W
sobotni poranek Lily obudziła się wcześnie. Dziwne przeczucie
ogarnęło ją i sama nie zdawała sobie do końca sprawy dlaczego
tak szybko się przebudziła. Pierwszy promień słońca padł na jej
twarz, przedzierając się przez warstwę chmur. Zamknęła oczy.
Po
chwili otworzyła je ponownie, uzmysławiając sobie, że to dzisiaj.
To dzisiaj, trzydziestego stycznia, kończyła siedemnaście lat.
Była… dorosła? Spojrzała w lustro. Czy ta blada, rudowłosa
osoba, patrząca na nią z odbicia śmiało mogła powiedzieć o
sobie, że jest dorosła? Przecież zaledwie wczoraj nie była, a
przez noc chyba wiele się nie zmieniło… Prawda?
Co
tak naprawdę świadczy o dorosłości? Odpowiedzialność i
stateczność, czy lojalność i prawdomówność? Patrząc na swoje
zachowanie z ostatnich tygodni i miesięcy nie była wcale pewna, czy
zasługuje na to miano. Wiek to przecież tylko nic nieznacząca
liczba. Czy nie prościej było zrzucić swoje wady i niepowodzenia
na karby młodego wieku i niedoświadczenia?
Dorosły
wcale nie znaczy dojrzały. Dorosłość to tylko papierek,
pozwolenie uprawiania magii poza szkołą, możliwość pracy w
Ministerstwie.
-
„Czy jestem dojrzała?” – takie pytanie zadała sobie w myślach
Lily Evans i nie potrafiła znaleźć na nie odpowiedzi.
*
* *
Remus
nie czuł się dobrze. Sumienie gryzło go niesamowicie, nie dając
spokoju.
„Kłamca,
tchórz, potwór.” Tylko takie określenia przychodziły mu do
głowy na myśl o swojej osobie. Czy słusznie?
To
co działo się między nim i Martą przerażało go. Przerażało go
w jakim kierunku zmierza ich znajomość i jak się to wszystko może
skończyć. Nie zasługiwał na kogoś takiego jak ona. Marta była
wyjątkową dziewczyną. Potrzebowała kogoś kto zająłby się nią
w tych trudnych czasach. Kogoś kto byłby dla niej oparciem, a nie
co miesiąc zmieniał się w niebezpiecznego potwora. W żadnym
wypadku nie był dla niej odpowiedni. Dla nikogo nie był odpowiedni.
Nie
zasługiwał na miłość.
Uważał,
że nie pozostało mu nic innego jak z nią porozmawiać. Nie znosił
siebie za to, jak ją traktował. Jak wywoływał smutek na jej
twarzy tą ciągłą ucieczką. Był nieszczęśliwy. Chwilowa
radość, która pojawiła się na początku ich znajomości została
zastąpiona przez strach, który nie dał się zagłuszyć.
-
„Czy ja nie zasługuję na szczęście?”
Pokręcił
głową.
Był
potworem. Potwory na nic dobrego nie zasługują.
*
* *
-
Gdzie jest Lily? – Dorcas weszła do dormitorium, spoglądając na
puste łóżko przyjaciółki. Evans zniknęła zaraz po lunchu,
tłumacząc, że ma kilka spraw do załatwienia i tyle ją widzieli.
– To jej urodziny, a ona nam ucieka.
-
Byłaś w bibliotece?
-
Tak.
Susan
zamyśliła się.
-
Wie przynajmniej, że ma być przyjęcie czwartej?
Meadowes
pokręciła głową.
Ann
weszła do dormitorium.
-
Byłam w kuchni. Tam też jej nie ma. Ani w pokoju życzeń. Nigdzie.
-
Trudno. Przynajmniej nikt nie musi jej pilnować. Huncwoci załatwili
jedzenie?
-
Spotkałam ich w kuchni. Wszystko będzie na czas.
Dorcas
uśmiechnęła się.
-
To teraz musimy tylko wymyślić jak ją tam zwabić…
*
* *
Mocna
herbata zawsze rozgrzewa i poprawia nastrój. Zwłaszcza w chatce
Hagrida. Lily siedziała wygodnie na drewnianym krześle w chatce
gajowego, rozmyślając nad wszystkim.
-
Gdzieś je tu jeszcze miałem… O! – Hagrid wyciągnął z szafki
niewielką metalową puszkę. – Proszę. – powiedział, wysypując
jej zawartość na talerzyk. Lily spojrzała niepewnie na ciasteczka.
-
Wiesz Hagridzie, naprawdę nie musisz. Nie jestem głodna.
Gajowy
westchnął, sięgając po ciasteczko.
-
Jak chcesz. Ja nie odmówię.
Lily
uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi.
-
Powiedz, dlaczego nie świętujesz w zamku z przyjaciółmi? Na pewno
cię szukają.
Dziewczyna
wzruszyła ramionami.
-
Nie wiem czy się cieszę ze swoich urodzin.
Hagrid
spojrzał na nią zaskoczony, więc kontynuowała.
-
W świetle prawa jestem już dorosła, prawda?
-
Możesz uprawiać czary poza szkołą. Wszyscy zawsze na to czekali –
gajowy mrugnął do niej porozumiewawczo.
-
Ale to jednak są pewne wymagania wobec mnie. Nie wiem czy jestem
dorosła.
Hagrid
przyjrzał jej się uważnie, kładąc rękę na ramieniu.
-
Lily… To, że masz już siedemnaście lat nie znaczy, że od razu
musisz być poważna. Że nie możesz się mylić. Wszyscy czasem
jesteśmy jak dzieci, cholibka. Ja to chyba wiem najlepiej..
-
Zwłaszcza niektórzy – powiedziała Lily, mając na myśli
Huncwotów.
Broda
gajowego zatrzęsła się lekko od śmiechu.
-
Więc nie przejmuj się. Baw się, śmiej, korzystaj z życia, bo,
Cholibka, mroczne czasy nadchodzą. – jego twarz spoważniała, po
chwili jednak znów się uśmiechnął.
-
Cieszę się, że przyszłaś. Ale inni na pewno martwią się dokąd
im zwiałaś – mrugnął do niej porozumiewawczo.
Lily
uśmiechnęła się.
-
Dziękuję, Hagridzie – powiedziała, wstając. – Chyba
rzeczywiście powinnam wracać.
-
Zuch dziewczyna!
*
* *
-
James, powieś to wyżej!
-
Przecież próbuję! Przestań zrzędzić, Dorcas.
Meadowes
stała u stóp wysokiej drabiny, na szczycie której stał James,
próbując przymocować wielki napis „Wszystkiego najlepszego,
Lily!” do ściany.
Syriusz
wszedł do pomieszczenia i spojrzał na nich z politowaniem.
-
Mogliście uważać w pierwszej klasie na zajęciach z Flitwickiem.
Taki czar, Wingardium
Leviosa, pamiętacie?
James
i Dorcas roześmiali się w głos.
-
To wszystko przez te nerwy. Odsuń się James. Wingardium
Leviosa!
-
Nie rozumiem czym się tak denerwujesz, Dorcas – mruknął zasapany
Remus, który dopiero wszedł, niosąc w rękach zgrzewkę piw
kremowych. – Wypijemy to wszystko? – spojrzał pytająco na Ann,
siedzącą w kącie. Dziewczyna podniosła wzrok i machnęła tylko
ręką.
-
Jeszcze jest kilka butelek Ognistej.
Remus
przeniósł wzrok na Blacka.
-
To twoja sprawka?
Chłopak
tylko uśmiechnął się w odpowiedzi.
-
A ponoć miała być kameralna impreza… - mruknął Remus,
stawiając napoje w kącie.
Po
chwili do pomieszczenia wpadł Peter z wielkim pudłem w rękach.
-
Mam nadzieję, że nie podjadałeś – Dorcas łypnęła na niego
spod zmrużonych powiek.
-
Bez przesady. Nie róbcie ze mnie takiego łasucha!
Meadowes
otworzyła pudło, patrząc z uśmiechem na ułożony w nim tort,
ozdobiony złotymi różyczkami.
-
Idealnie – powiedziała, nie kryjąc satysfakcji. – Gdzie jest
szampan, Ann?
-
Na stole, przecież sama go tam postawiłaś – Williams spojrzała
na nią spod uniesionych brwi.
-
A tak. Nie myślę. – Dorcas zmieszała się lekko. – Idę po
Ithana. Uważajcie tu na wszystko.
I
wybiegła przez drzwi, odprowadzona rozbawionym spojrzeniem Blacka.
-
A ty dokąd? – spytał Syriusz, widząc jak James również
wychodzi.
-
Lora – odparł ten, wzruszając ramionami. – Postaram się szybko
wrócić.
Syriusz
pokręcił tylko głową i zabrał się za nadmuchiwanie balonów.
*
* *
Lily
brnęła przez śnieg, opatulając się szczelniej szalem. Było
naprawdę zimno. Spojrzała na ośnieżony zamek i westchnęła z
zachwytem. Wyglądał niesamowicie. Dobrnęła szybko do drzwi
wejściowych i otrzepawszy buty ze śniegu weszła do środka.
-
Lily?
Podniosła
wzrok i uśmiechnęła się szeroko do rozczochranego okularnika,
stojącego przy schodach. Nagle bardzo ucieszyła się z faktu, że
ma urodziny. Czyżby czekał na nią?
-
James! – podeszła do niego szybko. Chłopak uśmiechał się
szeroko.
-
Gdzie ty się podziewałaś? Wszyscy cię szukali. Solenizantom nie
wolno tak znikać w swoje urodziny – pogroził jej palcem, na co
zaśmiała się cicho.
-
Byłam u Hagrida na urodzinowej herbatce.
-
Jakoś nikt nie wpadł na to, żeby cię tam szukać – powiedział,
drapiąc się po głowie.
Wzruszyła
ramionami.
-
W sumie nie powinienem ci mówić, ale.. szykują coś dla ciebie,
więc lepiej nie każ im czekać. – Mrugnął do niej okiem.
-
A ty nie…?
-
James!
Lily
odwróciła się w stronę źródła głosu. Dostrzegła drobną
blondynkę z burzą loków na głowie. Dziewczyna miała na sobie
ciepły płaszcz, a w dłoniach trzymała czapkę. Schodziła ze
schodów i uśmiechała się radośnie do Jamesa.
-
Cześć, Lora. – Chłopak uśmiechnął się do niej, jednak Lily
nie dosłyszała w jego głosie wyraźnego entuzjazmu. Spojrzał na
Evans przepraszająco.
-
Umówiłem się i… - zaczął cicho, jednak przerwał, gdy
blondynka stanęła przy nich.
-
Witaj, Lily – powiedziała, stając blisko Jamesa.
„Stanowczo
za blisko” przemknęło Evans przez myśl, jednak szybko wyrzuciła
to z głowy.
-
Witaj, Loro.
Uśmiechnęła
się do niej delikatnie. Blondynka spojrzała na Jamesa.
-
Idziemy? – spytała, biorąc go pod ramię.
-
Tak. Wybacz Lily. – Znów uśmiechnął się do niej
przepraszająco.
-
Nie zatrzymuję was. – Evans nadal się uśmiechała, jednak w
żołądku czuła dziwną pustkę. – Bawcie się dobrze! –
zawołała za nimi i czym prędzej ruszyła po schodach.
James
otworzył przed Lorą drzwi i odwrócił się jeszcze, by odprowadzić
Lily spojrzeniem.
-
James, idziesz…?
*
* *
Tykanie
zegara wypełniało ciszę. Stary, skórzany fotel zaskrzypiał
cicho, gdy dyrektor sięgnął po filiżankę z herbatą. Ręka lekko
mu zadrżała, gdy przytykał ją do ust. Ziołowy napar wypełnił
jego usta, a zapach wdarł się do nozdrzy, niosąc chwilowe
uspokojenie.
Poderwał
głowę, słysząc nagły szelest w kominku.
-
Albusie, obudziła się! – rozległ się głos, spośród zielonych
płomieni.
*
* *
Lily
weszła do pokoju wspólnego rozglądając się za swoimi
przyjaciółmi, jednak nikogo nie dostrzegła. Weszła więc szybko
po schodach, prowadzących do dormitorium, jednak sypialnia również
była pusta. Zdezorientowana powiesiła kurtkę na wieszak i zeszła
z powrotem do Pokoju Wspólnego. Może po prostu ich nie zauważyła?
Nagle
podszedł do niej jakiś trzecioklasista.
-
Syriusz Black prosił żeby ci to dać – powiedział, wkładając
jej do rąk niewielką książkę i uciekł po schodach prowadzących
do męskiego dormitorium. Lily z zaciekawieniem otworzyła książkę.
Była tam kartka, zapisana najprawdopodobniej przez Dorcas. Lily
uśmiechnęła się.
„Na
zabawę trafić chcesz?
Musisz
najpierw wiedzieć gdzie!
Gdzie
Bzik i trolle biegają,
przyjaciele
na Ciebie czekają.
Pomyśl
sobie o zabawie,
a
odnajdziesz nas na
kawie ;).”
Ostatnie
trzy słowa dopisane były pismem Jamesa. Lily zaśmiała się.
Widocznie Dorcas zabrakło rymu. Odwróciła kartkę i zobaczyła
dopisek Syriusza.
„Jakbyś
nie odgadła gdzie, jesteśmy w Pokoju Życzeń. S.”
Uśmiechnęła
się szeroko i schowawszy kartkę do kieszeni opuściła Pokój
Wspólny.
*
Bez
zbędnych komplikacji Lily trafiła do Pokoju Życzeń, gdzie
powitano ją wiwatami i głośnym okrzykiem „Wszystkiego
najlepszego!”. Zdziwiła ją tak duża liczba gości: dość sporo
osób z innych domów, uczniowie z młodszych i starszych klas.
Pojawił się nawet Matt, jednak uciekł dość szybko, ścigany
niezbyt przychylnymi spojrzeniami Huncwotów. Po odśpiewaniu „Sto
lat” i złożeniu życzeń, przyszedł czas na toast. Wypili
szampana, a Lily stanęła na środku i spojrzała na wszystkich z
uśmiechem. Czuła się naprawdę wspaniale.
-
Nie wiem co powiedzieć – powiedziała, rozglądając się dokoła.
– Kompletnie mnie zaskoczyliście. – Uśmiechnęła się do
sprawców całego zamieszania: Dorcas, Ann, Susan i Huncwotów, wśród
których brakowało tylko Jamesa. – Nigdy nie miałam lepszej
imprezy. Dziękuję Wam. – Rozejrzała się dokoła. – Zdrowie
moich przyjaciół! – zawołała, unosząc kieliszek i opróżniając
go do dna. Reszta poszła za jej przykładem. Po chwili zabrzmiała
muzyka, odwracając uwagę gości od solenizantki. Lily podeszła do
przyjaciół i uściskała każdego z osobna. – Dziękuję Wam.
Jesteście niesamowici.
Dorcas
uśmiechnęła się do niej szeroko.
-
Jak ci się podobała zagadka?
-
Świetna – powiedziała, wyczuwając na sobie spojrzenie Syriusza,
który po chwili mrugnął do niej porozumiewawczo.
-
A kiedy przyjdzie James?
Przyjaciele
spojrzeli po sobie niepewnie.
-
Pomagał nam tu wszystko przygotowywać, jednak… musiał wyjść.
-
Tak, wiem. Spotkałam go. Nie mówił wam, kiedy wróci? –
Spojrzała na Huncwotów, którzy pokręcili tylko głowami.
Westchnęła
ciężko, po czym sięgnęła po tort.
Godziny
mijały. Susan zerknęła niepewnie na zegarek i westchnęła cicho.
Podeszła szybko do Lily i uśmiechnęła się przepraszająco.
-
Muszę iść. Szlaban – powiedziała, krzywiąc się mimowolnie.
Lily
uściskała ją mocno, dziękując jeszcze raz. Blondynka szybko
opuściła pomieszczenie, jednak po chwili, na jej miejsce pojawił
się inny gość.
Podszedł
po cichu do Lily i zakrył jej zmarzniętymi rękami oczy.
-
Zgadnij kto! – zawołał wesoło.
-
James! – Dziewczyna zdjęła jego dłonie z oczu i obróciła się
do niego z uśmiechem. – Jak dobrze cię widzieć – powiedziała
i przytuliła go mocno. – Dziękuję… za przyjęcie.
Chłopak
objął ją niezdarnie, uśmiechając się szeroko.
-
I za ostatni rym – dodała po chwili.
Potter
zaśmiał się wesoło.
-
Poznałaś, że to ja?
-
Oczywiście.
Uśmiechnęli
się do siebie.
-
Ekhm…
Ciche
chrząknięcie rozległo się obok nich i zza pleców Jamesa wyszła
Lora. Lily czym prędzej puściła chłopaka i uśmiechnęła się do
dziewczyny. Blondynka przyskoczyła do niej szybko z uśmiechem na
twarzy.
-
Wszystkiego najlepszego! – zawołała radośnie, całując ją w
oba policzki. – James dopiero później powiedział mi, że masz
urodziny – powiedziała, zerkając na chłopaka, który wzruszył
lekko ramionami, popatrując wystraszonym wzrokiem to na Lily to na
Lorę.
-
Dziękuję – na twarzy Evans pojawił się lekki uśmiech. –
Miło, że wpadłaś – dodała po chwili. Lora uśmiechnęła się
tylko w odpowiedzi.
-
Pogadamy później. Muszę zająć się resztą gości –
powiedziała, wskazując na pozostałe towarzystwo.
-
Jasne, nie przeszkadzaj sobie – zaśmiała się Lora i pociągnęła
Jamesa w kąt pokoju, gdzie mogli powiesić płaszcze. – Chodź
James.
Chłopak
posłał rudowłosej rozpaczliwe spojrzenie i poszedł za dziewczyną.
Lily po chwili wmieszała się w tłum gości zagadując poszczególne
osoby i dziękując im za przybycie.
-
Nie podoba mi się ta cała Lora – mruknęła Ann do Petera i
Remusa. Wszyscy troje obserwowali scenę, która przed chwilą miała
miejsce.
Remus
przechylił lekko głowę, jakby unikając odpowiedzi.
-
A mi się podoba. Ładna jest – mruknął Peter znad kawałka
ciasta. Ann rzuciła mu pobłażliwe spojrzenie.
-
Chodzi mi o to, że…
-
Jakby ktoś o mnie pytał to poszedłem się położyć, bo źle się
czułem. – Remus zerknął na Ann i Petera, którzy zdezorientowani
pokiwali głowami. – Dzięki.
Lupin
oddalił się szybko w stronę drzwi.
Po
chwili podeszła do nich Marta.
-
Nie widzieliście Remusa?
-
Źle się poczuł i poszedł się położyć. – Ann spojrzała na
blondynkę współczująco.
Johnson
westchnęła.
-
Mam tego dość. O co mu chodzi? Cały czas mnie unika. – Pokręciła
głową.
-
Daj mu czas. – Williams położyła jej dłoń na ramieniu. –
Wszystko jakoś się ułoży.
*
Zabawa
skończyła się niedługo później. Goście opuścili Pokój
Życzeń, dziękując za udaną zabawę. Przyjaciele nie martwili się
o sprzątanie – była to jedna z głównych zalet Pokoju. Sprzątał
się sam.
Gdy
dziewczęta dotarły w końcu do swojego dormitorium Lily usiadła
ciężko na swoim łóżku.
-
Ale była zabawa – powiedziała.
-
Tak. Jestem wykończona – dodała Dorcas.
-
Lily… Sowa. – Ann wskazała na okno.
Evans
poderwała się z łóżka i podeszła do okna.
Wpuściła
sowę i odwiązała list. Zaciekawiona zagłębiła się w jego
treść. Tymczasem drzwi pokoju otwarły się i weszła Susan. Jej
mina nie wróżyła nic dobrego.
-
Wiecie, że ktoś…
-
Cii… Poczekaj. – szepnęła Dorcas, wskazując na Lily, czytającą
list. Na jej twarzy widniał lekki uśmiech. Po chwili podniosła
wzrok znad kartki i uśmiechnęła się szeroko do dziewczyn.
-
Marlena wróciła!
Kocham serię "Dziedzictwo" (pierwsza cz. serii "Dziedzictwa" to "Eragon", dla nie wtajemniczonych), a notka super.
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi o ,,Eragonie".
OdpowiedzUsuńAch, jak trudno załapać jak na razie, o co chodzi z tym snem... Tak tajemniczo...
bonnie-karaye.blogspot.com
A ta tajemnicza rudowłosa? hmm, interesujące...
OdpowiedzUsuńHmmm... Czyżby Syriusz Black coś ukrywał??
OdpowiedzUsuńJej, zupełnie się gubię... właśnie dlatego nie tracę czasu i czytam dalej :P
OdpowiedzUsuń