BLOG ZAWIESZONY: Więcej informacji w Proroku

26 czerwca 2009

Rozdział 34: Fryderyk i Minerwa

               Potrząsnęła głową, starając powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Duża sowa płomykówka siedziała na parapecie, przechylając główkę i przyglądając się jej uważnie. Dłoń, w której trzymała kawałek pergaminu zadrżała mimowolnie. Zamknęła oczy, biorąc głęboki wdech. Musiała się uspokoić. Jednak jej ręce zaczęły drżeć jeszcze bardziej, a świat wokół zaczął się rozmazywać, poprzez gromadzące się w oczach łzy. Opadła na pobliski fotel, wpatrując się wciąż i wciąż w słowa wypisane czarnym atramentem na kartce papieru prostym, tak dobrze jej znanym pismem. Ukryła twarz w dłoniach, a jej ciało zatrzęsło się w niemym szlochu. Jedna z najgorszych wieści w jej życiu zawarta w kilku, prostych słowach, pozbawionych wszelkich uczuć. Ocierając wierzchem dłoni łzy płynące po policzkach, pozwoliła smutkowi wziąć nad sobą górę.
Nie wiedziała ile czasu minęło od chwili pojawienia się sowy, do czasu, gdy w progu jej komnaty stanął Albus. Spojrzał na nią ze współczuciem – a więc wiedział.
- Minerwo…
Podniosła na niego wzrok, ocierając szybkim ruchem łzy z policzków. Wstała wyprostowana jak struna, próbując opanować drżenie warg. Kilka kosmyków wymknęło się z jej ciasnego koka i opadło na kark.
- Fryderyk przysłał mi wiadomość. Powinnaś udać się do Kwatery Głównej…
Nim cokolwiek odpowiedziała, wzięła głęboki oddech, próbując powstrzymać głos przed drżeniem, jednak na niewiele się to zdało. Gdy słowa wypłynęły z jej ust, jej głos był cichy, zdarty, pełen strachu i smutku.
Podszedł do niej, kładąc rękę na ramieniu.
- Minerwo, jeśli jest cokolwiek…
- Och Albusie… - Nim mężczyzna zdążył dokończyć, Minerwa przylgnęła do niego całym ciałem, drżąc lekko. Po jej policzkach popłynęły nowe strumienie łez. Dyrektor objął ją lekko, próbując uspokoić.
- Ciii…
Po kilku minutach Minerwa uspokoiła się i odsunęła od Albusa wyraźnie zmieszana. Otarła łzy z policzków, spoglądając na niego z zakłopotaniem. Szybkim ruchem poprawiła bordową szatę, która w nieładzie zwisała z jej ramion.
- Przepraszam Albusie, nie powinnam tak płakać – powiedziała, siląc się na spokojny ton.
Dumbledore spojrzał na nią ze współczuciem ponownie kładąc jej rękę na ramieniu.
- Nie wszystkie łzy są złe. Nie bój się ich.
Kobieta opuściła głowę, kiwając nią lekko. Mężczyzna zauważył, że kolejna łza spłynęła po jej policzku.
- Powinnaś odpocząć. Weź urlop, wypocznij. Wezmę twoje zajęcia.
Minerwa od razu podniosła wzrok na Albusa zszokowana.
- Ależ Albusie, to się…Obowiązki… Jestem potrzebna!
Na twarz dyrektora powrócił cień uśmiechu.
- Myślę, że przez te kilka dni szkoła się bez ciebie nie zawali, a i ja dam radę przekazać uczniom odrobinę wiedzy, jak za starych, dobrych czasów.
Otarł łzę z jej policzka.
- Spakuj się i ruszaj. Potrzebny ci odpoczynek.
Pokiwała głową.
- Dziękuję, Albusie. Nie masz pojęcia ile to dla mnie znaczy.


* * *


              Mleko z cichym pluskiem zalało płatki, wypełniające małą, porcelanową miseczkę. Lily sięgnęła po łyżkę i zabrała się do jedzenia, rozglądając się jednocześnie dokoła. Ranek był jeszcze dość wczesny, więc Wielka Sala była raczej wyludniona. Evans obudziła się dziś szybko, przebudzona promieniami słońca, które wdarły się do ich dormitorium. Nie budziła dziewcząt, które poprzedniego wieczoru poszły spać późno, omawiając problemy Dorcas z Ithanem, którzy poprzedniego wieczoru dość ostro się pokłócili. Lily niemrawo zamieszała łyżką w płatkach, wprawiając mleko w ruch.
- Smacznego.
Cichy głos rozległ się tuż nad jej prawym uchem. Dziewczyna podskoczyła zaskoczona. Odwróciła się do tyłu, znajdując się twarzą w twarz z Jasonem. Chłopak uśmiechnął się swoim pełnym ironii uśmiechem, spoglądając na pływające w miseczce płatki. Lily rzuciła mu niezbyt miłe spojrzenie.
- Dziękuję – mruknęła, odwracając się do niego bokiem.
- Lubisz płatki? – Chłopak nie dawał za wygraną, spoglądając na nią usilnie. W jego oczach migotały figlarne błyski. Evans spojrzała na niego z niechęcią.
- Jak widać.
Jason wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Ja też je lubię. Coś nas łączy. – Mrugnął do niej łobuzersko, przybliżając swoją twarz do jej. Uśmiech chochlika znów pojawił się na jego wargach.
- Chyba tylko to.
Przechylił głowę, przyglądając jej się uważnie. Nagle jego wzrok powędrował w stronę drzwi. Uśmiechnął się bezczelnie.
- Zdziwiłabyś się.
- Bardzo wątpię. Raczej nie jestem złośliwym dupkiem, który za punkt honoru postawił sobie udowodnienie wszystkim swoją wyższość. – Powiedziała bezczelnie, wiedząc, że chłopak, jako nauczyciel, mógłby odjąć jej kilka punktów. Spojrzała na niego twardo.
- Ho, ho… Odważna jesteś – powiedział, uśmiechając się jeszcze szerzej i jakby nie robiąc sobie nic z tego, że dziewczyna właśnie go obraziła. – Mógłbym wlepić ci szlaban… - dodał po chwili złośliwym tonem.
- Proszę bardzo. – Lily wzruszyła ramionami.
Jason wybuchł śmiechem.
- Pani prefekt taka chętna do szlabanów? Kto by pomyślał…
Znów zamyślił się na chwilę, odwracając od niej wzrok i lustrując zawartość stołu.
W końcu wstał z miejsca i posławszy jej ostatni uśmiech oddalił się w stronę stołu dla nauczycieli. Po drodze pomachał kilku osobom, siedzącym przy stole Gryffindoru.
Lily powróciła do przerwanego śniadania, jednak całkowicie zniknął jej apetyt. Ze zniesmaczoną miną odsunęła od siebie miskę z płatkami.
- Czego ten idiota od ciebie chciał?
Lily ponownie podskoczyła na miejscu. Tym razem po jej lewej stronie usiadł James, spoglądający ze złością za oddalającym się Jasonem.
Lily wzruszyła ramionami.
- Jakieś głupoty.
Wolała nie mówić Jamesowi o dziwacznym zachowaniu Jasona. Mogłoby to tylko pogorszyć sytuację między nimi. Rozmowę przerwało im nadejście poczty.
James szybkim ruchem odsunął talerz z kiełbaskami przed nadlatującą sową. Ptak zrzucił na stół najnowsze wydanie Proroka. Potter jedną ręką chwycił widelec, drugą gazetę i spojrzał na pierwszą stronę.
- Kolejny atak - mruknął, spoglądając na Lily spod zmarszczonych brwi. Dziewczyna natychmiast przysunęła się do niego, spoglądając przez ramię na widniejące na pierwszej stronie zdjęcie jakiegoś ciemnego zaułka. Po fotografii kręcili się ludzie, błyskał flesz, a para Magomedyków wynosiła za kadr ciało na noszach przykryte czarnym materiałem.
James zaczął czytać przyciszonym głosem:

Wczoraj w okolicy południa w jednym z zaułków mugolskiego Londynu wywiązała się walka pomiędzy kilkoma czarodziejami, w której zginęło czterech Mugoli oraz jeden pracownik ministerstwa. Najprawdopodobniej za atakiem stoją słudzy Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Według zeznań przypadkowych mugolskich świadków, którym później zredukowano pamięć, kilka zamaskowanych, ubranych w czarne szaty postaci napadło na idącego drogą pracownika ministerstwa, pana Hermesa McGonagall...

James podniósł wzrok i spojrzał na Lily zaskoczony.
- McGonagall? Myślisz, że to jakaś rodzina?
Lily przygryzła wargę, patrząc na tekst.
- No tak, przecież nie było jej w szkole wczoraj po południu. Pewnie się dowiedziała i... Co tam dalej piszą?
James przeleciał szybko wzrokiem dalszą część artykułu.
- Nic specjalnego. Ponoć pracował w departamencie tajemnic. Pogrzeb odbędzie się jutro.
Lily pokręciła głową, spoglądając na zdjęcie. Mężczyźni znów wynosili nosze z ciałem.
- Biedna McGonagall.



* * *


              Ciemna kuchnia kwatery głównej Zakonu Feniksa pachniała tego wieczoru tytoniem, cynamonem i cierpką cytryną. Świeczki ustawione na stole jaśniały blaskiem, rozpraszając wdzierającą się przez okna ciemność.
Minerwa cicho pociągnęła nosem, grzejąc dłonie o kubek z ciepłym kakao. Miała podkrążone, zapuchnięte oczy i niezdrowo zarumienione policzki. W jednej z dłoni ściskała kurczowo bawełnianą chusteczkę wyszywaną w stokrotki. Powoli obracała kubek, starając się uciec wzrokiem od natarczywego spojrzenia swojej rozmówczyni. Tymczasem Armandia pociągnęła łyk cytrynowej herbaty z porcelanowej filiżanki, nie odrywając od niej wzroku.
- Musisz wziąć się w garść, Minerwo. Życie płynie dalej. Nie możesz być teraz słaba – powiedziała cicho, patrząc na nią uważnie. Minerwa ukradkiem otarła samotną łzę płynącą po policzku. W końcu odchrząknęła i podniosła wzrok na Armandię. Jej szare oczy spoglądały na nią z dziwną wyniosłością.
- Masz rację. – Tylko tyle Minerwa zdołała wydobyć z siebie, bez ponownego wybuchnięcia płaczem. Szybko wypiła łyk coraz chłodniejszego kakao.
Armandia westchnęła cicho, odwracając wzrok. Zupełnie nie miała pojęcia, co może powiedzieć zrozpaczonej Minerwie.
Cisza znów zawisła między dwiema kobietami, gdy każda z nich pogrążyła się we własnych, niewesołych rozmyślaniach. Zupełnie nie zdawały sobie sprawy, że od dłuższego czasu są bacznie obserwowane.

- Jak sobie radzi? – Alastor zaszedł od tyłu Fryderyka, który od dobrych dziesięciu minut czaił się w mroku holu, przysłuchując się rozmowie dwóch kobiet. Na pytanie Alastora tylko uniósł wysoko brwi.
- A jak myślisz? Armandia nie potrafi z nią rozmawiać - powiedział cicho. Alastor westchnął na te słowa, spoglądając jednocześnie z naganą na Fryderyka.
- Dlaczego ty z nią nie porozmawiasz? – spytał.
Reddgens prychnął cicho.
- Naprawdę myślisz, że to dobry pomysł? Ona nie chce mnie widzieć.
- Kochała cię – mruknął Alastor.
Fryderyk odwrócił wzrok.
- Kiedyś. Kiedyś i ja ją kochałem. Ale to było dawno. Nim Hermes wmieszał się we wszystko.
Alastor pokręcił głową.
- Zostawiłeś ją, czego oczekiwałeś? Że będzie czekać w nieskończoność?
Fryderyk tylko pokręcił bezradnie głową.
- Nigdy by mi nie wybaczyła. Wyjazd do Chile był najlepszym co mogłem wtedy zrobić. W sumie sam nie wiem na co liczyłem. - Jego głos lekko zadrżał, jednak starał się to ukryć. Jego twarz przybrała wyraz kamiennej maski pozbawionej uczuć. – Chciałem odczekać. Gdy po roku dostałem zawiadomienie o ich ślubie uznałem, że nie warto wracać.
- Po twoim wyjeździe Hermes się nią zaopiekował – zaczął Alastor, jednak Fryderyk nie dał mu skończyć.
- Zawsze ją kochał. Nawet gdy byliśmy razem. Zawsze widziałem jak na nią patrzył.
Cisza zawisła między nimi. Każdy z nich obserwował Armandię i Minerwę, które rozmawiały o czymś przyciszonymi głosami.
- Nie żal ci jego śmierci? – spytał w końcu Alastor.
Fryderyk podniósł na niego wzrok. Jego spojrzenie pełne było obojętności.
- Zginął w słusznej sprawie, jego śmierć była chwalebna. I nie żywię do niego urazy o Minerwę – powiedział w końcu. W tym samym momencie z kuchni dobiegł ich nagły szloch. Fryderyk spojrzał na Alastora, a w jego oczach dostrzec można było ból.
- Porozmawiaj z nią. Armandia kompletnie się do tego nie nadaje - powiedział, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi wyjściowych.
Alastor westchnął, po czym wszedł do kuchni kuśtykając lekko. Spojrzał z góry na Armandię.
- Zostaw nas samych. Chcę z nią porozmawiać na osobności.
Kobieta wstała z krzesła, posyłając mu spojrzenie pełne ulgi. Nie potrafię pocieszać ludzi, mówiło jej spojrzenie. Szybkim krokiem opuściła kuchnię, zamykając za sobą drzwi. Po chwili z kuchni dobiegł kojący szmer głosu Alastora. Armandia uśmiechnęła się. Wiedziała, że zostawiła właściwego człowieka na właściwym miejscu. W końcu chyba nikt tak nie zrozumie Minerwy jak Alastor - w końcu straciła męża.



* * *


- Można? – Syriusz wskazał na wolny fotel obok Lily. Dziewczyna podniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się lekko kiwając głową. Chłopak usiadł i przyjrzał się uważnie dziewczynie. – Wszystko w porządku? – spytał, spoglądając na nią. Lily wpatrywała się nieobecnym wzrokiem w kominek. Brodę oparła na kolanach podciągniętych pod brodę.
- Myślę – odparła krótko. Chłopak uśmiechnął się.
- Możemy pomyśleć razem – powiedział. Dziewczyna posłała mu lekki uśmiech, po czym odwróciła wzrok. Syriusz westchnął cicho, rozsiadając się wygodniej w fotelu.
- Wiesz, co nie daje mi spokoju? – spytała w końcu, obracając ku niemu głowę.
Chłopak tylko pokręcił głową.
- Co?
- Wszystko zaczyna wariować, nie zauważyłeś tego? Wszystko staje na głowie, odwraca się na lewą stronę… Tak wiele rzeczy ostatnio się zmienia. – W jej głosie pobrzmiewała wyraźna niepewność.
- Na przykład? – Syriusz podniósł brwi.
Lily westchnęła.
- Te wszystkie napaści, ataki, śmierci. Nawet Hogwart już nie jest taki jak wcześniej. Kursy samoobrony, dziwne środki ostrożności. Skąd się to wszystko wzięło? – Odwróciła wzrok. Syriusz pokiwał w zamyśleniu głową.
- Ciężkie czasy – odparł krótko. Dziewczyna skrzywiła się, wyraźnie nieusatysfakcjonowana jego odpowiedzią.
- Dlaczego?
Syriusz uniósł wysoko brwi.
- Tak już jest i koniec. Nie zmienimy tego, że żyjemy w takich czasach – powiedział cicho.
- Nic nie możemy zrobić? – spytała Lily, ignorując kosmyki włosów opadające jej na oczy. Zmarszczyła brwi wyraźnie niezadowolona.
Syriusz spojrzał na nią przeciągle.
- Możemy walczyć – powiedział twardo.
Lily zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad czymś głęboko.
- Ale…
- Lily, Lily! Oni znowu coś zmalowali! – W tej samej chwili uczennica pierwszej klasy podbiegła do niej z wypiekami na twarzy. – Lily! – zawołała ponaglająco.
Dziewczyna podniosła na nią wzrok.
- O co chodzi? – spytała niecierpliwie.
- Rick, Jack i Roger! Popatrz, tam! – dziewczynka wskazała ręką w stronę przeciwległego kąta pokoju, w którym zgromadziło się wyraźnie zaaferowane czymś zbiorowisko uczniów.
Lily rzuciła szybkie spojrzenie Syriuszowi, który posłał jej uśmiech, przechylając głowę.
- Idź, pani prefekt. Obowiązki wzywają – powiedział, mrugając do niej jednym okiem. Lily szybko podniosła się z fotela i ruszyła w stronę zbiorowiska. Odwróciła się jeszcze, by spojrzeć na Syriusza, jednak ten znikał już w dziurze pod portretem.
Możemy walczyć.
Ale jak?


* * *

              Fryderyk Reddgens z cichym pyknięciem teleportował się na opustoszałą, ciemną ulicę. Mgła czaiła się tuż przy ziemi, spowijając wszystko w jeszcze większej szarości. Mężczyzna owinął się szczelniej płaszczem i szybkim krokiem przeszedł na drugą stronę ulicy. Rozglądał się czujnie na boki, jednak najwyraźniej nie dostrzegł nic, co mogłoby wzbudzić jego podejrzenia, bo po chwili szybko wbiegł po schodach i zniknął we wnętrzu starej, odrapanej kamienicy. Szybko pokonywał kolejne stopnie, by już po chwili znaleźć się na trzecim piętrze. Wyciągnął klucz z prawej kieszeni płaszcza i szybko przekręcił w zamku. Ten szczęknął cicho i drzwi otworzyły się bezszelestnie. Fryderyk wszedł do środka ciemnego mieszkania, zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie ciężko. Panującą w mieszkaniu ciszę przerwał nagły trzask. Mężczyzna poruszył się gwałtownie, rozglądając się niespokojnie dokoła. Nagle z sąsiedniej ściany wychynęła przezroczysta postać. Fryderyk odetchnął z ulgą.
- Ach, to tylko ty – powiedział. Duch spojrzał na niego beznamiętnym wzrokiem.
- Myślałby kto, że przez te wszystkie lata mógłbyś się przyzwyczaić do mojej obecności – parsknął.
- Czasem się zastanawiam, dlaczego zwyczajnie nie odejdziesz? – mruknął Reddgens.
- Tu umarłem, tu nawiedzam. Dlaczego się nie wyprowadzisz? Boisz się mieszkać sam? – Duch spojrzał na niego z kpiną, jednak Fryderyk nie był w nastroju do żartów.
- Sam często nad tym myślę… - mruknął tylko, zdejmując płaszcz. Duch prychnął i przeniknął przez ścianę do kuchni. Mężczyzna chcąc nie chcąc, podążył za nim.
Gdy po licznych podróżach powrócił w końcu do Anglii, wynajął mieszkanie, które po niedługim czasie okazało się nawiedzone. Mimo, że wielu ludzi dawno zmieniłoby lokum, Fryderyk polubił swego lokatora, darząc go pewną formą sympatii.
- Jak tam Minerwa? – Duch zawisł w swobodnej pozie kilka cali nad krzesłem i utkwił w nim uważne spojrzenie. Fryderyk spojrzał mu groźnie w oczy, widząc jednocześnie drewniany zegar wiszący za nim. W końcu odwrócił głowę z westchnieniem.
- Jakoś sobie radzi – powiedział, szukając w szafce czystego kubka.
- Dlaczego z nią nie porozmawiasz?
Fryderyk ze złością zatrzasnął szafkę.
- Bo nie.
- Cóż za inteligenta odpowiedź – zaśmiał się duch. – Dojrzała – dodał z ironią. Fryderyk próbował zgromić go wzrokiem, jednak duch tylko się zaśmiał.
- Nie patrz na mnie takim wzrokiem, dobrze wiesz, że się ciebie nie boję, Fred. Zachowujesz się jak szczeniak, tylko tyle ci chciałem powiedzieć – powiedział, unosząc ręce w obronnym geście, po czym zniknął.
Reddgens odwrócił się tyłem do pustego krzesła, nalewając jednocześnie wody do czajnika.
- To co mam zrobić?
- Nie wiem. – Rozległ się głos tuż przy jego uchu. Fryderyk podskoczył gwałtownie. Spojrzał z naganą na ducha, który tylko wyszczerzył zęby w przezroczystym uśmiechu.
Reddgens westchnął, ostawił czajnik na ogień i ruszył w stronę salonu.
- Chodź, coś ci pokażę – powiedział, otwierając drzwi i zapalając światło na końcu różdżki. – Widzisz? – powiedział, wskazując na fotografie stojące na szafce. – To my. – Wziął jedną z nich do ręki.
Duch zerknął mu przez ramię.
- Minerwa… Była moją najlepszą przyjaciółką i największą miłością. Była… i Jest, najwspanialszą kobietą na świecie. – Te słowa wypowiedział szybko i cicho, jakby bojąc się samego ich brzmienia. Duch milczał, wpatrując się w zdjęcie w jego dłoni. Młoda kobieta i młody mężczyzna, w którym tak ciężko było poznać dzisiejszego Fryderyka kręcili się na mugolskiej karuzeli. Szczęśliwi.
Fryderyk pokręcił głową.
- Pokłóciliśmy się o głupotę. Powiedziałem wiele niemiłych rzeczy, ona też nie pozostała mi dłużna. To był ciężki czas. Postanowiłem wyjechać. Chciałem odetchnąć, zapomnieć, ułożyć sobie wszystko. Myślałem, że gdy wrócę wszystko jakoś się ułoży. – Zaśmiał się gorzko. – Nie podejrzewałem, że pod moją nieobecność nasz najlepszy przyjaciel się nią zajmie – dodał po chwili.
Umilkł, spoglądając na zdjęcie.
- Ale to stare czasy – powiedział obojętnie. Odłożył zdjęcie na szafkę i ruszył z powrotem do kuchni. Duch patrzył za nim zamyślonym spojrzeniem.

- Jednak ty nadal ją kochasz… - powiedział. Fryderyk znieruchomiał, jednak się nie odwrócił. Z kuchni dobiegł ich cichy gwizd czajnika.


7 komentarzy:

  1. +Wszystko jest super . :D Ale mam jedno "ale" jest w tym za mało takiej miłości . . . Ja liczyłam na dalszą częśc tej bitwy na śnieżki zkończonej np. pocałunkiem . . . no cóż ale i tak wszystko jest super ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Jestem pewna, że jej się spodoba. Ann uwielbia Baśnie, a to wydanie na pewno jej się spodoba." Powtórzenia!!!!! Och jak ja ich nienawidzę! No ale nie przejmuj się mną bo ja jestem troszkę przewrażliwiona, jednak gdybyś wiedziała czego nie piszę, a chciałabym...
    Właściwie to rozdział jest całkiem niezły. Jak dla mnie trochę za mało miłości, ale tym też się nie przejmuj, bo jestem raczej romantyczką xd.

    Mrs. Black

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie ;) naprawde fajnie, ake faktycznie do tej pory zamalo milosci, ze tak sie wyraze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wcale nie... James i Lily zaczęli ze sobą chodzić dopiero na 7 roku, wiec jesli teraz zaczęliby się całować itp. itd. to byłoby to bez sensu ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No i bomba! Normalny, zdrowy rozwój relacji, nie te bzdury rodem z harlekinów, jakie można spotkać na większości blogów. Akcja z pochodzeniem Lily faktycznie nieco naciągana, ale cóż, ile można pisać o zwykłych ludziach - nawet jeśli to czarodzieje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeny, ale masz tempo :D Ogólnie historia Lily - tak. Od pół roku planuję reorganizację całej historii i wywalenie tego wątku w cholerę, bo nie mam pojęcia co ja sobie wtedy myślałam. Ogólnie - właśnie nad tym wszystkim siedzę więc powinnam w ferie to w końcu ogarnąć. A Ty się lepiej na MSI ucz :D

      Usuń
  6. Super!!!
    Ale odkąd czytam to cały czas spotykam błąd,, otworzyły,otworzył,otworzyła,otworzyli"
    A nie,, otwarły" itp...
    Ale i tak fajne!!!

    OdpowiedzUsuń

Użytkowników bez konta Google proszę o wybór z listy "komentarz jako" pola "Nazwa/Adres URL" i w polu nazwa podanie nicka. Jest łatwiej, gdy wiadomo, kto jest kim.