BLOG ZAWIESZONY: Więcej informacji w Proroku

26 czerwca 2009

Rozdział 24: Obiliviate!

          Wątpliwości w końcu się pojawiły. Odmowa przyjazdu, zaadresowana oczywiście do jego matki, zasmuciła go. Święta minęły, sylwester zbliżał się wielkimi krokami, a potem, tak, potem w końcu ją zobaczy. Nie sądził, żeby chciała widzieć się z nim wcześniej – wolał dać jej trochę czasu do namysłu. Jednak niepewność zdawała się zjadać go od środka.
Jak zareaguje? Obrazi się? A może nareszcie... Dlaczego zawsze musiał przy niej robić z siebie takiego błazna? Gdy w końcu udało mu się coś naprawić, zwrócić ku lepszemu, musiał się pospieszyć – jak zwykle. Nie wiedział co o tym wszystkim myśleć.
Jedyne co w ostatnich dniach go ucieszyło, to rozejm z wujem Harrym. Wyjaśnili sobie wszystko i okazało się, że wuj… Był całkiem w porządku. Po oschłym i chłodnym mężczyźnie sprzed kilku dni nie było śladu. Miał nadzieję, że tak już zostanie.
Westchnął, podnosząc głowę z poduszki. Słońce za oknem powoli chyliło się ku zachodowi. Poprawił okulary, które przekrzywiły mu się na nosie i zmierzwił włosy. Czas powrócić do świata żywych. Wyszedł na klatkę schodową i zszedł do salonu, prowadzony głośnym śmiechem i gwarem radosnej rozmowy.
- James! – Harry uśmiechnął się, zauważając go w drzwiach z lekko zdziwioną miną.
- Od kiedy w naszym domu uprawia się hazard… I nic mi się o tym nie mówi? – spytał, spoglądając z rozbawieniem na zgromadzoną wokół stołu rodzinę. Syriusz uśmiechnął się do niego zawadiacko, znad kart trzymanych w dłoni. Jeden ze skrzatów domowych ubrany w poszewkę z wielkim P wyszytym złotą nicią krążył wokół stołu, trzymając nad głową tacę z przekąskami. Przy okazji ciekawie zerkał w karty i dawał delikatne znaki Fleamontowi, który z uśmiechem przekładał karty w dłoni.
- Wuj nalegał. Pas – westchnęła pani Potter, kładąc karty na stole. – Chyba nigdy nic z wami nie wygram.
- Podbijam – Harry podsunął kolejne żetony na środek stołu.
- Pas – westchnął ciężko pan Potter, odkładając swoje karty. Skinął na skrzata, który zrezygnowany ruszył w stronę kuchni. Syriusz i Harry mierzyli się wzrokiem. James obserwował ich z uśmiechem, siadając obok matki.
- Długo już gracie? – spytał konspiracyjnym szeptem.
- Chwilę. Spałeś? – Euphemia patrzyła z uśmiechem na Harry'ego i Syriusza, podbijających stawki.
- Tak jakby.
- Pas – westchnął w końcu Syriusz. Harry uśmiechnął się tryumfalnie, zgarniając żetony do siebie. – Pokaże pan, jakie miał karty?
Starszy mężczyzna tylko uśmiechnął się lekko, zabierając się do tasowania kart. Black pokręcił głową.
- Przyłączysz się, James?
- Jasne. – młody Potter zatarł ręce. – Rozdawaj.




* * *


          Nowy rok. Ten dzień, jeśli pogoda sprzyja, najlepiej jest spędzić na spacerze. A nuż coś się zmieniło przez tę jedną noc?
Syriusz i James zwlekli się z łóżek wyjątkowo późno. Nie zwlekając postanowili wyjść na spacer. Świeży śnieg spadł, co zapowiadało dobre warunki do porządnej bitwy na śnieżki. Dlatego zaraz po śniadaniu obaj zarzucili na siebie kurtki, ubrali ciepłe czapki i szaliki i wyszli na dwór, by nacieszyć się piękną, zimową pogodą.
Oczywiście już w parku po kilku zaledwie minutach zabawy na śniegu byli całkiem przemoczeni, ale komu by to przeszkadzało? Po chwili wciągnęli do zabawy grupę młodszych dzieci, które z radością obrzucały śniegiem starszych chłopaków. Mała dziewczynka w różowej kurtce zapiszczała radośnie, gdy Syriusz chwycił ją pod pachy i zakręcił dokoła, wzbijając wokół tumany śniegu.
- Dobra, wystarczy tej zabawy, maluchy. – Zawołali po jakimś czasie zdyszani. James oparł się o Syriusza, próbując złapać oddech. Obaj mieli zarumienione policzki i błyszczące radośnie oczy. Gdy w końcu udało im się odgonić od grupy maluchów ruszyli powoli w powrotną drogę do domu.
- Dawno się tak dobrze nie bawiłem – zaśmiał się Syriusz. James potaknął mu radośnie.
- Trzeba by w szkole zorganizować coś podobnego – dodał po chwili, na co Syriusz zareagował gromkim śmiechem.
Tak jak w zeszłym roku. – Zaśmiał się. Nagle zamilkł ze wzrokiem utkwionym w przeciwnej stronie ulicy. - Patrz, jakie cudeńko – powiedział, rozmarzonym głosem. James podążył za jego zachwyconym spojrzeniem i uśmiechnął się mimowolnie. Pod niewielką knajpą wśród zasp śnieżnych stał błyszczący stalą motor. – Toż to Duo Glide*. – Orzekł po chwili zachwycony Syriusz. – Oddałbym wszystko za takiego. – Potter przewrócił oczami. Nie miał takiego bzika na punkcie tych mugolskich pojazdów, jak jego przyjaciel.
Może dlatego, że nigdy na nich nie jeździł? Koniecznie musiał kiedyś spróbować.




* * *

James wsiadł do pociągu, ciągnąc za sobą kufer. Zmierzwił włosy i poczuł jak coś ściska go w żołądku. Denerwował się. Spotkanie z Lily zbliżało się nieuchronnie, a on nie wiedział co ma jej powiedzieć. Udawać, że nic się nie stało? Nie, tego nie chciał. Traktować ją jak zawsze? Nie był pewien, czy ona tego chciała.
- James, rusz się wreszcie. – Syriusz wszedł za nim do wagonu. Potter wziął głęboki oddech i ruszył na poszukiwanie wolnego przedziału.



*


- Lily, wszystko w porządku? – Dorcas spojrzała na Lily uważnie. Jej przyjaciółka była dzisiaj wyjątkowo cicha i jakby nieobecna. W jej oczach czaił się smutek, ale pokiwała głową, siląc się na uśmiech.
- Tak, tak. Nie wyspałam się, to wszystko.
Dorcas kiwnęła głową niepewna czy przyjaciółka mówi prawdę, czy coś przed nią ukrywa. Wyjrzała przez szybę w drzwiach, szukając wzrokiem znajomych twarzy.
- Ann, Susan, tutaj! – zawołała, otwierając drzwi i uśmiechając się do przyjaciółek. Dziewczyny padły sobie w ramiona, witając się głośno.
- My też możemy się dosiąść? – Rozległ się wesoły głos tuż nad uchem Dorcas.
- Syriusz, James! – uradowała się. – Jasne.
Chłopcy wtoczyli się do przedziału i szybkimi ruchami włożyli swoje kufry na górne półki. James zerknął na Lily i poczuł jak powietrze z niego uchodzi. Dawno nie widział, żeby wyglądała tak źle. Oczy miała lekko zapuchnięte, jakby płakała. Włosy w nieładzie spływały jej na ramiona, które skuliły się, jakby przytłoczone jakimś ciężarem. Spojrzał na pozostałych, widział jak Syriusz wesoło przekomarza się z Dorcas i Ann. Susan wyciągnęła z torby gazetę o Quidditchu i zdawała się nikogo nie zauważać. Czy naprawdę tylko on zauważył, że Lily była naprawdę w okropnym stanie? Westchnął i podszedł do niej niepewnie, nie wiedząc jak zareaguje na jego obecność. Usiadł obok niej i położył rękę na ramieniu.
- Lily… - powiedział cicho. Spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem.
- Cześć James – powiedziała bezbarwnym tonem. – James – Powtórzyła. W końcu spojrzała na niego trzeźwo, jakby nagle coś sobie uświadamiając.
Chłopak próbował usilnie zebrać myśli pod siłą spojrzenia jej zielonych oczu. Czy to możliwe, że załamała się przez niego? Takiej myśli nie chciał do siebie dopuścić. Nie, przecież to niemożliwe. Musiało stać się coś więcej. W jednej chwili pożałował swojej lekkomyślności sprzed kilku dni. Nie dlatego, że nie chciał tego co się stało. Zwyczajnie wiedział, że stracił jej zaufanie. Wiedział, że teraz Lily nie pozwoli sobie pomóc.
- Przepraszam Lily – powiedział w końcu cicho.
Spojrzała na niego lekko zaskoczona. Chyba nie spodziewała się takiego obrotu sprawy.
- Ja… - zaczęła, ale jej przerwał.
- Daj mi skończyć. Przepraszam, że zawiodłem twoje zaufanie. Zachowałem się jak skończony idiota. Wiem, że chciałaś tylko przyjaźni, a ja znów… pokpiłem sprawę.
Ucieszył się, gdy zauważył, jak jej wargi wyginają się w lekkim uśmiechu, który jednak szybko zniknął z jej twarzy.
- Nie będę się więcej narzucał – powiedział w końcu cicho. – Możemy być po prostu przyjaciółmi, jeśli tylko zechcesz. Chcę żebyś była szczęśliwa. – Oznajmił i wiedział, że to prawda.
Spojrzała na niego z namysłem.
- Zmieniłeś się James – powiedziała po chwili, a jej kąciki jej ust podniosły się lekko. – Dziękuję i… nie gniewam się. Bardziej byłam zła na siebie, że… - Zawahała się. – Dałam się ponieść emocjom.
James uśmiechnął się szeroko.
- Wiesz, jeśli kiedykolwiek znów będziesz chciała dać się ponieść emocjom, to ja się nie obrażę – powiedział, mrugając do niej żartobliwie, na co dziewczyna zaśmiała się cicho.
- Jeśli kiedykolwiek… Możesz się nie doczekać – powiedziała, kręcąc głową. Chłopak zaśmiał się tylko w odpowiedzi.
Uśmiech zszedł mu jednak z twarzy, gdy zauważył, jak przez pozornie uśmiechniętą twarz Lily, przebiega grymas smutku. Odwróciła wzrok i wyjrzała przez okno.
- Chyba zaraz ruszamy – powiedziała cicho, widząc jak za oknem peron pustoszeje. Rzeczywiście, po chwili rozległ się gwizd i pociąg ruszył.
Lily odwróciła wzrok od okna, rozglądając się po przedziale. Dostrzegła Remusa, który siedział obok drzwi, spoglądając na nią badawczym wzrokiem. Uśmiechnęła się do niego niepewnie. Zmarszczka na czole chłopaka pogłębiła się lekko, gdy dostrzegł smutek w jej oczach. Nic nie powiedział. Uśmiechnął się tylko leciutko w odpowiedzi.
Evans westchnęła i wyjrzała przez okno. Pociąg podążał krętymi torami, mijając małe wioski i pola uprawne pokryte śniegiem. Drzewa w oddali zlewały się w jedną ciemną plamę. Zamknęła oczy, gdy ciepły promień słońca przebił się przez warstwę chmur i padł na jej twarz. Chciała zasnąć i nie myśleć o tym wszystkim.

- Lily. – Cichy głos wyrwał ją z zamyślenia. Otworzyła jedno oko, spoglądając na postać patrzącą na nią z góry. Remus uśmiechnął się do niej przepraszająco. – Musimy sprawdzić pociąg, ale jeśli nie czujesz się na siłach… - zaczął zmartwionym tonem.
- Dam radę – powiedziała, wstając.
Gdy wyszli na ciemny korytarz, chłopak chwycił ją lekko za ramię i zatrzymał.
- Wszystko w porządku Lily? – spytał, mierząc ją uważnym spojrzeniem.
- Tak. Wszystko dobrze – odpowiedziała, unikając jego spojrzenia. Chłopak spoglądał na nią nieprzekonany. Uśmiechnęła się i odwróciła, ruszając wzdłuż korytarza. Remus dopiero niedawno stracił ojca, nie chciała dokładać mu jeszcze swoich zmartwień.


Evans, zaraz wysiadamy. – Syriusz zaszedł ją od tyłu gdy wyglądała przez okno na pogrążone w ciemności lasy.
Wiem – odparła markotnie.
Wszystko w porządku? – zapytał, przyglądając się jej uważnie. – Nie wyglądasz dziś najlepiej.
Lily westchnęła.
Chodzi o mojego ojca. Jest chory, naprawdę źle wygląda, a rodzice unikają rozmów o tym. Czuję się kompletnie bezradna.
Przykro mi. Rozmawialiście cokolwiek na ten temat?
Pokręciła głową.
Chyba bałam się zapytać wprost.
Syriusz położy jej dłoń na ramieniu.
Wszystko jako się ułoży. Wiesz, że możesz na mnie liczyć, prawda, Evans?
Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.

* * *


- Nie możemy dłużej czekać.
- Więc co twoim zdaniem mamy zrobić, Alastorze? Nasi szpiedzy przepadają bez wieści. Wiemy tylko, że Voldemort zawiązał przymierze z olbrzymami. Ubiegł nas. Wygląda to coraz gorzej, wiem. – Podniósł dłoń, gdy mężczyzna chciał mu przerwać. – Nie możemy działać pochopnie!
- Te zniknięcia są coraz częstsze. Zniknięcie szefowej Kontaktów z Mugolami wywołało wiele plotek. Musimy to powstrzymać. A Fidelius? Jego rodzina jest załamana. Wieczorem normalnie położył się spać, a gdy jego żona obudziła się rano już go nie było. Ludzie nie wiedzą co robić! Boją się.
Alastor Moody siedział w skórzanym fotelu w gabinecie dyrektora Hogwartu, Albusa Dumbledore’a, wiercąc się niecierpliwie.
- Dumbledore, jeśli te pogłoski sprzed kilku miesięcy o młodocianych Śmierciożercach w Hogwarcie są prawdą, to musimy to jakoś powstrzymać. Życie uczniów i nauczycieli jest zagrożone.
Mężczyzna westchnął tylko w odpowiedzi, kręcąc młynka kciukami. Moody zmierzył go wzrokiem, spoglądając na jego podkrążone oczy i poszarzałe policzki.
- Nie służy ci ten stres – dodał po chwili.
Błękitne oczy dyrektora błysnęły wesoło znad okularów połówek.
- Uwierz, też wyglądałeś lepiej. Takie czasy. – Pokręcił głową. Nastała cisza.
- Rozmawiałem z Aberfothem. – powiedział w końcu Moody, zerkając z ukosa na Dumbledore’a. Ten ponownie westchnął, a po jego twarzy przemknął cień.
- I co ci powiedział mój brat?
- Wiesz, że ta jego gospoda sprowadza pod swój dach różnych typków. Widział co nieco, jakichś podejrzanych typów, czających się po kątach. Nie był pewien, czy mogli to być Śmierciożercy, jednak… Według niego zachowywali się podejrzanie.
Albus machnął ręką.
- On zawsze wszystko wyolbrzymiał.
- Albusie, nie wydaje mi się, żeby to było wyolbrzymienie. Nie możemy ignorować tak oczywistych znaków. Zapomnij o dawnych urazach i przyjmij do wiadomości to, co ma do powiedzenia. Myślę, że powinniśmy zacząć obserwować Gospodę Pod Świńskim Łbem, przynajmniej dla bezpieczeństwa. Od zawsze przyciągała podejrzaną klientelę.
Albus spojrzał w ogień i zamyślił się głęboko.
- Dobrze, trzeba będzie oddelegować kogoś. Myślę, że Robert chętnie przyjmie to zadanie.
- Dam mu znać w takim razie. Musimy mieć więcej ludzi, Albusie. Jest nas za mało, by wygrać.
- Mam plan, Alastorze. Mam plan. O nic się nie martw. – Odparł, nie podnosząc wzroku znad ognia.


* * *


          Nareszcie w domu” przemknęło przez myśl Lily Evans, gdy układała swoje rzeczy na nocnej szafce. Zawsze wracała do zamku z radością, jednak tym razem wszystko przybrało całkiem inny wymiar. Czuła się tu bezpieczna.
Zasunęła kotary wokół swego łóżka i wsunęła pod kołdrę. Nieprzyjemne myśli, tak skutecznie odgonione przez jej przyjaciół, wyłoniły się teraz z otaczającej jej ciemności, a łzy napłynęły do oczu. Nie wiedziała jak sobie poradzić z perspektywą choroby ojca. Mimo, że starał zachowywać się normalnie, nie wyglądał dobrze. Szybko się męczył, schudł i stracił kompletnie apetyt. Mimo, że przy świątecznym stole starał się żartować ze zbyt luźnego garnituru Lily dobrze widziała zmartwienie w jego oczach. Mama pochlipywała cicho po kątach, gdy myślała że nikt nic nie widzi. Ukrywali coś przed nimi, Petunia też to widziała, jednak bały się zapytać.

* * *


- Piszą coś ciekawego, Peter? – spytał James znad jajecznicy. Śniadaniowy gwar, pełen niepokojących szeptów, roznosił się po Wielkiej Sali
Chłopak nie odpowiedział, wczytując się z przerażeniem wypisanym na twarzy w artykuł widniejący na pierwszej stronie. W końcu skończył i spojrzał z przestrachem na przyjaciół, siedzących naprzeciwko niego.
- Morderstwo. Zabili całą rodzinę jednego z pracowników ministerstwa. Podobno był kimś ważnym w Departamencie Tajemnic – powiedział, drżącym głosem.
Syriusz podniósł gwałtownie wzrok i wziął od Petera gazetę.
- Cholera. – Zaklął, zagłębiając się w treść artykułu.
- Co się dokładnie stało? – spytał James.
- Cała rodzina Fideliusa Morgana została zamordowana. Nad domem widniał Mroczny Znak. – Black pokręcił głową. – Straszne. Jego ciągle nie odnaleziono. Nie wiadomo co się z nim stało.
- Myślisz, że jego też dopadli?
- Możliwe. Nie wiem. Czemu nikt ich nie powstrzyma?! – zawołał po chwili z wściekłością. - Tak długo to już trwa, jest coraz gorzej.
Pokręcił głową.
- Hej, chłopaki, co się dzieje? Wszyscy są jacyś nerwowi dzisiaj. – Susan usiadła obok nich.
- Sama zobacz – odparł Syriusz, podając jej gazetę. Potem zerknął na pozostałych Huncwotów. – Chyba weźmiemy sprawy w swoje ręce.



* * *


          Podłoga zaskrzypiała cicho, gdy weszła do Działu Ksiąg Zakazanych. Przeszedł ją dreszcz. Zawsze czuła się tu nieswojo. Jej wzrok prześliznął się po starych tomach, ustawionych równo na półkach. Niektóre były pozamykane na kłódki. Inne wyglądały bardzo niewinnie i nic nie świadczyło o tym, jakie okropieństwa skrywają. Kobieta wzdrygnęła się i chwyciła mocniej miotełkę do kurzu.
- Załatwmy to szybko – szepnęła do siebie i ruszyła między półki.
Im dalej wchodziła, tym większy czuła niepokój. Wiedziała, czego dotyczą ostatnie książki, ale nawet nie chciała o tym myśleć. Szybko przejechała dłonią po jednej z półek, by sprawdzić, ile kurzu się na nich zebrało. Półki z Książkami do Czarnej Magii zawsze były inne niż pozostałe. Bibliotekarka nie chciała wiedzieć dlaczego.
Nagle jej dłoń natrafiła na coś dziwnego. Pochyliła się, by zbadać znalezisko.
Wosk.
Przecież nie dawniej jak kilka dni temu wycierała półki i żadnego wosku tu nie było.
- Dziwne – mruknęła, kręcąc głową. Czyżby jakiś uczeń odwiedzał bibliotekę nocą? Na samą myśl, jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Będzie musiała porozmawiać z dyrektorem. Odwróciła się na pięcie, gdy nagle jakieś zaklęcie trafiło ją w plecy.
- Obiliviate – szepnął jakiś głos, a kobieta poleciała na ziemię.
Wysoki chłopak wyłonił się z cienia, spojrzał na kobietę i pokręcił głową.
- Mam nadzieję, że nie usunąłem więcej niż trzeba – mruknął, przestępując nad jej nieruchomym ciałem. Rozejrzał się w koło i sięgnął po pierwszą z brzegu książkę. Położył ją obok jej głowy i uśmiechnął się z satysfakcją. Będzie myślała, że coś na nią spadło. Szybkim ruchem różdżki usunął krople wosku zastygłe na półce.
Szybkim krokiem opuścił Dział Ksiąg Zakazanych, oglądając się co chwila na nieruchome ciało kobiety. Przecież nie mógł pozwolić, aby plotki o uczniach w Zakazanym Dziale doszły do uszu dyrektora. Postanowił w duchu, że zgani tego idiotę, który używał świec.
Co za idiota!” Pokręcił głową, czując jednocześnie lekkie zadowolenie. Miał rację, żeby pilnować działu. Reszcie zrzednie mina, gdy tylko się dowiedzą.

Musieli być bardziej ostrożni. 

2 komentarze:

  1. Zaczyna być groźnie...
    Jak miło jest, gdy Lily i James gadają ze sobą normalnie :D

    bonnie-karaye.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakon Feniksa powstał gdy Lily i James byli już dorośli, wiec McGonagall nie mogła do niego należeć w tym czasie.

    A poza tym to jest super:)

    OdpowiedzUsuń

Użytkowników bez konta Google proszę o wybór z listy "komentarz jako" pola "Nazwa/Adres URL" i w polu nazwa podanie nicka. Jest łatwiej, gdy wiadomo, kto jest kim.