BLOG ZAWIESZONY: Więcej informacji w Proroku

25 czerwca 2008

Rozdział 3: Znów w Hogwarcie

          Promienie słońca zagrały na oknach dużego, białego domu, zaglądając do wnętrza uśpionych pokoi. Wstawał nowy słoneczny dzień. Pojedynczy snop światła przebił się przez koronę wysokiego drzewa i wpadł do jednego z pokoi prosto na twarz śpiącej dziewczyny. Jedna z jej powiek lekko drgnęła, jednak dziewczyna wciąż wydawała się wędrować po świecie sennych marzeń. Na jej ustach błąkał się lekki uśmiech.
Przewróciła się na plecy i otworzyła powoli oczy. Jednym ruchem ręki odgarnęła włosy z twarzy i uśmiechnęła się do siebie. Już chciała ponownie zasnąć, kiedy zorientowała się, co to za dzień. Zerwała się z łóżka i spojrzała na siebie. Wciąż była w dżinsach i bluzce, w których wczoraj odwiedziła Pokątną. Pobiegła do łazienki i przemyła twarz wodą. Ze szczoteczką w ustach pobiegła do swojego pokoju i zaczęła grzebać w szafie w poszukiwaniu stosownych na ten dzień ubrań, jednocześnie szczotkując wolną ręką zęby. Gdy wybrała już odpowiednie ubrania ułożyła je na łóżku i pobiegła z powrotem do łazienki, aby dokończyć toaletę. Gdy wróciła do swojej sypialni i spojrzała na otaczający ją bałagan mina jej zrzedła, jednak chcąc czy nie chcąc musiała to posprzątać. Czym prędzej ułożyła nowe książki na dnie kufra, dołożyła kilka zeszłorocznych, które również mogły jej się przydać, następnie zabrała się do pakowania ubrań. Dość szybko uporała się z wyborem potrzebnej garderoby, po czym sięgnęła jeszcze po pergaminy, atrament i pióro, i włożywszy je do małego woreczka położyła na ubraniach, modląc się w duchu, aby kolorowy płyn nie wylał się w czasie podróży. Zastanawiając się czy wzięła wszystkie rzeczy rozglądała się po pokoju. Zatrzasnęła wieko kufra, pościeliła łóżko, poukładała na biurku i z zadowoleniem spojrzała na pokój, który teraz ani trochę nie przypominał tego pobojowiska sprzed pół godziny. Zerknęła na zegarek i z przerażeniem stwierdziła, że jest za kwadrans dziesiąta. Chwyciła kufer i zbiegła do kuchni, gdzie ku jej zdziwieniu krzątała się Petunia w szlafroku.
- O, już nie śpisz? - Ruda spojrzała na nią zaskoczona.
- Trudno było spać przy hałasie jaki urządzałaś. - Petunia odwróciła się od niej i zalała wrzątkiem dzbanek z herbatą.
- Przepraszam. - Lily zmieszała się lekko.
- Chcesz śniadanie? - Petunia spojrzała na nią. Lily zrobiła zaskoczoną minę.
- Z chęcią - odpowiedziała w końcu.
- To siadaj - powiedziała dziewczyna i postawiła na stole dwa kubki z herbatą. Podeszła do kuchenki i wzięła dwa talerze z kanapkami po czym ustawiła je na stole. Lily zaskoczona patrzyła na siostrę, która usiadła naprzeciwko niej, unikając jej wzroku.
- Dzięki Petunio - powiedziała w końcu, upiwszy łyk herbaty i sięgając po kanapkę.
- Nie ma sprawy.
- Skąd ta nagła zmiana?
- Dzień dobroci dla zwierząt - zaśmiała się jej siostra.
- Dobre i to. - Lily posłała siostrze uśmiech. Przez chwilę jadły w ciszy onieśmielone. - Na Merlina, jak późno, muszę iść! - Lily zerwała się z krzesła. - Nie pojechałabyś ze mną? Na dworzec? - Petunia spojrzała na nią wilkiem.
- Nie, wolę się nie zbliżać do tych dziwaków - powiedziała w końcu. - Baw się dobrze w tej swojej szkole. Do zobaczenia w grudniu. - Popatrzyła na nią z jakimś dziwnym żalem wymieszanym ze złością, po czym wyszła z kuchni i wbiegła po schodach na piętro. Lily patrzyła za nią zdziwiona, lecz gdy jej spojrzenie padło na zegar wiszący na ścianie narzuciła płaszcz, wsadziła do ust resztę kanapki i wybiegła z domu, ciągnąc za sobą kufer. Machnęła różdżką i już po chwili stał przed nią ogromny autobus. Weszła do niego prędko.
- Dworzec King's Cross, tylko szybko - powiedziała od progu i zapłaciwszy należną sumę usiadła na jednym z krzeseł i złapała się mocno oparcia. Kątem oka dostrzegła kilku innych uczniów Hogwartu, którzy nerwowo zerkali na zegarki. Pojazd ruszył.



* * *



        Dwóch mężczyzn w ciemnych płaszczach przemykało się boczną ulicą przedmieść Londynu.
- To tutaj - szepnął jeden z nich. Stanęli przed starymi drewnianymi drzwiami. Wyższy z nich podszedł do nich ostrożnie i zapukał trzy razy. Drzwi otworzyły się bezszelestnie.
- Nareszcie jesteście - powiedział cichy głos. - Wykonaliście zadanie?
- My... Panie, niestety nie udało się nam. To zadanie o wiele bardziej skomplikowane, gdy ktoś próbuje dostać się tam z zewnątrz. Zamek jest dobrze chroniony.
- Jak to zbyt dobrze?! - powiedział głos opryskliwie. - Mieliście to zrobić! Ponoć nawet mieliście plan.
- My... panie, myślę, że będzie łatwiej zaangażować kogoś na miejscu. - Mężczyzna starał się przekonać osobę siedzącą w fotelu.
- Nie mamy tam nikogo. Nie mogę tyle czekać.
- Panie, najrozsądniej byłoby odczekać i zrobić to dobrze Nie zorientują się... - Mężczyzna drżał ze strachu.
- Zastanowię się - odpowiedział głos. - A teraz odejdźcie. Potrzebuję spokoju. - Mężczyźni skłonili się nisko i wycofali prędko z pokoju. Drzwi zamknęły się za nimi głucho.



* * *



Dwóch czarnowłosych chłopców stało przy barierce stanowiącej magiczne przejście na peron dziewięć i trzy czwarte. Po chwili dobiegła do nich starsza kobieta.
- Sprawujcie się chłopcy w szkole – powiedziała, ściskając ich kolejno. - Żadnych głupot. W tym roku nie chcę sów od profesor McGonagall ze skargami na was. - Pogroziła im palcem.
- Przecież pani nas zna, pani Potter. - Syriusz uśmiechnął się do kobiety.
- Jak moglibyśmy się zachowywać nieodpowiednio? Mamo? - James udał obrażonego, po chwili jednak roześmiał się.
- Właśnie dlatego, że was znam. - Zerknęła na zegarek. - Muszę iść i tak już jestem spóźniona do pracy. Piszcie do nas! I pamiętajcie o ostrożności - Uściskała ich ostatni raz, pomachała na pożegnanie i po chwili zniknęła z cichym trzaskiem. Chłopcy uśmiechnęli się do siebie i chwyciwszy kufry przeszli przez magiczną bramę do świata czarodziejów.

Weszli na peron i ich oczom ukazała się ogromna, lśniąca lokomotywa, z której komina buchały już kłęby dymu. Za nią ciągnął się sznur wagonów, w których już roiło się od uczniów, szukających wolnych przedziałów. James rozejrzał się w poszukiwaniu reszty huncwotów, gdy nagle, tuż przy lokomotywie dostrzegł Lily, która wodziła wzrokiem po tłumie, najprawdopodobniej w poszukiwaniu przyjaciółek. Ich spojrzenia spotkały się. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, jednak chłopak odwrócił wzrok, udając, że tego nie zauważył, starając się nie zwracać uwagi, na przyspieszone bicie serca.
- Patrz, Evans tam stoi. - Syriusz szturchnął go w ramię i wskazał w kierunku dziewczyny.
- Wiem, widziałem - odburknął James, nie patrząc we wskazanym przez przyjaciela kierunku. Black spojrzał na niego zaskoczony.


- Lily!
Evans odwróciła się w poszukiwaniu źródła głosu. Dostrzegła Dorcas, biegnącą ku niej z szerokim uśmiechem na twarzy. Uściskały się serdecznie.
- Ale się opaliłaś. Ładnie ci tak - powiedziała z podziwem Lily, patrząc z uśmiechem na przyjaciółkę.
- Dzięki. Smażyłam się na plaży dwa tygodnie, żeby tak wyglądać. - Dorcas uśmiechnęła się szeroko i mrugnęła do przyjaciółki. - A co tam u ciebie? Jak James? - Zmierzyła ją uważnym spojrzeniem.
- Chyba w końcu dał mi spokój. To znaczy... Od czasu tej rozmowy w parku. - Spojrzała na przyjaciółkę, która uśmiechnęła się przepraszająco. - Nie odzywa się do mnie. Ale mi to nie przeszkadza - powiedziała w końcu. Dorcas zaśmiała się.
- Widzisz, jednak na coś się przydała ta nasza intryga. W końcu masz spokój.
Podeszły do wejścia do wagonu i wspięły się po schodkach. Ruszyły korytarzem w poszukiwaniu wolnego przedziału. Po piętnastu minutach bezowocnych poszukiwań stanęły zrezygnowane przy oknie.
- Szukacie miejsca, dziewczyny? - Syriusz wychylił się ze swojego przedziału z szerokim uśmiechem na twarzy. - Jeżeli tak, to u nas są jeszcze dwa wolne miejsca, zapraszamy - powiedział i zniknął za drzwiami. Dziewczyny otworzyły drzwi i weszły do środka.
- Ann, Susan! - krzyknęła Dorcas, dostrzegłszy przyjaciółki siedzące obok Petera.
- Cześć wszystkim - powiedziała Lily i spojrzała na ostatnie wolne miejsce. Oczywiście dokładnie naprzeciwko Jamesa Pottera. Zrezygnowana spojrzała na Dorcas siedzącą między Ann i Susan. Wrzuciła kurtkę na górną półkę, po czym usiadła na swoim miejscu między Syriuszem i Remusem.
- I co powiesz, Evans? Dawno się nie widzieliśmy. - Syriusz mrugnął do niej porozumiewawczo. Lily roześmiała się na te słowa.
- Oj, bardzo dawno. - Dokładnie w tej samej chwili rozległ się gwizd i pociąg ruszył. Korytarz za drzwiami opustoszał.
- Lily. - Remus spojrzał na nią. - Mamy spotkanie prefektów.
- Faktycznie. - Wstała ze swojego miejsca i rzuciła zaciekawione spojrzenie na Jamesa, który zdawał się jej nie zauważać. Śmiał się z czegoś razem z Ann, Peterem i Dorcas.


Gdy wrócili z powrotem jakąś godzinę później Lily usiadła ciężko na swoim miejscu, wzdychając.
- Co jest? - spytał Black.
- Mijaliśmy po drodze przedział pierwszaków. Koszmar. Co tam się działo...
- Co takiego?
- Szkoda mówić. - odparł Remus. - To będzie ciężki rok - powiedział, a Evans pokiwała głową.
James zerknął na nią ukradkiem. Patrzył jak dziewczyna odgarnia z czoła kosmyk włosów.
- Kto gra w eksplodującego durnia? – zawołał w tym samym momencie Peter, wyciągając z plecaka karty.
- O, ja chętnie zagram. - Lily poderwała rękę w górę.
- Ja też.
- I ja.
- No to ja też.
I już po chwili Peter, Black i dziewczyny grali w najlepsze. Remus zajął się książką, a James, nie wiedząc co robić oparł głowę o szybę i obserwował mijający za oknem krajobraz. Zamknął oczy i pogrążył się w myślach. W końcu zasnął.
- James! Otwórz oczy! - usłyszał nagle.
- Lily - powiedział cicho.
- To nie Lily, to ja. Stary, wstawaj! Jesteśmy w Hogsmeade.
Szukający otworzył oczy i zobaczył śmiejącego się Syriusza. Byli sami w przedziale.
- A gdzie reszta?
- Już wyszli - powiedział Black, wciąż uśmiechając się szeroko. - Przeszło ci, tak? - spytał po chwili.
- Zamknij się - warknął chłopak i wyszedł z pociągu na mglistą stację Hogsmeade.



* * *


        Powozy toczyły się kamienistą ścieżką jeden za drugim, a siedzący w nich uczniowie z niecierpliwością wypatrywali przez okna świateł zamku. Pojazdy kolejno mijały ogromną bramę i wspinały się drogą ku wejściu do zamku. Lily wysiadła z powozu wraz z Ann, Dorcas i Susan i skierowała się w stronę szkoły. Weszła do sali i spojrzała na sufit, który dzisiaj przedstawiał idealnie czyste niebo z mnóstwem gwiazd. Usiadły przy stole Gryffindoru i spojrzały wyczekująco na dyrektora.
- Umieram z głodu – mruknęła niecierpliwie Dorcas.
- Nie ty jedna. - Ann z tęsknotą w oczach spojrzała na puste talerze.
- Można się dosiąść?
To Huncwoci przyszli i nie czekając na odpowiedź usiedli naprzeciwko dziewcząt. Syriusz uśmiechał się szeroko zerkając na Rogacza, który miał lekko nieobecny wyraz twarzy. Wtedy drzwi Wielkiej Sali otworzyły się i wkroczyła profesor McGonagall na czele grupy zdenerwowanych pierwszaków.
- Patrz Remus, to te dzieciaki z pociągu - mruknęła Lily, śledząc wzrokiem trzech chłopców, którzy mimo zarozumiałych uśmieszków wyglądali na lekko poddenerwowanych.
- Będą z nimi kłopoty. Patrz na ich miny, w ogóle się nie stresują.
- Albo tak dobrze udają. Niech się lepiej pilnują, bo nie będę zwlekała z daniem im szlabanu u Filcha.
- Evans, skąd ty się nagle taka wredna zrobiłaś? - zaśmiał się Black, który do tej pory tylko przysłuchiwał się rozmowie. Nie doczekał odpowiedzi.
Po chwili wszystkie głosy ucichły i rozpoczęła się ceremonia przydziału. Z niezadowoleniem nasi prefekci przyjęli wiadomość, że trójka rozrabiaków trafiła do Gryffindoru. Oznaczało to bowiem, że będą musieli się z nimi użerać w swoim czasie wolnym.
- Ekhm... - Rozległo się głośnie chrząknięcie i wszystkie spojrzenia skierowały się w stronę dyrektora, który powstał ze swego miejsca i patrzył z uśmiechem na zgromadzonych w sali uczniów. - Moi drodzy - zaczął wzniosłym tonem. - Witam was serdecznie w tym nowym roku szkolnym. Liczę, że pierwszoroczni szybko zaaklimatyzują się w szkole. - Spojrzał z uśmiechem na wystraszonych pierwszoklasistów. - Wiem, że umieracie z głodu, więc nie będę was męczył długą przemową. Pozostaje mi tylko życzyć wam smacznego! - powiedział z uśmiechem i usiadł na swoim krześle przy wtórze głośnych oklasków. Po chwili złote półmiski napełniły się jedzeniem, a wszyscy całkowicie zajęli się kolacją.


Gdy ostatnie okruszki deserów zniknęły z talerzy i nawet największe łakomczuchy zaspokoiły swój głód, dyrektor ponownie powstał z krzesła i omiótł salę spojrzeniem, w którym migały figlarne ogniki.
- Skoro wszyscy już się najedli i napili. - Tu zerknął między innymi na huncwotów, którzy w czasie uczty zjedli tyle, że można było odnieść wrażenie, iż przez tydzień nic nie mieli w ustach. - Myślę, że możemy przejść do ważniejszych spraw. Po pierwsze chciałbym poinformować pierwszorocznych oraz kilku starszych uczniów... - Jego wzrok znów spoczął na huncwotach, a na ustach pojawił się lekki uśmiech. Chłopcy wyszczerzyli zęby w szerokich uśmiechach. - Że wstęp do Zakazanego Lasu jest surowo zabroniony. Po drugie, pan woźny przypomina, że używanie większości magicznych gadżetów ze sklepu Zonka, jest zabronione. Wgląd do listy przedmiotów zakazanych w jego gabinecie. W tym roku lista poszerzyła się o cukierki powodujące czkawkę. Po zeszłorocznym kawale nieznanych sprawców... - Huncwoci wymienili porozumiewawcze uśmiechy pod bacznym spojrzeniem dyrektora, który zdaje się doskonale wiedział kto stał za kawałem. -... i epidemii czkawki podczas końcoworocznej uczty, przypominam, że dotknęła ona nawet nauczycieli – dodał, próbując zachować poważny wyraz twarzy, jednak kilku uczniów parsknęło śmiechem, przypominając sobie atak czkawki profesor McGonagall. Tak ostry, że Slughorn musiał iść po specjalne antidotum do swojego gabinetu. Nauczycielka spojrzała z wyrzutem na dyrektora, który niezrażony mówił dalej. - Grono pedagogiczne uznało, że mogą być one niebezpieczne. Po trzecie... - Jego wzrok padł na kilku uczniów, którzy ziewali szeroko, kilku położyło głowy na stołach. - Życzę wam dobrej nocy, ponieważ widzę, że wielu z was już zasypia, a przecież jutro zaczyna się nauka! - zakończył z uśmiechem po czym ruszył w kierunku wyjścia z sali.


        Lily podniosła się ze swojego miejsca i rozejrzała dokoła, szukając wzrokiem pierwszoroczniaków. Dostrzegła przy drzwiach wystraszoną grupę młodych Gryfonów i podeszła do nich, uśmiechając się lekko. Z niezadowoleniem zauważyła trzech chłopców, którzy z bezczelnymi uśmiechami na twarzach przyglądali jej się uważnie.
- Witajcie, nazywam się Lily Evans i jestem prefektem. Proszę za mną, zaprowadzę was do waszego domu - powiedziała z uśmiechem i wyprowadziła ich przez drzwi do sali wejściowej.
- Niemożliwe, że my też byliśmy tacy mali. Jakoś sobie tego nie wyobrażam - zaśmiał się Syriusz, obserwując oddalających się pierwszorocznych.
- Zdziwiłbyś się.. - parsknęła Dorcas. - Przy okazji mogę ci pokazać kilka zdjęć z pierwszej klasy - dodała z szerokim uśmiechem.
- Na przykład twój pierwszy trening Quidditcha - zaśmiała się Ann. Susan, Remus, James i Peter parsknęli śmiechem, a Black zaczerwienił się lekko.
- Nie mówcie, że macie to zdjęcie - powiedział w końcu, siląc się na uśmiech.
- A jakże, jasne, że mamy.
- Nie wiem, co was tak śmieszy - zerknął na śmiejących się huncwotów. - To wtedy wcale nie było śmieszne! - zaperzył się. James wybuchnął niepohamowanym śmiechem. - Trawojadzie, ty się nie śmiej, bo jak ja pokażę kilka zdjęć, gdzie Ruda miesza cię z błotem to nie będzie ci już tak wesoło - powiedział w końcu. James od razu przestał się śmiać i spojrzał na Blacka wrogo.
- Oj Syriusz, naucz się z siebie śmiać - próbowała załagodzić sytuację Dorcas, widząc jak chłopcy mierzą się wrogimi spojrzeniami. - Przecież żartujemy!
- Oczywiście - mruknął chłopak.
- No to co, idziemy do Pokoju Wspólnego? Ciekaw jestem jak tam Lily radzi sobie z pierwszakami - Remus spojrzał na przyjaciół i na wciąż dąsającego się Syriusza.
- dziemy. - Ann spojrzała na Blacka. - No Syriuszu, nie dąsaj się już. To tylko żarty, ile razy ty z kogoś żartujesz. A poza tym to zdjęcie jak wtedy...
- No dobra, okay - przerwał jej Łapa, nie chcąc, żeby opowiadała na głos tamte wydarzenia. Uśmiechnął się szeroko. - To co, ścigamy się do wieży? Kto ostatni pod portretem ten gacie Smarka! - zawołał ze śmiechem i wybiegł z sali. Reszta przyjaciół rzuciła się za nim w pogoń, śmiejąc się przy tym głośno. Przy stole pozostał tylko zamyślony James. Po chwili wstał i skierował się do wyjścia z sali, skąd po chwili namysłu ruszył w kierunku wyjścia na błonia. Drzwi zaskrzypiały i zamknęły się za nim głucho. Zszedł po schodach całkowicie otulony mrokiem i ruszył w stronę mieniącej się światłem gwiazd tafli jeziora.


* * *



- Nazywasz się Lily, tak? - mała dziewczynka podeszła do Rudej i spojrzała na nią nieśmiało.
- Tak – odparła dziewczyna, uśmiechając się do niej. - A ty jak masz na imię?
Szli schodami kierując się na siódme piętro. Pierwszoroczni zaskoczeni patrzyli na żywe portrety wiszące na ścianach.
- Lizzy - odparła dziewczynka. Miała krótkie brązowe włosy spięte w dwa wdzięczne kucyki, śliczne szare oczy i miły uśmiech. - Wiesz, że jesteś bardzo ładna? - spytała po chwili. Lily zaśmiała się i spojrzała na swoją małą rozmówczynię.
- Dziękuję. Ty też jesteś bardzo ładna. Będziesz miała wielbicieli w Hogwarcie, zobaczysz. - Spojrzała na nią przyjaźnie.
- Nie chcę mieć wielbicieli. Chłopcy są zazwyczaj niemili. - Dziewczynka przybrała zawzięty wyraz twarzy.
- Na początku tak, ale za rok albo dwa zacznie się to zmieniać. - Uśmiechnęła się lekko. Nie wiedząc czemu, ale pomyślała teraz o Jamesie. Pamiętała ich pierwszy dzień w Hogwarcie.
- Hasło? - wyrwało ją z zamyślenia pytanie Grubej Damy.
- Och, tak chwileczkę. - Odwróciła się w stronę pierwszorocznych. - Uwaga, to jest wejście do naszego Pokoju Wspólnego - powiedziała. - Gruba Dama strzeże, żeby do wieży nie wszedł nikt niepowołany. Co jakiś czas hasło jest zmieniane, będę was o nich informować. - Spojrzała na nich. Coś jej wyraźnie nie pasowało... - Hasło to "Miodowe Królestwo".
- Dokładnie - powiedziała Gruba Dama, otworzywszy przejście. Ruda przyglądała się uważnie pierwszorocznym, próbując stwierdzić co jest nie tak.
- Zaraz, zaraz... Gdzie jest tych trzech chłopców, którzy się tak wygłupiali? - Spojrzała pytająco na pierwszaków. Już wiedziała co jej nie pasowało. Chłopców nie było.
- Szli za nami. - Chłopiec z blond włosami obejrzał się za siebie. - Ale już ich nie ma - dodał po chwili i zerknął na panią prefekt, która miała przerażoną minę.
- Świetnie. Dobrze, wchodźcie szybko do pokoju, wskażę wam wasze dormitoria i pójdę ich szukać - powiedziała za zrezygnowaną miną. - Więc tak, chłopcy na prawo, dziewczęta na lewo. W pokoju wspólnym spędzamy czas wolny, odrabiamy lekcje... Śniadanie od siódmej trzydzieści. Dobrej nocy. - wyszła z pokoju przez dziurę pod portretem i oparła się zrezygnowana o ścianę. Jeżeli chłopców złapie Filch nie tylko oni będą mieli kłopoty. Z pewnością McGonagall będzie jej miała za złe to, że nie przypilnowała pierwszaków.
- Jakiś problem, młoda damo? - rozległ się głośny szczęk żelaza, a na sąsiednim obrazie pojawił się rycerz w lśniącej zbroi ze swoim nakrapianym kucem u boku.
- Sir Cadogan! Och, może pan mi pomoże. Zgubiłam trzech chłopców. Muszę ich odnaleźć, a nie mam pojęcia gdzie oni są. Mógłby mi pan pomóc?
- Poszukiwania? Pomoc damie w opałach? Sir Cadogan zawsze do usług! Jak wyglądają zagubieni? - rycerz wyprężył się dumnie i spojrzał uważnie na Rudą.
- A więc tak, są... niskiego wzrostu i... - Jej uszu dobiegł nagły hałas. Ktoś biegł w jej stronę. Odwróciła głowę z nadzieją, że zobaczy rozrabiaków, gdy jej oczom ukazał się Syriusz, a za nim reszta towarzystwa.
- Lily, co ty tu robisz? Czemu nie jesteś w pokoju? - spytał zziajany Remus. Obok Black oparł się o ścianę, próbując złapać oddech.
- Ja... A co wyście tak biegli? Wyścigi jakieś czy co? - spytała patrząc ze zdziwieniem na przyjaciół i na nadbiegające Dorcas, Ann i Susan. Tuż za nimi dreptał Peter.
- Żebyś wiedziała. - odparł Syriusz z uśmiechem. - Spalamy kolację.
- To super. Może będziecie spalać kolację dalej, pomagając mi w poszukiwaniu zaginionych pierwszoroczniaków?
- Jakich zaginionych pierwszoroczniaków? - Remus rzucił jej zaskoczone spojrzenie.
- No bo widzisz... Uciekli mi gdzieś po drodze. Zorientowałam się dopiero pod portretem - powiedziała z bezradną miną. - A jak ich ktoś złapie to mnie też się dostanie. Musimy ich znaleźć nim zrobi to Filch!
- Pani, ci chuderlacy nie są nam potrzebni! - krzyknął Sir Cadogan, patrząc z pogardą na spoconych huncwotów.
- Och, zamknij się Cadogan. Tą swoją cyrkową zbroją tyle hałasu narobisz, że pół zamku postawisz na nogi. - Syriusz spojrzał na niego ze złością.
- Wypraszam sobie! Żadna cyrkowa zbroja! Nie mów do mnie takim tonem, psie, bo inaczej...
- Co mi zrobisz? Będziesz się szamotał na tym swoim płótnie? A rób co chcesz, mnie nic nie zrobisz - zaśmiał się Black.
- Łapo, uspokój się - powiedział Remus ostro. - Nie możemy się teraz kłócić, trzeba ich szybko odnaleźć. Wiesz co będzie jak ich Filch znajdzie przed nami?
- Jasne, strata punktów - mruknął Syriusz.
- Wybaczcie, ale my wam nie pomożemy. - Susan, Ann i Dorcas spojrzały na nich. - Mamy dość. Poza tym im was mniej tym większe szanse, że was nie złapią - dodała Dor.
- Jasne. - Lily spojrzała na nie. - Lepiej zobaczcie jak sobie radzi reszta pierwszorocznych. W sumie wskazałam im tylko dormitoria, nawet ich nie postraszyłam jak co roku... A ktoś to musi przecież zrobić - zakończyła z uśmiechem. Dziewczyny roześmiały się.
- Nie martw się, już my się nimi zajmiemy. - Ann uśmiechnęła się diabelsko.
- Powodzenia, uważajcie na siebie - zawołały i zniknęły w dziurze pod portretem. Reszta przyjaciół spojrzała po sobie.
- No to, gdzie ich szukać? Zamek jest ogromny. W nocy nawet ja się w nim gubię, co dopiero pierwszacy. - Lily spojrzała na huncwotów bezradnie.
- Nie martw się. Peter, skoczysz po mapę do dormitorium? - Black spojrzał na Pettigrew.
- Jaką mapę? - zdziwiła się Ruda, gdy chłopak zniknął w przejściu do pokoju wspólnego.
- Zobaczysz. - Huncwoci uśmiechnęli się tajemniczo.
- A gdzie jest Rogacz? Przydałby się nam... - Black rozejrzał się. Dopiero teraz zauważył, że Jamesa nie ma wśród nich.
- Już jestem. - Peter pojawił się znów na korytarzu niosąc w ręce zwitek pergaminu. - Syriuszu, nie obraźcie się, ale ja idę spać. Jestem wykończony. Zresztą i tak pewnie narobiłbym tylko hałasu - powiedział przepraszającym tonem.
- Jasne - mruknął Syriusz, przyglądając się pergaminowi.
- Co to jest? - Ruda zerknęła mu przez ramię.
- Patrz i ucz się. - zaśmiał się Black. - Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego - powiedział i stuknął różdżką w pergamin. Na pożółkłym papierze pojawiły się linie, układające się powoli w...
- To mapa Hogwartu! - zawołała Ruda, przejętym głosem. - Ale... Czy to wy..
- Tak, my ją stworzyliśmy - powiedział dumnie Lupin.
- Patrzcie, to my! Ale jak to możliwe? - wskazała palcem na trzy kropki stojące na korytarzu na siódmym piętrze opatrzone ich nazwiskami. Spojrzała na nich zdezorientowana. - Więc ta mapa...
- Pokazuje każdego...
- Gdzie jest...
- Co robi. - Black i Remus wyszczerzyli zęby w uśmiechach. Z ich oczu biła duma.
- Łał! Super. - Lily spojrzała na nich z podziwem. - Nie sądziłam, że... ja nie dałabym rady zrobić czegoś takiego!
Syriusz zaśmiał się.
- Dzięki Lily. Ale teraz do rzeczy. Patrz to chyba oni... - Remus wskazał na trzy kropki znajdujące się na czwartym piętrze.
- Idziemy! Kierunek, czwarte piętro! - zawołał Syriusz i ruszył przed siebie. Ostrożnie, po cichu, żeby nikt ich nie usłyszał zagłębili się w ciemne korytarze.




* * *




        Tafla jeziora zafalowała lekko. Niewielki kamień odbił się od niej kilka razy i zatonął. Czarnowłosy chłopak stał z rękoma w kieszeniach i przyglądał się księżycowi. Od strony Zakazanego Lasu zawiał zimny, przyprawiający o dreszcz wiatr. Chłopak wzdrygnął się lekko i spojrzał w kierunku zamku. Jego liczne światła były już zgaszone, jednak w wieży Gryffindoru wciąż było jasno. Chłopak policzył prędko okna i spojrzał na dormitorium dziewcząt z szóstego roku. Było to jedno z nielicznych okien, gdzie było już ciemno. Wyobraził sobie rudowłosą dziewczynę, śpiącą smacznie w swoim łóżku. Uśmiechnął się lekko.
- Dobranoc, Lily - szepnął i ruszył w stronę zamku.
Nawet nie podejrzewał, że jego ukochana grasuje po zamku wraz z dwójką jego najlepszych przyjaciół.


* * *


- Którędy idziemy, Łapo? - szepnął Remus do przyjaciela. Ruda podążała za nimi niepewnie. Zamek w nocy przerażał ją. Każdy cień zdawał się być cieniem czającego się w ciemności Filcha i mimo przekonań Blacka, że widzą na mapie położenie woźnego i każdej innej osoby, czuła, że ktoś ją obserwuje.
- Na piątym piętrze jest Filch. A na szóstym ta jego kotka, którą sobie sprowadził pod koniec zeszłego roku... - powiedział stukając palcem w mapę. - Będziemy musieli iść tym przejściem w obrazie Gryzeldy Skośnookiej. Filch o nim nie wie, więc będziemy bezpieczni - szepnął.
- Skąd znacie tak dobrze zamek? - Ruda spojrzała na nich zaskoczona. - Te wszystkie przejścia, zakamarki?
- Przecież jesteśmy tu już szósty rok! Zdążyliśmy go dobrze poznać. - Syriusz posłał jej szeroki uśmiech.
- Też tu jestem szósty rok, a nie znam go w połowie tak dobrze jak wy.
- Ale ty nie włóczysz się po nocach - powiedział Remus ze śmiechem.
- I w tym tkwi chyba mój błąd - zaśmiała się Lily.
- To tu... - szepnął Syriusz. Podszedł do obrazu, który rzeczywiście przedstawiał skośnooką czarownicę. Przyjrzał mu się uważnie po czym dotknął jednego z piór przy jej kapeluszu, które zakołysało się lekko. Obraz odsunął się, ukazując wejście do ciemnego tunelu.
- Szybko, Filch tu idzie - powiedział Remus wchodząc prędko i ciągnąc za sobą zdezorientowaną Evans. Black skoczył za nim po czym prędko zamknął przejście. Kilka sekund później zza zakrętu wyszedł woźny, trzymający w ręku oliwną lampę. Rozglądał się czujnie dookoła. Wyraźnie słyszał czyjeś głosy...

Krztusząc się ze śmiechu biegli schodami w ciemnym korytarzu, oświetlonym tylko blaskiem ich różdżek.
- Wychodzimy - szepnął Black i przystanął. Pchnął kawałek ściany, który w rzeczywistości okazał się tylną stroną obrazu i otwarł przejście na czwarte piętro. - Póki co mamy spokój. Filch i jego kotka patrolują szóste piętro, będziemy widzieć jeśli będą się zbliżać - dodał po chwili.
- Świetnie. No to gdzie są nasi pierwszacy? - spytał Remus.
- Powinni być za następnym zakrętem tego korytarza, przy posągu Emilii z Widerstock.


Szli ostrożnie ciemnym korytarzem, wytężając wzrok i oczekując najmniejszego ruchu trzech rozrabiaków.
- Nigdy nas tu nie znajdą - doszedł ich cichy szept.
- Niech ta ruda się teraz głowi, gdzie możemy być. Myśli, że jest tym całym pre-coś-tam i już może nami rządzić... - dodał inny głos. Usłyszeli cichy śmiech pozostałych chłopców.
- A... nie przyszło wam do głowy, że nawet nie wiemy, gdzie jest nasz pokój wspólny? I hasła nie znamy - powiedział trzeci, lekko wystraszony głos.
- Rick, chyba się nie boisz - zaśmiał się kpiąco jeden z chłopców.
- Nie, jasne, że nie! Ale... Brat mi opowiadał, że tu w nocy straszy i... - urwał wystraszony słysząc cichy świst. Nagły powiew zimnego powietrza owiał ich karki, a z ciemności dobiegł cichy, złowrogi śmiech.
- Kogo my tu mamy... proszę, proszę, pierwszaki - powiedział Syriusz stojąc tak, żeby nie było go widać. Zaszli chłopców od tyłu i schowali się w mroku.
- K-k-kto tu jest? - spytał jeden z chłopców patrząc z przerażeniem w stronę Syriusza, który uśmiechał się kpiąco. Remus i Ruda całą siłą woli próbowali się nie śmiać z przerażonych min chłopców.
- Przyszedłem po was... - Black zaśmiał się upiornie grubym głosem. - Ścigam wszystkich tych, którzy włóczą się nocą po zamku - dodał złowieszczo. Chłopcy spojrzeli po sobie przerażeni.
- Ale, ale... My nie chcieliśmy. Nie rób nam krzywdy - powiedział płaczliwym tonem chłopiec, który naśmiewał się z Ricka.
- No nie wiem, nie wiem... Napędziliście niezłego stracha pani prefekt, która szuka was po całym zamku wraz ze swoimi przyjaciółmi. Nie wiem czy mogę wam to darować - powiedział wrogo.
- P-p-prosimy. Nigdy więcej się to nie powtórzy! - powiedział chłopiec o mysich włosach. W jego oczach lśniły łzy. Wszyscy trzej przerażeni wytężali wzrok, próbując dojrzeć zjawę.
- Mam nadzieję... - szepnął Black. - A teraz jazda stąd, idźcie piętro niżej, coś mi mówi, że tam spotkacie panią prefekt. I przeproście ją... bo jak nie... Odnajdę was, a wtedy już nie będę taki miły jak dzisiaj - zakończył złowieszczo i zamilkł.
- Wiejemy - syknął jeden z chłopców i wszyscy trzej pędem puścili się w przeciwnym kierunku. Gdy ich kroki ucichły trójka przyjaciół wybuchła głośnym śmiechem.
- Cicho, bo nas Filch usłyszy – powiedział w końcu Remus z uśmiechem na twarzy.
- To było genialne, Syriuszu. To ich chyba oduczy włóczenia się po nocy - powiedziała Lily, patrząc z uznaniem na przyjaciela. Na jej ustach widniał szeroki uśmiech.
- Ach, rozmawiasz z mistrzem w straszeniu małolatów. – Syriusz i zaśmiał się cicho. - A teraz pędem na dół, Filch zmierza na trzecie piętro, więc musimy się spieszyć.
Pobiegli korytarzem do najbliższych schodów i zbiegli po cichu na dół.
- Nie wiem, gdzie oni mogą być - powiedziała Ruda zmartwionym głosem, tak żeby trójka łobuzów dobrze ją słyszała. Remus uśmiechnął się do niej i wskazał ręką na wnękę po prawej stronie.
- Sprawdźmy tam. Lepiej, żeby ich Filch nie złapał przed nami, albo co gorsza ten nocny upiór... - powiedział ze strachem w głosie, jednak na jego ustach wciąż błąkał się lekki uśmiech.
- My... tu jesteśmy - chłopiec o mysich włosach wychylił się zza rogu. Za nim wyszli jego kompani.
- No w końcu. Już myślałam, że was nie znajdę. Co to za wybryki, uciekać w pierwszy dzień i to w dodatku w nocy, gdy... Ne jest bezpiecznie - zakończyła cicho rozglądając się z przestrachem dokoła. Zmierzyła ich ostrym spojrzeniem.
- Przepraszamy. Zgubiliśmy się. To się więcej nie powtórzy - powiedział Rick i spojrzał na nią przepraszająco. Pozostałych dwóch chłopców spoglądało na boki z przestrachem, szukając najmniejszych oznak, że tajemnicza zjawa znów się pojawi.
- Nie ma co teraz gadać, porozmawiamy sobie w pokoju wspólnym. Teraz szybko, Filch nie może nas złapać - powiedział Remus, oglądając się za siebie.
- Filch? - spytał jeden z chłopców.
- Szkolny woźny. Lepiej go unikać. Tędy - szepnął Syriusz i poprowadził ich bocznym przejściem do ukrytych schodów. - Uwaga na siódmy stopień, to pułapka - powiedział, lecz po chwili dobiegł go jęk bólu. - Mówiłem przecież. - Odwrócił się i zobaczył chłopca o mysich włosach, który siłował się ze stopniem.
- Szybko mały, nie ma czasu. Filch zaraz tu będzie. - Remus pomógł mu wyciągnąć stopę.
- Dzięki, i na imię mam Jack - powiedział chłopiec i ruszył za resztą. Wspięli się po schodach i przystanęli nasłuchując. Usłyszeli jak ktoś wspina się powoli po schodach, mamrocząc coś do siebie.
- Szybko, tędy - szepnął Syriusz i ruszył w stronę obrazu Gryzeldy Skośnookiej. Mały Rick szedł nie patrząc się przed siebie. Oglądał się ze strachem i nim zauważył wpadł na starą, zardzewiałą zbroję. Rozległ się głośny huk. Black obejrzał się za siebie i dostrzegł chłopca podnoszącego się niezdarnie z podłogi. Usłyszeli jak ktoś nadbiega sąsiednim korytarzem. Syriusz podniósł chłopca z podłogi.
- Biegnijcie! - ryknął i rzucił się przed siebie. Pierwszy dopadł do obrazu i czym prędzej go otworzył. Ruda szybko wskoczyła do przejścia, za nią trzech chłopców, potem Remus, a na końcu Syriusz, który czym prędzej zamknął przejście. Obraz zatrzasnął się z hukiem, a zza zakrętu wypadł zziajany Filch.
- No, kochaniutka, już nam nie uciekną - mruknął do swojej kotki, która szła u jego boku. - Zaraz ich dopadniemy. Nie ujdzie im to na sucho...

Oparli się o ścianę tunelu.
- Lumos - mruknęła Ruda, a jej różdżka zalśniła blaskiem. - Co teraz? - spojrzała bezradnie na Blacka i Lupina, którzy uważnie studiowali mapę. W rogu dostrzegła trzech chłopców, siedzących bez ruchu na ziemi. Wyglądali na przerażonych...
- Jest na czwartym piętrze - mruknął Syriusz, tak żeby pierwszoroczni go nie usłyszeli.
- Jeśli wyjdziemy na piątym, i przejdziemy przez zasłonę od razu będziemy na szóstym. Potem tylko schody i jesteśmy u Grubej Damy... - Remus wskazał przejścia na mapie.
- A Filch na pewno nas nie złapie? - Lily rzuciła im uważne spojrzenie.
- Nie powinien. Tylko musimy być cicho - szepnął Syriusz i zerknął na trzech chłopców, patrzących na nich spode łba. - Wstawać maluchy, nie ma czasu do stracenia.
- Nie jesteśmy maluchami - zaperzył się brunet.
- Jasne, smarkaczu.
- Nie mów tak do mnie. - Maluch rzucił mu wrogie spojrzenie.
- Spokój. Nie kłóćcie się - zawołała Ruda. - Jak masz na imię? - spojrzała na chłopca.
- Roger - mruknął chłopiec.
- Tak więc, Roger. A także Jack i Rick, o ile się nie mylę... Teraz musicie być cicho. Filch nie może nas złapać, bo będziemy mieli kłopoty. Więc z łaski swojej patrzcie jak idziecie. Jeżeli się sprężymy, za dziesięć minut będziemy w pokoju wspólnym - powiedziała, patrząc na nich uważnie. - Obiecujecie, że będziecie cicho?
- Tak.
- A wy? - spojrzała na Syriusza i Remusa.
- Lily... przestań. - Black parsknął śmiechem.
- Spytałam czy będziecie cicho - powtórzyła groźnie. Pierwszoroczni parsknęli śmiechem na widok zaskoczonej miny Syriusza.
- Tak jest, pani prefekt - odpowiedzieli cicho i bez słowa ruszyli po schodach do góry.




* * *



- Co robicie tu o tak późnej porze? - spytała naburmuszona Gruba Dama, spoglądając na nich z wyrzutem.
- Przepraszamy. - Ruda uśmiechnęła się lekko. - Miodowe Królestwo.
- Tak, tak... - Portret odsunął się, ukazując wejście do pokoju wspólnego.
Huncwoci przepuścili pierwszaków przodem, po czym również weszli do pokoju.
- Więc wasze sypialnie są na prawo. Śniadanie od siódmej trzydzieści i... ee... Zachowujcie się dobrze, bo zarobicie szlaban - powiedziała do trzech chłopców rozglądających się po pomieszczeniu. Ruszyli w kierunku schodów i po chwili zniknęli w mroku.
- Możemy się już odzywać? - spytał Syriusz z ironią.
- Co, ach. Jasne, że możecie.
- Dzięki. - Huncwoci usiedli na fotelach naprzeciwko kominka, w którym ciągle płonął niewielki ogień. Ruda spojrzała na nich z podniesionymi do góry brwiami.

- To ja idę spać. Dzięki za pomoc. - Uśmiechnęła się do nich. - Dobrej nocy, nie siedźcie za długo. - Ruszyła w stronę klatki schodowej prowadzącej do sypialni dziewcząt, gdy dziura pod portretem otworzyła się i wszedł James. Jego spojrzenie padło na Lily, brwi uniosły się wysoko w wyrazie zdumienia. Dziewczyna obrzuciła go niemiłym spojrzeniem i z wysoko uniesioną głową ruszyła w górę schodów. Chłopak patrzył za nią dopóki nie zniknęła, nawet nie zdając sobie sprawy, że jest obserwowany. Westchnął i skierował się w stronę dormitorium. Otworzył drzwi i nawet nie zerkając na sąsiednie łóżka, rzucił się w swoją pościel niezadowolony. Nic nie układało się po jego myśli.



2 komentarze:

  1. Fajny rozdział, ale Syriusz zawsze był hmm...bardziej śmiały i wg. Notka i tak jest super <3

    Mrs. Black

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wyszło nam mieć drugiego syna? xD
    Taka beka xD

    bonnie-karaye.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Użytkowników bez konta Google proszę o wybór z listy "komentarz jako" pola "Nazwa/Adres URL" i w polu nazwa podanie nicka. Jest łatwiej, gdy wiadomo, kto jest kim.