BLOG ZAWIESZONY: Więcej informacji w Proroku

26 czerwca 2009

Rozdział 26: Niewidzialny

         Ben Fenwick zawsze czuł się pomijany. Nikt nigdy go nie zauważał, ani nie brał pod uwagę, chociaż, paradoksalnie, był wysoki i dość potężnej budowy. Był dziwny – tak, to chyba najwłaściwsze określenie. Ludzie mieli go za gbura, a on nie robił nic by to zmienić.
Chyba tak naprawdę nikt go nigdy dobrze nie poznał, jednak przestało mu to przeszkadzać – ot, kolejny element jego życia, do którego przywykł. Nigdy nie miał wielu przyjaciół, nigdy nikt z nim nie rozmawiał, a gdy kilka razy próbował się odezwać, był albo ignorowany, albo zbywany głupim komentarzem.
Więc dał sobie spokój. Dla własnego dobra postanowił zaprzestać jakichkolwiek prób nawiązania kontaktów czy znajomości. Zresztą po co? Jego własne towarzystwo w pełni mu wystarczało, przynajmniej to usilnie próbował sobie wmówić.

         Szkolna biblioteka była jego schronieniem. Tu spędzał popołudnia zaczytując się w starych i nowych książkach. Nie tylko podręcznikach. Spora kolekcja powieści przygodowych i sensacyjnych zajmowała większą część jego kufra. W dormitorium bywał tylko, żeby się wyspać, ledwo zauważany przez swoich współlokatorów. Przemykał się bocznymi korytarzami zapomniany przez wszystkich. Żył w przekonaniu, że w życiu nie może wydarzyć się nic ciekawego. Przynajmniej nie jemu. Opowieści o dzielnych magach, tajnych agentach ministerstwa i magicznych stworach zajmowały całkowicie jego umysł. W końcu, pragnąc uwolnić się od otaczającej go pustki zaczął pisać. Może nie miał przyjaciół w prawdziwym świecie, jednak wiedział gdzie ich znaleźć. Czekali na niego na kartach licznych powieści i jego własnych opowiadań. Byli całym jego światem. W sumie sam nie wiedział dlaczego dostał szlaban w bibliotece. Gdy pewnego dnia, jak co dzień przyszedł do biblioteki, po prostu potknął się o jedno z krzeseł i przewrócił na regał z książkami. W sumie nic wielkiego się nie stało, jednak chuda bibliotekarka pojawiła się znikąd obok niego i z miejsca zarządziła szlaban. Nie przeszkadzało mu to drobne urozmaicenie monotonii jego życia.

         Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że szlaban ma odpracowywać z dziewczyną. Dziewczyną! Mieli razem zajęcia przez pięć ostatnich lat, więc może chociaż ona…
Jak wielkie było jego rozgoryczenie, gdy okazało się, że i ona go nie zauważała. Jednak szybko zagłuszył w sobie smutek. Dlaczego miałoby być inaczej? Przecież nie jest nikim specjalnym.


*


         Miała dość tej ciszy w powietrzu. Odgłos przesuwanych książek, ciągłe powtarzane alfabetu w pamięci. Chyba już nigdy nie odstawi książki na złe miejsce! Spojrzała na chłopaka, stojącego trzy metry od niej i przeglądającego stojący obok niego regał. Szeptał coś pod nosem, uśmiechając się co chwila do siebie, jakby spotkał starego przyjaciela.
Dziwny chłopak, jednak wywarł na niej sympatyczne wrażenie. Dziwne, że nigdy wcześniej go nie widziała, zwłaszcza, że chodzili razem na lekcje. I dlaczego od godziny w ogóle się do niej nie odezwał?
Postanowiła przerwać milczenie.
- Za co dostałeś szlaban?
Najpierw zachował się tak, jakby jej nie dosłyszał, jednak po chwili, jego dłoń przesuwająca się po grzbietach książek znieruchomiała i podniósł na nią wzrok. Spojrzał na nią z zaskoczeniem.
- Mówisz do mnie? – spytał w końcu cichym głosem.
Zaśmiała się, rozbawiona całą sytuacją.
- Nie, do tego gościa obok… Jasne, że do ciebie.
Chłopak uśmiechnął się, lekko skrępowany.
- Potknąłem się o krzesło i wpadłem na szafkę – odparł w końcu wzruszając ramionami. – A ty?
- Powiedzmy, że… rzucałam książkami – powiedziała, uśmiechając się lekko.
Odwrócił się do niej plecami, jednak po chwili dobiegł ją jego rozbawiony głos.
- Więc złamałaś jeden z podstawowych punktów regulaminu biblioteki.
Zaśmiała się.
- Na to wygląda.


* * *



- Dobrze się czujesz? – Syriusz pochylił się nad stołem i spojrzał uważnie na Lily. – Źle wyglądasz.
Faktycznie, tego ranka Lily wyglądała nieciekawie. Ciemne cienie pod oczami odcinały się wyraźnie na tle bladej skóry. Dorcas podniosła wzrok znad miski z płatkami i spojrzała na tę dwójkę mierzącą się spojrzeniami.
- Znowu… Źle spałam – Evans ziewnęła lekko, przecierając oczy. Chłopak tylko pokiwał ze zrozumieniem głową i spojrzał na nią ze współczuciem. Żal mu było Lily, która strasznie przeżywała przez ostatni miesiąc to, czego dowiedziała się w święta. I wciąż uparcie chciała, aby wszystko zachować w tajemnicy. Syriusz, mimo, że nie do końca potrafił to zrozumieć, posłusznie trzymał język za zębami.
- Ostatnio często źle sypiasz – wtrąciła się Dorcas, patrząc na nią uważnie. – Jesteś pewna, że wszystko w porządku?
Meadowes zadała to pytanie, chociaż teraz, widząc porozumiewawcze spojrzenia rzucane między Lily i Syriuszem, była pewna, że jest coś o czym nie wie. I była z tego powodu bardzo niezadowolona.
- To chyba przez tę pogodę – odparła Evans wymijająco.
- Ach tak… - ton Dorcas stał się nagle niezwykle chłodny. James i Ann podnieśli zaciekawieni wzrok na przyjaciół.
- James, kiedy najbliższy trening? – wesoły ton Syriusza zabrzmiał bardzo nienaturalnie, jednak nic innego nie przyszło mu do głowy by ratować sytuację. Potter przeniósł wzrok na Blacka.
- Wyglądałeś ostatnio przez okno, Łapo? Nie będę robił treningu w czasie zamieci – odparł ze śmiechem.
Ann i Susan zaśmiały się cicho, jednak Dorcas wciąż uważnie patrzyła na Lily, która wyraźnie unikała jej wzroku. Meadowes nie potrafiła uwierzyć własnym oczom. Dlaczego coś przed nią ukrywała? I dlaczego wtajemniczony był w to akurat Syriusz? Czyżby jej najlepszą przyjaciółkę i Blacka łączyło coś… Nie, to było nie do pomyślenia!



* * *



         Zawsze zastanawiał się czemu trafił akurat do Hufflepuff’u. A tak, przecież powszechnie krążyło zdanie, że trafiały tam same niezdary, kujony i ludzie z gruntu nieciekawi. Nie cierpiał stereotypów, chociaż sam, podświadomie, według nich grupował ludzi. Ot, taka Susan Stock, gryfonka, z którą spędza szlaban. Wysportowana blondynka, niewidząca świata poza quidditchem i grupką swoich przyjaciół. W dodatku rzucająca książkami, jak się okazało. Nadęta lala, nie zadająca się z ludźmi jego pokroju. Więc dlaczego się do niego odezwała? Pewnie to jakiś głupi dowcip – „Zróbmy kawał głupiemu Beniemu, będzie śmiesznie!”.
Tak, na pewno o to chodzi. Pewnie, gdyby tylko spróbował jej powiedzieć „cześć” na korytarzu wyśmiałaby go w głos, że on śmie odzywać się do niej.

Takie z gruntu pesymistyczne myśli kotłowały się w głowie Bena, który nawet nie podejrzewał, że dziewczyna, o której ma takie, a nie inne mniemanie wcale nie uważa go za głupka. Fakt faktem, sądziła, że jest trochę dziwny i mrukliwy, jednak całkiem sympatyczny. Jak na kogoś, kogo się przez pięć lat nie dostrzegało w szkole.

Gdy na kolejnym szlabanie przybiegła zgrzana, spóźniwszy się dziesięć minut, nawet nie odpowiedział na jej powitanie.
- A więc, nie odzywasz się do mnie? – spytała po chwili, zaskoczona, ale i lekko zirytowana.
To pytanie również zbył milczeniem. Przez trzy godziny nie odezwał się do niej słowem.



* * *



- Lily, chciałabym z tobą pogadać – Dorcas stanęła w drzwiach dormitorium, spoglądając na Lily, pochyloną nad starym albumem ze zdjęciami.
- Jasne. Siadaj – powiedziała, wskazując jej miejsce obok siebie. Dziewczyna usiadła, wzdychając ciężko.
- Czy ty coś przede mną ukrywasz? Nie chcesz mi czegoś powiedzieć? Słuchaj Lily, jeśli zdarzyło się… coś, i martwisz się, że będę zła, spokojnie możesz mi o tym powiedzieć. Przecież jestem z Ithanem i w ogóle.
Lily spojrzała na Dorcas spod wysoko uniesionych brwi. O co jej chodziło? Spodziewała się rozmowy o jej dziwnym zachowaniu, ale żeby… Co z tego, że chodzi z Ithanem?
Nagle zrozumiała.
Wybuchła głośnym śmiechem.
- Och Dorcas – powiedziała, kładąc jej dłoń na ramieniu. - Między mną i Syriuszem nic nie ma.
Meadowes spojrzała na nią zaskoczona, czując jednak pewną ulgę.
- Och… Myślałam, że… Ostatnio sporo czasu spędzacie razem. Myślałam, że ukrywasz to przede mną, bo wiesz, że kiedyś ja… Ale to było dawno, więc…
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi – odparła Evans stanowczo.
- Więc nic przede mną nie ukrywasz?
Lily spuściła wzrok.
- No co ty. Jesteś w końcu moją przyjaciółką – powiedziała, siląc się na uśmiech. Dorcas zmierzyła ją tylko spojrzeniem, nieprzekonana. Coś mówiło jej, że przyjaciółka ją okłamuje, jednak za nic nie potrafiła zrozumieć czemu miałaby to robić? Objęła ją tylko, uśmiechając się lekko.
- Pamiętaj, że jakby co, zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dzięki. Pamiętam.



* * *


- O co ci chodzi?
Tego dnia Susan nie wytrzymała. Był to już trzeci dzień dziwnego milczenia Bena i miała tego powoli dość. Dzień w dzień chłopak otwarcie ją ignorował, udając, że jej nie widzi i nie słyszy.
- Zrobiłam ci coś?
Cisza.
- Słuchaj, nie wiem o co ci chodzi, ale wiesz co? Nie dziwię się, że nie masz przyjaciół. Nie dziwię się, że nikt nie chce się z tobą zadawać. Odpychasz wszystkich, zamykając się w swoim małym świecie. Czujesz się samotny, ale dobrze ci z tym bo chcesz… bo czujesz się z tym lepiej. Dzięki temu czujesz się lepszy, prawda? Bo nie potrzebujesz innych ludzi.
Chłopak znieruchomiał, więc Susan wiedziała, że trafiła w czuły punkt.
- Gdybyś chociaż dał ludziom szansę, ale… Z góry zakładasz, że wszyscy tylko z ciebie kpią i że nikt nie traktuje cię poważnie. A może ja wcale z ciebie nie kpię?
Patrzyła na niego żarliwie. Tłumiła te uczucia od czasu, gdy ten dziwny chłopak zaczął ją ignorować. Próbowała go zrozumieć i czuła, że chyba jej się udało.
- Powiesz coś? – spytała w końcu łagodniej. – Nie chcę cię… zranić. – Sama nie wiedziała, czemu to powiedziała, jednak wiedziała, że to prawda. Chciała mu pomóc.
Chłopak odwrócił się, słysząc szczerość w jej głosie. Spojrzał na nią uważnie, nadal milcząc.
- Przepraszam – powiedział w końcu. – Że tak cię potraktowałem.
Wyciągnął rękę przed siebie.
- Zgoda?
- Zgoda – odparła, chwytając jego dłoń i ściskając mocno.
Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.



* * *



- Jutro sobota, musimy iść dzisiaj do skrzatów załatwić jedzenie – Remus spojrzał na pozostałych huncwotów. Siedzieli w pokoju życzeń i grali w karty. – Wiecie, na urodziny Lily – dodał, widząc ich pytające spojrzenia.
- A tak – Syriusz pokiwał głową. – Dorcas mówiła coś, że chcą zacząć o czwartej, więc…
- Jutro? O czwartej? – James podniósł gwałtownie wzrok, nagle sobie o czymś przypominając. – O kurczę! Umówiłem się z… inną dziewczyną. Cholera!
- Z dziewczyną? – Peter spojrzał na niego, całkowicie zaaferowany tą informacją. – Z jaką? Ładna jest?
- Przymknij się, Glizdku i daj Rogaczowi mówić – zaśmiał się Syriusz. – Umówiłeś się z dziewczyną?
- To tylko koleżanka – odparł James wymijająco. – Przecież nie mogę nie przyjść na urodziny Lily, bo umówiłem się z inną! Będzie jej przykro.
- No to będziesz musiał to odwołać. – Syriusz wzruszył ramionami. – Na pewno nie podziała na Lily zachęcająco wiadomość, że umawiasz się w jej urodziny z inną. – Dodał ze śmiechem.
- A z kim się umówiłeś? – Peter nie dawał za wygraną.
- Z… Lorą. – Przeniósł ostrożnie wzrok na Syriusza, na którym ta wiadomość nie zrobiła najmniejszego wrażenia.
- To świetnie. Przyda jej się małe pocieszenie – mrugnął do niego porozumiewawczo.
James przewrócił oczami.
- Ty i to twoje podejście…



* * *


         Wielka Sala powoli napełniała się uczniami. Zapach przeróżnych potraw unosił się w powietrzu. Kolacja – czas, kiedy wszyscy, zmęczeni po całym dniu przychodzili, by chociaż dobrym jedzeniem poprawić sobie humor.
James rozglądał się uważnie po Sali, poszukując wzrokiem Lory. Jak na złość nigdzie jej nie było. Miał nadzieję, że dziewczyna się na niego nie obrazi. Zerknął na Lily, siedzącą między Blackiem i Lupinem. Śmiała się wesoło z czegoś co właśnie opowiedziała jej Ann. Potter uśmiechnął się pod nosem, patrząc jak rude włosy opadają jej na czoło, a drobny nos marszczy się delikatnie. Zakryła ręką usta, próbując powstrzymać śmiech. Syriusz patrzył na nią, również się śmiejąc. Dorcas, siedząca obok Ann też się uśmiechała, jednak wyczuć w niej można było pewną rezerwę. Dostrzegł Martę Johnson wchodzącą do Sali i uśmiechnął się do niej wesoło.
- Cześć – blondynka dosiadła się do nich, zajmując wolne miejsce obok Remusa, który nagle znieruchomiał. – Remus, chciałam…
Urwała jednak zaskoczona, bo chłopak zerwał się nagle z miejsca, przybierając kamienny wyraz twarzy.
- Wybaczcie, przypomniałem sobie, że muszę iść do profesor McGonagall. Porozmawiamy potem. – Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, nie obejmujący oczu. Ruszył szybkim krokiem w stronę wyjścia z Sali, odprowadzony zdziwionym spojrzeniem przyjaciół.
Marta westchnęła ze smutkiem, sięgając po półmisek z zapiekanką.
- Nie mam pojęcia co w niego wstąpiło. Od dłuższego czasu… mnie unika. – Ściszyła głos, garbiąc się lekko. Z jej twarzy zniknęła wszelka wesołość. Huncwoci wymienili zdziwione spojrzenia, a dziewczyny spojrzały na blondynkę ze współczuciem. Oni też zauważyli ten dystans z jakim Lupin traktował dziewczynę.


- James, Lora idzie – Peter szturchnął Jamesa boleśnie w żebro. Lily zwróciła swe zielone oczy na chłopaka. Z jej twarzy biła ciekawość.
- Och… Tak, faktycznie. Miałem z nią pogadać – powiedział, jakby się usprawiedliwiając. Wstał szybko z miejsca i ruszył w stronę dziewczyny.
- Cześć Lora, słuchaj co do…
- Cześć James! – Dziewczyna uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. – Nie mogę się doczekać naszego jutrzejszego spaceru – powiedziała entuzjastycznie.
James zmieszał się.
- Ja właśnie chciałem…
- Chyba nie przyszedłeś go odwołać? – spytała Lora, a oczy jej posmutniały. Uśmiech zniknął.
James westchnął ciężko, patrząc w jej smutne oczy. Nie mógł jej tego zrobić.
- Nie, ależ skąd! Jak ci to w ogóle mogło przyjść do głowy? – silił się na uśmiech.
Dziewczyna rozpromieniła się.
- Chciałem ci o nim po prostu przypomnieć.
Blondynka zaśmiała się, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Nigdy bym nie zapomniała.
Chłopak uśmiechnął się niemrawo. Postanowił skrócić jutrzejszy spacer do minimum.
- Cieszę się. Więc… Do jutra - zawołał, ruszając w stronę swojego stołu.
Gdy usiadł na miejsce, napotkał pytające spojrzenie Blacka i pokręcił głową. Lily zerknęła na niego ciekawie, uśmiechając się z lekką ironią.
Gdy wychodzili z Sali pochyliła mu się na uchem.

- Nie wiedziałam, że wymieniacie się z Syriuszem dziewczynami – szepnęła, wyprzedzając go. James westchnął. Czuł, że znów wszystko niepotrzebnie się skomplikowało.


1 komentarz:

Użytkowników bez konta Google proszę o wybór z listy "komentarz jako" pola "Nazwa/Adres URL" i w polu nazwa podanie nicka. Jest łatwiej, gdy wiadomo, kto jest kim.