Gotowała
się pod kołdrą podciągniętą pod samą brodę. Od dobrych
piętnastu minut nie spała, mimo iż do rozpoczęcia zajęć zostało
jej jeszcze sporo czasu. Nic z tego. Jej organizm wyraźnie się
zbuntował i mimo, że poprzedniego wieczoru pora o jakiej poszła
spać wcale nie należała do najwcześniejszych, sen nie był
dzisiaj jej sprzymierzeńcem.
Odrzuciła
na bok przykrycie i spojrzała zrezygnowana na zegarek.
- Piąta
piętnaście... I co będziesz robiła przez te trzy godziny? -
mruknęła do siebie wsuwając stopy w puchate kapcie. Spojrzała na
łóżka swoich przyjaciółek, które najwyraźniej miały więcej
szczęścia niż ona. Nie budziły się w pierwszy dzień szkoły o
„piątej piętnaście”. Z niezadowoloną miną zaścieliła łóżko
i podeszła do okna. Odsłoniła zasłonkę i oparła się o parapet,
wyglądając na pokryte rosą błonia. Tafla jeziora skrzyła się w
blasku wschodzącego słońca, a korony drzew Zakazanego Lasu
kołysały się w lekkich podmuchach wiatru. Uśmiechnęła się do
siebie, przypominając sobie jedno z letnich popołudni pod koniec
piątej klasy... Ta pogoda, i ciepła woda w jeziorze. Dzień był
wtedy wspaniały, a panująca atmosfera zbliżających się wakacji
działała na wszystkich uspokajająco. No może na wszystkich z
wyjątkiem Pottera i reszty huncwotów. Oni zawsze mieli powody, żeby
wariować.
Odwróciła
się od okna i skierowała swoje kroki do kufra, stojącego obok jej
łóżka. Otworzyła wieko i spojrzała na szkolną szatę, którą
wrzuciła tam poprzedniego wieczoru. Ułożyła ją na łóżku, po
czym zabrała się za wypakowywanie pozostałych rzeczy. Uporawszy
się z pergaminami, piórami i całym zapasem atramentu, sięgnęła
po książki leżące pod warstwą ubrań. Ułożyła je starannie na
szafce, stojącej obok łóżka, po czym spojrzała na swoją
garderobę, która zaścielała w nieładzie dno skrzyni. Z krzywą
miną zabrała się za składanie bluzek i spodni. Gdy w końcu
skończyła jej wzrok ponownie padł na budzik, stojący na nocnej
szafce.
- Wspaniała
robota, panno Evans... Wyrobiłaś się w niecałe dwadzieścia minut
- mruknęła do siebie z ironią, po czym chwyciwszy szatę
skierowała się do łazienki. Stanęła przed lustrem i spojrzała
niepewnie na swoje odbicie. Ze zdziwieniem stwierdziła, że nie
wygląda wcale najgorzej. Pod oczami nie widać było najmniejszych
sińców, mimo że tak krótko spała. Z lekkim uśmiechem zabrała
się za mycie zębów. Przemyła twarz zimną wodą po czym
chwyciwszy za grzebień zaczęła rozczesywać swoje długie, rude
włosy. Po chwili wahania zaplotła je w dwa luźne warkocze i
zerknąwszy na siebie w lustrze parsknęła cichym śmiechem.
- Nie ma to
jak zacząć rok szkolny nieudaną fryzurą - zaśmiała się cicho,
jednak postanowiła jej nie zmieniać. Bądź co bądź, w końcu to
jakaś odmiana. Przebrała się w szkolną szatę i ponownie weszła
do sypialni. Teraz już kompletnie ubrana i umyta nie wiedziała czym
ma się zająć. Porzucając pomysł wcześniejszego obudzenia
przyjaciółek, wyszła na klatkę schodową i zeszła do pokoju
wspólnego. Spojrzała na opustoszałe pomieszczenie, wygasły
kominek i zerknęła na zegar wiszący na jednej ze ścian. Pokazywał
szóstą pięć. Klnąc się w duchu za swoją głupotę, że mimo
wszystko nie próbowała dalej spać, wyszła przez dziurę pod
portretem na opustoszały korytarz.
Znowu
ten Potter, pomyślała, gdy natrafiła na jego spojrzenie.
Chłopak po chwili odwrócił wzrok, powracając do śniadania. Lily
obrzuciła go nienawistnym spojrzeniem i przeszła obok z wysoko
podniesioną głową. Dostrzegła na jego twarzy lekki, pełen ironii
uśmiech, który gryfon chyba za wszelką cenę starał się ukryć,
jednak nie za dobrze mu to wychodziło. Usiadła na drugim końcu
stołu. Oby jak najdalej od Pottera. Nawet na nią nie spojrzał.
Nie wiedziała, czemu ten czarnowłosy, rozczochrany chłopak tak ją
denerwuje. Przecież w końcu zrobił to, o co tak długo prosiła.
Dał jej spokój. Powinna się cieszyć, a nie denerwować.
Gwałtownie chwyciła leżący na przeciwko niej półmisek z
kiełbaskami i nałożyła sobie kilka na talerz. Sięgnęła po
pieczywo, do szklanki nalała trochę soku pomarańczowego, gdy...
-
Przepraszam. Lily Evans?
Obok niej
usiadł wysoki chłopak, chyba siódmoklasista i patrzył na nią
wyczekująco. Na jego ustach błąkał się lekki uśmiech.
- Tak, a co?
- Jestem
Matt. - Chłopak uśmiechnął się. Dziewczyna niepewnie
odwzajemniła uśmiech. - Profesor McGonagall prosiła, żebym dał
ci to - powiedział wręczając jej plik arkusików. Ruda zerknęła
na nie i dostrzegła, że są to nowe plany lekcji. Spojrzała na
chłopaka z wdzięcznością.
- Dzięki,
całkowicie o tym zapomniałam - powiedziała z uśmiechem.
- Cała
przyjemność po mojej stronie. Widziałem cię jak rano spacerowałaś
po błoniach, też nie umiałaś spać...?
Ruda
zaśmiała się.
* * *
-
Dziewczyny, Lily nam zwiała! - Dorcas usiadła i przetarłszy oczy
spojrzała na puste łóżko przyjaciółki.
- I nawet
nas nie obudziła? Patrzcie która godzina już jest. Nie zdążymy!
- Ann zerwała się z łóżka.
- Która? -
mruknęła zaspana Susan. - Musicie robić tyle hałasu? Ja tu śpię
- powiedziała z wyrzutem przykrywając sobie głowę poduszką.
- Jest za
piętnaście ósma. Całe szczęście, że lekcje zaczynają się o
dziewiątej - powiedziała Dorcas przekopując zawartość swojego
kufra w poszukiwaniu kosmetyków.
- Zajmuję
łazienkę! - zawołała Ann i zniknęła za drzwiami pomieszczenia.
Po chwili dobiegł ich odgłos odkręconej wody.
- Tylko się
pospiesz! - krzyknęła za nią Dorcas. - Popatrz tylko, Ruda już
wszystko poukładała... - wskazała na komódkę obok łóżka Lily.
- Ciekawe, o której wstała...
- Nie
obchodzi mnie to. Chcę spać! - Susan przybrała zrozpaczoną minę.
Dorcas roześmiała się,
- Skończyły
się wakacje i wylegiwanie do południa. Niestety.
- Nie chce
mi się uczyć. Nie chcę. Nie idę dzisiaj na lekcje!
- Chcesz
sobie narobić zaległości zaraz w pierwszy dzień? Nie marudź,
tylko wstawaj.
Susan
usiadła na łóżku i rozejrzała się po pokoju, mrucząc coś pod
nosem złowieszczo.
- Co tam
mówisz? - Dorcas spojrzała na przyjaciółkę rozbawiona,
przekonana, że ta wyzywa w tej chwili wszystkich przez których musi
wcześnie wstawać. Od McGonagall począwszy, na Dumbledorze
skończywszy.
- Nic, nic.
Ann wyłaź z tej łazienki! - podeszła do drzwi i zapukała w nie
głośno. - Inni też chcą się umyć.
- Zaraz!
- Lepiej,
żeby to było szybko.
- Spokojnie
Susan. Nie denerwuj się tak - zaśmiała się Dorcas.
- Wcale się
nie denerwuję. Ann wyłaź! - podeszła ponownie do drzwi, które
otwarły się z hukiem. Dziewczyna wyszła z łazienki i spojrzała z
wyrzutem na przyjaciółkę.
- Nie musisz
mnie tak poganiać.
- Ach,
najpierw mnie gonicie, że mam wstawać, a potem mówicie, że „mam
was nie poganiać”. I to się nazywa sprawiedliwość? Zajmuję
łazienkę.
- Ale... -
zaczęła Dorcas, jednak drzwi zamknęły się z trzaskiem. Pokręciła
głową i wróciła do przeszukiwania kufra.
* * *
Lily
krążyła między Gryfonami jedzącymi śniadanie i rozdawała im
plany lekcji. Na jej ustach cały czas widniał radosny uśmiech, a
spojrzenie miała dość nieobecne. Podeszła do Ricka, Jacka i
Rogera, którzy z niewyspanymi minami jedli śniadanie.
- Jak się
spało? - spytała, patrząc na nich z rozbawieniem.
- Jakoś -
odpowiedział Rick, uśmiechając się lekko. Pozostali chłopcy nie
odpowiedzieli.
- Tutaj
macie plan lekcji na cały tydzień. I jak dobrze widzę pierwsze
macie eliksiry w lochach. Lepiej się pospieszcie, Slughorn nie lubi
spóźnialskich.
- Dzięki -
powiedział Rick i odwrócił się do przyjaciół, którzy mierzyli
Rudą nieprzychylnym spojrzeniem.
Lily
odwróciła się od nich i ruszyła do grupki drugoklasistów
siedzących przy końcu stołu.
- To
wszystko jej sprawka - powiedział Jack, gdy dziewczyna się
oddaliła.
- Niby co? -
spytał Rick, mierząc przyjaciela pytającym spojrzeniem.
- Ten upiór,
wczoraj...
- Nie sądzę.
- A ja
sądzę. Prawda Roger? Przecież tu w zamku nie ma żadnych duchów...
- Jack spojrzał na kolegów.
- Ach tak...
Nie ma duchów? - dobiegł ich kpiący głos. Jack odwrócił się i
krzyknął cicho.
- Witam.
Jestem Sir Nicolas de Mimsy...
- Wiem.
Jesteś Prawie Bezgłowym Nickiem - przerwał mu Rick z uśmiechem. -
Brat mi o tobie opowiadał. Bardzo cię lubił.
- Naprawdę?
- duch wypiął z dumą pierś nie zwracając uwagi, na Jacka, który
patrzył na niego przerażony. - A jak się nazywał twój brat?
- Jason. Już
skończył Hogwart. Też był w Gryffindorze.
- A tak,
chyba pamiętam. Bardzo miły młodzieniec - duch posłał mu
sympatyczny uśmiech. - A teraz wybaczcie. Całkowicie zapomniałem o
spotkaniu u Krwawego Barona. Mamy zebranie duchów! – powiedział,
po czym zniknął w jednej ze ścian. Jack patrzył za nim
zszokowany.
- No dobra,
może i są duchy. Ale ciągle uważam, że coś się za tym
wszystkim kryje. A jeśli się dowiem co, to ta cała pani prefekt
mnie popamięta. Nie dam robić z siebie głupka - powiedział w
końcu, uderzając pięścią w stół.
* * *
- Lily. Tu
jesteś. Czemu tak wcześnie wstałaś? - Dorcas podeszła do Evans,
która właśnie skończyła rozdawać plany.
- Nie
umiałam spać - powiedziała. - Cześć wam. - Uśmiechnęła się
do reszty Gryfonów i podała im plany zajęć. - Tu macie wasze
rozkłady lekcji - dodała z uśmiechem.
- Dzięki -
mruknął Remus, studiując zawartość kartki.
- Evans, nie
wiesz gdzie jest James? - zapytał Syriusz, spoglądając
jednocześnie na plan zajęć.
- Skąd mam
wiedzieć, gdzie ten rozczochraniec chodzi - odpowiedziała wrogo.
- Bo jego
też nie było rano w łóżku i myśleliśmy - zaczął Black
ostrożnie.
- To źle
myśleliście - przerwała mu Lily. - Nie wiem gdzie on jest i mnie
to nie interesuje.
Dorcas i Ann
spojrzały na nią zaskoczone. Nie miały pojęcia skąd ta nagła
złość.
- Dobrze,
już dobrze. Syriuszu, daj spokój - powiedziała Meadowes w końcu.
- Właśnie.
Chodźmy jeść - powiedział Peter ze wzrokiem utkwionym w stole.
- To idźcie.
Ja muszę skoczyć na chwilę do biblioteki - powiedziała i ruszyła
w stronę wyjścia z sali.
- Nie
będziesz jadła? - krzyknęła za nią Ann.
- Nie. Już
jadłam.
Syriusz
wzruszył ramionami i ruszył w kierunku stołu, posyłając oczko
grupie czwartoklasistek.
*
* *
Wątła
dłoń obdarzona długimi palcami, zakończonymi ostrymi, pożółkłymi
paznokciami zgniotła kartkę papieru i wrzuciła ją do ognia,
płonącego na kominku. Postać odchyliła się do tyłu i oparła w
fotelu, patrząc na ciemniejącą i kurczącą się kartkę, która
po chwili zamieniła się w popiół.
- Już
niedługo, kochana – szepnął do wielkiego węża wijącego się u
jego stóp. - Potem nic mnie nas powstrzyma - powiedział
cichym głosem. Rozległo się ciche pukanie.
- Wejść.
Drzwi
otwarły się, skrzypiąc lekko i do pokoju wszedł wysoki, chudy
mężczyzna.
- P-p-panie.
Nadal nie mamy chętnych. Malfoy kogoś zwerbował, ale nadal nic nie
wiadomo - powiedział kłaniając się nisko, jednak jego ciało
drżało ze strachu.
- Wiem. Poza
tym, spóźniłeś się... - wyszeptał w odpowiedzi złowrogo.
Mężczyzna zadrżał przeczuwając co się za chwilę wydarzy. -
Może to cię nauczy używania zegarka - syknął. - Crucio!
Mężczyzna,
jęcząc z bólu upadł na kolana.
- Panie,
proszę - wyszeptał. Ból minął, jednak po chwili powrócił ze
zdwojoną siłą. Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi.
* * *
- Dzień
dobry panie profesorze. Przepraszam za spóźnienie. - James zdyszany
wpadł do klasy profesora Flitwicka.
- Dzień
dobry, panie Potter. Proszę siadać i więcej się nie spóźniać.
Ładnie zaczyna pan semestr. Ale nie tam z tyłu. Znowu będzie pan
rozmawiał z panem Blackiem - powiedział profesor, gdy James już
zmierzał w kierunku Syriusza. - Tu proszę... tak. Panna Meadowes
usiądzie z panem Blackiem, a pan, panie Potter usiądzie z panną
Evans. Tylko proszę bez żadnych głupstw - powiedział gdy Dorcas
rzuciła Lily współczujące spojrzenie i wstała, aby przejść do
Syriusza. Dziewczyna spojrzała z przerażeniem na profesora.
- Ale... -
zaczęła.
- Panno
Evans. Żadnych ale. Proszę, kontynuujemy lekcję - przerwał
jej Flitwick i wrócił do przerwanego wykładu. Lily spojrzała na
Jamesa wrogo. Chłopak, udając, że nic nie zauważył usiadł
spokojnie obok niej, wyciągnął podręcznik, pióro, różdżkę i
zaczął słuchać wykładu profesora. Dziewczyna odwróciła wzrok i
próbowała skupić się na notowaniu, jednak za nic jej to nie
wychodziło. Zerknęła ponownie na Jamesa, który teraz zawzięcie
coś notował. Westchnęła i spojrzała na Flitwicka, stojącego na
katedrze.
-
Zapamiętajcie. Obrót w prawo, pół obrotu w lewo, do góry i
zaklęcie - mówił, wymachując różdżką. - Kto mi powtórzy
formułę zaklęcia? - spojrzał wyczekująco na klasę, która
niezbyt była chętna do współpracy. - Może pan, panie Potter? -
spojrzał na Jamesa wyczekująco. Ruda uśmiechnęła się kpiąco i
zerknęła na niego.
-
Chiamaccio? - odpowiedział niepewnie, rozglądając się
dookoła i spoglądając na Remusa, który pokazał mu uniesiony w
górę kciuk.
- Doskonale!
- ucieszył się Flitwick. Ruda prychnęła cicho. - Gryffindor
otrzymuje pięć punktów.
Wszyscy
spojrzeli z uśmiechem na Jamesa, który rozejrzał się z dumą po
klasie. Mrugnął porozumiewawczo do Syriusza, po czym wrócił do
notowania.
- Tak więc,
zaklęcie wydaje się całkiem nieskomplikowane, dlaczego więc
uczymy się go dopiero w szóstej klasie? Ponieważ okazuje się, że
jest o wiele trudniejsze w praktyce i aby je rzucić potrzebne jest
pewne doświadczenie i wprawa, które wy, jakie uczniowie szóstego
roku powinniście już mieć. A także siła woli. Jak już mówiłem,
zaklęciem tym możemy zmaterializować dowolną rzecz, jaką
zapragniemy. Można powiedzieć, że jest to zwykłe Accio,
jednak przy tym zaklęciu przedmiot od razu pojawia się przy nas, a
nie dolatuje po kilku minutach. W gruncie rzeczy Chiamaccio,
jest o wiele wygodniejsze, ponieważ przenosimy przedmioty metodą
podobną do teleportacji. Jednak aby dany przedmiot mógł się
zmaterializować, musi być spełnione kilka warunków. - Rozejrzał
się uważnie po klasie, która słuchała go z uwagą. - Po pierwsze
przedmiot musi być naszą własnością. Nie możemy na przykład
przywołać drogocennej biżuterii sąsiada, czy książki profesora.
Po drugie, musimy wiedzieć gdzie dokładnie się ten przedmiot
znajduje. Wyobrażamy sobie tę rzecz w danym miejscu i...
przystępujemy do działania. Ważne jest, żebyście wiedzieli, że
Chiamaccio jest z założenia zaklęciem niewerbalnym, dlatego
nie radzę używać go werbalnie, bo skutki mogą być nie za ciekawe
o czym napiszecie mi wypracowanie na następną lekcję. Długość
taka jak zawsze. Jeszcze jedno... - przerwał mu dzwonek oznaczający
koniec lekcji i wszyscy uczniowie poruszyli się niespokojnie. - Na
następną lekcję przynieście jakiś mały przedmiot, który jest
wam dobrze znany, będziemy próbować zaklęcia w praktyce. Dobrego
dnia - powiedział, po czym zszedł z katedry. James bez słowa wstał
od stołu i podszedł do Syriusza, który pakował swoje rzeczy do
torby.
- Czemu się
spóźniłeś na lekcję? - Black spojrzał na przyjaciela z
zaciekawieniem.
- Nie
wiedziałem gdzie mamy. Gdyby nie koleżanka z Revenclawu to bym się
nawet na zaklęciach nie pojawił...
- Koleżanka
z Revenclawu, tak? - Syriusz mrugnął do niego porozumiewawczo.
- Tak, tylko
koleżanka - powiedział James, a na jego ustach pojawił się lekki
uśmiech.
- A jak tam
z Lily?
- Nijak.
Mówiłem ci, że to już skończone.
Syriusz
spojrzał na niego badawczo, ale nic już nie powiedział.
- Co mamy
teraz? - spytał Potter po chwili. Black wyciągnął pomięty plan z
kieszeni.
- Eliksiry.
- Super -
mruknął James z krzywą miną i ruszył wraz z przyjacielem w
stronę wyjścia z sali.
* * *
Nawet to,
że siedzi z Potterem na zaklęciach nie było jej w stanie popsuć
humoru. Na jej twarzy błąkał się lekki uśmiech, a nieobecne
spojrzenie utkwione było w oknie.
- Lily, co z
tobą? - Dorcas machnęła jej ręką przed oczami. Ruda ocknęła
się i spojrzała zdezorientowana na przyjaciółkę.
- Co? -
spytała nieprzytomnie.
- Nie mów,
że pół godziny z Potterem w jednej ławce tak na ciebie podziałało
- zaśmiała się Meadowes.
- Chyba
sobie żartujesz - oburzyła się Evans. - Już nie można mieć
dobrego humoru? - Uśmiechnęła się lekko. Dorcas zmierzyła ją
podejrzliwym spojrzeniem, a na jej ustach pojawił się uśmieszek,
który chyba pożyczyła od Blacka.
- Gadaj, co
się dzieje? - spytała patrząc uważnie w jej nieobecne oczy. Widać
było, że cały czas usilnie nad czymś myśli.
- Nic się
nie dzieje Dorcas. Czemu się...
- Zakochałaś
się. - przerwała jej oskarżycielsko przyjaciółka i uśmiechnęła
się szeroko.
- Wcale nie!
- zaprzeczyła Ruda po czym wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.
- To co się
z tobą dzieje?
- Nic.
Zupełnie nic - powiedziała tłumiąc śmiech, jednak w jej oczach
błyskały wesołe ogniki.
- Ja i tak
swoje wiem - burknęła Dorcas, jednak na jej ustach wciąż błąkał
się uśmiech. Jednak Lily już jej nie słuchała. Nuciła coś pod
nosem, przypatrując się jednemu z mijanych obrazów.
* * *
Dorcas Szła
korytarzem, ściskając w ręku dwa grube tomiska do transmutacji.
McGonagall już w pierwszy dzień musiała im dołożyć. Samotnie
przemierzała opustoszałe korytarze, a odgłos jej kroków odbijał
się od ścian. Poczuła nagły chłód, gdy powiew zimnego powietrza
przeniknął ją do szpiku kości. Zadrżała. Na jej twarzy zagościł
lekki uśmiech... tak, może jednak jej się uda? Tylko musi z nim
porozmawiać... W głowie wciąż miała ten jego uśmiech,
spojrzenie. Czuła, że coś się między nimi dzieje. Weszła w
jedno z bocznych przejść, które jej kiedyś pokazał. Odsunęła
zasłonę i zagłębiła się w mrok korytarza. Wdrapała się po
schodach, licząc kolejne stopnie, aby ominąć ten fałszywy. Minęła
zakręt, gdy do jej uszu dobiegł cichy, dziewczęcy śmiech.
Odsunęła zasłonę i zobaczyła jego. Obejmował w talii
niską brunetkę, a ich usta złączone były w długim pocałunku.
Przystanęła, nie mogąc wypowiedzieć słowa. Chciała odwrócić
się, odejść, uciec jak najdalej od nich, jednak nogi odmówiły
jej posłuszeństwa. W końcu oderwali się od siebie. Zobaczyli ją.
Zaskoczony patrzył na nią badawczym wzrokiem, brunetka uśmiechała
się speszona patrząc gdzieś w bok. Dopiero wtedy dostrzegła jej
twarz. To była Emma, rok młodsza gryfonka. Stała jak
sparaliżowana, patrząc na ich splecione dłonie. W końcu jakby się
ocknęła.
-
Przepraszam - bąknęła i odwróciła się na pięcie. Zniknęła za
zasłoną i pobiegła przed siebie.
-
Meadowes! Jak ci się spodobało możesz dołączyć! - Śmiech
Blacka wypełnił korytarz.
Niezły rozdział. Jak mniemam Petunia zakochała się w Vernonie?
OdpowiedzUsuńMrs. Black
Chyba relacje Lily i Petuni nie są już w aż tak krytycznym stanie?
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, że rodzice u ciebie mają własną inteligencję, że w ich przypadku też się starasz.
bonnie-karaye.blogspot.com
Jestem od niedawna, ale już mi się podoba, ciśnienie nietypowego, co sobie cenię 😊 Tak dalej!
OdpowiedzUsuń*coś zamiast ciśnienie xD
Usuń