. Chłopcy uśmiechnęli się do siebie
i chwyciwszy kufry przeszli przez magiczną bramę do świata
czarodziejów.
Weszli na peron i ich
oczom ukazała się ogromna, lśniąca lokomotywa, z której komina
buchały już kłęby dymu. Za nią ciągnął się sznur wagonów, w
których już roiło się od uczniów, szukających wolnych
przedziałów. James rozejrzał się w poszukiwaniu reszty huncwotów,
gdy nagle, tuż przy lokomotywie dostrzegł Lily, która wodziła
wzrokiem po tłumie, najprawdopodobniej w poszukiwaniu przyjaciółek.
Ich spojrzenia spotkały się. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko,
jednak chłopak odwrócił wzrok, udając, że tego nie zauważył,
starając się nie zwracać uwagi, na przyspieszone bicie serca.
- Patrz, Evans tam stoi.
- Syriusz szturchnął go w ramię i wskazał w kierunku dziewczyny.
- Wiem, widziałem -
odburknął James, nie patrząc we wskazanym przez przyjaciela
kierunku. Black spojrzał na niego zaskoczony.
- Lily!
Evans odwróciła się w
poszukiwaniu źródła głosu. Dostrzegła Dorcas, biegnącą ku niej
z szerokim uśmiechem na twarzy. Uściskały się serdecznie.
- Ale się opaliłaś.
Ładnie ci tak - powiedziała z podziwem Lily, patrząc z uśmiechem
na przyjaciółkę.
- Dzięki. Smażyłam się
na plaży dwa tygodnie, żeby tak wyglądać. - Dorcas uśmiechnęła
się szeroko i mrugnęła do przyjaciółki. - A co tam u ciebie? Jak
James? - Zmierzyła ją uważnym spojrzeniem.
- Chyba w końcu dał mi
spokój. To znaczy... Od czasu tej rozmowy w parku. - Spojrzała na
przyjaciółkę, która uśmiechnęła się przepraszająco. - Nie
odzywa się do mnie. Ale mi to nie przeszkadza - powiedziała w
końcu. Dorcas zaśmiała się.
- Widzisz, jednak na coś
się przydała ta nasza intryga. W końcu masz spokój.
Podeszły do wejścia do
wagonu i wspięły się po schodkach. Ruszyły korytarzem w
poszukiwaniu wolnego przedziału. Po piętnastu minutach bezowocnych
poszukiwań stanęły zrezygnowane przy oknie.
- Szukacie miejsca,
dziewczyny? - Syriusz wychylił się ze swojego przedziału z
szerokim uśmiechem na twarzy. - Jeżeli tak, to u nas są jeszcze
dwa wolne miejsca, zapraszamy - powiedział i zniknął za drzwiami.
Dziewczyny otworzyły drzwi i weszły do środka.
- Ann, Susan! - krzyknęła
Dorcas, dostrzegłszy przyjaciółki siedzące obok Petera.
- Cześć wszystkim -
powiedziała Lily i spojrzała na ostatnie wolne miejsce. Oczywiście
dokładnie naprzeciwko Jamesa Pottera. Zrezygnowana spojrzała na
Dorcas siedzącą między Ann i Susan. Wrzuciła kurtkę na górną
półkę, po czym usiadła na swoim miejscu między Syriuszem i
Remusem.
- I co powiesz, Evans?
Dawno się nie widzieliśmy. - Syriusz mrugnął do niej
porozumiewawczo. Lily roześmiała się na te słowa.
- Oj, bardzo dawno. -
Dokładnie w tej samej chwili rozległ się gwizd i pociąg ruszył.
Korytarz za drzwiami opustoszał.
- Lily. - Remus spojrzał
na nią. - Mamy spotkanie prefektów.
- Faktycznie. - Wstała
ze swojego miejsca i rzuciła zaciekawione spojrzenie na Jamesa,
który zdawał się jej nie zauważać. Śmiał się z czegoś razem
z Ann, Peterem i Dorcas.
Gdy wrócili z powrotem jakąś godzinę później Lily usiadła ciężko na swoim miejscu, wzdychając.
- Co jest? - spytał
Black.
- Mijaliśmy po drodze
przedział pierwszaków. Koszmar. Co tam się działo...
- Co takiego?
- Szkoda mówić. -
odparł Remus. - To będzie ciężki rok - powiedział, a Evans
pokiwała głową.
James zerknął na nią
ukradkiem. Patrzył jak dziewczyna odgarnia z czoła kosmyk włosów.
- Kto gra w
eksplodującego durnia? – zawołał w tym samym momencie Peter,
wyciągając z plecaka karty.
- O, ja chętnie zagram.
- Lily poderwała rękę w górę.
- Ja też.
- I ja.
- No to ja też.
I już po chwili Peter,
Black i dziewczyny grali w najlepsze. Remus zajął się książką,
a James, nie wiedząc co robić oparł głowę o szybę i obserwował
mijający za oknem krajobraz. Zamknął oczy i pogrążył się w
myślach. W końcu zasnął.
- James! Otwórz oczy! -
usłyszał nagle.
- Lily - powiedział
cicho.
- To nie Lily, to ja.
Stary, wstawaj! Jesteśmy w Hogsmeade.
Szukający otworzył oczy
i zobaczył śmiejącego się Syriusza. Byli sami w przedziale.
- A gdzie reszta?
- Już wyszli -
powiedział Black, wciąż uśmiechając się szeroko. - Przeszło
ci, tak? - spytał po chwili.
- Zamknij się - warknął
chłopak i wyszedł z pociągu na mglistą stację Hogsmeade.
* * *
Powozy
toczyły się kamienistą ścieżką jeden za drugim, a siedzący w
nich uczniowie z niecierpliwością wypatrywali przez okna świateł
zamku. Pojazdy kolejno mijały ogromną bramę i wspinały się drogą
ku wejściu do zamku. Lily wysiadła z powozu wraz z Ann, Dorcas i
Susan i skierowała się w stronę szkoły. Weszła do sali i
spojrzała na sufit, który dzisiaj przedstawiał idealnie czyste
niebo z mnóstwem gwiazd. Usiadły przy stole Gryffindoru i spojrzały
wyczekująco na dyrektora.
- Umieram z głodu –
mruknęła niecierpliwie Dorcas.
- Nie ty jedna. - Ann z
tęsknotą w oczach spojrzała na puste talerze.
- Można się dosiąść?
To Huncwoci przyszli i
nie czekając na odpowiedź usiedli naprzeciwko dziewcząt. Syriusz
uśmiechał się szeroko zerkając na Rogacza, który miał lekko
nieobecny wyraz twarzy. Wtedy drzwi Wielkiej Sali otworzyły się i
wkroczyła profesor McGonagall na czele grupy zdenerwowanych
pierwszaków.
- Patrz Remus, to te
dzieciaki z pociągu - mruknęła Lily, śledząc wzrokiem trzech
chłopców, którzy mimo zarozumiałych uśmieszków wyglądali na
lekko poddenerwowanych.
- Będą z nimi kłopoty.
Patrz na ich miny, w ogóle się nie stresują.
- Albo tak dobrze udają.
Niech się lepiej pilnują, bo nie będę zwlekała z daniem im
szlabanu u Filcha.
- Evans, skąd ty się
nagle taka wredna zrobiłaś? - zaśmiał się Black, który do tej
pory tylko przysłuchiwał się rozmowie. Nie doczekał odpowiedzi.
Po chwili wszystkie głosy
ucichły i rozpoczęła się ceremonia przydziału. Z niezadowoleniem
nasi prefekci przyjęli wiadomość, że trójka rozrabiaków trafiła
do Gryffindoru. Oznaczało to bowiem, że będą musieli się z nimi
użerać w swoim czasie wolnym.
- Ekhm... - Rozległo się
głośnie chrząknięcie i wszystkie spojrzenia skierowały się w
stronę dyrektora, który powstał ze swego miejsca i patrzył z
uśmiechem na zgromadzonych w sali uczniów. - Moi drodzy - zaczął
wzniosłym tonem. - Witam was serdecznie w tym nowym roku szkolnym.
Liczę, że pierwszoroczni szybko zaaklimatyzują się w szkole. -
Spojrzał z uśmiechem na wystraszonych pierwszoklasistów. - Wiem,
że umieracie z głodu, więc nie będę was męczył długą
przemową. Pozostaje mi tylko życzyć wam smacznego! - powiedział
z uśmiechem i usiadł na swoim krześle przy wtórze głośnych
oklasków. Po chwili złote półmiski napełniły się jedzeniem, a
wszyscy całkowicie zajęli się kolacją.
Gdy ostatnie okruszki
deserów zniknęły z talerzy i nawet największe łakomczuchy
zaspokoiły swój głód, dyrektor ponownie powstał z krzesła i
omiótł salę spojrzeniem, w którym migały figlarne ogniki.
- Skoro wszyscy już się
najedli i napili. - Tu zerknął między innymi na huncwotów, którzy
w czasie uczty zjedli tyle, że można było odnieść wrażenie, iż
przez tydzień nic nie mieli w ustach. - Myślę, że możemy przejść
do ważniejszych spraw. Po pierwsze chciałbym poinformować
pierwszorocznych oraz kilku starszych uczniów... - Jego wzrok znów
spoczął na huncwotach, a na ustach pojawił się lekki uśmiech.
Chłopcy wyszczerzyli zęby w szerokich uśmiechach. - Że wstęp do
Zakazanego Lasu jest surowo zabroniony. Po drugie, pan woźny
przypomina, że używanie większości magicznych gadżetów ze
sklepu Zonka, jest zabronione. Wgląd do listy przedmiotów
zakazanych w jego gabinecie. W tym roku lista poszerzyła się o
cukierki powodujące czkawkę. Po zeszłorocznym kawale nieznanych
sprawców... - Huncwoci wymienili porozumiewawcze uśmiechy pod
bacznym spojrzeniem dyrektora, który zdaje się doskonale wiedział
kto stał za kawałem. -... i epidemii czkawki podczas końcoworocznej
uczty, przypominam, że dotknęła ona nawet nauczycieli – dodał,
próbując zachować poważny wyraz twarzy, jednak kilku uczniów
parsknęło śmiechem, przypominając sobie atak czkawki profesor
McGonagall. Tak ostry, że Slughorn musiał iść po specjalne
antidotum do swojego gabinetu. Nauczycielka spojrzała z wyrzutem na
dyrektora, który niezrażony mówił dalej. - Grono pedagogiczne
uznało, że mogą być one niebezpieczne. Po trzecie... - Jego wzrok
padł na kilku uczniów, którzy ziewali szeroko, kilku położyło
głowy na stołach. - Życzę wam dobrej nocy, ponieważ widzę, że
wielu z was już zasypia, a przecież jutro zaczyna się nauka! -
zakończył z uśmiechem po czym ruszył w kierunku wyjścia z sali.
Lily podniosła się ze
swojego miejsca i rozejrzała dokoła, szukając wzrokiem
pierwszoroczniaków. Dostrzegła przy drzwiach wystraszoną grupę
młodych Gryfonów i podeszła do nich, uśmiechając się lekko. Z
niezadowoleniem zauważyła trzech chłopców, którzy z bezczelnymi
uśmiechami na twarzach przyglądali jej się uważnie.
- Witajcie, nazywam się
Lily Evans i jestem prefektem. Proszę za mną, zaprowadzę was do
waszego domu - powiedziała z uśmiechem i wyprowadziła ich przez
drzwi do sali wejściowej.
- Niemożliwe, że my też
byliśmy tacy mali. Jakoś sobie tego nie wyobrażam - zaśmiał się
Syriusz, obserwując oddalających się pierwszorocznych.
- Zdziwiłbyś się.. -
parsknęła Dorcas. - Przy okazji mogę ci pokazać kilka zdjęć z
pierwszej klasy - dodała z szerokim uśmiechem.
-
Na przykład twój pierwszy trening Quidditcha - zaśmiała się Ann.
Susan, Remus, James i Peter parsknęli śmiechem, a Black
zaczerwienił się lekko.
-
Nie mówcie, że macie to zdjęcie - powiedział w końcu, siląc się
na uśmiech.
- A
jakże, jasne, że mamy.
-
Nie wiem, co was tak śmieszy - zerknął na śmiejących się
huncwotów. - To wtedy wcale nie było śmieszne! - zaperzył się.
James wybuchnął niepohamowanym śmiechem. - Trawojadzie, ty się
nie śmiej, bo jak ja pokażę kilka zdjęć, gdzie Ruda miesza cię
z błotem to nie będzie ci już tak wesoło - powiedział w końcu.
James od razu przestał się śmiać i spojrzał na Blacka wrogo.
-
Oj Syriusz, naucz się z siebie śmiać
- próbowała załagodzić sytuację
Dorcas, widząc jak chłopcy mierzą się wrogimi spojrzeniami. -
Przecież żartujemy!
-
Oczywiście - mruknął chłopak.
-
No to co, idziemy do Pokoju Wspólnego? Ciekaw jestem jak tam Lily
radzi sobie z pierwszakami - Remus spojrzał na przyjaciół i na
wciąż dąsającego się Syriusza.
-
dziemy. - Ann spojrzała na Blacka. - No Syriuszu, nie dąsaj się
już. To tylko żarty, ile razy ty z kogoś żartujesz. A poza tym to
zdjęcie jak wtedy...
-
No dobra, okay - przerwał jej Łapa, nie chcąc, żeby opowiadała
na głos tamte wydarzenia. Uśmiechnął się szeroko. - To co,
ścigamy się do wieży? Kto ostatni pod portretem ten gacie Smarka!
- zawołał ze śmiechem i wybiegł z sali. Reszta przyjaciół
rzuciła się za nim w pogoń, śmiejąc się przy tym głośno. Przy
stole pozostał tylko zamyślony James. Po chwili wstał i skierował
się do wyjścia z sali, skąd po chwili namysłu ruszył w kierunku
wyjścia na błonia. Drzwi zaskrzypiały i zamknęły się za nim
głucho. Zszedł po schodach całkowicie otulony mrokiem i ruszył w
stronę mieniącej się światłem gwiazd tafli jeziora.
*
* *
-
Nazywasz się Lily, tak? - mała dziewczynka podeszła do Rudej i
spojrzała na nią nieśmiało.
-
Tak – odparła dziewczyna, uśmiechając się do niej. - A ty jak
masz na imię?
Szli
schodami kierując się na siódme piętro. Pierwszoroczni zaskoczeni
patrzyli na żywe portrety wiszące na ścianach.
-
Lizzy - odparła dziewczynka. Miała krótkie brązowe włosy spięte
w dwa wdzięczne kucyki, śliczne szare oczy i miły uśmiech. -
Wiesz, że jesteś bardzo ładna? - spytała po chwili. Lily zaśmiała
się i spojrzała na swoją małą rozmówczynię.
-
Dziękuję. Ty też jesteś bardzo ładna. Będziesz miała
wielbicieli w Hogwarcie, zobaczysz. - Spojrzała na nią przyjaźnie.
-
Nie chcę mieć wielbicieli. Chłopcy są zazwyczaj niemili. -
Dziewczynka przybrała zawzięty wyraz twarzy.
-
Na początku tak, ale za rok albo dwa zacznie się to zmieniać. -
Uśmiechnęła się lekko. Nie wiedząc czemu, ale pomyślała teraz
o Jamesie. Pamiętała ich pierwszy dzień w Hogwarcie.
-
Hasło? - wyrwało ją z zamyślenia pytanie Grubej Damy.
-
Och, tak chwileczkę. - Odwróciła się w stronę pierwszorocznych.
- Uwaga, to jest wejście do naszego Pokoju Wspólnego - powiedziała.
- Gruba Dama strzeże, żeby do wieży nie wszedł nikt niepowołany.
Co jakiś czas hasło jest zmieniane, będę was o nich informować.
- Spojrzała na nich. Coś jej wyraźnie nie pasowało... - Hasło
to "Miodowe Królestwo".
-
Dokładnie - powiedziała Gruba Dama, otworzywszy przejście. Ruda
przyglądała się uważnie pierwszorocznym, próbując stwierdzić
co jest nie tak.
-
Zaraz, zaraz... Gdzie jest tych trzech chłopców, którzy się tak
wygłupiali? - Spojrzała pytająco na pierwszaków. Już wiedziała
co jej nie pasowało. Chłopców nie było.
-
Szli za nami. - Chłopiec z blond włosami obejrzał się za siebie.
- Ale już ich nie ma - dodał po chwili i zerknął na panią
prefekt, która miała przerażoną minę.
-
Świetnie. Dobrze, wchodźcie szybko do pokoju, wskażę wam wasze
dormitoria i pójdę ich szukać - powiedziała za zrezygnowaną
miną. - Więc tak, chłopcy na prawo, dziewczęta na lewo. W pokoju
wspólnym spędzamy czas wolny, odrabiamy lekcje... Śniadanie od
siódmej trzydzieści. Dobrej nocy. - wyszła z pokoju przez dziurę
pod portretem i oparła się zrezygnowana o ścianę. Jeżeli
chłopców złapie Filch nie tylko oni będą mieli kłopoty. Z
pewnością McGonagall będzie jej miała za złe to, że nie
przypilnowała pierwszaków.
-
Jakiś problem, młoda damo? - rozległ się głośny szczęk żelaza,
a na sąsiednim obrazie pojawił się rycerz w lśniącej zbroi ze
swoim nakrapianym kucem u boku.
-
Sir Cadogan! Och, może pan mi pomoże. Zgubiłam trzech chłopców.
Muszę ich odnaleźć, a nie mam pojęcia gdzie oni są. Mógłby mi
pan pomóc?
-
Poszukiwania? Pomoc damie w opałach? Sir Cadogan zawsze do usług!
Jak wyglądają zagubieni? - rycerz wyprężył się dumnie i
spojrzał uważnie na Rudą.
- A
więc tak, są... niskiego wzrostu i... - Jej uszu dobiegł nagły
hałas. Ktoś biegł w jej stronę. Odwróciła głowę z nadzieją,
że zobaczy rozrabiaków, gdy jej oczom ukazał się Syriusz, a za
nim reszta towarzystwa.
-
Lily, co ty tu robisz? Czemu nie jesteś w pokoju? - spytał zziajany
Remus. Obok Black oparł się o ścianę, próbując złapać oddech.
-
Ja... A co wyście tak biegli? Wyścigi jakieś czy co? - spytała
patrząc ze zdziwieniem na przyjaciół i na nadbiegające Dorcas,
Ann i Susan. Tuż za nimi dreptał Peter.
-
Żebyś wiedziała. - odparł Syriusz z uśmiechem. - Spalamy
kolację.
-
To super. Może będziecie spalać kolację dalej, pomagając mi w
poszukiwaniu zaginionych pierwszoroczniaków?
-
Jakich zaginionych pierwszoroczniaków? - Remus rzucił jej
zaskoczone spojrzenie.
-
No bo widzisz... Uciekli mi gdzieś po drodze. Zorientowałam się
dopiero pod portretem - powiedziała z bezradną miną. - A jak ich
ktoś złapie to mnie też się dostanie. Musimy ich znaleźć nim
zrobi to Filch!
-
Pani, ci chuderlacy nie są nam potrzebni! - krzyknął Sir Cadogan,
patrząc z pogardą na spoconych huncwotów.
-
Och, zamknij się Cadogan. Tą swoją cyrkową zbroją tyle hałasu
narobisz, że pół zamku postawisz na nogi. - Syriusz spojrzał na
niego ze złością.
-
Wypraszam sobie! Żadna cyrkowa zbroja! Nie mów do mnie takim tonem,
psie, bo inaczej...
-
Co mi zrobisz? Będziesz się szamotał na tym swoim płótnie? A rób
co chcesz, mnie nic nie zrobisz - zaśmiał się Black.
-
Łapo, uspokój się - powiedział Remus ostro. - Nie możemy się
teraz kłócić, trzeba ich szybko odnaleźć. Wiesz co będzie jak
ich Filch znajdzie przed nami?
-
Jasne, strata punktów - mruknął Syriusz.
-
Wybaczcie, ale my wam nie pomożemy. - Susan, Ann i Dorcas spojrzały
na nich. - Mamy dość. Poza tym im was mniej tym większe szanse, że
was nie złapią - dodała Dor.
-
Jasne. - Lily spojrzała na nie. - Lepiej zobaczcie jak sobie radzi
reszta pierwszorocznych. W sumie wskazałam im tylko dormitoria,
nawet ich nie postraszyłam jak co roku... A ktoś to musi przecież
zrobić - zakończyła z uśmiechem. Dziewczyny roześmiały się.
-
Nie martw się, już my się nimi zajmiemy. - Ann uśmiechnęła się
diabelsko.
-
Powodzenia, uważajcie na siebie - zawołały i zniknęły w dziurze
pod portretem. Reszta przyjaciół spojrzała po sobie.
-
No to, gdzie ich szukać? Zamek jest ogromny. W nocy nawet ja się w
nim gubię, co dopiero pierwszacy. - Lily spojrzała na huncwotów
bezradnie.
-
Nie martw się. Peter, skoczysz po mapę do dormitorium? - Black
spojrzał na Pettigrew.
-
Jaką mapę? - zdziwiła się Ruda, gdy chłopak zniknął w
przejściu do pokoju wspólnego.
-
Zobaczysz. - Huncwoci uśmiechnęli się tajemniczo.
- A
gdzie jest Rogacz? Przydałby się nam... - Black rozejrzał się.
Dopiero teraz zauważył, że Jamesa nie ma wśród nich.
-
Już jestem. - Peter pojawił się znów na korytarzu niosąc w ręce
zwitek pergaminu. - Syriuszu, nie obraźcie się, ale ja idę spać.
Jestem wykończony. Zresztą i tak pewnie narobiłbym tylko hałasu -
powiedział przepraszającym tonem.
-
Jasne - mruknął Syriusz, przyglądając się pergaminowi.
-
Co to jest? - Ruda zerknęła mu przez ramię.
-
Patrz i ucz się. - zaśmiał się Black. - Uroczyście
przysięgam, że knuję coś niedobrego - powiedział i stuknął
różdżką w pergamin. Na pożółkłym papierze pojawiły się
linie, układające się powoli w...
-
To mapa Hogwartu! - zawołała Ruda, przejętym głosem. - Ale... Czy
to wy..
-
Tak, my ją stworzyliśmy - powiedział dumnie Lupin.
-
Patrzcie, to my! Ale jak to możliwe? - wskazała palcem na trzy
kropki stojące na korytarzu na siódmym piętrze opatrzone ich
nazwiskami. Spojrzała na nich zdezorientowana. - Więc ta mapa...
-
Pokazuje każdego...
-
Gdzie jest...
-
Co robi. - Black i Remus wyszczerzyli zęby w uśmiechach. Z ich oczu
biła duma.
-
Łał! Super. - Lily spojrzała na nich z podziwem. - Nie sądziłam,
że... ja nie dałabym rady zrobić czegoś takiego!
Syriusz
zaśmiał się.
-
Dzięki Lily. Ale teraz do rzeczy. Patrz to chyba oni... - Remus
wskazał na trzy kropki znajdujące się na czwartym piętrze.
-
Idziemy! Kierunek, czwarte piętro! - zawołał Syriusz i ruszył
przed siebie. Ostrożnie, po cichu, żeby nikt ich nie usłyszał
zagłębili się w ciemne korytarze.
* *
*
Tafla
jeziora zafalowała lekko. Niewielki kamień odbił się od niej
kilka razy i zatonął. Czarnowłosy chłopak stał z rękoma w
kieszeniach i przyglądał się księżycowi. Od strony Zakazanego
Lasu zawiał zimny, przyprawiający o dreszcz wiatr. Chłopak
wzdrygnął się lekko i spojrzał w kierunku zamku. Jego liczne
światła były już zgaszone, jednak w wieży Gryffindoru wciąż
było jasno. Chłopak policzył prędko okna i spojrzał na
dormitorium dziewcząt z szóstego roku. Było to jedno z nielicznych
okien, gdzie było już ciemno. Wyobraził sobie rudowłosą
dziewczynę, śpiącą smacznie w swoim łóżku. Uśmiechnął się
lekko.
- Dobranoc, Lily -
szepnął i ruszył w stronę zamku.
Nawet nie podejrzewał,
że jego ukochana grasuje po zamku wraz z dwójką jego najlepszych
przyjaciół.
* * *
- Którędy idziemy,
Łapo? - szepnął Remus do przyjaciela. Ruda podążała za nimi
niepewnie. Zamek w nocy przerażał ją. Każdy cień zdawał się
być cieniem czającego się w ciemności Filcha i mimo przekonań
Blacka, że widzą na mapie położenie woźnego i każdej innej
osoby, czuła, że ktoś ją obserwuje.
- Na piątym piętrze
jest Filch. A na szóstym ta jego kotka, którą sobie sprowadził
pod koniec zeszłego roku... - powiedział stukając palcem w mapę.
- Będziemy musieli iść tym przejściem w obrazie Gryzeldy
Skośnookiej. Filch o nim nie wie, więc będziemy bezpieczni -
szepnął.
- Skąd znacie tak dobrze
zamek? - Ruda spojrzała na nich zaskoczona. - Te wszystkie
przejścia, zakamarki?
- Przecież jesteśmy tu
już szósty rok! Zdążyliśmy go dobrze poznać. - Syriusz posłał
jej szeroki uśmiech.
- Też tu jestem szósty
rok, a nie znam go w połowie tak dobrze jak wy.
- Ale ty nie włóczysz
się po nocach - powiedział Remus ze śmiechem.
- I w tym tkwi chyba mój
błąd - zaśmiała się Lily.
- To tu... - szepnął
Syriusz. Podszedł do obrazu, który rzeczywiście przedstawiał
skośnooką czarownicę. Przyjrzał mu się uważnie po czym dotknął
jednego z piór przy jej kapeluszu, które zakołysało się lekko.
Obraz odsunął się, ukazując wejście do ciemnego tunelu.
- Szybko, Filch tu idzie
- powiedział Remus wchodząc prędko i ciągnąc za sobą
zdezorientowaną Evans. Black skoczył za nim po czym prędko zamknął
przejście. Kilka sekund później zza zakrętu wyszedł woźny,
trzymający w ręku oliwną lampę. Rozglądał się czujnie dookoła.
Wyraźnie słyszał czyjeś głosy...
Krztusząc się ze
śmiechu biegli schodami w ciemnym korytarzu, oświetlonym tylko
blaskiem ich różdżek.
- Wychodzimy - szepnął
Black i przystanął. Pchnął kawałek ściany, który w
rzeczywistości okazał się tylną stroną obrazu i otwarł
przejście na czwarte piętro. - Póki co mamy spokój. Filch i jego
kotka patrolują szóste piętro, będziemy widzieć jeśli będą
się zbliżać - dodał po chwili.
- Świetnie. No to gdzie
są nasi pierwszacy? - spytał Remus.
- Powinni być za
następnym zakrętem tego korytarza, przy posągu Emilii z
Widerstock.
Szli ostrożnie ciemnym
korytarzem, wytężając wzrok i oczekując najmniejszego ruchu
trzech rozrabiaków.
- Nigdy nas tu nie znajdą
- doszedł ich cichy szept.
- Niech ta ruda się
teraz głowi, gdzie możemy być. Myśli, że jest tym całym
pre-coś-tam i już może nami rządzić... - dodał inny głos.
Usłyszeli cichy śmiech pozostałych chłopców.
- A... nie przyszło wam
do głowy, że nawet nie wiemy, gdzie jest nasz pokój wspólny? I
hasła nie znamy - powiedział trzeci, lekko wystraszony głos.
- Rick, chyba się nie
boisz - zaśmiał się kpiąco jeden z chłopców.
- Nie, jasne, że nie!
Ale... Brat mi opowiadał, że tu w nocy straszy i... - urwał
wystraszony słysząc cichy świst. Nagły powiew zimnego powietrza
owiał ich karki, a z ciemności dobiegł cichy, złowrogi śmiech.
- Kogo my tu mamy...
proszę, proszę, pierwszaki - powiedział Syriusz stojąc tak, żeby
nie było go widać. Zaszli chłopców od tyłu i schowali się w
mroku.
- K-k-kto tu jest? -
spytał jeden z chłopców patrząc z przerażeniem w stronę
Syriusza, który uśmiechał się kpiąco. Remus i Ruda całą siłą
woli próbowali się nie śmiać z przerażonych min chłopców.
- Przyszedłem po was...
- Black zaśmiał się upiornie grubym głosem. - Ścigam wszystkich
tych, którzy włóczą się nocą po zamku - dodał złowieszczo.
Chłopcy spojrzeli po sobie przerażeni.
- Ale, ale... My nie
chcieliśmy. Nie rób nam krzywdy - powiedział płaczliwym tonem
chłopiec, który naśmiewał się z Ricka.
- No nie wiem, nie
wiem... Napędziliście niezłego stracha pani prefekt, która szuka
was po całym zamku wraz ze swoimi przyjaciółmi. Nie wiem czy mogę
wam to darować - powiedział wrogo.
- P-p-prosimy. Nigdy
więcej się to nie powtórzy! - powiedział chłopiec o mysich
włosach. W jego oczach lśniły łzy. Wszyscy trzej przerażeni
wytężali wzrok, próbując dojrzeć zjawę.
- Mam nadzieję... -
szepnął Black. - A teraz jazda stąd, idźcie piętro niżej, coś
mi mówi, że tam spotkacie panią prefekt. I przeproście ją... bo
jak nie... Odnajdę was, a wtedy już nie będę taki miły jak
dzisiaj - zakończył złowieszczo i zamilkł.
- Wiejemy - syknął
jeden z chłopców i wszyscy trzej pędem puścili się w przeciwnym
kierunku. Gdy ich kroki ucichły trójka przyjaciół wybuchła
głośnym śmiechem.
- Cicho, bo nas Filch
usłyszy – powiedział w końcu Remus z uśmiechem na twarzy.
- To było genialne,
Syriuszu. To ich chyba oduczy włóczenia się po nocy - powiedziała
Lily, patrząc z uznaniem na przyjaciela. Na jej ustach widniał
szeroki uśmiech.
- Ach, rozmawiasz z
mistrzem w straszeniu małolatów. – Syriusz i zaśmiał się
cicho. - A teraz pędem na dół, Filch zmierza na trzecie piętro,
więc musimy się spieszyć.
Pobiegli korytarzem do
najbliższych schodów i zbiegli po cichu na dół.
- Nie wiem, gdzie oni
mogą być - powiedziała Ruda zmartwionym głosem, tak żeby trójka
łobuzów dobrze ją słyszała. Remus uśmiechnął się do niej i
wskazał ręką na wnękę po prawej stronie.
- Sprawdźmy tam. Lepiej,
żeby ich Filch nie złapał przed nami, albo co gorsza ten nocny
upiór... - powiedział ze strachem w głosie, jednak na jego ustach
wciąż błąkał się lekki uśmiech.
- My... tu jesteśmy -
chłopiec o mysich włosach wychylił się zza rogu. Za nim wyszli
jego kompani.
- No w końcu. Już
myślałam, że was nie znajdę. Co to za wybryki, uciekać w
pierwszy dzień i to w dodatku w nocy, gdy... Ne jest bezpiecznie -
zakończyła cicho rozglądając się z przestrachem dokoła.
Zmierzyła ich ostrym spojrzeniem.
- Przepraszamy.
Zgubiliśmy się. To się więcej nie powtórzy - powiedział Rick i
spojrzał na nią przepraszająco. Pozostałych dwóch chłopców
spoglądało na boki z przestrachem, szukając najmniejszych oznak,
że tajemnicza zjawa znów się pojawi.
- Nie ma co teraz gadać,
porozmawiamy sobie w pokoju wspólnym. Teraz szybko, Filch nie może
nas złapać - powiedział Remus, oglądając się za siebie.
- Filch? - spytał jeden
z chłopców.
- Szkolny woźny. Lepiej
go unikać. Tędy - szepnął Syriusz i poprowadził ich bocznym
przejściem do ukrytych schodów. - Uwaga na siódmy stopień, to
pułapka - powiedział, lecz po chwili dobiegł go jęk bólu. -
Mówiłem przecież. - Odwrócił się i zobaczył chłopca o mysich
włosach, który siłował się ze stopniem.
- Szybko mały, nie ma
czasu. Filch zaraz tu będzie. - Remus pomógł mu wyciągnąć
stopę.
- Dzięki, i na imię mam
Jack - powiedział chłopiec i ruszył za resztą. Wspięli się po
schodach i przystanęli nasłuchując. Usłyszeli jak ktoś wspina
się powoli po schodach, mamrocząc coś do siebie.
- Szybko, tędy - szepnął
Syriusz i ruszył w stronę obrazu Gryzeldy Skośnookiej. Mały Rick
szedł nie patrząc się przed siebie. Oglądał się ze strachem i
nim zauważył wpadł na starą, zardzewiałą zbroję. Rozległ się
głośny huk. Black obejrzał się za siebie i dostrzegł chłopca
podnoszącego się niezdarnie z podłogi. Usłyszeli jak ktoś
nadbiega sąsiednim korytarzem. Syriusz podniósł chłopca z
podłogi.
- Biegnijcie! - ryknął
i rzucił się przed siebie. Pierwszy dopadł do obrazu i czym
prędzej go otworzył. Ruda szybko wskoczyła do przejścia, za nią
trzech chłopców, potem Remus, a na końcu Syriusz, który czym
prędzej zamknął przejście. Obraz zatrzasnął się z hukiem, a
zza zakrętu wypadł zziajany Filch.
- No, kochaniutka, już
nam nie uciekną - mruknął do swojej kotki, która szła u jego
boku. - Zaraz ich dopadniemy. Nie ujdzie im to na sucho...
Oparli się o ścianę
tunelu.
- Lumos - mruknęła
Ruda, a jej różdżka zalśniła blaskiem. - Co teraz? - spojrzała
bezradnie na Blacka i Lupina, którzy uważnie studiowali mapę. W
rogu dostrzegła trzech chłopców, siedzących bez ruchu na ziemi.
Wyglądali na przerażonych...
- Jest na czwartym
piętrze - mruknął Syriusz, tak żeby pierwszoroczni go nie
usłyszeli.
- Jeśli wyjdziemy na
piątym, i przejdziemy przez zasłonę od razu będziemy na szóstym.
Potem tylko schody i jesteśmy u Grubej Damy... - Remus wskazał
przejścia na mapie.
- A Filch na pewno nas
nie złapie? - Lily rzuciła im uważne spojrzenie.
- Nie powinien. Tylko
musimy być cicho - szepnął Syriusz i zerknął na trzech chłopców,
patrzących na nich spode łba. - Wstawać maluchy, nie ma czasu do
stracenia.
- Nie jesteśmy maluchami
- zaperzył się brunet.
- Jasne, smarkaczu.
- Nie mów tak do mnie. -
Maluch rzucił mu wrogie spojrzenie.
- Spokój. Nie kłóćcie
się - zawołała Ruda. - Jak masz na imię? - spojrzała na chłopca.
- Roger - mruknął
chłopiec.
- Tak więc, Roger. A
także Jack i Rick, o ile się nie mylę... Teraz musicie być cicho.
Filch nie może nas złapać, bo będziemy mieli kłopoty. Więc z
łaski swojej patrzcie jak idziecie. Jeżeli się sprężymy, za
dziesięć minut będziemy w pokoju wspólnym - powiedziała, patrząc
na nich uważnie. - Obiecujecie, że będziecie cicho?
- Tak.
- A wy? - spojrzała na
Syriusza i Remusa.
- Lily... przestań. -
Black parsknął śmiechem.
- Spytałam czy będziecie
cicho - powtórzyła groźnie. Pierwszoroczni parsknęli śmiechem na
widok zaskoczonej miny Syriusza.
- Tak jest, pani prefekt
- odpowiedzieli cicho i bez słowa ruszyli po schodach do góry.
* * *
- Co robicie tu o tak
późnej porze? - spytała naburmuszona Gruba Dama, spoglądając na
nich z wyrzutem.
- Przepraszamy. - Ruda
uśmiechnęła się lekko. - Miodowe Królestwo.
- Tak, tak... - Portret
odsunął się, ukazując wejście do pokoju wspólnego.
Huncwoci przepuścili
pierwszaków przodem, po czym również weszli do pokoju.
- Więc wasze sypialnie
są na prawo. Śniadanie od siódmej trzydzieści i... ee...
Zachowujcie się dobrze, bo zarobicie szlaban - powiedziała do
trzech chłopców rozglądających się po pomieszczeniu. Ruszyli w
kierunku schodów i po chwili zniknęli w mroku.
- Możemy się już
odzywać? - spytał Syriusz z ironią.
- Co, ach. Jasne, że
możecie.
- Dzięki. - Huncwoci
usiedli na fotelach naprzeciwko kominka, w którym ciągle płonął
niewielki ogień. Ruda spojrzała na nich z podniesionymi do góry
brwiami.
- To ja idę spać.
Dzięki za pomoc. - Uśmiechnęła się do nich. - Dobrej nocy, nie
siedźcie za długo. - Ruszyła w stronę klatki schodowej
prowadzącej do sypialni dziewcząt, gdy dziura pod portretem
otworzyła się i wszedł James. Jego spojrzenie padło na Lily, brwi
uniosły się wysoko w wyrazie zdumienia. Dziewczyna obrzuciła go
niemiłym spojrzeniem i z wysoko uniesioną głową ruszyła w górę
schodów. Chłopak patrzył za nią dopóki nie zniknęła, nawet nie
zdając sobie sprawy, że jest obserwowany. Westchnął i skierował
się w stronę dormitorium. Otworzył drzwi i nawet nie zerkając na
sąsiednie łóżka, rzucił się w swoją pościel niezadowolony.
Nic nie układało się po jego myśli.
Fajny rozdział, ale Syriusz zawsze był hmm...bardziej śmiały i wg. Notka i tak jest super <3
OdpowiedzUsuńMrs. Black
Nie wyszło nam mieć drugiego syna? xD
OdpowiedzUsuńTaka beka xD
bonnie-karaye.blogspot.com