BLOG ZAWIESZONY: Więcej informacji w Proroku

26 czerwca 2010

Rozdział 37: Trudne chwile

     Poniedziałek. Minerwa nigdy nie przykładała jakiejś szczególnej wagi do tego dnia, mimo że wielu nazywało go najgorszym, ponieważ następował po weekendzie. Dla niej był to po prostu kolejny dzień, w którym po dwóch dniach odpoczynku musiała znów iść na zajęcia - jednak nie widziała w tym nic złego, czy gorszącego. Po prostu taki był jej obowiązek.


      Dzisiaj jednak odczuwała to trochę inaczej. Gdy obudziła się trzy godziny wcześniej niż zwykle, nie potrafiąc zasnąć wpatrywała się bezmyślnie w sufit, na którym blask wschodzącego za oknem słońca oparł pierwsze refleksy. Poprzedniego wieczoru nie poszła na wspólną kolację, prosząc skrzaty, aby przyniosły jej półmiski do pokoju. Wciąż bała się spędzać czas wśród ludzi - bała się powrotu do normalności, która tylko dla niej miała być tak odległa od normy, jak to tylko możliwe. Dzisiejszego ranka wiedziała, że będzie musiała wyjść między ludzi, rozmawiać i udawać zainteresowaną, a przede wszystkim silną. Znów będzie musiała być pewną siebie Minerwą, którą wszyscy znali. I była tym przerażona. Gdy godzinę przed śniadaniem nerwowo krążyła po swoim pokoju, trzymając w dłoni porcelanową filiżankę z zimną już herbatą, jej myśli jak szalone rozpatrywały najróżniejsze sposoby uniknięcia pójścia do pracy i możliwości ponownego zakopania się w ciepłą, puchową i bezpieczną kołdrę, z dala od zgiełku, hałasu i niepotrzebnych spraw. Na dźwięk zegara, który wybił pełną godzinę, kobieta podskoczyła wystraszona, upuszczając jednocześnie filiżankę na kamienną posadzkę. Porcelana rozprysła się po całym pomieszczeniu. Minerwa westchnęła zrezygnowana.


- Accio porcelana! - zawołała, wyciągając zza paska różdżkę. - Reparo! - kolejne zaklęcie skleiło potłuczone kawałki z powrotem w filiżankę. Minerwa zrobiła szybki krok w stronę kredensu, zapominając o herbacie, która pozostała na posadzce. Jeden nieuważny ruch i kobieta znalazła się na podłodze, obolała i mokra. W tym momencie poczuła się tak bezradna, słaba i samotna, że z jej oczu popłynęły łzy. I nawet nie próbowała ich powstrzymać.



* * *


Łup. Łup. Łup.


Głuchy stukot przedostawał się przez uszy Jamesa do wnętrza jego czaszki odbijając się w niej zwielokrotnionym echem. Każdy kolejny dźwięk był jak gwóźdź wbijany w jego mózg.


- Przestań - próbował powiedzieć, jednak jego usta, wyschnięte jak pustynia wydały z siebie tylko cichy, bliżej niezidentyfikowany jęk. Całą siłą woli próbował podnieść powieki, jednak ciążyły mu jak z ołowiu. Ponownie jęknął, próbując w ten sposób przekazać otoczeniu co się z nim dzieje, jednak nie otrzymał odpowiedzi. Wciąż tylko ten głuchy łoskot. W końcu, po kilku minutach wewnętrznej walki, rozchylił lekko powieki, jednak jasne słońce, które wypełniało pomieszczenie zakuło go jak rozżarzony węgiel, więc szybko zamknął je z powrotem. Po chwili spróbował ponownie - było odrobinę lepiej. Zamrugał kilkakrotnie by przyzwyczaić wzrok i podniósł głowę. Pokój wokół niego zawirował gwałtownie, jednak James dzielnie utrzymał pion.


- Mpfhmmpfm - cichy jęk dobiegł go z lewej strony. Niezdarnie odwrócił się w tamtą stronę i dostrzegł kupę szmat zwiniętą na łóżku Łapy. Wytężył wzrok. Zaraz, zaraz. To chyba jednak był Syriusz. Zamrugał kilka razy by uspokoić wirujący obraz i kiwnął głową. Tak, to zdecydowanie był on. Black ponownie jęknął cicho, gwałtownie przykrywając głowę kołdrą.


Łup. Łup. Łup.


Niemiłosierny hałas znów rozległ się w pokoju, co przyprawiło Jamesa o kolejne katusze. Najwyraźniej nie tylko jego, co można było stwierdzić, słysząc cichy jęk dochodzący od strony Syriusza. Potter rozejrzał się po pokoju swoim niezawodnym do tej pory wzrokiem szukającego, by odnaleźć źródło hałasu. Po chwili je zlokalizował - za oknem na parapecie siedziała wielka, czarna sowa i niemiłosiernie tłukła dziobem o szybę. James zaklął pod nosem, na samą myśl, że będzie musiał podnieść się z łóżka. Niezgrabnie zrzucił z siebie kołdrę i opuścił stopy na podłogę. Ostrożnie sprawdził, czy aby na pewno nie wiruje, po czym stanął na niej całym swoim ciężarem. Odetchnął z ulgą, nie było tak źle. Zrobił kilka niezdarnych kroków w stronę okna, otworzył je ociężałym ruchem i pozwolił sowie wlecieć do środka. Ptak opuścił na jego łóżko przesyłkę, którą przyniósł i czym prędzej się ewakuował. Powietrze w dormitorium huncwotów raczej nie było pierwszej świeżości.



James nie zamykał już okna, tylko opadł bezwładnie na łóżko strącając z niego jednocześnie przyniesioną przez ptaka paczkę. Niewiele go w tym momencie obchodziła. Lekki powiew wiatru wdarł się do pomieszczenia wprawiając w ruch kotary łóżek wiszące bezwładnie na karniszach. Potter zamknął oczy, pozwalając swoim myślom odpłynąć. Przed jego oczami pojawiły się obrazy wczorajszej imprezy - zaskoczenie, śmiechy, prezenty, delikatny uśmiech Lily. I alkohol. Całe mnóstwo alkoholu. Właściwie nie miał pojęcia dlaczego tyle wypił - może dlatego, że ostatnio coraz częściej robił to, na co po prostu miał w tej chwili ochotę nie bacząc na konsekwencje? Ale przecież był młody! Całe życie dopiero przed nim, dlaczego miałby się ograniczać, gdy nawet nie wie czy jest sens by się ograniczać. Druga część imprezy całkowicie zacierała się w jego pamięci. Nie pamiętał z kim, ani o czym rozmawiał. Nawet nie zarejestrował momentu, w którym zniknęła Lily. Praktycznie niewiele zarejestrował z tego, co się działo.


Nagły huk wyrwał go z rozmyślań. Ktoś otworzył gwałtownie drzwi dormitorium i głośno tupiąc przemieszczał się po pokoju.


- Ale naprawdę nie musisz tak tupać - jęknął James, zakrywając uszy rękami. Podniósł wzrok na Remusa, który stał nad nim z niewielką buteleczką w dłoni. Sam także nie wyglądał najlepiej - był blady, a pod jego oczami widniały ciemne obwódki. Jednak trudno było orzec czy to z powodu wczorajszej imprezy czy z powodu zbliżającej się pełni. Na jego ustach błąkał się lekki uśmiech.


- Jesteśmy na etapie gdy nawet słońce świeci za głośno? - spytał, tłumiąc śmiech. - Naprawdę starałem się nie robić hałasu - powiedział cicho, przenosząc wzrok na leżącą na ziemi paczkę. - Zgubiłeś coś - dodał, kładąc ją na nocny stolik.
James jęknął.
- Fatalnie się czuję.
Remus zaśmiał się cicho, przysiadając na swoim łóżku.
- Po takiej ilości jaką wczoraj wchłonąłeś, dziwię się, że już jesteś w stanie mówić.
Potter stęknął.
- Co się wczoraj w ogóle działo?
Lupin uniósł wysoko brwi.
- Nic nie pamiętasz?
James usiadł na łóżku, rzucając mu niepewne spojrzenie.
- Niby czego nie pamiętam? - spytał, a jego głos wyraźnie zadrżał.
- Tego jak nago biegałeś po pokoju wspólnym i zabierałeś wszystkim ognistą, tłumacząc, że jesteś spragnionym rumakiem po ciężkim boju?
Potter wytrzeszczył oczy, biorąc gwałtowny wdech. Zaniemówił na moment. W końcu odzyskał mowę.
- Żartujesz - powiedział niepewnie, spoglądając na pełną powagi minę Remusa. Lupin w końcu parsknął śmiechem, a James odetchnął z ulgą.
- No, w sumie... W sumie nie byłeś nago. Jakąś część garderoby na sobie zostawiłeś.
James wciąż wpatrywał się w niego z niedowierzaniem.
- Żartujesz - powiedział teraz z pełnym przekonaniem. Remus pokręcił tylko głową, tłumiąc śmiech.
- Masz szczęście, że to było już pod koniec imprezy i mało ludzi zostało - dodał po chwili.
- A Lily...? - zaczął James, jednak zachrypnięty głos z lewej strony przerwał mu w pół zdania.
- Ja wiem, że to wszystko bardzo pasjonujące, ale czy moglibyście tak nie krzyczeć?!
Przyjaciele spojrzeli w jego stronę. Black lekko wychylił się znad kołdry, mrużąc oczy. Policzki wciąż miał zaczerwienione.
- Merlinie, Ziemia naprawdę się obraca - dodał po chwili niewyraźnie, opadając z powrotem na poduszkę.
Remus zaśmiał się cicho.
- Nie rozumiem co cię tak bawi, Lunio - warknął Syriusz.
- Znajcie dobre serce moje i szkolnej pielęgniarki. Gdy poszedłem do niej dziś z informacją, że kolega wczoraj miał urodziny i potrzebujemy małej pomocy aby chociaż po części sprawnie uczestniczyć w lekcjach dała mi...
- Uczestniczyć w lekcjach? Jesteś pewien, że to co wczoraj piłeś to była ognista, a nie jakaś esencja kujona? - przerwał mu Łapa. - Już widzę jak nasz rączy rumak galopuje na lekcje.
James tylko warknął ostrzegawczo ze swojego łóżka.
- No cóż, róbcie co chcecie, ale... Jeśli McGonagall was dzisiaj nie zobaczy na lekcji, raczej nie będzie zadowolona, zwłaszcza, że wie, kiedy James obchodzi urodziny. I domyśli się, co się tu wczoraj działo. – Podniósł bezradnie ręce do góry. – Na waszą odpowiedzialność, panowie.
- McGonagall wróciła? - spytał cicho James, niepewnym głosem.
- Widziałem ją dziś rano w Wielkiej Sali.
Po tych słowach zapadła chwila ciszy.
- Więc co dała ci ta pielęgniarka? - rozległ się cichy głos za jego plecami. Huncwoci zwrócili szybko spojrzenia w tamtą stronę i dostrzegli Petera, zaczerwienionego, z podkrążonymi, przekrwionymi oczami. Jasne włosy sterczały mu na wszystkie strony Wyglądał strasznie. Syriusz i James wymienili spojrzenia, kiwając głowami.
Remus wyciągnął buteleczkę, którą wcześniej trzymał w dłoniach i nalał po porcji do trzech małych fiolek na eliksiry, stojących na stoliku nocnym Syriusza.
- Lepiej się pospieszcie. Niedługo mamy transmutację.


* * *



     Poranne słońce odbijało się refleksami od tafli jeziora. Wiatr szumiał w koronach odległych, zieleniejących się już drzew Zakazanego Lasu. Lily spojrzała na odległą wierzbę bijącą, strzegącą przejścia do podziemnego tunelu, po którego drugiej stronie Remus co miesiąc cierpiał męki przemieniania się w wilkołaka. Na jej długich gałęziach również pojawiły się pierwsze liście. Lily przysiadła na wielkim, zimnym kamieniu i oparła głowę na dłoniach. Chłodny jeszcze wiatr rozwiewał lekko jej włosy, jednak ona nie zwracała na to uwagi. Nagle dostrzegła niewielką postać zbliżającą się do niej wzdłuż brzegu jeziora. Lily zmrużyła oczy i przyjrzała się jej uważniej. Po chwili jej usta wykrzywił uśmiech. Powolnym krokiem zbliżał się ku niej pierwszoklasista, jeden z tych, którzy pierwszego dnia szkoły narobili jej tylu kłopotów. Lily poszukała w pamięci jego imienia.
- Rick! - zawołała, unosząc jednocześnie dłoń. Chłopiec dostrzegł ją i przyspieszył kroku. Z szerokim uśmiechem na ustach zbliżył się do niej. Czerwony szalik w barwach Gryffindoru zdobił jego szyję.
- Cześć, Lily - powiedział wesoło. Evans odsunęła się lekko w prawo by zrobić mu miejsce obok siebie na kamieniu. Chłopiec usiadł szybko i razem z nią wpatrzył się w jezioro.
- I jak ci się podoba Hogwart? - spytała po chwili przyjaźnie. Rick westchnął cicho, a dziewczyna zwracając ku niemu wzrok dostrzegła, że wyraźnie się zastanawia.
- Hm - mruknął w końcu. - Jest świetny - powiedział z uśmiechem. - Uwielbiam zamek i wszystkie jego tajne przejścia. Przyjaciół. Lubię zajęcia, chociaż czasem jest strasznie dużo nauki. - Skrzywił się mimowolnie. - Ale czasem tęsknię za domem - dodał po chwili, a w jego głosie zadźwięczała nuta smutku.
Lily pokiwała ze zrozumieniem głową. Zwróciła na niego wzrok i dostrzegła, że policzki chłopca pokryły się rumieńcem. Uśmiechnęła się pocieszająco.
- To normalne. Wszyscy to przeżywają, najsilniej na pierwszym roku - powiedziała, uśmiechając się lekko. - Poza tym, niedługo wakacje.
Twarz chłopca rozjaśniła się. Oboje znów zapatrzyli się w jezioro.
- Bardzo brakuje mi mamy - odezwał się nagle Rick. - Zawsze mnie wspierała. Jednak odkąd jest tu mój brat...
- Brat? - zdziwiła się Lily.
- Hej, Ricky! - W tej samej chwili za ich plecami rozległ się męski głos, na którego dźwięk Lily zesztywniała, zaś jej mały towarzysz poderwał się z radością. Odwrócił się i dostrzegając zbliżającą się ku nim postać rzucił się na nią entuzjastycznie. Chłopak zachwiał się pod ciężarem malca.
- Spokojnie, mały - zaśmiał się.
Lily podniosła się z kamienia wyraźnie zakłopotana, spoglądając na stojącego przed nią chłopaka. Ten zerkał na nią lekko zaskoczony. Tymczasem Rick zeskoczył na ziemię i teraz patrzył na niego z wyrzutem.
- Gdzie byłeś, Jason? Czekałem tu na ciebie dobre pół godziny!
Lily słysząc te słowa komicznie uniosła jedną brew w górę, co spowodowało u Jasona parsknięcie śmiechu. Spojrzał na swojego brata.
- Musiałem porozmawiać z profesorem Dumbledorem. - Przeniósł wzrok na Evans. - Nie wiedziałem braciszku, że podrywasz tu takie piękne dziewczyny.
Chłopiec zaczerwienił się lekko i spojrzał na Lily lekko zakłopotany, jednak ta mrugnęła do niego tylko jednym okiem.
- Lily jest bardzo miła - powiedział w końcu, na co Jason zaśmiał się cicho.
- No ja nie wątpię - odparł zaczepnie, a w jego głosie zabrzmiała sarkastyczna nutka. Dziewczyna poczuła, jak wzbiera w niej irytacja. Jason uśmiechnął się do niej swoim uśmiechem chochlika, a widząc w jej oczach złowrogi błysk, uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Skoro jest taka miła, na pewno nie odmówi nam małej przechadzki - dodał po chwili bezczelnie. Rick ożywił się i spojrzał na nią z nadzieją.
- Pójdziesz z nami, Lily? Jason obiecał mi pokazać swoje ulubione miejsce na błoniach! - zawołał z entuzjazmem.
Evans zawahała się. Widząc entuzjazm Ricka trudno było jej odmówić, jednak perspektywa spędzania z Jasonem czasu z własnej, nieprzymuszonej woli automatycznie wzbudzała w niej niechęć. Spojrzała w jego błyszczące zadziornie oczy i dostrzegła w nich wyzwanie. Dobrze wiedział, że nie chce iść, jednak gdyby odmówiła...
- Nie męcz Lily, Rick, pewnie nie ma ochoty na spacery z nami - powiedział smutnym głosem, jednak na jego ustach wciąż błąkał się ten irytujący uśmieszek.
- Wręcz przeciwnie - powiedziała Lily, posyłając Rickowi uśmiech. - Tylko nie chcę spóźnić się na transmutację. Pierwszą lekcję dzisiaj nam odwołali bo profesor Flitiwick czymś się ponoć struł, ale skoro wróciła profesor McGonagall...
- O to już się nie martw - wtrącił jej się w słowo Jason. - Jeśli się spóźnisz ja cię jakoś usprawiedliwię.
Lily skrzywiła się mimowolnie, gdy mówił do niej względnie miłym tonem, podczas gdy jego oczy błyskały zuchwale. Na to jednak już nie miała odpowiedzi, więc chcąc nie chcąc podążyła razem z Rickiem i Jasonem wzdłuż jeziora.


* * *



     Syriusz pędził korytarzem, skręcił w skrót za kotarą i zbiegł po ukrytych schodach. Ominął stopień-pułapkę i przystanął nasłuchując. Tupot stóp rozległ się tuż za nim i zza zakrętu wyłonił się zdyszany James, a zaraz za nim Remus. Po kilkunastu sekundach nadbiegł także Peter, jednak nie uważał zbytnio, ponieważ jego noga utknęła w fałszywym stopniu. James westchnął z irytacją i pomógł mu uwolnić stopę. Spojrzał na pozostałych huncwotów, zerknął na zegarek, po czym kiwnął głową. W tej samej chwili rozległ się dźwięk dzwonu, oznaczającego koniec przerwy. Syriusz wyszczerzył zęby w uśmiechu, po czym wyciągnął rękę by pchnąć kawałek ściany przed nimi. Ta odsunęła się bezszelestnie i już po chwili Huncwoci znaleźli się pod salą transmutacji. Ustawili się na końcu kolejki i czekali na przybycie profesorki. Minuty mijały.



Minerwa krążyła niepewnie po klasie. Lekcja zaczęła się już kilka minut temu, więc głosy uczniów zgromadzonych pod salą stawały się coraz głośniejsze i frywolniejsze. Spojrzała na swoje dłonie, które drżały niepewnie, lekko spocone. Wytarła je o skraj szaty i wzięła głęboki oddech, podchodząc do drzwi. Nie może się wiecznie chować. Musi wziąć się w garść. Położyła dłoń na klamce i już po chwili drzwi stały otworem. Na korytarzu zapadła cisza, gdy uczniowie zdali sobie sprawę, że profesorka cały czas była w sali. Kilka osób chyłkiem wycofało się na koniec kolejki. Minerwa spojrzała na nich, prostując plecy i przywołując na twarz wyraz absolutnego spokoju. Jej oczy błysnęły groźnie.
- Doprawdy, dorośli ludzie, a wciąż nie potrafią zachować spokoju - powiedziała oschle, robiąc krok w tył by zrobić im przejście. - Zapraszam do środka. Skończyło się obijanie.
Uczniowie w ciszy weszli do klasy, wymieniając zaniepokojone spojrzenia. Remus pogratulował sobie po cichu w duchu, że udało mu się wyciągnąć resztę huncwotów z łóżek. Aż strach pomyśleć, co byłoby gdyby się nie pojawili. Spojrzał na Syriusza i Jamesa, miny mieli wyraźnie nietęgie. Dorcas, Ann i Susan szły za nimi lekko zaniepokojone. Ann co chwila rozglądała się dokoła wyraźnie kogoś szukając. Remus również się rozejrzał, zdając sobie sprawę kogo jeszcze dziś nie widział. Gdzie była Lily?



* * *



      Rzędy równych, drobnych liter kolejno zapełniały drugą już tego dnia rolkę pergaminu. Długi, haczykowaty nos zawisł kilka cali nad pergaminem, a jego właściciel skupiony na głosie profesora zapisywał kolejne fakty z życia odkrywcy innowacyjnych zastosowań smoczych łusek w eliksirze na porost włosów. Okazywało się, że ledwie kilka łusek było w stanie przemienić go w wywar pobudzający, a im większa ich ilość, tym dłużej delikwent nie potrafił spać. I nie chodziło tu wcale o trwanie bez zmęczenia, tylko o brak możliwości snu mimo skrajnego wycieńczenia organizmu. Eliksir ten często wykorzystywano przy wszelkiego rodzaju torturach, a antidotum wbrew pozorom było niezwykle trudno uwarzyć. Gdy Slughorn przerwał na moment, by sprawdzić jakiś fakt w jednej z obszernych ksiąg, Severus podniósł głowę znad pergaminu, umieszczając w ustach końcówkę czarnego, orlego pióra. Lekko cierpki posmak wypełnił jego usta. Rozejrzał się po sali. Po chwili jego wzrok odruchowo skierował się w stronę drugiej ławki po lewej stronie, gdzie dostrzegł z daleka rudą czuprynę. Jej właścicielka opierała policzek na dłoni, wpatrując się bezmyślnym wzrokiem przed siebie. Sev pokręcił głową, spuszczając wzrok z powrotem na pergamin, próbując skupić się na tym, co przed chwilą zapisał. Slughorn w dalszym ciągu wertował grubą księgę, a szmer głosów w klasie wyraźnie wzrastał. Snape skierował wzrok na Pottera, siedzącego trzy ławki za Evans. Razem z Blackiem oparli głowy o blat ławek, sprawiając wrażenie pogrążonych w głębokim śnie. Ślizgon dostrzegł, że nawet nie rozwinęli pergaminów. Parsknął cicho z irytacją.
W tej samej chwili Slughorn ożywił się, ponieważ znalazł w książce fragment, którego szukał. Radośnie podniósł wzrok. Szum w klasie ucichł stopniowo, więc rozpoczął czytanie. Severus wrócił do notowania.
Gdy rozległ się dzwonek oznaczający koniec zajęć, Severus zwinął szybkim ruchem niemal całkowicie zapisaną rolkę pergaminu, zgarnął książki do nieużytego dziś kociołka i rzucił ostatnie zaciekawione spojrzenie w stronę Slughorna, który cichym głosem przywołał do siebie swoich pupili. Lily stała obok Blacka krzywiąc się nieznacznie. Profesor mówił coś do nich radośnie. W końcu poklepał Syriusza po ramieniu, wręczając im jednocześnie po zwitku pergaminu. Severus odwrócił się prędko, zdając sobie sprawę, że klasa niemal zupełnie opustoszała. Chwycił niepewnie uchwyt kociołka, jednak jego chwyt był zbyt słaby jak na ciężar kociołka, co poskutkowało tym, że cała jego zawartość wylądowała na ziemi.
Slughorn podniósł na niego wzrok, cmokając z dezaprobatą. Black zaśmiał się złośliwie, mijając go.
- Smarkerus - mruknął, zmierzając w stronę drzwi.
- Syriusz! - upomniała go cicho Lily, zwracając szybkie spojrzenie na Severusa, który niezgrabnymi ruchami zagarniał wszystko z powrotem do kotła. Jego policzki poróżowiały, gdy napotkał spojrzenie jej niesamowicie zielonych oczu. Dziewczyna jednak szybko odwróciła wzrok, przygryzając jedynie wargę. Black wzruszył ramionami, otwierając jednocześnie przed nią drzwi klasy, by puścić ją przodem. Evans uśmiechnęła się z wdzięcznością i oboje opuścili zimny loch. Severus wpatrzył się tępym wzrokiem w drzwi, które zamknęły się za nimi z cichym trzaskiem.
- Wszystko w porządku, Severusie? Potrzebujesz pomocy? - cichy głos Slughorna wyrwał go z zamyślenia. Severus zwrócił na niego szybko spojrzenie, kręcąc jednocześnie głową. - Ananasa? - spytał profesor radośnie, podnosząc z biurka małe, soczyście zielone pudełeczko, gdy Snape w końcu wstał z ziemi.
- Nie. Dziękuję. Do widzenia - nim mrukliwa odpowiedź Severusa doszła do uszu Horacego, Ślizgon już dawno zniknął za drzwiami.


      Severus przemierzał kolejne korytarze lochów, trzymając uchwyt kociołka w kurczowo zaciśniętej dłoni. Myślał nad tym, jak jego życie wyglądało w ostatnich miesiącach. Dziwiło go, że spotkania z Czarnym Panem były tak rzadkie, jednak próbował wmówić sobie także, że nie cieszy go to ani trochę, jednak pewnego uczucia ulgi nie potrafił opanować. Jedynie te bzdurne zadanie inwigilacji Hogwartu, ze szczególnym naciskiem na Gryfonów, jednak nawet tu nie było wiele do roboty. Gryfoni nie tworzyli zbrojnej armii magów pod okiem dyrektora. A Severusowi względnie to odpowiadało. Próbował sam siebie przekonać, że nie ma w tym troski o Lily - aby nie znalazła się w centrum trudnych, niebezpiecznych wydarzeń. Jednak obawiał się, że prędzej czy później znajdzie się w niebezpieczeństwie. I ten właśnie lęk odbierał mu spokój. Gdy dotarł w końcu do ściany, będącej jednocześnie wejściem do pokoju wspólnego Ślizgonów, do jego myśli wrócił Black, z jego problemami w bibliotece. Nie do końca rozumiał sens zadania danego im przez Czarnego Pana - momentami podejrzewał, że było to tylko po to, aby ich czymś zająć. Wiadomo było, że Avery nie usiedzi spokojnie w miejscu. Black miał go pewnie jedynie pilnować, aby nie robił nic głupiego. Ale zadanie, to zadanie. Musiał im pomóc odnaleźć osoby, które wtedy ich śledziły. Tylko jak? Po takim upływie czasu nie był pewien czy cokolwiek uda im się znaleźć. Jednak nie mogli ryzykować pojawiania się tam tuż po nakryciu - obawiali się, że tajne korytarze mogą być obserwowane. Severusowi zostało teraz w zanadrzu jedynie kilka użytecznych zaklęć, które w razie potrzeby mogłyby mu pomóc w odgadnięciu tożsamości szpiegów.
- Wino pokrzywowe - mruknął, a wilgotna ściana odsunęła się przed nim, ukazując wejście do pokoju wspólnego Ślizgonów. Zrobił jednak tylko dwa kroki, po czym zachwiał się lekko, opierając o zimny mur. Złapał się za lewe przedramię, wykrzywiając twarz z bólu. Rozejrzał się szybko dokoła, po czym ostrożnym ruchem podwinął rękaw szaty. Mroczny znak odznaczał się wyraźnie na tle jego bladej skóry. Snape opuścił rękaw i zrobił kilka chwiejnych kroków. Poczuł jak kropelki potu gromadzą się na jego czole. Mętnym wzrokiem przetoczył po pokoju i w końcu napotkał twarde spojrzenie Mulcibera. Spoglądał wprost na niego i również trzymał się za lewe przedramię. Wszystko było jasne. Zostali wezwani.

1 komentarz:

  1. Heeej!
    Chciałam tylko napisać, że zaczęłam czytać Twojego bloga i naprawdę się wciągnęłam. Świetnie piszesz i w ogóle.
    Skomentuję pod ostatnim postem, teraz tylko chcę zaznaczyć, że jestem. Mam nadzieję, że nie zostawisz tego opowiadania i będziesz je kontynuować.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Użytkowników bez konta Google proszę o wybór z listy "komentarz jako" pola "Nazwa/Adres URL" i w polu nazwa podanie nicka. Jest łatwiej, gdy wiadomo, kto jest kim.