BLOG ZAWIESZONY: Więcej informacji w Proroku

25 czerwca 2008

Rozdział 5: Wieści z ministerstwa

Pchnęła drzwi wejściowe i odwróciła się by ostatni raz spojrzeć na jezioro, gdy nagle wpadła na kogoś. Zaskoczona spojrzała na postać, z którą się zderzyła z zamiarem przeproszenia, jednak słowa zamarły jej na ustach...
- Cześć Lily... - powiedział chłopak cicho, patrząc na nią nieśmiało. Uśmiechnęła się niepewnie w odpowiedzi.


* * *





Biegła przed siebie, sama nie wiedząc dokąd. Jak mogła być taka głupia? Jak mogła myśleć, że nie jest taki, za jakiego wszyscy go biorą.
- Uważaj! - krzyknął jakiś chłopak, gdy wpadła na niego z rozpędem, wypuszczając książki z rąk.
- Przepraszam - powiedziała cicho.
- Wszystko w porządku? - chłopak spojrzał na nią przenikliwie. Podniosła oczy i zobaczyła wysokiego blondyna, chyba Krukona. Jego piwne oczy patrzyły na nią z troską.
- Tak - powiedziała, próbując się uśmiechnąć. Nie do końca jej to wyszło.
- Płaczesz? - otarł z jej policzka łzę. Dziewczyna pokręciła głową. - Jestem Ithan - uśmiechnął się do niej i podniósł książki leżące na ziemi. - Proszę – dodał, podając jej podręczniki.
- Dzięki - powiedziała cicho. Czuła, że się rumieni. - Muszę już iść... - posłała mu nieśmiały uśmiech i odwróciła się, żeby odejść.
- Poczekaj! Jak masz na imię? - zawołał za nią blondyn. Nie chciał, żeby odchodziła, czuł, że jest w niej coś wyjątkowego.
- Dorcas.
- Dorcas. Ładne imię. Spotkamy się jeszcze?
- Nie wiem. Może - uśmiechnęła się lekko, chłopak odwzajemnił uśmiech.
- Będę czekał. I nie płacz więcej, jesteś śliczna, gdy się uśmiechasz - zawołał za nią, gdy już miała zniknąć za zakrętem. W odpowiedzi uzyskał tylko miły, pełen wdzięczności uśmiech.



* * *



- Cześć Matt - odpowiedziała Lily w końcu.
- Och, tu jesteś! - przez drzwi wyszła niska, uśmiechnięta blondynka, z włosami związanymi w dwa kucyki. Wzięła chłopaka pod ramię i spojrzała na Rudą. - Cześć, jestem Marta - powiedziała w końcu, wyciągając rękę.
- Lily - odpowiedziała dziewczyna krótko, ściskając jej dłoń i uśmiechając się niepewnie.
- To co, idziemy? - blondynka spojrzała na chłopaka wyczekująco.
- Co? Ach tak, jasne. Do zobaczenia, Lily! - Matt uśmiechnął się do niej i oddalił wraz z dziewczyną. Evans patrzyła za nimi. Chłopak odwrócił się jeszcze i pomachał do niej wesoło, jednak po chwili spojrzał na Martę, która mówiła coś szybko. Lily westchnęła i weszła do zamku.
Oczywiście, przeszło jej przez myśl. Zrobiło jej się smutno. Odgarnęła włosy z czoła i ruszyła po marmurowych schodach na górę. Zamyślona pokonywała kolejne stopnie, gdy nagle...
- Ooo.. Evans.
Stała twarzą w twarz z Jamesem Potterem.
- Potter... - zaczęła cicho. Pierwszy raz nie wiedziała co ma do niego powiedzieć.
- Stęskniłaś się, złotko? - popatrzyła na niego zaskoczona, on spoglądał na nią z uśmiechem, w którym wydało jej się, że dostrzega lekką kpinę. Ale czy na pewno? Zagotowało się w niej. Cała chęć rozmowy z nim, pogodzenia się prysła. Został tylko ten rozczochrany, głupio uśmiechający się Potter i ona... Wściekła na samą siebie. Spojrzała na niego ze złością.
- Za tobą? Już myślałam, że mam spokój - powiedziała wyniośle. Chłopak rzucił jej słodki uśmiech.
- Przeliczyłaś się…
Z trudem się opanowała, żeby nie uderzyć go w tę uśmiechniętą gębę.
- Strach pomyśleć, że chciałam się z tobą pogodzić. Chyba mi na mózg padło - powiedziała ze złością i wyminęła go pnąc się do góry.



* * *




Wpadła jak burza do pokoju wspólnego, a w jej oczach pojawiły się groźne błyski. Usiadła gwałtownie na jednym z foteli przy kominku, nie bacząc na to co się wokół niej dzieje.
- Wszystko w porządku, Lily? - Remus siedział na fotelu obok. Położył na kolanach książkę, którą właśnie czytał i spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Och, Remus. Nie zauważyłam cię... Nic nie jest w porządku - powiedziała bezsilnie.
- Co się dzieje?
- Myślałam, że Potter się zmienił. Naprawdę tak myślałam. I co? Znowu się zaczęło. - W jej głosie słychać było złość. - A poza tym Matt i ta jego Marta. Myślałam... - przerwała. - Nieważne. Po co ja ci o tym mówię?
Chłopak spojrzał na nią uważnie.
- Lily. Jesteśmy przyjaciółmi. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, a to co mi powiesz zostanie między nami.
Ruda uśmiechnęła się lekko, jednak z jej oczu bił smutek.
- Dzięki. - Spojrzała na niego z wdzięcznością. - Ale dość o mnie. Nie chcę już o tym rozmawiać. Jak tam z tobą? Nie mieliśmy jakoś czasu porozmawiać spokojnie.
Remusowi zrzedła mina.
- Pojutrze pełnia - mruknął cicho. - I nie czuję się najlepiej.
Dziewczyna spojrzała na niego ze współczuciem.
- Jeśli mogę ci jakoś pomóc... - zaczęła.
- Wystarczy, że się uśmiechniesz. Nie mogę patrzeć jak się smucisz.
Lily uśmiechnęła się na te słowa. Remus był wspaniałym przyjacielem.
- Nie widziałeś gdzieś Dorcas albo Ann?
- Z tego co wiem Dorcas jest w waszym dormitorium. Przyszła jakiś czas temu i minę miała nie za wesołą. Chyba coś ją trapi. Próbowałem z nią pogadać, ale mnie spławiła.
Ruda przygryzła wargę, zastanawiając się co się stało. Przecież, gdy rozstawały się pod biblioteką jej przyjaciółka była w wyśmienitym humorze.
- Lepiej z nią porozmawiam. - Uśmiechnęła się do Remusa i wstała z fotela. - Dziękuję za rozmowę.
- Nie ma sprawy. Zawsze do usług - powiedział i powrócił do przerwanej lektury. Ruda ruszyła w stronę dormitorium.



* * *




Czarnowłosy chłopak szedł korytarzem w stronę pokoju wspólnego. Jednym ruchem ręki poprawił grzywkę tak, żeby nonszalancko opadała mu na czoło. Do jego uszu dotarło ciche westchnienie. Rozejrzał się uważnie i dostrzegł jakąś postać, siedzącą w kącie obok starej zbroi.
- James? - spojrzał na niego niepewnie. Obok jego przyjaciela walały się butelki po wypitych kremowych piwach. Chłopak rzucił mu smutne spojrzenie.
- Co? - warknął.
- Co ty wyprawiasz?!
- Próbuję się upić... - zaczął.
- Kremowym piwem? - parsknął Syriusz.
- Skrzaty nie miały nic innego.
Black spojrzał na niego zaskoczony. Po chwili zastanowienia usiadł obok niego.
- Co się dzieje?
James ponownie westchnął i pociągnął łyk z butelki.
- Gadałem z Lily...
- Ooo... jednak. - wpadł mu w słowo Black.
- Nie przerywaj. Nie mogłem się powstrzymać. Rano widziałem ją z Mattem Johnsonem. Byłem zły. A kiedy ją spotkałem na schodach... Zachowywałem się... wiesz, tak jak ona nie lubi.
Westchnął. Syriusz spojrzał na niego.
- No to... Wiedziałem, że ci nie przeszło - powiedział, uśmiechając się mimo woli. - Za dobrze cię znam.
James przygryzł wargę.
- Mam dość - powiedział po chwili. - Wiesz co ona powiedziała?! - spytał gwałtownie.
- Co?
- Że chciała się ze mną pogodzić. Rozumiesz? Dlatego jestem taki zły. Na własne życzenie wszystko spaprałem! - uderzył ręką w posadzę. Jęknął.
- Tak ci powiedziała...? - Umilkli na dłuższą chwilę. Syriusz usiadł obok niego i pociągnął łyk z butelki. Nagle James syknął z bólu. - Wszystko w porządku? - spytał, patrząc na dłoń przyjaciela. Wierzch dłoni puchł w zastraszającym tempie i był dość mocno zaczerwieniony. W kilku miejscach aż siny. James jęknął z bólu, próbując ruszyć palcami.
- Uderzyłem wcześniej... w… ścianę.
- Pielęgniarka musi to zobaczyć. - orzekł Black.
- Nic mi nie jest! - zaprotestował chłopak gwałtownie.
- Nie żartuj, musisz iść z tym do skrzydła!
- Nie baw się w moją matkę. Nic mi nie będzie! - powiedział i dźwignął się na nogi. Odruchowo oparł się prawą ręką o ścianę i znów zawył z bólu. - No dobra. Lepiej pójdę - powiedział w końcu.
- Iść z tobą?
- Jak chcesz.
James skrzywił się, zerkając na rękę. Ramię w ramię ruszyli w stronę Skrzydła Szpitalnego.




* * *



- Dorcas? - Lily weszła do dormitorium i spojrzała na puste łóżko przyjaciółki. - Dorcas, jesteś tu? - spytała, podchodząc do drzwi łazienki. Przez szparę pod drzwiami widziała światło, jednak nikt jej nie odpowiadał. Załomotała w drzwi. - Dorcas. Odezwij się, albo rozwalę te drzwi!
- Czego chcesz? - dobiegł ją przytłumiony głos przyjaciółki.
- Pogadać. Co się dzieje?
Drzwi otwarły się, a w nich stanęła Dorcas z ręcznikiem na głowie i z zaciętym wyrazem twarzy. Oczy miała zaczerwienione.
- A czemu coś by się miało dziać? - spytała mijając przyjaciółkę w drzwiach i siadając na swoim łóżku.
- Remus coś mówił, że nie chciałaś z nikim gadać. Poza tym widzę.
Dorcas pociągnęła nosem. Lily usiadła obok niej i objęła ją ramieniem. Głowa Meadowes bezwładnie opadła na jej ramię.
- Co się dzieje, Dor?
- Syriusz... Wiesz, że widziałam go jak całował się z tą idiotką Waters?
- U Blacka to normalne... zaraz. Lubisz go? Czemu nic nie mówiłaś? - Lily spojrzała na nią ze współczuciem.
- Nie wiem. Chyba sama nie zdawałam sobie z tego sprawy. Dopiero ostatnio. Ruda, co ja mam teraz zrobić?
Lily przytuliła ją mocno po chwili jednak odsunęła i spojrzała jej w oczy.
- A zależy ci na nim?
Dorcas zamyśliła się.
- Nie wiem. Teraz już sama nie wiem. Myślałam, że coś między nami jest, a tu patrz...
- Syriusz taki już jest. - poklepała ją po ramieniu. - Poczekaj. Wiesz, ostatnimi czasy nie traktowałaś go jak wybranka swego serca... - Dorcas na te słowa uśmiechnęła się lekko. Lily również się uśmiechnęła.
Nagle drzwi otwarły się gwałtownie, a do pokoju wpadła zarumieniona Ann. Jej mina nie wróżyła nic dobrego. W ręce trzymała świeże wydanie Proroka Wieczornego.
- Nie uwierzycie, co się stało!



* * *


W pokoju wspólnym panowało wielkie poruszenie. Tu i tam uczniowie zbili się w niewielkie grupki i dyskutowali zażarcie o tym co napisano w Proroku Wieczornym.
- Przeczytaj to jeszcze raz... - powiedziała Dorcas do Ann. Remus z zasępioną miną spoglądał w kominek. Brunetka wzięła głęboki oddech i przeczytała po raz kolejny...
- Dzisiaj około południa do budynku Ministerstwa Magii wtargnęła grupa uzbrojonych w różdżki czarodziei. Ich obecność wykrył sprzątacz, pan Arforth Dibbly, który dostrzegłszy kilka zamaskowanych postaci, wchodzących do działu Departamentu Tajemnic szybko zawiadomił ochronę. „Niewiadomo czego przestępcy tam szukali” twierdzi rzecznik prasowy ministerstwa, pan Derbon McFlap. W czasie ucieczki przestępcy, zabili pięciu pracowników ministerstwa. Tuż przed aportowaniem oświadczyli, że „Dosięgnie was zemsta Czarnego Pana”. Nie wiadomo do końca o kim mowa, jednak wielu szepcze po kryjomu o Lordzie Voldemorcie, jednej z kluczowych postaci sceny politycznej ostatnich lat, który zbiera spore poparcie starych czarodziejskich rodów. Dorra Potter, z domu Black, pracownik ministerstwa odcina się od wszelkich komentarzy na ten temat. Z tajnych źródeł dziennikarzom "Proroka" udało się zdobyć informację, że najprawdopodobniej przestępcom chodziło o przedmioty, w których zgromadzona była niezwykle silna energia magiczna. Wiadomo jednak, że nic nie zginęło. Pozostaje nam tylko czekać. Jesteśmy pewni, że przestępcy wraz ze swym przywódcą tak łatwo nie odpuszczą... - Ann spojrzała na swoich przyjaciół. Lily siedziała zasępiona obok Remusa, Dorcas wzięła od niej gazetę i zaczęła po raz kolejny czytać artykuł, a Peter patrzył na wszystkich wielkimi oczami, najwyraźniej nie wiedząc co powiedzieć.
- Czego tam szukasz, Dorcas? - spytała Lily, ocknąwszy się z zamyślenia.
- To straszne! Jak można pozwolić, żeby banda jakichś złoczyńców demolowała ministerstwo i zabijała ludzi. Okropność!
- Nic nie możemy na to poradzić... - zaczęła Ann.
- Tak uważasz? - spytała Dorcas z błyskiem w oku. - Myślę, że moglibyśmy coś zdziałać, ale...
- A jak masz zamiar to zrobić? - spytał Remus. - Najpierw musimy skończyć szkołę.
Dorcas przygryzła wargę.
- Niewiele nam zostało. A potem? Potem to już możemy brać się do roboty.
- Chcesz, żeby ciebie też zabili?! - Ann wyglądała na przerażoną.
Meadowes już chciała jej coś odpowiedzieć, jednak Lily nie dała jej dojść do głosu.
- Przestańcie! Nie macie się o co kłócić? Najważniejsze jest nie dać się pokonać i skłócić. Musimy się uczyć, żeby potem móc się bronić.
Dorcas zamilkła, patrząc na nią spode łba. W końcu się odezwała.
- Ale najlepsze jest to, że to przecież nie jest pierwszy taki napad. W lipcu było to samo. Też zginęło kilka osób. Tylko nie pamiętam gdzie chcieli się włamać... - Spojrzała pytająco na przyjaciół.
- Też do Departamentu Tajemnic - odparł ponuro Remus. - Widocznie jest to dla nic niezwykle ważne.
Lily wzięła od Dorcas gazetę.
- Najprawdopodobniej przestępcom chodziło o przedmioty, w których zgromadzona była niezwykle silna energia magiczna - przeczytała i spojrzała na przyjaciół. - Nie udało im się wtedy, teraz też. To pewne, że jeszcze zaatakują. A ten Czarny Pan, naprawdę sądzicie, że to Voldemort? Boję się do czego może być zdolny... Jego główną polityką jest ograniczenie mugoli i czarodziei nie czystej krwi - przygryzła wargę i spojrzała na zamieszczoną w gazecie fotografię zdemolowanego holu ministerstwa. - Straszne - wyszeptała, dostrzegając na niej kilka ciał przykrytych ciemnym materiałem.

Przejście pod portretem otwarło się. James i Syriusz weszli do pokoju, śmiejąc się z czegoś głośno. Rozejrzeli się po pomieszczeniu, próbując odgadnąć co wywołało takie poruszenie wśród gryfonów. W końcu dostrzegli swych przyjaciół obok kominka i podeszli do nich prędko. James nie spuszczał wzroku z Rudej, która unikała jego spojrzenia.
- Co się dzieje? - Syriusz spojrzał na Dorcas. Dziewczyna prychnęła cicho.
- Napad na ministerstwo - burknęła cicho. - Piszą o twojej matce. - Przeniosła wzrok na Jamesa.
- Że co?!
- To co słyszałeś... Raczej wspominają, ale zobacz.
Black zorientował się po jej minie, że nic więcej od niej nie wyciągnie. Przewrócił oczami i spojrzał pytająco na Remusa. Ten rzucił mu gazetę. James i Syriusz pochylili się i zaczęli czytać artykuł.
- Zaczęło się... - mruknął Black skończywszy czytać. Susan spojrzała na niego pytająco. Łapa westchnął.
- Już w lato wiele się działo. U mnie w domu wciąż rodzice o tym mówili... Że już niedługo Czarny Pan wypleni te wszystkie szlamy... - Lily spojrzała na niego ostro. - Przepraszam, tylko cytuję.
James podrapał się w głowę i spojrzał na przyjaciela.
- Ale, to dlatego się do mnie przeprowadziłeś?
- Tak - powiedział krótko, ucinając temat.
- Ale co teraz będzie? - Ann cały czas wyglądała na przerażoną. - Jeśli zaatakują Hogwart?
- Myślę, że póki co nic nam nie grozi. Voldemort boi się Dumbledore'a. - Black uśmiechnął się lekko.
- Nie możemy się ukrywać wiecznie w Hogwarcie. - mruknęła Lily.
Syriusz zasępił się.
- Coś wymyślimy...
- Pewnie tak. Idę spać. - bąknęła Dorcas. Cała jej wojowniczość zniknęła, gdy tylko pojawił się Black. Lily spojrzała na nią nie współczuciem.
- Hmm.. Lily, możemy porozmawiać? - James spojrzał pytająco na Rudą.
- Tak Dor, ja też idę spać. Jestem wykończona... - Dziewczyna zachowywała się jakby go nie usłyszała. Potter westchnął cicho. - Dobranoc wam. - zawołała i zniknęła wraz z przyjaciółką na schodach prowadzących do dormitorium. Po chwili poszły za nimi również Susan i Ann.
- Nie masz szczęścia, Rogaczu... - Black poklepał go po ramieniu. James skrzywił się.
- Idę spać. - powiedział i ruszył w stronę sypialni.



* * *



Lily obudziła się wczesnym rankiem i usiadła zaspana na łóżku. Poprzedniego wieczoru Dorcas nie była zbytnio rozmowna i szybko poszła spać. Ruda spojrzała na łóżko przyjaciółki i ze zdziwieniem stwierdziła, że jest puste. Opuściła stopy na chłodną, kamienną posadzkę i podeszła do drzwi łazienki. Zapukała w nie cicho.
- Dorcas? Jesteś tam?
- Tak. Co chcesz, Lily? Dopiero weszłam, nie licz, że zaraz wyjdę.
- Nie chcę iść na razie do łazienki. Po prostu jestem ciekawa czemu tak wcześnie wstałaś. Zawsze trzeba cię siłą budzić...
Usłyszała za drzwiami ciche westchnienie.
- Po prostu nie umiałam spać. A teraz z łaski swojej przestań mnie zagadywać bo się w życiu nie umyję.
Po chwili do uszu Rudej dobiegł odgłos odkręconej wody. Uśmiechnęła się lekko i rzuciła na łóżko. Skoro łazienka jest zajęta chyba może się jeszcze na chwilę zdrzemnąć?



* * *


- Ann, idziesz?
- Już wychodzę. - Dziewczyna wyszła z łazienki. - A co z Lily i Susan? Spóźnią się.
- Nie sądzę. Lily sama jest jak budzik. Zawsze budzi się o odpowiedniej porze... - Dorcas uśmiechnęła się. - Chodź, nie będziemy im zakłócać snu. Idziemy na śniadanie. - powiedziała dziarsko i obie wyszły z sypialni.
- Dorcas! - dobiegło je wołanie, gdy były już pod wielką salą. Dziewczyna odwróciła się.
- Ithan! - zawołała. - Cześć.
- Poczekam przy stole. - Ann mrugnęła do przyjaciółki. Chłopak podszedł do Dorcas i uśmiechnął się do niej.
- Jak dobrze cię widzieć uśmiechniętą - powiedział w końcu, patrząc jej głęboko w oczy. Dziewczyna zarumieniła się. - Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję. - bąknęła cicho. Nie wiedziała co powiedzieć. Chłopak patrzył na nią uważnie, uśmiechając się lekko.
- Wiesz.. tak sobie pomyślałem. Może dzisiaj po obiedzie... poszłabyś ze mną na spacer. Przeszlibyśmy się po błoniach, pogadali.
- Z wielką chęcią. - Dorcas uśmiechnęła się szeroko. Twarz chłopaka pojaśniała.
- To będę czekał o trzeciej w Sali Wejściowej, może być?
- Jasne. Idę do przyjaciółki, miała mi coś opowiedzieć. - Uśmiechnęła się lekko. - Do zobaczenia później - powiedziała i nim zdążyła się opanować pocałowała go lekko w policzek. Na twarzy chłopaka pojawił się lekki rumieniec. Uśmiechnął się do niej.
- Już nie mogę się doczekać - powiedział i ruszył w stronę stołu Krukonów, oglądając się co chwila w stronę dziewczyny. Meadowes całą siłą woli powstrzymała się, żeby nie zacząć krzyczeć z radości. Odwróciła się na pięcie i usiadła przy stole Gryffindoru obok Ann.
- Ithan Brown? - przyjaciółka zmierzyła ją zaciekawionym spojrzeniem. - Pocałowałaś Ithana Browna! Tego Ithana Browna! - zawołała podekscytowana. Dorcas uśmiechnęła się.
- Tylko w policzek...
- Dorcas, to jeden z najfajniejszych chłopaków!
- Wiem... - mruknęła rozmarzona Meadowes. Do ich uszu dobiegło ciche prychnięcie. Obejrzały się i zauważyły huncwotów, siedzących nieopodal. Black patrzył z politowaniem w stronę stołu Krukonów, jak Ithan zerka co chwilę w stronę Dorcas.
- Nie wiem co wy w nim widzicie. Taki lalusiowaty blondynek... - powiedział kpiąco, jednak jego oczy błyskały groźnie. Dorcas uśmiechnęła się z politowaniem.

- Nie wiem co te wszystkie dziewczyny w tobie widzą, Black. Jesteś tylko zbyt pewnym siebie, nieczułym egoistą - powiedziała w końcu i zabrała się do jedzenia, zerkając jeszcze w stronę Krukonów i uśmiechając się do Ithana, który pomachał do niej wesoło.
- Cześć Syriuszku. - Chłopak podniósł wzrok i zobaczył zbliżającą się Emmę. - I co, mój mysiu pysiu, jak się spało? - spytała siadając obok niego. Nagłym trafem James zakrztusił się czymś i zaczął głośno kaszleć. Remus z szerokim uśmiechem na twarzy zaczął klepać go po plecach. Potter ledwo maskował śmiech. Black zmierzył ich morderczym spojrzeniem, gdy nagle usłyszał ciche parsknięcie. Obejrzał się za siebie i zobaczył śmiejącą się do swojej kanapki Dorcas. Coś się w nim zagotowało. Jak mogła się z niego śmiać? Bez zastanowienia objął swoją dziewczynę.

- Świetnie, kochanie - powiedział i złożył na jej ustach długi pocałunek. Dorcas spojrzała na niego z politowaniem. Mimo, że gdzieś głęboko poczuła lekkie ukłucie żalu, od razu je uciszyła. Nie rozumiała jak mógł jej się podobać ktoś tak egoistyczny i wyrachowany.




* * *



- Nie mogłaś mnie obudzić? - Lily biegła obok Susan. Obie były już spóźnione.
- Jak miałam cię obudzić? Sama spałam! - oburzyła się blondynka. Lily zwolniła.
- Słuchaj, nie ma sensu się spieszyć. Już jest po dzwonku. Lepiej będzie odpuścić sobie tą pierwszą lekcję?
Susan spojrzała na nią zaskoczona.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Lily Evans?
Ruda zaśmiała się.
- O co ci chodzi?

- No bo ty i wagary... Co się na tym świecie dzieje?

3 komentarze:

  1. Właśnie zaczęłam czytać twoje opowiadania.
    Jak ja kocham Lily i Jamesa!
    Czy mi się wydaję czy pomiędzy Petunią a Lily doszło do jakiegoś porozumienia odkąd nie ma ich rodziców? Bo tak się nie kłócą itp.

    lily-evans-i-james-potter.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :D

    bonnie-karaye.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo... mam imienniczkę w ff i to jeszcze z chłopakiem 😀
    Dorea wywodziła się z Blacków?!
    Oh shit, tego nie wiedziałam. Aż wstyd pisać...
    Idę do dalszych rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń

Użytkowników bez konta Google proszę o wybór z listy "komentarz jako" pola "Nazwa/Adres URL" i w polu nazwa podanie nicka. Jest łatwiej, gdy wiadomo, kto jest kim.