BLOG ZAWIESZONY: Więcej informacji w Proroku

25 czerwca 2008

Rozdział 4: Co się dzieje z Lily Evans?

            Gotowała się pod kołdrą podciągniętą pod samą brodę. Od dobrych piętnastu minut nie spała, mimo iż do rozpoczęcia zajęć zostało jej jeszcze sporo czasu. Nic z tego. Jej organizm wyraźnie się zbuntował i mimo, że poprzedniego wieczoru pora o jakiej poszła spać wcale nie należała do najwcześniejszych, sen nie był dzisiaj jej sprzymierzeńcem.
Odrzuciła na bok przykrycie i spojrzała zrezygnowana na zegarek.
- Piąta piętnaście... I co będziesz robiła przez te trzy godziny? - mruknęła do siebie wsuwając stopy w puchate kapcie. Spojrzała na łóżka swoich przyjaciółek, które najwyraźniej miały więcej szczęścia niż ona. Nie budziły się w pierwszy dzień szkoły o „piątej piętnaście”. Z niezadowoloną miną zaścieliła łóżko i podeszła do okna. Odsłoniła zasłonkę i oparła się o parapet, wyglądając na pokryte rosą błonia. Tafla jeziora skrzyła się w blasku wschodzącego słońca, a korony drzew Zakazanego Lasu kołysały się w lekkich podmuchach wiatru. Uśmiechnęła się do siebie, przypominając sobie jedno z letnich popołudni pod koniec piątej klasy... Ta pogoda, i ciepła woda w jeziorze. Dzień był wtedy wspaniały, a panująca atmosfera zbliżających się wakacji działała na wszystkich uspokajająco. No może na wszystkich z wyjątkiem Pottera i reszty huncwotów. Oni zawsze mieli powody, żeby wariować.
Odwróciła się od okna i skierowała swoje kroki do kufra, stojącego obok jej łóżka. Otworzyła wieko i spojrzała na szkolną szatę, którą wrzuciła tam poprzedniego wieczoru. Ułożyła ją na łóżku, po czym zabrała się za wypakowywanie pozostałych rzeczy. Uporawszy się z pergaminami, piórami i całym zapasem atramentu, sięgnęła po książki leżące pod warstwą ubrań. Ułożyła je starannie na szafce, stojącej obok łóżka, po czym spojrzała na swoją garderobę, która zaścielała w nieładzie dno skrzyni. Z krzywą miną zabrała się za składanie bluzek i spodni. Gdy w końcu skończyła jej wzrok ponownie padł na budzik, stojący na nocnej szafce.
- Wspaniała robota, panno Evans... Wyrobiłaś się w niecałe dwadzieścia minut - mruknęła do siebie z ironią, po czym chwyciwszy szatę skierowała się do łazienki. Stanęła przed lustrem i spojrzała niepewnie na swoje odbicie. Ze zdziwieniem stwierdziła, że nie wygląda wcale najgorzej. Pod oczami nie widać było najmniejszych sińców, mimo że tak krótko spała. Z lekkim uśmiechem zabrała się za mycie zębów. Przemyła twarz zimną wodą po czym chwyciwszy za grzebień zaczęła rozczesywać swoje długie, rude włosy. Po chwili wahania zaplotła je w dwa luźne warkocze i zerknąwszy na siebie w lustrze parsknęła cichym śmiechem.
- Nie ma to jak zacząć rok szkolny nieudaną fryzurą - zaśmiała się cicho, jednak postanowiła jej nie zmieniać. Bądź co bądź, w końcu to jakaś odmiana. Przebrała się w szkolną szatę i ponownie weszła do sypialni. Teraz już kompletnie ubrana i umyta nie wiedziała czym ma się zająć. Porzucając pomysł wcześniejszego obudzenia przyjaciółek, wyszła na klatkę schodową i zeszła do pokoju wspólnego. Spojrzała na opustoszałe pomieszczenie, wygasły kominek i zerknęła na zegar wiszący na jednej ze ścian. Pokazywał szóstą pięć. Klnąc się w duchu za swoją głupotę, że mimo wszystko nie próbowała dalej spać, wyszła przez dziurę pod portretem na opustoszały korytarz.


           Znowu ten Potter, pomyślała, gdy natrafiła na jego spojrzenie. Chłopak po chwili odwrócił wzrok, powracając do śniadania. Lily obrzuciła go nienawistnym spojrzeniem i przeszła obok z wysoko podniesioną głową. Dostrzegła na jego twarzy lekki, pełen ironii uśmiech, który gryfon chyba za wszelką cenę starał się ukryć, jednak nie za dobrze mu to wychodziło. Usiadła na drugim końcu stołu. Oby jak najdalej od Pottera. Nawet na nią nie spojrzał. Nie wiedziała, czemu ten czarnowłosy, rozczochrany chłopak tak ją denerwuje. Przecież w końcu zrobił to, o co tak długo prosiła. Dał jej spokój. Powinna się cieszyć, a nie denerwować. Gwałtownie chwyciła leżący na przeciwko niej półmisek z kiełbaskami i nałożyła sobie kilka na talerz. Sięgnęła po pieczywo, do szklanki nalała trochę soku pomarańczowego, gdy...
- Przepraszam. Lily Evans?
Obok niej usiadł wysoki chłopak, chyba siódmoklasista i patrzył na nią wyczekująco. Na jego ustach błąkał się lekki uśmiech.
- Tak, a co?
- Jestem Matt. - Chłopak uśmiechnął się. Dziewczyna niepewnie odwzajemniła uśmiech. - Profesor McGonagall prosiła, żebym dał ci to - powiedział wręczając jej plik arkusików. Ruda zerknęła na nie i dostrzegła, że są to nowe plany lekcji. Spojrzała na chłopaka z wdzięcznością.
- Dzięki, całkowicie o tym zapomniałam - powiedziała z uśmiechem.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Widziałem cię jak rano spacerowałaś po błoniach, też nie umiałaś spać...?
Ruda zaśmiała się.


* * *


- Dziewczyny, Lily nam zwiała! - Dorcas usiadła i przetarłszy oczy spojrzała na puste łóżko przyjaciółki.
- I nawet nas nie obudziła? Patrzcie która godzina już jest. Nie zdążymy! - Ann zerwała się z łóżka.
- Która? - mruknęła zaspana Susan. - Musicie robić tyle hałasu? Ja tu śpię - powiedziała z wyrzutem przykrywając sobie głowę poduszką.
- Jest za piętnaście ósma. Całe szczęście, że lekcje zaczynają się o dziewiątej - powiedziała Dorcas przekopując zawartość swojego kufra w poszukiwaniu kosmetyków.
- Zajmuję łazienkę! - zawołała Ann i zniknęła za drzwiami pomieszczenia. Po chwili dobiegł ich odgłos odkręconej wody.
- Tylko się pospiesz! - krzyknęła za nią Dorcas. - Popatrz tylko, Ruda już wszystko poukładała... - wskazała na komódkę obok łóżka Lily. - Ciekawe, o której wstała...
- Nie obchodzi mnie to. Chcę spać! - Susan przybrała zrozpaczoną minę. Dorcas roześmiała się,
- Skończyły się wakacje i wylegiwanie do południa. Niestety.
- Nie chce mi się uczyć. Nie chcę. Nie idę dzisiaj na lekcje!
- Chcesz sobie narobić zaległości zaraz w pierwszy dzień? Nie marudź, tylko wstawaj.
Susan usiadła na łóżku i rozejrzała się po pokoju, mrucząc coś pod nosem złowieszczo.
- Co tam mówisz? - Dorcas spojrzała na przyjaciółkę rozbawiona, przekonana, że ta wyzywa w tej chwili wszystkich przez których musi wcześnie wstawać. Od McGonagall począwszy, na Dumbledorze skończywszy.
- Nic, nic. Ann wyłaź z tej łazienki! - podeszła do drzwi i zapukała w nie głośno. - Inni też chcą się umyć.
- Zaraz!
- Lepiej, żeby to było szybko.
- Spokojnie Susan. Nie denerwuj się tak - zaśmiała się Dorcas.
- Wcale się nie denerwuję. Ann wyłaź! - podeszła ponownie do drzwi, które otwarły się z hukiem. Dziewczyna wyszła z łazienki i spojrzała z wyrzutem na przyjaciółkę.
- Nie musisz mnie tak poganiać.
- Ach, najpierw mnie gonicie, że mam wstawać, a potem mówicie, że „mam was nie poganiać”. I to się nazywa sprawiedliwość? Zajmuję łazienkę.
- Ale... - zaczęła Dorcas, jednak drzwi zamknęły się z trzaskiem. Pokręciła głową i wróciła do przeszukiwania kufra.



* * *



Lily krążyła między Gryfonami jedzącymi śniadanie i rozdawała im plany lekcji. Na jej ustach cały czas widniał radosny uśmiech, a spojrzenie miała dość nieobecne. Podeszła do Ricka, Jacka i Rogera, którzy z niewyspanymi minami jedli śniadanie.
- Jak się spało? - spytała, patrząc na nich z rozbawieniem.
- Jakoś - odpowiedział Rick, uśmiechając się lekko. Pozostali chłopcy nie odpowiedzieli.
- Tutaj macie plan lekcji na cały tydzień. I jak dobrze widzę pierwsze macie eliksiry w lochach. Lepiej się pospieszcie, Slughorn nie lubi spóźnialskich.
- Dzięki - powiedział Rick i odwrócił się do przyjaciół, którzy mierzyli Rudą nieprzychylnym spojrzeniem.
Lily odwróciła się od nich i ruszyła do grupki drugoklasistów siedzących przy końcu stołu.
- To wszystko jej sprawka - powiedział Jack, gdy dziewczyna się oddaliła.
- Niby co? - spytał Rick, mierząc przyjaciela pytającym spojrzeniem.
- Ten upiór, wczoraj...
- Nie sądzę.
- A ja sądzę. Prawda Roger? Przecież tu w zamku nie ma żadnych duchów... - Jack spojrzał na kolegów.
- Ach tak... Nie ma duchów? - dobiegł ich kpiący głos. Jack odwrócił się i krzyknął cicho.
- Witam. Jestem Sir Nicolas de Mimsy...
- Wiem. Jesteś Prawie Bezgłowym Nickiem - przerwał mu Rick z uśmiechem. - Brat mi o tobie opowiadał. Bardzo cię lubił.
- Naprawdę? - duch wypiął z dumą pierś nie zwracając uwagi, na Jacka, który patrzył na niego przerażony. - A jak się nazywał twój brat?
- Jason. Już skończył Hogwart. Też był w Gryffindorze.
- A tak, chyba pamiętam. Bardzo miły młodzieniec - duch posłał mu sympatyczny uśmiech. - A teraz wybaczcie. Całkowicie zapomniałem o spotkaniu u Krwawego Barona. Mamy zebranie duchów! – powiedział, po czym zniknął w jednej ze ścian. Jack patrzył za nim zszokowany.
- No dobra, może i są duchy. Ale ciągle uważam, że coś się za tym wszystkim kryje. A jeśli się dowiem co, to ta cała pani prefekt mnie popamięta. Nie dam robić z siebie głupka - powiedział w końcu, uderzając pięścią w stół.


* * *



- Lily. Tu jesteś. Czemu tak wcześnie wstałaś? - Dorcas podeszła do Evans, która właśnie skończyła rozdawać plany.
- Nie umiałam spać - powiedziała. - Cześć wam. - Uśmiechnęła się do reszty Gryfonów i podała im plany zajęć. - Tu macie wasze rozkłady lekcji - dodała z uśmiechem.
- Dzięki - mruknął Remus, studiując zawartość kartki.
- Evans, nie wiesz gdzie jest James? - zapytał Syriusz, spoglądając jednocześnie na plan zajęć.
- Skąd mam wiedzieć, gdzie ten rozczochraniec chodzi - odpowiedziała wrogo.
- Bo jego też nie było rano w łóżku i myśleliśmy - zaczął Black ostrożnie.
- To źle myśleliście - przerwała mu Lily. - Nie wiem gdzie on jest i mnie to nie interesuje.
Dorcas i Ann spojrzały na nią zaskoczone. Nie miały pojęcia skąd ta nagła złość.
- Dobrze, już dobrze. Syriuszu, daj spokój - powiedziała Meadowes w końcu.
- Właśnie. Chodźmy jeść - powiedział Peter ze wzrokiem utkwionym w stole.
- To idźcie. Ja muszę skoczyć na chwilę do biblioteki - powiedziała i ruszyła w stronę wyjścia z sali.
- Nie będziesz jadła? - krzyknęła za nią Ann.
- Nie. Już jadłam.
Syriusz wzruszył ramionami i ruszył w kierunku stołu, posyłając oczko grupie czwartoklasistek.




* * *


           Wątła dłoń obdarzona długimi palcami, zakończonymi ostrymi, pożółkłymi paznokciami zgniotła kartkę papieru i wrzuciła ją do ognia, płonącego na kominku. Postać odchyliła się do tyłu i oparła w fotelu, patrząc na ciemniejącą i kurczącą się kartkę, która po chwili zamieniła się w popiół.
- Już niedługo, kochana – szepnął do wielkiego węża wijącego się u jego stóp. - Potem nic mnie nas powstrzyma - powiedział cichym głosem. Rozległo się ciche pukanie.
- Wejść.
Drzwi otwarły się, skrzypiąc lekko i do pokoju wszedł wysoki, chudy mężczyzna.
- P-p-panie. Nadal nie mamy chętnych. Malfoy kogoś zwerbował, ale nadal nic nie wiadomo - powiedział kłaniając się nisko, jednak jego ciało drżało ze strachu.
- Wiem. Poza tym, spóźniłeś się... - wyszeptał w odpowiedzi złowrogo. Mężczyzna zadrżał przeczuwając co się za chwilę wydarzy. - Może to cię nauczy używania zegarka - syknął. - Crucio!
Mężczyzna, jęcząc z bólu upadł na kolana.
- Panie, proszę - wyszeptał. Ból minął, jednak po chwili powrócił ze zdwojoną siłą. Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi.


* * *


- Dzień dobry panie profesorze. Przepraszam za spóźnienie. - James zdyszany wpadł do klasy profesora Flitwicka.
- Dzień dobry, panie Potter. Proszę siadać i więcej się nie spóźniać. Ładnie zaczyna pan semestr. Ale nie tam z tyłu. Znowu będzie pan rozmawiał z panem Blackiem - powiedział profesor, gdy James już zmierzał w kierunku Syriusza. - Tu proszę... tak. Panna Meadowes usiądzie z panem Blackiem, a pan, panie Potter usiądzie z panną Evans. Tylko proszę bez żadnych głupstw - powiedział gdy Dorcas rzuciła Lily współczujące spojrzenie i wstała, aby przejść do Syriusza. Dziewczyna spojrzała z przerażeniem na profesora.
- Ale... - zaczęła.
- Panno Evans. Żadnych ale. Proszę, kontynuujemy lekcję - przerwał jej Flitwick i wrócił do przerwanego wykładu. Lily spojrzała na Jamesa wrogo. Chłopak, udając, że nic nie zauważył usiadł spokojnie obok niej, wyciągnął podręcznik, pióro, różdżkę i zaczął słuchać wykładu profesora. Dziewczyna odwróciła wzrok i próbowała skupić się na notowaniu, jednak za nic jej to nie wychodziło. Zerknęła ponownie na Jamesa, który teraz zawzięcie coś notował. Westchnęła i spojrzała na Flitwicka, stojącego na katedrze.
- Zapamiętajcie. Obrót w prawo, pół obrotu w lewo, do góry i zaklęcie - mówił, wymachując różdżką. - Kto mi powtórzy formułę zaklęcia? - spojrzał wyczekująco na klasę, która niezbyt była chętna do współpracy. - Może pan, panie Potter? - spojrzał na Jamesa wyczekująco. Ruda uśmiechnęła się kpiąco i zerknęła na niego.
- Chiamaccio? - odpowiedział niepewnie, rozglądając się dookoła i spoglądając na Remusa, który pokazał mu uniesiony w górę kciuk.
- Doskonale! - ucieszył się Flitwick. Ruda prychnęła cicho. - Gryffindor otrzymuje pięć punktów.
Wszyscy spojrzeli z uśmiechem na Jamesa, który rozejrzał się z dumą po klasie. Mrugnął porozumiewawczo do Syriusza, po czym wrócił do notowania.
- Tak więc, zaklęcie wydaje się całkiem nieskomplikowane, dlaczego więc uczymy się go dopiero w szóstej klasie? Ponieważ okazuje się, że jest o wiele trudniejsze w praktyce i aby je rzucić potrzebne jest pewne doświadczenie i wprawa, które wy, jakie uczniowie szóstego roku powinniście już mieć. A także siła woli. Jak już mówiłem, zaklęciem tym możemy zmaterializować dowolną rzecz, jaką zapragniemy. Można powiedzieć, że jest to zwykłe Accio, jednak przy tym zaklęciu przedmiot od razu pojawia się przy nas, a nie dolatuje po kilku minutach. W gruncie rzeczy Chiamaccio, jest o wiele wygodniejsze, ponieważ przenosimy przedmioty metodą podobną do teleportacji. Jednak aby dany przedmiot mógł się zmaterializować, musi być spełnione kilka warunków. - Rozejrzał się uważnie po klasie, która słuchała go z uwagą. - Po pierwsze przedmiot musi być naszą własnością. Nie możemy na przykład przywołać drogocennej biżuterii sąsiada, czy książki profesora. Po drugie, musimy wiedzieć gdzie dokładnie się ten przedmiot znajduje. Wyobrażamy sobie tę rzecz w danym miejscu i... przystępujemy do działania. Ważne jest, żebyście wiedzieli, że Chiamaccio jest z założenia zaklęciem niewerbalnym, dlatego nie radzę używać go werbalnie, bo skutki mogą być nie za ciekawe o czym napiszecie mi wypracowanie na następną lekcję. Długość taka jak zawsze. Jeszcze jedno... - przerwał mu dzwonek oznaczający koniec lekcji i wszyscy uczniowie poruszyli się niespokojnie. - Na następną lekcję przynieście jakiś mały przedmiot, który jest wam dobrze znany, będziemy próbować zaklęcia w praktyce. Dobrego dnia - powiedział, po czym zszedł z katedry. James bez słowa wstał od stołu i podszedł do Syriusza, który pakował swoje rzeczy do torby.
- Czemu się spóźniłeś na lekcję? - Black spojrzał na przyjaciela z zaciekawieniem.
- Nie wiedziałem gdzie mamy. Gdyby nie koleżanka z Revenclawu to bym się nawet na zaklęciach nie pojawił...
- Koleżanka z Revenclawu, tak? - Syriusz mrugnął do niego porozumiewawczo.
- Tak, tylko koleżanka - powiedział James, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
- A jak tam z Lily?
- Nijak. Mówiłem ci, że to już skończone.
Syriusz spojrzał na niego badawczo, ale nic już nie powiedział.
- Co mamy teraz? - spytał Potter po chwili. Black wyciągnął pomięty plan z kieszeni.
- Eliksiry.
- Super - mruknął James z krzywą miną i ruszył wraz z przyjacielem w stronę wyjścia z sali.



* * *



           Nawet to, że siedzi z Potterem na zaklęciach nie było jej w stanie popsuć humoru. Na jej twarzy błąkał się lekki uśmiech, a nieobecne spojrzenie utkwione było w oknie.
- Lily, co z tobą? - Dorcas machnęła jej ręką przed oczami. Ruda ocknęła się i spojrzała zdezorientowana na przyjaciółkę.
- Co? - spytała nieprzytomnie.
- Nie mów, że pół godziny z Potterem w jednej ławce tak na ciebie podziałało - zaśmiała się Meadowes.
- Chyba sobie żartujesz - oburzyła się Evans. - Już nie można mieć dobrego humoru? - Uśmiechnęła się lekko. Dorcas zmierzyła ją podejrzliwym spojrzeniem, a na jej ustach pojawił się uśmieszek, który chyba pożyczyła od Blacka.
- Gadaj, co się dzieje? - spytała patrząc uważnie w jej nieobecne oczy. Widać było, że cały czas usilnie nad czymś myśli.
- Nic się nie dzieje Dorcas. Czemu się...
- Zakochałaś się. - przerwała jej oskarżycielsko przyjaciółka i uśmiechnęła się szeroko.
- Wcale nie! - zaprzeczyła Ruda po czym wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.
- To co się z tobą dzieje?
- Nic. Zupełnie nic - powiedziała tłumiąc śmiech, jednak w jej oczach błyskały wesołe ogniki.
- Ja i tak swoje wiem - burknęła Dorcas, jednak na jej ustach wciąż błąkał się uśmiech. Jednak Lily już jej nie słuchała. Nuciła coś pod nosem, przypatrując się jednemu z mijanych obrazów.

* * *




            Dorcas Szła korytarzem, ściskając w ręku dwa grube tomiska do transmutacji. McGonagall już w pierwszy dzień musiała im dołożyć. Samotnie przemierzała opustoszałe korytarze, a odgłos jej kroków odbijał się od ścian. Poczuła nagły chłód, gdy powiew zimnego powietrza przeniknął ją do szpiku kości. Zadrżała. Na jej twarzy zagościł lekki uśmiech... tak, może jednak jej się uda? Tylko musi z nim porozmawiać... W głowie wciąż miała ten jego uśmiech, spojrzenie. Czuła, że coś się między nimi dzieje. Weszła w jedno z bocznych przejść, które jej kiedyś pokazał. Odsunęła zasłonę i zagłębiła się w mrok korytarza. Wdrapała się po schodach, licząc kolejne stopnie, aby ominąć ten fałszywy. Minęła zakręt, gdy do jej uszu dobiegł cichy, dziewczęcy śmiech. Odsunęła zasłonę i zobaczyła jego. Obejmował w talii niską brunetkę, a ich usta złączone były w długim pocałunku. Przystanęła, nie mogąc wypowiedzieć słowa. Chciała odwrócić się, odejść, uciec jak najdalej od nich, jednak nogi odmówiły jej posłuszeństwa. W końcu oderwali się od siebie. Zobaczyli ją. Zaskoczony patrzył na nią badawczym wzrokiem, brunetka uśmiechała się speszona patrząc gdzieś w bok. Dopiero wtedy dostrzegła jej twarz. To była Emma, rok młodsza gryfonka. Stała jak sparaliżowana, patrząc na ich splecione dłonie. W końcu jakby się ocknęła.
- Przepraszam - bąknęła i odwróciła się na pięcie. Zniknęła za zasłoną i pobiegła przed siebie.

- Meadowes! Jak ci się spodobało możesz dołączyć! - Śmiech Blacka wypełnił korytarz.

4 komentarze:

  1. Niezły rozdział. Jak mniemam Petunia zakochała się w Vernonie?

    Mrs. Black

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba relacje Lily i Petuni nie są już w aż tak krytycznym stanie?
    Podoba mi się to, że rodzice u ciebie mają własną inteligencję, że w ich przypadku też się starasz.

    bonnie-karaye.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem od niedawna, ale już mi się podoba, ciśnienie nietypowego, co sobie cenię 😊 Tak dalej!

    OdpowiedzUsuń

Użytkowników bez konta Google proszę o wybór z listy "komentarz jako" pola "Nazwa/Adres URL" i w polu nazwa podanie nicka. Jest łatwiej, gdy wiadomo, kto jest kim.