BLOG ZAWIESZONY: Więcej informacji w Proroku

26 czerwca 2009

Rozdział 33: Wielka rozgrywka

           Patrząc na rozgrywającą się przed nią scenę, Lily pluła sobie w brodę. Przecież wiedziała, że tak się to wszystko skończy. Dawne pretensje, urazy i rywalizacje musiały wziąć górę nad trójką niemalże dorosłych chłopaków, którzy z pełną powagą nazywali siebie mężczyznami. W tej chwili wszyscy zachowywali się jak dzieci. Zajęcia z Jasonem zaczęły się na dobre, a James, Syriusz i sam instruktor pałali do siebie wyraźną niechęcią, próbując maskować to pod udawanym szacunkiem.

- Black, różdżka w górę i machnij porządnie, nie jak baba! Bez urazy, drogie panie… – Jason mrugnął do kilku Krukonek z szóstego roku, przechadzając się między uczniami w czasie zajęć z pojedynków. Dziewczęta zachichotały cicho.
Syriusz poczerwieniał na twarzy i machnął różdżką, wprawiając powietrze przed sobą w lekkie drganie. Lekka poświata zmaterializowała się przed nim.
- Za słabo, Black. Takie trudne jest wyczarowanie tarczy? – Jason rzucił mu kpiące spojrzenie.
- Może ją wypróbujesz? – warknął Syriusz, a jego twarz jeszcze bardziej się zaczerwieniła od tłumionej złości.
Jason uniósł brwi z rozbawieniem.
- Nie chciałbym zrobić ci krzywdy…
- Boisz się? – wszedł mu w słowo Black, a w jego głosie można było dosłyszeć wyzwanie. Jason nastroszył się i spojrzał na niego z wyższością.
- Chciałbyś.
Remus i James obserwowali to wszystko z niepokojem. O co Łapie chodziło? Przecież wyraźnie jego tarcza była za słaba, chyba, że… Lupin wymienił spojrzenia z Rogaczem.
- Myślisz, że nauczył się ją ukrywać? – szepnął Remus do Jamesa, który obserwował z napięciem jak Syriusz ustawia się naprzeciwko Jasona. Na jego twarzy można było dostrzec ledwo dostrzegalne napięcie.
- Ukrywać? Czytałem o tym, ale nigdy nie wypróbowywałem. Ale wszystko na to wskazuje. Nie wiem, co innego mógłby kombinować.
- Co on najlepszego wyrabia?
James odwrócił się, spoglądając na Lily, która podeszła do nich od tyłu. Odruchowo uśmiechnął się do niej lekko. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, jednak na jej twarzy wciąż widniało napięcie, gdy zerkała na Syriusza.
- Pozostaje nam tylko obserwować – odparł Potter, wzruszając ramionami.


Jason ustawił się naprzeciwko Blacka, uśmiechając się z wyższością.
- No to na trzy. Raz, dwa… Trzy! – Ledwo wypowiedział ostatnie słowo z jego różdżki wystrzelił promień fioletowego światła. Zaklęcie pomknęło w stronę Syriusza, który chwilę wcześniej utworzył przed sobą tarczę. Lekka poświata migotała zachęcająco w powietrzu.
Jason nie śledził uważnie lotu zaklęcia i, pewny swego, rozejrzał się z uśmiechem dokoła. Nagle rozległo się ciche pyknięcie, oznaczające, że tarcza Syriusza zadziałała. Jason z zaskoczeniem odwrócił się w stronę Blacka i dostrzegł pędzący w jego stronę promień, jednak było już za późno na podniesienie tarczy. Wykładowca z głuchym łupnięciem wylądował na łopatkach powalony własnym zaklęciem.

           Syriusz uśmiechnął się tryumfalnie, gdy pozostali Huncwoci zawyli z uciechy. Podszedł powoli do Jasona, wyciągając rękę, by pomóc mu wstać. Chłopak odtrącił dłoń i sam podniósł się na nogi. Spojrzał na niego ze złością.
- Nauczyłeś się ją ukrywać! – syknął.
Black wyszczerzył zęby w bezczelnym uśmiechu i rozejrzał się dokoła.
- I jaki z tego morał? Nigdy nie lekceważ przeciwnika! – zawołał, po czym ruszył w stronę przyjaciół.
W tym samym czasie zabrzmiał dźwięk dzwonu oznaczający koniec zajęć. Uczniowie mijali Jasona chichocąc i wymieniając ciche uwagi. Chłopak ostatni raz spojrzał ze złością na plecy oddalających się Huncwotów, po czym ruszył w stronę swojego zaplecza. Może i tę bitwę wygrali, ale przecież wojna jeszcze się nie skończyła.


* * *

           Severus z westchnięciem podszedł do kalendarza wiszącego na ścianie ślizgońskiego dormitorium, oderwał od niego kartkę z napisem „luty” i wrzucił ją do płonącego na kominku ognia. Ciężko usiadł na jednym z pięciu łóżek przykrytych zielonymi kapami, poprzetykanymi tu i ówdzie srebrnymi nitkami. Kotary wokół łóżek w kolorze butelkowej zieleni odznaczały się wyraźnie na tle kamiennych, szarych ścian. Dormitorium szóstorocznych Ślizgonów było całkowicie utrzymane w barwach Slytherinu.
Snape z właściwą sobie pedanterią zabrał się za układanie składników eliksirów w specjalnie do tego przeznaczonej starej, skórzanej walizeczce. Właśnie przesypywał sproszkowany korzeń sosny czarnej do nowego pojemniczka, gdy drzwi dormitorium otworzyły się bezszelestnie. Chłopak podniósł wzrok, jednak niemal od razu powrócił do przerwanej na moment czynności. Jego ręka nawet nie zadrżała.
- Black.
Chłopak, który stanął w drzwiach zawahał się na moment niepewny nastroju Snape’a, jednak po chwili namysłu przekroczył niepewnie próg.
- Severusie… - Zaczął cicho. – Muszę z tobą porozmawiać.
Snape westchnął, dokończył przesypywanie drobno potartego proszku, dokładnie zakręcił pudełeczko i włożył je w specjalnie przygotowaną w walizeczce przegródkę. Walizkę zamknął na zamek, a kluczyk schował do wewnętrznej kieszeni rękawa. Dopiero, gdy walizka zniknęła pod łóżkiem podniósł wzrok na swojego rozmówcę i posłał mu niezbyt zachęcające spojrzenie.
- O co chodzi?
Regulus westchnął niepewnie raz i drugi, rozglądając się czujnie na boki, jakby bojąc się, że ktoś ich podsłucha. Snape przewrócił oczami i spojrzał na niego groźne.
- Jeśli przyszedłeś sobie do mnie powzdychać, informuję, że ja nie z tych. Z tego co wiem, Mulciber woli…
Rozszerzone szeroko oczy Blacka upewniły go w przekonaniu, że chłopakowi nie chodziło o żadne propozycje. Uśmiechnął się ironicznie.
- Więc o co chodzi?
- Ktoś nas śledził. – Wyrzucił z siebie Regulus jednym tchem. – Musiałem o tym komuś powiedzieć. Avery uparcie twierdził, że nie musimy o tym nikomu donosić, ale mi to nie daje spokoju. Stwierdziłem, że ty będziesz wiedział co robić.
Oczy Snape rozszerzyły się.
- Ktoś o was wie? Ile? Znają waszą tożsamość? Wiecie kto to? Od kiedy was obserwują? Jak mogliście w ogóle do tego dopuścić?! – Kolejne pytania padały z jego ust.
Regulus jakby skurczył się w sobie, mimo że był o wiele wyższy od drobnego Severusa.
- Tożsamości nie znają, bo chyba dawno donieśliby na nas Dumbledore’owi. A obserwują od dość dawna. Od kilku tygodni nie za często chodzimy do biblioteki, bo boimy się, że mogą nas nakryć, po… Pewnym incydencie, który miał miejsce. – Regulus zawahał się lekko.
- Incydencie? – Głos Severusa był ostry jak brzytwa.
- O mało nas nie przyłapali. Zaczaili się w bibliotece, potem uciekli tajnym przejściem do lochów.
- Skąd wiedzieli o przejściu?
- My… Eee… Zostawiliśmy je otwarte.
Severus uderzył się dłonią w czoło.
- Idioci! Tak to jest, jak Czarny Pan daje zadania takim niedoświadczonym smarkaczom!
Regulus ostatkiem sił powstrzymał się od komentarza na temat wieku Snape’a, jednak widząc jego złość wolał milczeć. Przybrał skruszony wyraz twarzy. Tymczasem Severus uspokoił się i zamyślił głęboko.
- Jeśli nie widzieliście ich, a oni nie widzieli was, sprawa jest zamknięta. Ktoś w Hogwarcie wie, że dzieje się coś zakazanego, więc ma oczy i uszy szeroko otwarte. Znając życie jest to pewnie banda nadaktywnych gryfonów. Jedno jest pewne, przez dłuższy czas musicie zaprzestać wykonywania powierzonego wam zadania. Mogli donieść dyrektorowi i nauczycielom, przez co biblioteka może być o wiele lepiej pilnowana. I powiedz temu idiocie Avery’emu, że Czarny Pan dowie się o jego niesubordynacji. Wypadki chodzą po ludziach, jednak trzeba się umieć do nich przyznać nim ściągną większe kłopoty.
Regulus kiwnął głową i opuścił dormitorium. Za drzwiami odetchnął z ulgą.


* * *


           Od czasu nocnej przygody w bibliotece Ben i Susan byli o wiele ostrożniejsi, gdy przechodzili koło wejść do lochów, zakazanego działu czy drzwi do schowka bibliotekarki. Wiedzieli, że muszą być bardziej ostrożni, by nie zostać przyłapanymi, jednak od dłuższego czasu nie działo się nic podejrzanego. Gdy jeszcze raz zaczaili się w nocy w bibliotece, nikogo się nie doczekali. Siedzieli tam niemalże całą noc, jednak nikt się nie zjawił. W pełni zdawali sobie sprawę, że ci, których szpiegowali wiedzą o ich obecności, więc równie dobrze mogli dać sobie spokój. Susan i Ben zgodnie uznali, że głupotą byłoby donoszenie komukolwiek o całym zajściu – nie mieli dowodów, a poza tym nie mogli powiedzieć, że chodzili sobie ot tak nocą po bibliotece.
Ich wspólne szlabany się skończyły, więc Susan spędzała o wiele mniej czasu z Benem, który znów poczuł się samotny. Teraz samotność doskwierała mu o wiele bardziej niż kiedyś. Dlatego powrócił do tego, co wcześniej wypełniało mu czas. Znów zaczął więcej czytać, zapominając o całym świecie.

Było słoneczne, marcowe popołudnie. Śnieg na błoniach niemal całkowicie stopniał, a pierwsze źdźbła trawy przebiły się przez skostniałą skorupę ziemi. Ben siedział przy samotnym stoliku pod oknem, całkowicie zajęty lekturą „Polowanie na Galiarki, czyli droga do szaleństwa profesora Bzika”. Nagle coś huknęło o stół, niemalże przyprawiając go o zawał.
- „Historia dla klasy szóstej” jest najnudniejszą książką na świecie. – Susan usiadła naprzeciwko Bena, uśmiechając się szeroko na widok jego zaskoczonej miny. – Coś taki zdziwiony?
- Książka chyba lepsza niż niekończące się wykłady Binnsa, nie sądzisz? – Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Chyba masz rację, nie pomyślałam o tym w ten sposób. Gdyby nie książka musiałabym go słuchać, to dopiero byłaby katorga! – Mrugnęła do niego wesoło.
Nagle jej wzrok podążył w stronę najbliższego regału.
- Oho. Widziałeś kogo przyniosło do biblioteki? – Skinęła głową w stronę Jasona, wykładowcy z pojedynków, który kręcił się między półkami z książkami na temat pojedynków. – Ciekawe jak tam jego plecy.
Ben uśmiechnął się lekko, spoglądając za chłopakiem.
- Black całkiem nieźle sobie z nim poradził. Zresztą nie dziwię mu się, cały czas miał do niego jakieś pretensje. O co im chodzi?
Susan spojrzała na niego lekko zdziwiona.
- Nie wiesz? Gdy Jason jeszcze chodził do szkoły, zawsze robili sobie kawały. Jak oni sobie dokuczali! Pojęcia nie masz. Nasi Huncwoci nie byli zbyt zachwyceni, gdy okazało się, że ma ich uczyć. Zresztą nie ma się co dziwić, jak widać. Powinni być mądrzejsi.
Wzruszyła ramionami. Jednak na jej ustach wciąż błąkał się lekki uśmiech.
- A co ty taka zadowolona?
- W końcu wyszło słońce. I niedługo zaczyna się sezon Quidditcha.
Chłopak uśmiechnął się, pochylając głowę nad książką. Susan naprawdę go zaskakiwała. Ile ona miała energii!


*


           Jason wyciągnął z półki kilka książek i skierował się w stronę stolików. Jego wzrok przyciągnęła ruda czupryna pod oknem. Skierował wzrok w tamtą stronę i uśmiechnął się na widok pochłoniętej w lekturze Lily Evans. Wodziła piórem po tekście, zaznaczając niektóre fragmenty. Z zadowoleniem zauważył naprzeciwko niej puste miejsce, więc czym prędzej skierował się w jej kierunku.


           Lily wertowała kolejną księgę traktującą o przydatności transmutacji miejscowej, przygotowując się do pisania długiego wypracowania dla McGonagall.
- Wolne?
Dziewczyna podniosła wzrok i spojrzała na Jasona, stojącego naprzeciwko niej. Spoglądał na nią z cwanym uśmieszkiem, malującym się na ustach. Wzruszyła w odpowiedzi ramionami. Nie mogła odmówić miejsca jednemu z uczących, nawet jeśli był nim trzy lata starszy chłopak. Szybko skierowała wzrok z powrotem na tekst.
- Pilna z ciebie uczennica.
Podniosła wzrok, napotykając jego rozbawione spojrzenie. W jego uśmiechu pełno było kpiny.
- To chyba dobrze? – Odparła, siląc się na obojętny ton i kierując spojrzenie z powrotem na książkę.
- Świetnie.
Dosłyszała w jego głosie ironię, więc podniosła wzrok, jednak on już wertował jedną z przyniesionych przez siebie książek. Westchnęła więc ciężko i spróbowała skupić się na tekście. Jaki on był irytujący!
- Nie ma co wzdychać, każdy przez to przeszedł.
- Przez użeranie się z tobą? – odparła bezczelnie.
Podniosła głowę i napotkała jego rozbawione spojrzenie.
- Też jesteś pełna uprzedzeń do mnie, tak jak twoi koledzy?
Przechyliła głowę, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią.
- A dziwisz mi się?
Chłopak uśmiechnął się lekko, pochylając się nad książką.
- Nie za bardzo – odparł w końcu cicho. – Jednak co było to było, nie da się tego cofnąć.
- Jakbym sobie nie zdawała sprawy.
Ponownie na nią spojrzał, uśmiechając się bezczelnie.
- Jednak można zapomnieć, a twoi zabawni przyjaciele nawet tego nie potrafią.
- Może nie wszystko da się zapomnieć – powiedziała wyniośle.
Zmrużył oczy, przypatrując jej się uważnie.
- Ty zapomniałaś… - rzekł po chwili namysłu.
- Proszę? – Nie miała zielonego pojęcia o co mu chodzi.
- Wybaczyłaś Jamesowi, jak cię traktował przez te wszystkie lata. Lubicie się.
Spojrzała na jego bezczelny uśmiech i czuła jak zalewa ją wściekłość.
- O co ci chodzi? – spytała, siląc się na spokojny ton.
- Po prostu… Milusia z ciebie dziewczyna. – Powiedział, dotykając dłonią jej policzka. W jego oczach zajaśniały wesołe błyski. Jednak głos ociekał ironią.
Szybkim ruchem odepchnęła jego dłoń, zatrzasnęła książkę i pozbierała swoje notatki. Rzuciła mu wściekłe spojrzenie, wstała od stolika i bez słowa opuściła bibliotekę.
Chłopak spoglądał za nią z uśmieszkiem na ustach. Po chwili sięgnął po przedmiot, który zostawiła, pakując się w pośpiechu. Zdecydowanym ruchem schował jej pióro do torby wraz ze swoimi książkami i po chwili również opuścił bibliotekę. Kilka dziewcząt westchnęło tęsknie, gdy mijał ich stoliki.


* * *

           Fryderyk Reddgens siedział w małej, ciemnej kuchni, ćmiąc krótką, drewnianą fajeczkę. Szary dym unosił się w powietrzu. Całe pomieszczenie pachniało tytoniem, zmieszanym z jakimś egzotycznym zielem. W ciemności widać było tylko świecące jasno oczy Fryderyka. Dźwięk cichych, ostrożnych kroków rozległ się najpierw na schodach, potem w holu i w progu kuchni stanęła wysoka postać. Mężczyzna trzymał się kurczowo framugi, jakby próbując złapać równowagę.
- Tak myślałem, że cię tu znajdę… - Szepnął do Fryderyka, przekraczając próg kuchni. – Ta wojna mnie wykańcza. – Powiedział, siadając ciężko na jednym z wolnych krzeseł.
- Dostałem wiadomość od Marleny. Medyk pozwolił jej wychodzić – głęboki głos Reddgensa zabrzmiał niezwykle głośno i nienaturalnie w otaczającej ich ciszy.
- Tak. Jest szczęśliwa. Pozbyła się swoich demonów.
- Ona chce wrócić do akcji, Alastorze…
Towarzysz Fryderyka, Alastor Moody, przytaknął mu w milczeniu.
- Dumbledore jej jeszcze nie pozwoli.
Cisza znów zapadła między nimi.
- Słyszałeś o… - Moody zawiesił głos, poruszając prawdziwy temat, dla którego pojawił się w kuchni.
Fryderyk skinął głową, a mięśnie jego twarzy skamieniały.
- Czy Minerwa wie?
Ciemne oczy Reddgensa spojrzały na niego bez wyrazu.
- Wysłałem jej sowę. Pewnie niedługo się tu zjawi.
- Sowę? Cholera… Ktoś powinien z nią porozmawiać. Ona się załamie!
Alastor poderwał się z krzesła i spojrzał na Fryderyka. Ten rzucił mu spojrzenie pełne wyrzutu.
- Dobrze wiesz, że ja nie jestem do tego odpowiednią osobą.
Alastor pokręcił głową i szybkim krokiem opuścił kuchnię, która znów pogrążyła się w ciszy. Kolejna porcja dymu wypłynęła z ust Fryderyka, spowijając wszystko w szarości.


* * *


           Klasa transmutacji zapełniała się powoli uczniami. Syriusz usiadł obok Jamesa, odwracając się jednocześnie do Remusa i Petera siedzących za nimi.
- Jeśli dzisiaj ten idiota Jason znów się będzie na mnie wyżywał, przysięgam, że użyję na nim kilku klątw, które usłyszałem w domu.
James uśmiechnął się lekko, spoglądając jednocześnie w stronę Lily, która siedziała z Dorcas, żywo jej o czymś opowiadając. Była wyraźnie niezadowolona.
- Myślę, że da spokój po tym, jak wczoraj go upokorzyłeś. – Wtrącił się Remus, podpierając jednocześnie twarz na dłoniach. Jego podkrążone oczy odznaczały się wyraźnie na tle bladej, wymizerowanej twarzy. Zbliżała się pełnia.
- Niedługo trzeba będzie zacząć treningi – wtrącił James, wyglądając przez okno, gdzie słońce wyglądało zza chmur, świecąc mu prosto na twarz.
- Znów będziesz nas zrywał z łóżek przed świtem? – zapytał z bólem w głosie Syriusz, uderzając czołem o blat stolika.
Peter zachichotał cicho, spoglądając na nich.
- Mam nadzieję, że nie będziesz używał znów tego okropnego budzika – mruknął, rzucając Jamesowi zrezygnowane spojrzenie. – My nie musimy wstawać tak wcześnie jak wy.
- Nie martw się, Glizdku, już ja znajdę jakiś sposób, żeby wyciągnąć Łapę z łóżka. – James mrugnął do Petera i Remusa, uśmiechając się szeroko. Chłopcy uśmiechnęli się szeroko w odpowiedzi, za to Syriusz oburzył się głęboko.
- Jasne. Żebym to ja nie musiał budzić ciebie, kapitanie.
James i Syriusz zmierzyli się spojrzeniami, jednak po chwili roześmiali się serdecznie, grożąc sobie jednocześnie palcami.
Remus pokręcił z uśmiechem głową, zerkając jednocześnie na zegarek.
- A cóż to… McGonagall się spóźnia.
Brwi Syriusza uniosły się wysoko. James odwrócił się w stronę drzwi.
- Dziwne.
Wtedy drzwi klasy otworzyły się i stanął w nich nie kto inny jak sam Albus Dumbledore. W Sali w jednej chwili zaległa idealna cisza, a wszystkie spojrzenia wlepione były w dyrektora, który spoglądał na nich z uśmiechem.
Dyrektor zamknął drzwi i przeszedł na przód klasy, tak by każdy dobrze mógł go widzieć.
- Moi drodzy, z powodu tymczasowej nieobecności profesor McGonagall, będę miał z wami zajęcia transmutacji.
Wszyscy uczniowie wymienili zaskoczone spojrzenia. Dumbledore spoglądał z rozbawieniem na ich zdziwione miny.
- Mam nadzieję, że przeżyjecie jakoś zajęcia z takim starym prykiem. – Dodał z uśmiechem.
Huncwoci wymienili zadowolone spojrzenia. Lekcje z dyrektorem zapowiadały się o wiele, wiele ciekawiej.
- Na czym ostatnio skończyliście? Chciałbym…
- Przepraszam, panie dyrektorze. – Lily podniosła dłoń, spoglądając wyczekująco na Dumbledore’a.
- Tak, panno Evans?
- Czy profesor McGonagall jest chora? Miałam z nią omówić kilka kwestii…
- Profesor McGonagall przebywa aktualnie poza zamkiem. Wszelkie kwestie może omówić pani ze mną, panno Evans.
Kilka osób wymieniło zaskoczone spojrzenia.

- Więc, czy ktoś byłby łaskaw uświadomić mnie, co przerabialiście ostatnio?

3 komentarze:

  1. Super mi się czyta, tylko ten zew i Lily... trochę nie pasuje, mimo to ta historia jest naprawdę świetna ze względu na to, że blog to nie jest jedna wielka historia miłosna. Inne blogi skupiają się głównie na Lily i Jamesie, a Ty na Voldemorcie, różnych tajemniczych rzeczach... Naprawdę czytam od wczoraj i nie mogę się oderwać! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z moim przedmówcą. Bardzo ciekawie rozwijająca się fabuła, nie jest ograniczony tylko do jednego wątku i to jest w nim fajne. Gratuluję talentu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak juz wspominałam wcześniej to jest super. tylko nie mów że potem okaże się że Lili będzie spokrewniona z Voldziem. To by było okropne xD. Dzięki że to piszesz.

    OdpowiedzUsuń

Użytkowników bez konta Google proszę o wybór z listy "komentarz jako" pola "Nazwa/Adres URL" i w polu nazwa podanie nicka. Jest łatwiej, gdy wiadomo, kto jest kim.