Ben
Fenwick zawsze czuł się pomijany. Nikt nigdy go nie zauważał, ani
nie brał pod uwagę, chociaż, paradoksalnie, był wysoki i dość
potężnej budowy. Był dziwny – tak, to chyba najwłaściwsze
określenie. Ludzie mieli go za gbura, a on nie robił nic by to
zmienić.
Chyba
tak naprawdę nikt go nigdy dobrze nie poznał, jednak przestało mu
to przeszkadzać – ot, kolejny element jego życia, do którego
przywykł. Nigdy nie miał wielu przyjaciół, nigdy nikt z nim nie
rozmawiał, a gdy kilka razy próbował się odezwać, był albo
ignorowany, albo zbywany głupim komentarzem.
Więc
dał sobie spokój. Dla własnego dobra postanowił zaprzestać
jakichkolwiek prób nawiązania kontaktów czy znajomości. Zresztą
po co? Jego własne towarzystwo w pełni mu wystarczało,
przynajmniej to usilnie próbował sobie wmówić.
Szkolna
biblioteka była jego schronieniem. Tu spędzał popołudnia
zaczytując się w starych i nowych książkach. Nie tylko
podręcznikach. Spora kolekcja powieści przygodowych i sensacyjnych
zajmowała większą część jego kufra. W dormitorium bywał tylko,
żeby się wyspać, ledwo zauważany przez swoich współlokatorów.
Przemykał się bocznymi korytarzami zapomniany przez wszystkich. Żył
w przekonaniu, że w życiu nie może wydarzyć się nic ciekawego.
Przynajmniej nie jemu. Opowieści
o dzielnych magach, tajnych agentach ministerstwa i magicznych
stworach zajmowały całkowicie jego umysł. W końcu, pragnąc
uwolnić się od otaczającej go pustki zaczął pisać. Może nie
miał przyjaciół w prawdziwym świecie, jednak wiedział gdzie ich
znaleźć. Czekali na niego na kartach licznych powieści i jego
własnych opowiadań. Byli całym jego światem. W
sumie sam nie wiedział dlaczego dostał szlaban w bibliotece. Gdy
pewnego dnia, jak co dzień przyszedł do biblioteki, po prostu
potknął się o jedno z krzeseł i przewrócił na regał z
książkami. W sumie nic wielkiego się nie stało, jednak chuda
bibliotekarka pojawiła się znikąd obok niego i z miejsca
zarządziła szlaban. Nie
przeszkadzało mu to drobne urozmaicenie monotonii jego życia.
Jakież
było jego zdziwienie, gdy okazało się, że szlaban ma odpracowywać
z dziewczyną. Dziewczyną! Mieli razem zajęcia przez pięć
ostatnich lat, więc może chociaż ona…
Jak
wielkie było jego rozgoryczenie, gdy okazało się, że i ona go nie
zauważała. Jednak szybko zagłuszył w sobie smutek. Dlaczego
miałoby być inaczej? Przecież nie jest nikim specjalnym.
*
Miała
dość tej ciszy w powietrzu. Odgłos przesuwanych książek, ciągłe
powtarzane alfabetu w pamięci. Chyba już nigdy nie odstawi książki
na złe miejsce! Spojrzała na chłopaka, stojącego trzy metry od
niej i przeglądającego stojący obok niego regał. Szeptał coś
pod nosem, uśmiechając się co chwila do siebie, jakby spotkał
starego przyjaciela.
Dziwny
chłopak, jednak wywarł na niej sympatyczne wrażenie. Dziwne, że
nigdy wcześniej go nie widziała, zwłaszcza, że chodzili razem na
lekcje. I dlaczego od godziny w ogóle się do niej nie odezwał?
Postanowiła
przerwać milczenie.
-
Za co dostałeś szlaban?
Najpierw
zachował się tak, jakby jej nie dosłyszał, jednak po chwili, jego
dłoń przesuwająca się po grzbietach książek znieruchomiała i
podniósł na nią wzrok. Spojrzał na nią z zaskoczeniem.
-
Mówisz do mnie? – spytał w końcu cichym głosem.
Zaśmiała
się, rozbawiona całą sytuacją.
-
Nie, do tego gościa obok… Jasne, że do ciebie.
Chłopak
uśmiechnął się, lekko skrępowany.
-
Potknąłem się o krzesło i wpadłem na szafkę – odparł w końcu
wzruszając ramionami. – A ty?
-
Powiedzmy, że… rzucałam książkami – powiedziała, uśmiechając
się lekko.
Odwrócił
się do niej plecami, jednak po chwili dobiegł ją jego rozbawiony
głos.
-
Więc złamałaś jeden z podstawowych punktów regulaminu
biblioteki.
Zaśmiała
się.
-
Na to wygląda.
*
* *
-
Dobrze się czujesz? – Syriusz pochylił się nad stołem i
spojrzał uważnie na Lily. – Źle wyglądasz.
Faktycznie,
tego ranka Lily wyglądała nieciekawie. Ciemne cienie pod oczami
odcinały się wyraźnie na tle bladej skóry. Dorcas podniosła
wzrok znad miski z płatkami i spojrzała na tę dwójkę mierzącą
się spojrzeniami.
-
Znowu… Źle spałam – Evans ziewnęła lekko, przecierając oczy.
Chłopak tylko pokiwał ze zrozumieniem głową i spojrzał na nią
ze współczuciem. Żal mu było Lily, która strasznie przeżywała
przez ostatni miesiąc to, czego dowiedziała się w święta. I
wciąż uparcie chciała, aby wszystko zachować w tajemnicy.
Syriusz, mimo, że nie do końca potrafił to zrozumieć, posłusznie
trzymał język za zębami.
-
Ostatnio często źle sypiasz – wtrąciła się Dorcas, patrząc na
nią uważnie. – Jesteś pewna, że wszystko w porządku?
Meadowes
zadała to pytanie, chociaż teraz, widząc porozumiewawcze
spojrzenia rzucane między Lily i Syriuszem, była pewna, że jest
coś o czym nie wie. I była z tego powodu bardzo niezadowolona.
-
To chyba przez tę pogodę – odparła Evans wymijająco.
-
Ach tak… - ton Dorcas stał się nagle niezwykle chłodny. James i
Ann podnieśli zaciekawieni wzrok na przyjaciół.
-
James, kiedy najbliższy trening? – wesoły ton Syriusza zabrzmiał
bardzo nienaturalnie, jednak nic innego nie przyszło mu do głowy by
ratować sytuację. Potter przeniósł wzrok na Blacka.
-
Wyglądałeś ostatnio przez okno, Łapo? Nie będę robił treningu
w czasie zamieci – odparł ze śmiechem.
Ann
i Susan zaśmiały się cicho, jednak Dorcas wciąż uważnie
patrzyła na Lily, która wyraźnie unikała jej wzroku. Meadowes nie
potrafiła uwierzyć własnym oczom. Dlaczego coś przed nią
ukrywała? I dlaczego wtajemniczony był w to akurat Syriusz? Czyżby
jej najlepszą przyjaciółkę i Blacka łączyło coś… Nie, to
było nie do pomyślenia!
*
* *
Zawsze
zastanawiał się czemu trafił akurat do Hufflepuff’u. A tak,
przecież powszechnie krążyło zdanie, że trafiały tam same
niezdary, kujony i ludzie z gruntu nieciekawi. Nie cierpiał
stereotypów, chociaż sam, podświadomie, według nich grupował
ludzi. Ot, taka Susan Stock, gryfonka, z którą spędza szlaban.
Wysportowana blondynka, niewidząca świata poza quidditchem i grupką
swoich przyjaciół. W dodatku rzucająca książkami, jak się
okazało. Nadęta lala, nie zadająca się z ludźmi jego pokroju.
Więc dlaczego się do niego odezwała? Pewnie to jakiś głupi
dowcip – „Zróbmy kawał głupiemu Beniemu, będzie śmiesznie!”.
Tak,
na pewno o to chodzi. Pewnie, gdyby tylko spróbował jej powiedzieć
„cześć” na korytarzu wyśmiałaby go w głos, że on
śmie odzywać się do
niej.
Takie
z gruntu pesymistyczne myśli kotłowały się w głowie Bena, który
nawet nie podejrzewał, że dziewczyna, o której ma takie, a nie
inne mniemanie wcale nie uważa go za głupka. Fakt faktem, sądziła,
że jest trochę dziwny i mrukliwy, jednak całkiem sympatyczny. Jak
na kogoś, kogo się przez pięć lat nie dostrzegało w szkole.
Gdy
na kolejnym szlabanie przybiegła zgrzana, spóźniwszy się dziesięć
minut, nawet nie odpowiedział na jej powitanie.
-
A więc, nie odzywasz się do mnie? – spytała po chwili,
zaskoczona, ale i lekko zirytowana.
To
pytanie również zbył milczeniem. Przez trzy godziny nie odezwał
się do niej słowem.
*
* *
-
Lily, chciałabym z tobą pogadać – Dorcas stanęła w drzwiach
dormitorium, spoglądając na Lily, pochyloną nad starym albumem ze
zdjęciami.
-
Jasne. Siadaj – powiedziała, wskazując jej miejsce obok siebie.
Dziewczyna usiadła, wzdychając ciężko.
-
Czy ty coś przede mną ukrywasz? Nie chcesz mi czegoś powiedzieć?
Słuchaj Lily, jeśli zdarzyło się… coś, i martwisz się, że
będę zła, spokojnie możesz mi o tym powiedzieć. Przecież jestem
z Ithanem i w ogóle.
Lily
spojrzała na Dorcas spod wysoko uniesionych brwi. O co jej chodziło?
Spodziewała się rozmowy o jej dziwnym zachowaniu, ale żeby… Co z
tego, że chodzi z Ithanem?
Nagle
zrozumiała.
Wybuchła
głośnym śmiechem.
-
Och Dorcas – powiedziała, kładąc jej dłoń na ramieniu. -
Między mną i Syriuszem nic nie ma.
Meadowes
spojrzała na nią zaskoczona, czując jednak pewną ulgę.
-
Och… Myślałam, że… Ostatnio sporo czasu spędzacie razem.
Myślałam, że ukrywasz to przede mną, bo wiesz, że kiedyś ja…
Ale to było dawno, więc…
-
Jesteśmy tylko przyjaciółmi – odparła Evans stanowczo.
-
Więc nic przede mną nie ukrywasz?
Lily
spuściła wzrok.
-
No co ty. Jesteś w końcu moją przyjaciółką – powiedziała,
siląc się na uśmiech. Dorcas zmierzyła ją tylko spojrzeniem,
nieprzekonana. Coś mówiło jej, że przyjaciółka ją okłamuje,
jednak za nic nie potrafiła zrozumieć czemu miałaby to robić?
Objęła ją tylko, uśmiechając się lekko.
-
Pamiętaj, że jakby co, zawsze możesz na mnie liczyć.
-
Dzięki. Pamiętam.
*
* *
-
O co ci chodzi?
Tego
dnia Susan nie wytrzymała. Był to już trzeci dzień dziwnego
milczenia Bena i miała tego powoli dość. Dzień w dzień chłopak
otwarcie ją ignorował, udając, że jej nie widzi i nie słyszy.
-
Zrobiłam ci coś?
Cisza.
-
Słuchaj, nie wiem o co ci chodzi, ale wiesz co? Nie dziwię się, że
nie masz przyjaciół. Nie dziwię się, że nikt nie chce się z
tobą zadawać. Odpychasz wszystkich, zamykając się w swoim małym
świecie. Czujesz się samotny, ale dobrze ci z tym bo chcesz… bo
czujesz się z tym lepiej. Dzięki temu czujesz się lepszy, prawda?
Bo nie potrzebujesz innych ludzi.
Chłopak
znieruchomiał, więc Susan wiedziała, że trafiła w czuły punkt.
-
Gdybyś chociaż dał ludziom szansę, ale… Z góry zakładasz, że
wszyscy tylko z ciebie kpią i że nikt nie traktuje cię poważnie.
A może ja wcale z ciebie nie kpię?
Patrzyła
na niego żarliwie. Tłumiła te uczucia od czasu, gdy ten dziwny
chłopak zaczął ją ignorować. Próbowała go zrozumieć i czuła,
że chyba jej się udało.
-
Powiesz coś? – spytała w końcu łagodniej. – Nie chcę cię…
zranić. – Sama nie wiedziała, czemu to powiedziała, jednak
wiedziała, że to prawda. Chciała mu pomóc.
Chłopak
odwrócił się, słysząc szczerość w jej głosie. Spojrzał na
nią uważnie, nadal milcząc.
-
Przepraszam – powiedział w końcu. – Że tak cię potraktowałem.
Wyciągnął
rękę przed siebie.
-
Zgoda?
-
Zgoda – odparła, chwytając jego dłoń i ściskając mocno.
Na
jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
*
* *
-
Jutro sobota, musimy iść dzisiaj do skrzatów załatwić jedzenie –
Remus spojrzał na pozostałych huncwotów. Siedzieli w pokoju życzeń
i grali w karty. – Wiecie, na urodziny Lily – dodał, widząc ich
pytające spojrzenia.
-
A tak – Syriusz pokiwał głową. – Dorcas mówiła coś, że
chcą zacząć o czwartej, więc…
-
Jutro? O czwartej? – James podniósł gwałtownie wzrok, nagle
sobie o czymś przypominając. – O kurczę! Umówiłem się z…
inną dziewczyną. Cholera!
-
Z dziewczyną? – Peter spojrzał na niego, całkowicie zaaferowany
tą informacją. – Z jaką? Ładna jest?
-
Przymknij się, Glizdku i daj Rogaczowi mówić – zaśmiał się
Syriusz. – Umówiłeś się z dziewczyną?
-
To tylko koleżanka – odparł James wymijająco. – Przecież nie
mogę nie przyjść na urodziny Lily, bo umówiłem się z inną!
Będzie jej przykro.
-
No to będziesz musiał to odwołać. – Syriusz wzruszył
ramionami. – Na pewno nie podziała na Lily zachęcająco
wiadomość, że umawiasz się w jej urodziny z inną. – Dodał ze
śmiechem.
-
A z kim się umówiłeś? – Peter nie dawał za wygraną.
-
Z… Lorą. – Przeniósł ostrożnie wzrok na Syriusza, na którym
ta wiadomość nie zrobiła najmniejszego wrażenia.
-
To świetnie. Przyda jej się małe pocieszenie – mrugnął do
niego porozumiewawczo.
James
przewrócił oczami.
-
Ty i to twoje podejście…
*
* *
Wielka
Sala powoli napełniała się uczniami. Zapach przeróżnych potraw
unosił się w powietrzu. Kolacja – czas, kiedy wszyscy, zmęczeni
po całym dniu przychodzili, by chociaż dobrym jedzeniem poprawić
sobie humor.
James
rozglądał się uważnie po Sali, poszukując wzrokiem Lory. Jak na
złość nigdzie jej nie było. Miał nadzieję, że dziewczyna się
na niego nie obrazi. Zerknął na Lily, siedzącą między Blackiem i
Lupinem. Śmiała się wesoło z czegoś co właśnie opowiedziała
jej Ann. Potter uśmiechnął się pod nosem, patrząc jak rude włosy
opadają jej na czoło, a drobny nos marszczy się delikatnie.
Zakryła ręką usta, próbując powstrzymać śmiech. Syriusz
patrzył na nią, również się śmiejąc. Dorcas, siedząca obok
Ann też się uśmiechała, jednak wyczuć w niej można było pewną
rezerwę. Dostrzegł Martę Johnson wchodzącą do Sali i uśmiechnął
się do niej wesoło.
-
Cześć – blondynka dosiadła się do nich, zajmując wolne miejsce
obok Remusa, który nagle znieruchomiał. – Remus, chciałam…
Urwała
jednak zaskoczona, bo chłopak zerwał się nagle z miejsca,
przybierając kamienny wyraz twarzy.
-
Wybaczcie, przypomniałem sobie, że muszę iść do profesor
McGonagall. Porozmawiamy potem. – Na jego twarzy pojawił się
lekki uśmiech, nie obejmujący oczu. Ruszył szybkim krokiem w
stronę wyjścia z Sali, odprowadzony zdziwionym spojrzeniem
przyjaciół.
Marta
westchnęła ze smutkiem, sięgając po półmisek z zapiekanką.
-
Nie mam pojęcia co w niego wstąpiło. Od dłuższego czasu… mnie
unika. – Ściszyła głos, garbiąc się lekko. Z jej twarzy
zniknęła wszelka wesołość. Huncwoci wymienili zdziwione
spojrzenia, a dziewczyny spojrzały na blondynkę ze współczuciem.
Oni też zauważyli ten dystans z jakim Lupin traktował dziewczynę.
-
James, Lora idzie – Peter szturchnął Jamesa boleśnie w żebro.
Lily zwróciła swe zielone oczy na chłopaka. Z jej twarzy biła
ciekawość.
-
Och… Tak, faktycznie. Miałem z nią pogadać – powiedział,
jakby się usprawiedliwiając. Wstał szybko z miejsca i ruszył w
stronę dziewczyny.
-
Cześć Lora, słuchaj co do…
-
Cześć James! – Dziewczyna uśmiechnęła się do niego
przyjaźnie. – Nie mogę się doczekać naszego jutrzejszego
spaceru – powiedziała entuzjastycznie.
James
zmieszał się.
-
Ja właśnie chciałem…
-
Chyba nie przyszedłeś go odwołać? – spytała Lora, a oczy jej
posmutniały. Uśmiech zniknął.
James
westchnął ciężko, patrząc w jej smutne oczy. Nie mógł jej tego
zrobić.
-
Nie, ależ skąd! Jak ci to w ogóle mogło przyjść do głowy? –
silił się na uśmiech.
Dziewczyna
rozpromieniła się.
-
Chciałem ci o nim po prostu przypomnieć.
Blondynka
zaśmiała się, kładąc mu dłoń na ramieniu.
-
Nigdy bym nie zapomniała.
Chłopak
uśmiechnął się niemrawo. Postanowił skrócić jutrzejszy spacer
do minimum.
-
Cieszę się. Więc… Do jutra - zawołał, ruszając w stronę
swojego stołu.
Gdy
usiadł na miejsce, napotkał pytające spojrzenie Blacka i pokręcił
głową. Lily zerknęła na niego ciekawie, uśmiechając się z
lekką ironią.
Gdy
wychodzili z Sali pochyliła mu się na uchem.
-
Nie wiedziałam, że wymieniacie się z Syriuszem dziewczynami –
szepnęła, wyprzedzając go. James westchnął. Czuł, że znów
wszystko niepotrzebnie się skomplikowało.
O nieeee... Biedny Remus...
OdpowiedzUsuń