Echo
kroków niosło się korytarzem. Słychać było przyspieszony
oddech. Tak, ktoś wspinał się po schodach. Pokonał ostatnie
stopnie, wyszedł zza zakrętu. Tłuste, czarne włosy opadały mu na
twarz. Haczykowaty nos skierowany był w ziemię. Na jego ziemistej
twarzy widać było napięcie. Rozpięta szata szkolna powiewała za
nim jak skrzydła nietoperza. Severus Snape rozmyślał,
przemierzając szkolne lochy.
- Snape! Hej, Snape!
Poczekaj!
Ocknął się z
rozmyślań, odwrócił się i spojrzał na dwóch, rosłych
chłopaków, zmierzających szybko w jego kierunku. Obaj rozglądali
się czujnie na boki. Przystanął i poczekał aż do niego dołączą.
- Mulciber, Avery... O co
chodzi?
- Mamy wieści od
Lucjusza. - Mulciber zniżył głos i spojrzał znacząco na
Severusa. - Chodzi o... Co to było? - urwał usłyszawszy jakiś
trzask.
- To tylko szczur. -
Avery spojrzał na małe, wystraszone zwierzątko, uciekające w
stronę dziury w ścianie.
- Avada Kedavra! -
Mulciber wystrzelił zielonym promieniem w uciekającego gryzonia,
który padł martwy. - Ostrożności nigdy za wiele - powiedział,
widząc pytające spojrzenie Snape'a. - Avery, stań na straży.
Ostrzeż nas, gdyby ktoś tu szedł.
- A więc tak -
powiedział spojrzawszy ponownie na Severusa. - Jak już mówiłem,
mam wieści od Lucjusza Malfoy'a.
- Co się dzieje?
- Widziałem się z nim
tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego... Czarny Pan rośnie w siłę.
Nie możesz się dłużej zastanawiać, Severusie. Potem może być
za późno - spojrzał na niego znacząco. Twarz Snape'a pociemniała.
- Kiedy mam dać znać?
- Musisz wiedzieć, gdy
będzie następny wypad do Hogsmeade. Widzisz... ja już
zdecydowałem. - powiedział chłopak i podwinął do góry rękaw
lewej ręki. Snape cofnął się przerażony, próbując jednak to
ukryć.
- To znaczy, że już...
Już cię naznaczyli?
- Czarny Pan osobiście
to zrobił. Był ze mnie bardzo zadowolony. - Mulciber wypiął
dumnie pierś. - Ty też Severusie zostaniesz naznaczony, jeśli
podejmiesz właściwą decyzję, a jestem pewien, że takową
podejmiesz. Ci którzy sprzeciwią się Czarnemu Panu nie ujdą z
życiem, wiesz o tym Snape. - Przez twarz Mulicibera przeszedł
dziwny skurcz. Snape milczał.
- Cóż, mam nadzieję,
że podejmiesz właściwą decyzję, Sev. Pamiętaj, taka jest tylko
jedna - powiedział na odchodnym i odwrócił się do Ślizgona
plecami. - Idziemy Avery.
Snape patrzył za nimi
dopóki nie zniknęli mu z oczu. Stał i stał, a w jego głowie
kotłowało się milion przeróżnych myśli.
- Ona będzie musiała
zdecydować - postanowił w myślach, po czym ruszył ciemnym
korytarzem w stronę wyjścia z lochów.
* * *
- Lily, podaj mi proszę
książkę z historii. - James patrzył na Rudą, rozkoszując się
każdym słowem wypowiedzianym do niej. Dziewczyna spojrzała na
niego, przewróciła oczami i podała mu opasłe tomisko oprawione w
starą, pożółkłą skórę. Potter wykorzystywał byle pretekst,
żeby tylko się do niej odezwać.
Siedzieli sami w
bibliotece czekając na Remusa i Syriusza, którzy mieli się tam
wkrótce pojawić. Ann i Susan wyszły chwilę wcześniej wraz z
Dorcas, która gdy tylko usłyszała o rychłym przybyciu Blacka
postanowiła nagle coś zjeść. Zresztą od poprzedniego wieczoru
widać było, że coś ją gryzie. Lily pochyliła się nad
pergaminem i wróciła do pisania. James również pisał, jednak nie
mógł się powstrzymać od ciągłego zerkania na Rudą.
- Potter, zajmij się
sobą - powiedziała w końcu nawet nie podnosząc głowy. Chłopak
westchnął i zaczął wertować książkę z historii. Drzwi z
biblioteki zaskrzypiały cicho. James podniósł głowę jednak
szybko ją opuścił. Matt Johnson wszedł do biblioteki. Brunet
przystanął i rozejrzał się po komnacie. Na widok Lily i Jamesa
siedzących razem przy jednym stoliku jego brwi powędrowały wysoko
w górę. Po chwili zastanowienia podszedł do nich.
- Cześć Lily. Siemasz
James. - Dwa ostatnie słowa powiedział niezwykle oschłym tonem. Po
chwili uśmiechnął się promiennie do Rudej. James tylko łypnął
na niego okiem.
- Cześć Matt. - Lily
uśmiechnęła się do niego. - Właśnie odrabiamy lekcje -
powiedziała, uśmiechając się słodko do Jamesa, który spojrzał
na nią zaskoczony, jednak jego serce zabiło szybciej. Matt spojrzał
na nią, a dobry humor, który miał od rana od razu uciekł gdzieś
przez otwarte okno.
- Widzę, że między
wami zapanował rozejm - powiedział w końcu, patrząc na nich.
- Och tak... przecież
nie mogę się z Jamesem wiecznie kłócić. Bardzo fajny z niego
chłopak. - zaświergotała Ruda, uśmiechając się lekko. James
patrzył na nią, a w jego sercu wezbrała nadzieja. Matt spoglądał
na nią z zaskoczeniem.
- No tak... Słuchaj Lily
myślałem, że może moglibyśmy... - urwał. Spojrzał na nich.
Lily była taka uśmiechnięta, szczęśliwa. - Zresztą nieważne.
Muszę iść. Zapomniałem, że miałem iść do McGonagall. Na razie
Lily - powiedział w końcu, wstał i oddalił się szybkim krokiem.
- Pa... - szepnęła
Ruda, a z jej twarzy momentalnie zniknął uśmiech. Nie była pewna
czy dobrze robi. Czy aby na pewno zachowywała się fair?
- Och Liluś...
wiedziałem, że skrycie mnie kochasz. Po prostu wiedziałem.
- Zamknij się, Potter.
- A gdzie się podział
"bardzo fajny chłopak"? - James spojrzał na nią
zaskoczony.
- Uciekł przez okno.
Zajmij się historią, James. - Lily unikając jego spojrzenia
wróciła do przerwanej pracy. Czuła coraz większe wyrzuty
sumienia.
* * *
Drzwi zaskrzypiały
cicho. Powiew zimnego powietrza przeniknął wysoką ciemną postać
do szpiku kości. Zadrżała.
- Panie...
- Milcz, Bellatrix.
Zaufałem Wam. Myślałem, że sobie poradzicie, i co?
- Panie, ja... - młoda
kobieta upadła na kolana, a po jej policzkach popłynęły łzy. -
Wybacz mi, panie.
- Bello. Ja nie zapominam
tak łatwo.
Kobieta ponownie załkała.
Drzwi otwarły się i weszły dwie wysokie postacie w kapturach.
- Panie... - zaczęła
jedna z nich.
- Zawiodłem się na
tobie Lucjuszu.
Mężczyzna pokornie
pokłonił głowę.
- Wybacz mi, panie.
- Jednak wiem, że się
starałeś. Ale ty, Flispey... - zwrócił się do drugiej postaci,
która pozostawała w cieniu. - Podobno chciałeś mnie zdradzić. -
zasyczał.
- Ja... Panie, dobrze
wiesz, że ja nigdy. Nigdy! - Mężczyzna zaczął się trząść.
Upadł na kolana. - Panie, błagam – powiedział, gdy Czarny Pan
wyciągnął różdżkę. Pobladł gwałtownie. Po jego policzkach
popłynęły łzy.
- Nie kłam! - krzyknął
Voldemort. - Czarny Pan wie wszystko!
- Panie! Nie, proszę! -
Mężczyzna patrzył przerażony jak jego pan mierzy w niego różdżką.
- Lord Voldemort nie
wybacza zdrajcom... - wysyczał przez zęby. Machnął różdżką. -
Avada Kedavra!
- Nie... - to było
ostatnie słowo jakie padło z ust Flispey'a. Jego sztywne ciało
upadło na ziemię, a twarz pozostała wygięta w wyrazie
przerażenia.
* * *
Lily
weszła do pokoju wspólnego. W ręce niosła świeżo napisane
wypracowanie na transmutację. Kątem oka dostrzegła Jamesa
opierającego się o ścianę. Podszedł do niej.
- Cześć Lily -
powiedział miękko.
Już chciała mu się
odgryźć, gdy zauważyła Matta siedzącego z Martą przy jednym ze
stolików. Grali w karty. Johnson zauważył ją i uśmiechnął się
lekko. Ruda odwzajemniła uśmiech, czując motylki w brzuchu.
Spojrzała na Jamesa, który spoglądał na nią wyczekująco.
- Cześć Jim. -
powiedziała w końcu, uśmiechając się słodko. - Jak tam praca z
historii?
- Jakoś wyszła...
- Cieszę się. - Lily
uśmiechnęła do Jamesa słodko. Odgarnęła teatralnym gestem włosy
z czoła i spojrzała na chłopaka spod rzęs. Ten pokrył się
rumieńcem. Jego serce biło coraz szybciej, a na twarzy pojawił się
szeroki uśmiech. Lily czuła na sobie wzrok Matta. - Idę do
dormitorium, Jim. Do zobaczenia później. - Posłała mu zalotny
uśmiech i ruszyła w stronę schodów. Ledwo weszła w zakręt
odetchnęła z ulgą. Miała już dość tego przedstawienia. Oparła
się o ścianę ze zrezygnowaną miną. Jak mogła się tak
zachowywać?
- To chyba silniejsze ode
mnie. - szepnęła.
- Co jest silniejsze od
ciebie? Czemu mu to robisz?
Lily odwróciła się.
Stała twarzą twarz z Martą. Tą Martą, która chodziła z Mattem.
Coś się w niej zagotowało. Jak ona śmiała wtrącać się w jej
sprawy?!
- O co ci chodzi?
- Kręcisz do Matt'a,
potem na jego oczach specjalnie podrywasz Pottera, żeby był
zazdrosny. W co ty pogrywasz, dziewczyno? - Z oczu blondynki sypały
się iskry.
- A co cię to obchodzi?!
To nie twoja sprawa co robię.
- A właśnie, że moja.
Bo dotyczy mojego brata, a wszystko co jego dotyczy, dotyczy także
mnie! - Marta patrzyła na Lily z ogniem w oczach. Do Rudej dotarł
sens jej słów.
- Jesteś... siostrą
Matta?! - Patrzyła na nią pytającym spojrzeniem. Nie tego się
spodziewała. Poczuła się jak ostatnia idiotka.
- A co myślałaś? -
Blondynka spojrzała na nią pytającym spojrzeniem. - Ty...
myślałaś, że jestem jego dziewczyną? - Dziewczyna wybuchła
śmiechem.
- No... tak. - Lily była
wyraźnie zmieszana.
- A Matt myślał, że po
prostu się nim bawisz.
- Ja... ja wcale nie. Po
prostu myślałam... że tu mnie podrywa, a tu ma dziewczynę. Byłam
zła.
- I dlatego odegrałaś
się na nim, udając, że kręcisz do Jamesa?
- To był głupi
pomysł... Ale, skąd wiedziałaś, że udaję? - Lily spojrzała na
nią zaskoczona.
- Byłam dzisiaj w
bibliotece, widziałam was. Najpierw na niego warczałaś, a gdy
tylko pojawił się Matt... od razu zaczęłaś robić do Jamesa
słodkie oczka. - Zaśmiała się.
- Tylko... nie wiem jak
to teraz rozwiązać. Narobiłam szumu. - Lily oparła się
zrezygnowana o ścianę. Marta utkwiła w niej badawcze spojrzenie.
- Po prostu powiedz
prawdę. Zawsze, gdy nie wiesz co powiedzieć, powiedz prawdę.
- Ale jak? To nie takie
proste. - Evans sama nie wiedziała, czemu jej się zwierza. Nie
wiedząc czemu ta niska blondynka, z dość filozoficznym wyrazem
twarzy budziła w niej zaufanie.
- Prostsze niż ci się
wydaje... Jednak nikt nie powiedział, że konsekwencje będą
proste. Ale z drugiej strony, jak długo dasz radę grać rolę
zakochanej w Jamesie?
- Chyba już dłużej nie
dam rady. Najchętniej bym go zabiła. - Uśmiechnęła się ponuro.
- No to po prostu powiedz
im prawdę. Najpierw Jamesowi, potem Mattowi. Co do Jamesa... Wiem,
że za nim nie przepadasz, ale jesteś mu winna prawdę. On naprawdę
za tobą szaleje. - Posłała jej lekki uśmiech.
- Dzięki Marto. Jutro to
załatwię... - Lily spojrzała na nią z wdzięcznością, jednak
minę miała nietęgą.
- Nie ma sprawy, zawsze
do usług. - Blondynka zaśmiała się i zbiegła po schodach z
powrotem w stronę Pokoju Wspólnego. Lily patrzyła za nią.
Prawie mnie nie zna, a
chyba wie o mnie więcej niż ja sama, pomyślała.
Uśmiechnęła się lekko i ruszyła powoli w stronę dormitorium.
Miała wiele do przemyślenia.
* * *
Słońce
wzeszło nad Hogwartem, zaglądając do dormitorium dziewczyn z
szóstego roku. Rudowłosa dziewczyna usiadła na łóżku i
przetarła oczy.
- No w końcu się
obudziłaś. - Susan odwróciła się do niej, czesząc włosy.
- Co ci się śniło?
Mamrotałaś przez sen i rzucałaś się okropnie. - Dorcas spojrzała
na nią uważnie znad lusterka trzymanego w dłoni.
- Obudzi-asz nasz... -
Ann wychyliła się z łazienki ze szczoteczką w ustach.
Lily opadła z powrotem
na poduszki, próbując sobie przypomnieć co jej się śniło.
- Nie pamiętam -
mruknęła zrezygnowana. - Przepraszam, nie chciałam was obudzić.
- Przynajmniej dzisiaj
nie było gonitwy do łazienki, wszystkie trzy spokojnie zdążyłyśmy
i jeszcze mamy aż pół godziny do śniadania! - Susan mrugnęła do
Rudej.
- Wszystko w porządku,
Lily? - Dorcas patrzyła z troską na Evans, która wpatrywała się
tępym spojrzeniem w sufit, myśląc o tym co postanowiła dzisiaj
zrobić.
- Taaak - ziewnęła. -
Już wstaję... - Wstała z łóżka i ruszyła do łazienki. - Ann,
skończyłaś już?
- Już, już! - Williams
wyszła z łazienki, związując włosy w kucyk. - Już możesz
wchodzić.
- Dzięki.
Drzwi zamknęły się za
dziewczyną. Przyjaciółki spojrzały po sobie... Nie były wcale
pewne czy wszystko w porządku.
* * *
- James, podaj mi
jajecznicę!
- Już dość zjadłeś,
teraz jem JA!
- Powiedziałem daj mi
jajecznicę, bo jak nie...
- To co?
- Wolisz nie wiedzieć.
Idź jeść swoje sianko, jajecznicę zostaw innym.
- A co, kosteczki ci się
skończyły, Łapciu? Przejdź do kuchni, może skrzatom zostało
trochę po obiedzie...
- Przestańcie! -
ostatnie zdanie ryknął Remus. - Musicie się tak kłócić?!
- Kto tu się kłóci?
Zżarł pół jajecznicy i jeszcze mu mało! - obruszył się James.
- Pół jajecznicy, i co
z tego? Ty pożarłeś wszystkie kiełbaski! - Syriusz patrzył
wściekły na Jamesa.
Remus przewrócił
oczami.
- Jakbyście nie
zauważyli stół jest dość duży... O tam - wskazał ręką
półmiski stojące dwa metry dalej. - Są i kiełbaski, i
jajecznica. Zachowujecie się jakbyście nic nie jedli od tygodnia.
Jednak przyjaciele już
go nie słuchali. Rzucili się na wyścigi w stronę jedzenia. Po
chwili wrócili ze swymi zdobyczami i z szerokimi uśmiechami na
twarzach. James niósł jajecznicę, a Syriusz kiełbaski. Już po
chwili, zapominając o całym świecie całkowicie zajęli się
jedzeniem.
- Eee.. smacznego. - Lily
wraz z dziewczynami dosiadła się do stołu i patrzyła zniesmaczone
na huncwotów.
- Dzięki - wydyszał
Syriusz, przełknąwszy akurat pół kiełbaski.
- Jak się sp-aa-o Li-uś?
- spytał James z pełnymi ustami. Ruda spojrzała na niego
morderczym wzrokiem.
- Nie mówi się z
pełnymi ustami... - warknęła, nie udzielając odpowiedzi na zadane
pytanie. Dorcas ostentacyjnie rozglądała się po sali, starając
się nie patrzeć na Blacka.
- Hmm.. całą jajecznicę
zjedliście? - Lily spojrzała zawiedziona na puste półmiski.
- Mogę dać ci trochę
mojej Liluś... - James wskazał na swój talerz.
- Dla mnie nie byłeś
taki miły. - Black spojrzał z udawanym żalem na przyjaciela.
Wszyscy parsknęli śmiechem.
- Nie dzięki, James.
Tosty mi w zupełności wystarczą. - Ruda uśmiechnęła się
nieznacznie i zabrała do jedzenia.
Śniadanie minęło im
nad wyraz szybko. Podnieśli się z drewnianych ław i ruszyli w
stronę wyjścia z Sali. James patrzył rozanielony na Lily, która
była wyraźnie speszona. Czyżby też coś do niego czuła? Potter
był w siódmym niebie.
- James, możemy chwilę
porozmawiać? Na osobności - powiedziała, gdy reszta się
odwróciła, patrząc na nią zaskoczonym wzrokiem. Brwi Blacka
podniosły się tak wysoko, że zniknęły pod starannie ułożoną
grzywką. James uśmiechnął się szeroko.
- Jasne. A wy idźcie,
dogonimy was potem. - Machnął ręką w stronę dziewczyn i
huncwotów. Ci szybko odeszli, szepcząc między sobą.
- Tak Lily? O czym
chciałaś ze mną porozmawiać? - James zmierzwił swoje i tak już
rozczochrane włosy. Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
Przybliżył się do dziewczyny.
- James ja... - Ruda
opuściła wzrok. Nie wiedziała jak ma to ubrać w słowa. Było jej
głupio. - Chodzi o moje zachowanie... z ostatnich dni.
- Tak?
- Wiem, że zachowywałam
się tak jakbym... Jakbym coś do ciebie czuła.
- I? - James patrzył na
nią uważnie, nie wiedząc do czego dziewczyna zmierza.
- Ale... ja udawałam.
- Że... Że co? -
chłopak odsunął się od niej gwałtownie, nie wierząc własnym
uszom. - Ale.. Dlaczego?!
Lily spojrzała na niego,
przepraszającym spojrzeniem.
- Chciałam zrobić komuś
na złość i... James ja nic do Ciebie nie czuję. Lubię cię,
ale... ale... - zacięła się. James patrzył na nią. Jego oczy nie
wyrażały nic.
- Chodzi o Johnsona, tak?
- Ja... Przepraszam.
- Przepraszam? - James
zaśmiał się gorzko. - Wykorzystałaś mnie. Jak mogłaś? No
tak... Nie pomyślałaś, że ten głupi Potter też może mieć
uczucia. Od tak dawna się o Ciebie staram, a ty nigdy nie dałaś mi
cienia szansy! Zawsze tylko na mnie warczałaś. Całe pięć lat! -
przerwał, żeby wziąć oddech. Patrzył na nią z ogromnym żalem w
oczach. - A teraz jeszcze takie coś. Wiesz co? Nie wiem dlaczego tak
mi na tobie zależało, jesteś wyrachowana i nieczuła. Chyba
rzeczywiście cię nie znałem... - Pokręcił głową. - Myślisz
tylko o sobie i nie obchodzi cię to, że kogoś ranisz. Nie mamy o
czym rozmawiać. W końcu będziesz miała spokój, Lily. Na zawsze,
tego w końcu chciałaś, co?
I nie czekając na
jakąkolwiek reakcję z jej strony odwrócił się na pięcie i
wyszedł przez drzwi na błonia.
- James! - Lily ocknęła
się. - James! - wybiegła przez drzwi, jednak jego nigdzie już nie
było. Po jej policzku popłynęła łza. Wiedziała, czemu tak ją
zabolało to co powiedział... wiedziała, że miał rację.
* * *
Zamknął drzwi i
uśmiechnął się do siebie z satysfakcją. Tak. W końcu Potter
dostał za swoje. Przemądrzały, nadęty bufon... Oparł się o
ścianę, uśmiechając się lekko. A Lily? Cóż, może jeszcze nie
wszystko dla niej stracone. Poczekał aż dziewczyna odejdzie i
wyszedł do holu. Drzwi komórki na miotły zatrzasnęły się za nim
głucho. Rozejrzał się, przez okno dostrzegł Pottera wchodzącego
do Zakazanego Lasu.
- Mam nadzieję, że
stamtąd nie wrócisz - szepnął do siebie, gdy sylwetka chłopaka
zniknęła wśród drzew. Odgarnął z twarzy swe tłuste włosy, z
kieszeni wyciągnął zwitek pergaminu... Zasępił się na moment,
po czym jego twarz rozjaśnił lekki uśmiech. Zmiął papierek i
odrzucił za siebie. Ruszył czym prędzej do biblioteki.
Kilka minut później
zaskrzypiały cicho drzwi Wielkiej Sali i wyszedł z niej woźny z
miotłą w jednej ręce, a wiadrem w drugiej.
- Śmieci. - warknął
podchodząc do pozostawionego przez Snape'a papierka. Podniósł go i
przeczytał.
Pamiętaj, niedługo
Hogsmeade. Unikanie nas nic nie da. Będziemy czekać.
M.
Filch prychnął.
- Nędzne karaluchy. Nie
będę tego więcej tolerował. Będą mi tu śmieci na podłogę
rzucać... - mamrocząc wrzucił papierek do kosza i ruszył w stronę
swojego gabinetu. Po chwili Sala Wejściowa ponownie opustoszała.
* * *
Kopnął ze złością w
drzewo. Tupnął. Uderzył pięścią w pień. Był wściekły. Ale
jego wściekłość była niczym w porównaniu z żalem jaki palił
jego serce.
- To koniec. Koniec! -
Ostatnie słowo wykrzyczał w głąb pustego lasu. Z pobliskiego
drzewa wzleciał samotny ptak, spłoszony nagłym hałasem. Ponownie
kopnął w drzewo i usiadł na zwalonym, spróchniałym pniu. Oparł
głowę na rękach. Zamknął oczy.
Udawałam,
usłyszał w myślach echo jej słów. Boże, jaki był głupi,
wierzył jej, a ona się nim zwyczajnie bawiła! Otworzył oczy. To
postanowienie, decyzja przeszła go jak prąd elektryczny. Po raz
pierwszy był na nią naprawdę zły, po raz pierwszy... Tak, był
tego pewien. Był tego pewien w stu procentach.
- To koniec - szepnął,
nie wierząc we własne słowa, jednak w sercu odczuł gwałtowną
ulgę, jakby jakiś ciężar od dawna tam trzymany opadł nagle. -
Koniec.
Kiedy w końcu James przestanie się dąsać na Lily, brakuję mi tego;D
OdpowiedzUsuńlily-evans-i-james-potter.blogspot.co.uk
Niezbyt mi się podoba to, że Huncwoci tak po prostu wyjawili swój sekret...
OdpowiedzUsuńA tak to spoko :3
bonnie-karaye.blogspot.com