BLOG ZAWIESZONY: Więcej informacji w Proroku

10 stycznia 2015

Rozdział 46: Na skraju ciemności

        Minerwa zdjęła metalowy garnuszek znad ognia i napełniła imbryk.
- Wybacz, że tak cię wezwałam, sama do końca nie wiem co robić. Wiesz jak wyglądają kontakty między Gryfonami i Ślizgonami. Ile niestworzonych historii nasłuchaliśmy się od jednych i drugich.
Postawiła herbatę na stoliku, siadając w fotelu. Z naprzeciwka uważnie przyglądał się jej Fryderyk.
- Dobrze zrobiłaś, w tych czasach nic nie jest pewne. Martwi mnie, że Albus tak długo nie daje znaków życia.
Minerwa westchnęła. Blada cera i podkrążone oczy uwydatniały zmęczenie. Mężczyzna pochylił się i sięgnął po imbryk.
- Kiedy ostatnio spałaś? Wyglądasz fatalnie – stwierdził, napełniając porcelanowe filiżanki parującą herbatą.
Pokręciła tylko głową w odpowiedzi, sięgając po herbatę i zamykając oczy. Dłuższą chwilę ogrzewała dłonie o porcelanę.
- Nie wyobrażam sobie robić tego na pełen etat. Może to nic dziwnego, że Albus uciekł.
Zachichotali.
- Jedno jest pewne, że od tego wszystkiego nie miałam czasu, ani głowy... Żeby myśleć – powiedziała po chwili cicho. Zauważył, że patrzy na niego z bólem. Minęło zaledwie kilka miesięcy od śmierci Hermesa. Na pewno było jej ciężko.
Westchnął.
- Dobrze, że masz czym zająć myśli. - Pociągnął łyk. - Sądzisz, że twoi uczniowie tylko przesadzają? Nie wydaje ci się podejrzane, że kilku uczniów szuka czegoś w Zakazanym Dziale?
- Uczniowie od zawsze czegoś tam szukali. Dlatego te książki już od dawna są jedynie ułamkiem tego, co można było tam znaleźć z dwadzieścia lat temu. Albus o to zadbał. Pokazywał mi kiedyś te woluminy, były przesiąknięte czarną magią. Na samą myśl o nich robi mi się słabo. - Pokręciła głową. - Sądzę, że mieli rację, faktycznie ktoś tam był, ale nie mogło to być nic poważnego. Nawet jeśli, nic groźnego nie można tam już znaleźć. A usuwanie pamięci? - parsknęła wyraźnie zniesmaczona. - Rzucić takie zaklęcie jest bardzo trudno, a odczarować je? - Pokręciła głową. - To wymaga wieloletnich studiów. Tak niebezpieczne, tak... Równie dobrze któryś z uczniów mógłby próbować mnie przekonać, że został animagiem. - Wyraźnie bardzo rozbawił ją ten pomysł. - Sądzę, że Albus potraktowałby to dokładnie...
W tym samym momencie między nimi pojawił się ogromny paw, półprzezroczysty z rozłożonym szeroko ogonem.
- Co...?
- Profesor McGonagall, atak! - Ptak przemówił głosem Jasona. - Na skraju lasu pojawiła się grupa niezidentyfikowanych czarodziei!
Patronus rozwiał się.
Fryderyk i Minerwa zerwali się na równe nogi.
- Zawiadom Zakon i ministerstwo. Nie wiem co się dzieje, ale obawiam się najgorszego... - Minerwa otworzyła drzwi, ale zatrzymała się w pół kroku. - Sieć Fiuu działa tylko w gabinecie Albusa. Hasło to karmelowe gargulce. Niech część przetransportuje się do Hogsmeade.
- Nie wiem, kto będzie w kwaterze. Uruchomimy system.
Minerwa pokiwała głową.
Gdy była już na korytarzu, dobiegło ją wołanie. Odwróciła się.
- Minerwo, Minerwo! – Zasapany profesor Flitwick biegł do niej przez korytarz. Musiał przebiec z trzy piętra. Ruszyła w jego stronę. - Atakują... Hogwart... Błonia... Widziałem w oknie... - wystękał zasapany, gdy w końcu do niej dotarł.
- Wiem. Daj znać nauczycielom. Prefekci niech pilnują swoich domów. Uczniowie pod żadnym pozorem mają nie opuszczać dormitoriów. Niech Poppy będzie gotowa. Niedługo zjawi się pomoc.
- A Albus...? Czy Albus wrócił?
- Nie. Zrób co powiedziałam.


* * *


          Severus czuł, że wszystko wymyka się spod kontroli. To były ułamki sekund, gdy któryś z nich zauważył Pottera wybiegającego z krzaków. Byli tak zaskoczeni, że od razu posłali w jego stronę serię uroków. Idioci, Severus był pewien, że Potter wcześniej nawet nie był pewien czy coś widział, zbyt dobrze skrywał ich mrok nocy i lasu. Potem wszystko potoczyło się szybko. Za Jamesem z krzaków wybiegł ktoś jeszcze i popędzili w stronę szkoły zygzakiem, próbując uniknąć ciskanych za nimi zaklęć. Nie minęło dużo czasu, gdy dzwony Hogwartu rozdzwoniły się, bijąc na alarm. Hogwart w niebezpieczeństwie!, zdawały się krzyczeć. Zamek wybudzał się ze snu, światła pojawiały się w kolejnych oknach. Próbował powstrzymać narastające drżenie rąk. To nie tak miało wyglądać. Mieli zrobić to po cichu, zakraść się do zamku, uciszyć nieproszonych gości, jeśli by się napatoczyli. Obejrzał się, poprawiając maskę na twarzy. Ludzi wokół niego ogarnął szał, śmierciożercy nie dawali się zatrzymać. Parli do przodu miotając urokami w okna i każdy poruszający się cień. Nagle Severus potknął się o coś. W ostatniej chwili podparł się na dłoni, chroniąc głowę przed spotkaniem z ziemią. Odwrócił się, klnąc pod nosem, jednak zaniemówił. Potknął się o człowieka.
- Lily. – Cichy jęk wyrwał się z jego ust, gdy blask padł na jej twarz. Dziewczyna była nieprzytomna. Skąd się tu wzięła? Musiała włóczyć się po błoniach z Potterem. Poczuł mimowolnie w żołądku palące ukłucie zazdrości. Wszystko wyglądało coraz gorzej. Rozejrzał się dokoła, próbując wypatrzyć wśród śmierciożerców Mulcibera i Avery'ego. Wiedział, że jeśli złapią któregokolwiek z nich, to będzie koniec ich pobytu w szkole. Szybko zaciągnął dziewczynę za pobliskie drzewo. Sprawdził puls, był ledwo wyczuwalny.
Musiał ją tu zostawić, zebrać swoich. Wybiegł zza drzewa, podbiegł do kilku postaci marudzących na końcu. Rozpoznał masywną posturę Mulcibera. Nagle ktoś pociągnął go za kaptur.
- Snape! - Malfoy przyciągnął go do siebie. - Co się dzieje?! Ktoś nas wydał?
Severus pokręcił głową.
- Nie wiem. Musimy się zebrać, to nie ma sensu. Jeśli kogokolwiek złapią, to będzie koniec.
Malfoy pokręcił głową.
- Czary Pan już jest w Zakazanym Lesie.
- Musimy się wycofać!
Malfoy obejrzał się, ciemność Zakazanego Lasu była gęsta niczym smoła.
- Wiesz, że mam rację.
Malfoy nie dawał za wygraną.
- Co nas obchodzi wasza... edukacja – ostatnie słowo wypluł z kpiną. - Dawno powinniście byli wytępić te mugolskie szumowiny.
- Nie chodzi o edukację, idioto – Severus złapał go za ramię. - Dobrze wiesz, że nie taki był plan. Czarny Pan nie jest na to gotowy, jest nas za mało. Musimy się wycofać – powtórzył.
- Nie widzisz, że to zabrnęło za daleko? - Wskazał na Śmierciożerców, którzy niemal już wdarli się do szkoły.
- Możemy ich zatrzymać. Czarny Pan ma przecież swoje metody.
Mimo ciemności Snape zauważył, że Malfoy zadrżał.
- Zbierz ilu będziesz umiał – zawołał, ruszając pędem z powrotem w stronę lasu. - Nie mamy czasu.
Snape nie tracił cennych sekund. Wyciągnął różdżkę, miotając kilkoma oszałamiaczami ponad ramionami Śmierciożerców. Kilku złapał za kaptury, wykrzykując nakaz odwrotu. Nie wszyscy dali się zatrzymać w szale miotając kolejne zaklęcia. Na odległych schodach kątem oka zauważył profesor McGonagall. Nagłe ukłucie w ramieniu niemal zwaliło go z nóg, obejmując po chwili całe ramię i bark. Ból zmniejszał się z każdym krokiem oddalającym go od Zamku. Co za idiotyzm, uczniowie powinni wrócić prosto do Zamku, jeśli ktoś odkryje, że nie ma ich w dormitoriach...



* * *

          Jason czuł jak zimny pot spływa mu po plecach. Różdżka wpijała się w kurczowo zaciśniętą dłoń. Do tego się przygotowywał, to trenował w ministerstwie na szkoleniach i dodatkowych zajęciach. Jego ruchy były odruchowe, zaklęcie tarczy, przeciwzaklęcia, uroki. Rzucane czary mieniły się w jego oczach wszystkimi kolorami tęczy. Rozpoznawał niemal każdy urok, który leciał w jego stronę. Jego ruchy były szybkie i zwinne, sam nie wierzył w to, co się dzieje. Wiedział, że jest dobrze wyszkolony, ale nigdy nie brał jeszcze udziału w prawdziwej walce na śmierć i życie. Z drżeniem serca odpierał zakazane zaklęcia i uroki. Wiedział, że wystarczy chwila nieuwagi. Zbiegł po schodach prowadzących na dziedziniec. W ciemności roiło się od postaci w kapturach. Widział, że kilku powalił, jednak z tyłu cały czas byli asekurowani. Próbował rozpoznać czyjąś twarz, jednak wszystkie skryte były za tajemniczymi maskami. Od dłuższego czasu pojedynkował się z wysokim, postawnym mężczyzną. Jego ruchy były niesamowicie płynne, przerażały szybkością. Jason nie potrafił odeprzeć wrażenia, że już kiedyś widział dokładnie takie same kombinacje, jednak jego umysł był zbyt zajęty walką, żeby to analizować. Unik, zaklęcie, tarcza, pilnować tyłów, niemal słyszał w głowie głos swojego nauczyciela. Przeciwnik wykonał kolejny znajomy ruch. Jason otrząsnął się. Potem będzie czas na to żeby to rozwiązać. Postaci dokoła było coraz więcej. Dziesiątki! Jak to możliwe? Zamrugał, czując lekkie mrowienie pod powiekami. Skąd oni wszyscy się wzięli? Wiedział, że Hogwart broniła potężna bariera. Nawet jeśli została przełamana i tak każde drgnienie w jej obrębie powinno być zauważone. Niemożliwym było, żeby tak ogromna liczba osób pokonała ją bez potężnego magicznego wyładowania. Kątem oka dostrzegł kilka postaci dołączających do tych walczących na schodach. McGonagall musiała dostać jego wiadomość. Czarna czupryna Pottera mignęła z prawej strony.
Dziwne uczucie mrowienia w powiekach przybrało na sile. Nagle przypomniał sobie, co ono oznaczało – padł ofiarą bardzo wymyślnego uroku, zapewne miał coś z pogranicza halucynacji. Jego przeciwnik musiał go zmylić i ukryć go pod przykrywą innego zaklęcia. Poczuł nagły przypływ złości, jego atak stał się bardziej zaciekły. Musiał złamać jego obronę, koniecznie.

Pamiętał jak w szkole zaklęcia i uroki miały postać śmiesznych czarów i nijak się miały do prawdziwych magicznych pojedynków. Gdy przyszedł pierwszy raz na szkolenie do ministerstwa był pewien, że znalazł się w jednym z tych mugolskich filmów akcji. Były naprawdę wspaniałe, fascynujące i na swój sposób piękne. Pokazywały jak wielka może być magia. Dlatego za bardzo dobry pomysł uważał prowadzenie specjalnego kursu pojedynków w Hogwarcie i bardzo ochoczo przystał na propozycję postawioną mu przez ministra.

Jego przeciwnik oddalił się od niego o kilka kroków, Jason wzmocnił tarczę i wykorzystał ten moment na wymyślenie przeciwuroku. Jedno musiał przyznać Flitwickowi: jeśli ktoś chciał, naprawdę mógł się od niego nauczyć wspaniałych czarów. Mały czarodziej na normalnych lekcjach nie pokazywał nawet ułamka swoich prawdziwych zdolności. Dopiero po zajęciach i na zaawansowanym kursie przygotowującym do egzaminów końcowych poznawało się to, co Jason nazywał prawdziwą magią. Subtelna i niezwykle skomplikowana sztuka tworzenia przeciwuroków była jedną z ulubionych dziedzin Jasona. Opierała się na niezwykłym wyczuciu, determinacji i delikatności. Odkryciu drobnych połączeń magii wiążących urok i znalezieniu dokładnej ich odwrotności. Jason wiedział, że nie ma dużo czasu, jednak godziny przesiedziane w sali ćwiczeń nie zdały się na nic. Wiedział, że ma nikłe szanse na pokonanie uroku w pełni, jednak mógł zniwelować chociaż częściowo jego efekty. Nagły zwrot jego przeciwnika zaskoczył go, jednak nie był całkiem nieprzygotowany. Pamiętał jak jego nauczyciel w ministerstwie... Nagle wszystko stało się jasne. Wiedział z kim walczy, gdzie tyle razy wcześniej widział dokładnie ten sam styl walki, pełen klasy, wdzięku i nieodpartej siły. Jednak... Jeśli naprawdę tak było, byli zgubieni. Poczuł, że lekko kręci mu się w głowie, jego obrona stała się niepewna, ataki płytsze. Jego przeciwnik nagle znalazł się bardzo blisko niego.
- Domyśliłeś się, prawda? - szepnął. Zawrócił się w nagłym piruecie wykonując skomplikowany ruch różdżką. Z ust popłynęła złowieszcza litania zaklęć. Z końca jego różdżki zaczął wydobywać się jednostajny fioletowo-złoty promień. Jason poczuł jak oblewa go zimny pot.
- Nie... - stęknął, podnosząc w pośpiechu nową tarczę, jednak czar jego przeciwnika tylko przybierał na sile. - Proszę – wydyszał. Podnosił kolejne warstwy tarczy jednak wiedział, że nie jest ani dostatecznie szybki, ani silny. Poczuł jak ostatnia mozolna warstwa tarczy zaczyna opadać, wiedział, że nie da rady podnieść nowej, mocnej dostatecznie by zatrzymać kolejne ataki. Nagle jednak jego przeciwnik zamarł i wygiął ciało pod nienaturalnym kątem. Czar urwał się niemal w tym samym momencie, co tarcza Jasona. Spod maski dobiegł jęk bólu. Jason wiedział, że ma jedynie sekundy na odmienienie swojego losu, skupił ostatki sił, przeszukując pamięć w poszukiwaniu odpowiednio silnego uroku wiążącego. Jednak jego umysł był pusty, wycieńczony, pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji. Nie chroniła go żadna tarcza, różdżkę ściskał w bezwładnej dłoni. Jego przeciwnik wyprostował się powoli.
- Avada kedavra.



* * *



- Syriuszu, co ty wyrabiasz? Nie wolno nam wychodzić, McGonagall kazała prefektom zapewnić bezpieczeństwo swoim domom. Nawet nie myśl o byciu bohaterem. - Lupin złapał Syriusza za połę szaty, gdy ten ruszył w stronę dziury pod portretem.
- W dupie mam co kazała McGonagall. James nie wrócił, musi tam gdzieś być. Petera też nigdzie nie ma. Myślisz, że będę czekał bezczynnie na to, co może się stać? Nawet nie próbuj mnie zatrzymać!
Black był wściekły. Z drugiego końca pokoju przyglądała mu się Dorcas.
- Co chcesz zrobić? - Spytała szeptem, podchodząc do nich. - Wydzierasz się na cały dom, straszysz pierwszaków. Chcesz wywołać panikę?
- Gdybyśmy wszyscy ruszyli do obrony...
- Dzieciaki zesrałyby się ze strachu. Może jeszcze rzuciłyby na nich Wingardium Leviosa? - Parsknęła lekko histerycznym śmiechem. - Lily też nie ma, nie wróciła do dormitorium. - Spojrzała na Remusa. - Musisz nas puścić, nie będziemy robić zamieszania.
Remus wyglądał na niezadowolonego.
- Myślicie, że ja chcę tu siedzieć bezczynnie? Ale McGonagall ma rację, musimy przede wszystkim zadbać o bezpieczeństwo najmłodszych. Cokolwiek się stanie, jeśli rozbiegniemy się po zamku, będziemy mieli o wiele mniejsze szanse. W domach jesteśmy bezpieczni.
- Nie wiemy ilu tam jest śmierciożerców. Może być ich garstka, może ich być cała armia. Każdy kto potrafi walczyć i może decydować za siebie powinien móc w tym uczestniczyć.
- Łapo...
Black wyrwał mu się i przeszedł przez dziurę pod portretem.
- Powiedz, że pilnujemy korytarza. - Spojrzała na drugoklasistów patrzących na całą scenę strachliwie z kąta. - Przepraszam. - Wybiegła za Syriuszem.
Dokoła Lupina podniósł się chór głosów. Wszyscy też chcieli walczyć. Jeszcze nigdy nie widział tak wzburzonych gryfonów. Remus podniósł różdżkę i wystrzelił kilka ostrzegawczych iskier. Gwar ucichł.
- Cisza! Po moim trupie. Nikt więcej stąd nie wyjdzie, dopóki nie dostaniemy instrukcji, co robić dalej.
Po chwili tłum uczniów ruszył na Remusa nic sobie z niego nie robiąc.



* * *


          Severus biegł w stronę lasu, ramię piekło go żywym ogniem. Z każdym krokiem jednak palący ból stawał się mniej dotkliwy. Większość śmierciożerców biegła za nim, ostatnie walki na błoniach ustały, kilka osób puściło się za nimi w pogoń, jednak Severus wiedział, że są wśród nich ludzie, którzy będą umieli ich powstrzymać na jakiś czas. Przyspieszył, zdając sobie sprawę, że przemieszcza się w kompletnie niewłaściwym kierunku. Jeśli ktoś odkryje, że jego, Mulcibera i Avery'ego nie ma w dormitoriach na pewno wezmą ich na przesłuchanie. Między odległymi drzewami zauważył jaśniejące światło. Wskazywało drogę. Ostatkiem sił wbiegł na niewielką polanę. Ból w ramieniu był niemal nieodczuwalny. Oparł się o pobliskie drzewo, próbując złapać oddech. Nagle ktoś szarpnął go za kaptur.
- Snape! - syknął na niego Malfoy. - Czarny Pan... - Popchnął go na środek polany. Snape upadł na kolana. Voldemort spoglądał na niego z kamienną twarzą. W długich, cienkich palcach trzymał różdżkę, jakby sam nie wiedział co z nią zrobić.
- Panie, ja nie wiem co się stało. Ktoś musiał nas zauważyć, sądziliśmy, że pora jest dostatecznie późna...
- Zamilcz. Nie ma na to czasu. Masz drugą porcję eliksiru? - Jego cichy, aksamitny wręcz głos nie pasował do napięcia sytuacji. Severus poczuł jak włosy jeżą mu się na karku. Wygrzebał fiolkę z kieszeni.
- Tak, panie.
- Wracamy – zarządził Voldemort, wyciągając niewielki korek. - Malfoy...
- Ale panie, czy nie powinniśmy wrócić do szkoły? Jeśli ktoś odkryje... - Snape wszedł mu w słowo. Voldemor zamilkł, mierząc go chłodnym spojrzeniem. Nie tolerował bezczelności i Severus dobrze o tym wiedział. - Nasza obecność przyda Ci się tutaj, panie. Możemy dokończyć twoją misję, możemy...
Czarny Pan powstrzymał go dłonią. Severus umilkł. Z odkorkowanej fiolki powoli zaczął unosić się dym ciemniejszy od najczarniejszej, bezgwiezdnej nocy. Ziemia zadrżała lekko. Czarny Pan wyciągnął różdżkę i rzucił na niego przeciągłe, beznamiętne spojrzenie.
- Nie macie zbyt wiele czasu.


* * *


          Gdy Aberforth dotarł do Hogwartu na czele zastępu Aurorów żadnej walki nie było. Większość okien zamku była rozświetlona, rzucając delikatną poświatę na najbliższe błonia. Minerwa McGonagall kręciła się przed drzwiami wejściowymi, próbując opanować panujący chaos. Wokół niej kręciło się kilku nauczycieli, większość osób wyglądała na przestraszone i zdezorientowane. Kobieta zauważywszy gości ruszyła w ich stronę szybkim krokiem.
- Aberforth!
Mężczyzna poczuł lekką irytację.
- Co się dzieje, gdzie wasi zamachowcy?
- Uciekli. Hagrid i kilku nauczycieli ruszyli za nimi w stronę lasu dosłownie przed chwilą.
Aurorzy wymienili spojrzenia. Kilku z nich skinęło głowami i popędziło w stronę lasu. Został z nimi tylko wysoki, kościsty mężczyzna Wyglądał na najstarszego z całej grupy. Ciemne włosy poprzetykane gdzieniegdzie siwizną w nieładzie okalały jego twarz. Oczy miał lekko zaczerwienione. Wyglądał na bardzo zmęczonego.
- Tak późno?
McGonagall zmierzyła go chłodnym spojrzeniem.
- Wcześniej nie mogliśmy się przedrzeć, ktoś podniósł potężną magiczną blokadę. Dopiero Filius Flitwick dał jej radę. - Poprawiła opadające ramię szlafroka.
- Ranni, zabici? - Zapytał szorstko.
- Szukamy.
Mężczyzna pokręcił głową z dezaprobatą, zadając kolejne pytania: Ilu było atakujących? Kto atakował? Dlaczego? Jak się przedarli? Ile osób ich widziało? Czy widzieli jakieś twarze?
Szli powoli w stronę zamku. Większość odpowiedzi była przecząca.
- Śmierciożercy. Jeden z naszych nauczycieli, których ich zauważył powiedział „Śmierciożercy”. - szepnęła.
Mężczyzna już otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy przerwało im wołanie. Jeden z prefektów biegł w ich stronę. Twarz miał potwornie bladą. Dobiegł do nich zdyszany.
- Znaleźliśmy go, pani profesor! Zabili... go. Zabili. - Wybełkotał nieskładnie. Minerwie aż zakręciło się w głowie. Oparła się dłonią na ramieniu Aberfortha.
- Zabili?! Na Merlina, kto nie żyje?
- Scott... Jason Scott.



* * *



          Severus pędził przed siebie na złamanie karku. Mulciber i Avery deptali mu po piętach, próbując dogonić.
- Snape... Zwolnij!
Severus przystanął na moment by złapać oddech. W boku poczuł dotkliwe kłucie. Wiedzieli, że nie mają wiele czasu. Plan okrążenia jeziora z drugiej strony i podejście do zamku od strony szklarni nie był najlepszy, ale jedyny jaki mieli. Nim wyszli z lasu przezornie zdjęli płaszcze i zakopali. Gdyby ktoś ich złapał nie mogli mieć ich ze sobą. Czuł narastającą panikę.
- Nie mamy jak wrócić do zamku. Jeśli nagle pojawimy się w na błoniach to będzie podejrzane.
- Ale kto będzie podejrzewał uczniów? Możemy powiedzieć, że trenowaliśmy quidditcha – mruknął Mulciber. Snape spojrzał na niego zdenerwowany.
- O tej porze?! - Ten tylko wzruszył ramionami. - Poza tym co ja mam wspólnego z waszą drużyną? Nie pamiętam, kiedy ostatni raz latałem na miotle.
- Stałeś na czatach, nie wiem, cokolwiek. Myślisz, że w dobie ataku ktokolwiek będzie się przejmował nocnym treningiem?
Snape pokręcił głową.
- To kompletnie nie trzyma się kupy. I na pewno nikt nam nie uwierzy. Musimy niepostrzeżenie dostać się do zamku, to jedyna opcja.




* * *


          Błonia zapełniały się uczniami, wylewającymi się z zamku. Większość była przestraszona, w piżamach i szybko zarzuconych na nie płaszczach tłoczyli się na schodach i w sali wejściowej, próbując dojrzeć co dzieje się na zewnątrz.
- Przepuście mnie, do cholery! - Ktoś przedzierał się przez tłum. - Tłoczycie się jak stado wystraszonych gnomów, z drogi!
Czarnowłosy chłopak przedarł się przez tłum i stanął przed Fryderykiem.
- Z drogi – warknął mimowolnie. Mężczyzna zatrzymał go ręką.
- Dokąd to? To nie jest przedstawienie, nie ma się na co patrzeć. Nie powinno was tu w ogóle być.
Chłopak tylko zmierzył go spojrzeniem.
- Raczej nie jesteś tu nauczycielem, żeby mi rozkazywać – powiedział, próbując go ominąć. - Puść mnie! - krzyknął, gdy Fryderyk nadal trzymał jego ramię w żelaznym uścisku.
- Powiedziałem, że nie masz tam czego szukać, szczeniaku.
Ten wyrwał mu się w końcu, wyciągając różdżkę.
- Słuchaj, nie wiem coś za jeden, ale nie będziesz mnie powstrzymywał. Tam gdzieś mogą być moi przyjaciele. Nie odejdę dopóki nie dowiem się, że są cali i zdrowi.
- A ja mówię ci, że nie przejdziesz. Na błoniach jest zbyt wiele roboty, żeby taki smarkacz...
- Kogo nazywasz smark...?
- Co się tu dzieje? - Głos Minerwy przerwał mu w pół zdania. - Panie Black, co pan wyprawia? Co tu robi tylu uczniów, czy nie kazałam prefektom pilnować wszystkich w domach?!
Spojrzała zdenerwowana na zgromadzony przed nią tłum. Fryderyk przyjrzał się jej uważniej. Wyglądała na roztrzęsioną i zmęczoną. Chyba nigdy nie widział jej tak bladej. Jednak uczniowie chyba nic sobie nie zrobili z jej przybycia. Szybkim ruchem skierowała różdżkę w stronę krtani i krzyknęła wielokrotnie zwiększonym głosem:
- Co się tutaj wyprawia?! - Fryderyk niemal poczuł jak ziemia zadrżała. - Czy nie kazałam wam siedzieć w waszych domach, gdzie jesteście bezpieczni? Każda osoba, która nie odejdzie stąd w ciągu minuty dostanie minus sto punktów i szlaban na cały przyszły semestr! A niech tylko spotkam kogoś na korytarzu, to wyrzucę ze szkoły!
Tłum przerzedził się znacząco. Minerwa spojrzała na ostatnich maruderów morderczym wzrokiem.
- Ale już!
Przed nią zostało tylko dwoje uczniów. Zmierzyła ich wściekłym spojrzeniem.
- Gryfoni! Jeśli myślicie, że zaboli mnie odejmowanie wam punktów, to jesteście w wielkim błędzie.
Fryderyk zauważył, że pozostała dwójka patrzy na nauczycielkę wielkimi oczami. Chyba nigdy jeszcze nie wiedzieli jej w takim stanie.
- Black, Meadowes...
- Lily Evans i James Potter nie wrócili do zamku, byli na błoniach – wszedł jej w słowo chłopak. - Nie ruszę się stąd dopóki nie dowiem się czy wszystko z nimi w porządku.
Kobieta odwróciła się od nich, próbując ukryć drżenie ust. Fryderyk chwycił ją za ramię jednak szybkim ruchem strząsnęła jego dłoń. W końcu spojrzała na nich przeciągle. Maska chłodu zniknęła, pozostawiając ból, strach i rezygnację.
- Chodźcie – powiedziała w końcu. Skinęła mu głową, żeby ich puścił. - Inaczej się was nie pozbędę.




* * *



          Severus w końcu przekonał ich, że najlepszym sposobem będzie przeczekanie nocy na błoniach, w ukryciu. Wiedział, że to ich jedyna szansa. Zdawał sobie sprawę, że na pewno tereny wokół szkoły będą przeszukane, jednak musieli spróbować. Był pewien, że Aurorzy pojawili się już w Hogwarcie i rozpoczęli poszukiwania. Musiał tylko liczyć na łut szczęścia...
Nie minęło czterdzieści minut, gdy usłyszeli głosy. Ścisnęli się w wąskiej wnęce między szklarniami, częściowo zasłonięci potężną rośliną.
- … Nigdy bym nie pomyślał, że ktoś mógłby zaatakować Hogwart! Zawsze mi się zdawało, że to najbezpieczniejsze mijsce na świecie... Psor Dumbledore już o to przecież zadbał.
Hagrid!
- Tak, tak... - odpowiedział mu niedbale szorstki głos. - Jednak cała ta sprawa wydaje się dziwna. Po co atakować szkołę magii?
Severus w zasięgu wzroku zobaczył wysokiego mężczyznę. W pojedynczych pasmach siwizny lśnił blask księżyca. Poczuł jak serce przyspiesza mu biegu. Mulciber mimowolnie poruszył się. Krzak zaszeleścił.
Mężczyzna urwał nagle.
- Ja sprawdzę te ostatnie szklarnie, ty sprawdź drugi koniec – powiedział, zbliżając się w ich stronę. Przerażony Mulciber znów poruszył się gwałtownie nadeptując na nogę Avery'emu, który syknął cicho.
- Co to było? - Hagrid zatrzymał się w pół kroku. - Coś żem słyszał w tamtych krzakach.
Kroki były coraz bliższe, było już widać cień mężczyzny zbliżającego się do ich kryjówki. Wstrzymali oddech. Nagle w szparze pojawiła się twarz. W czarnych oczach mężczyzny czaiła się groźba. Zobaczył ich i przygryzł wargę, jakby zastanawiając się co zrobić. Nagle odwrócił się na pięcie.
- Nikogo tu nie ma, to tylko lis.
Usłyszeli jak Hagrid wypuszcza powietrze z ulgą.
- Piekielne skurczybyki. Nie dość, że kur nakradną, to jeszcze człowiekowi takiego stracha...
Mężczyzna parsknął wymuszonym śmiechem. Odwrócił się lekko, rzucając im ostatnie spojrzenie i ruszył z powrotem.
Snape czuł, że jego serce powoli zwalnia szaleńczy bieg. Odczekali kilka minut, dopóki wokół nich nie zaległa znów całkowita cisza.
- Czy to był...? - mruknął Avery. Snape kiwnął głową. - Skąd wiedział...?
- Mieliśmy niesamowite szczęście.
- Jak on dotarł tu tak szybko? Prawie serce mi stanęło.




* * *



          Lniane zasłony wysokich okien skrzydła szpitalnego zafalowały poruszone nagłym powiewem wiatru. Promienie słońca przedzierały się przez szyby, rozświetlając wysoką salę. James siedział na jednym z wielu łóżek otulony śnieżnobiałą pościelą. Cichy szmer rozmowy mącił głęboką ciszę.
- Jak to możliwe, że pamiętasz tak niewiele szczegółów? - szepnął Syriusz siedzący w nogach łóżka. Odkąd pielęgniarka ułożyła Jamesa do łóżka prowadzili niekończącą się dyskusję na temat zdarzeń na błoniach.
- To wszystko działo się tak szybko. Jason... - Pokręcił głową. - Potem jeszcze zgubiłem Lily i wszystko się poplątało. - Obaj zerknęli na odległe łóżko oddzielone parawanem.
- Pomfrey twierdzi, że nic jej nie będzie – powiedział pocieszająco Syriusz, jednak zmartwienie widocznie malowało się na jego twarzy. James tylko pokiwał głową. W końcu westchnął.
- McGonagall cokolwiek mówiła? Widziałeś Dumbledore'a?
- Nikt go nie widział. Nie wiadomo kto stał za atakiem. Twoja wersja o śmierciożercach ponoć nie wszystkich przekonuje. Podsłuchałem jak jakiś gość z ministerstwa wyśmiał tę koncepcję, mówiąc, że ten problem jest bardzo nadmuchiwany przez poszukujące sensacji media.
James parsknął z niedowierzaniem.
- A atak na Londyn? Prześladowani mugole? Naprawdę tak powiedział? W gazetach roi się od plotek na temat Voldemorta i jego popleczników. Wszyscy się go boją. Nawet Dumbledore mówił nam o... - Rozejrzał się, zniżając głos do szeptu. - Zakonie. On traktuje to jako poważne zagrożenie.
- To wszystko bardzo śmierdzi, cała ta sytuacja. A pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu moi rodzice zrobiliby wszystko, żeby gościć go na salonach. Był bardzo popularny w kręgach szlacheckich – powiedział z przekąsem. Zamilkli na dłuższą chwilę. W tym momencie drzwi zaplecza otworzyły się i wyszła z nich pielęgniarka. Spojrzała na nich karcąco.
- To że pozwoliłam wam na chwilę rozmowy nie świadczy, że pan Potter nie potrzebuje snu. Niech mu pan pozwoli się wyspać. - Przegoniła Blacka ruchem ręki. - Szykuje się ciężki dzień, wszystkim przyda się trochę snu.
- Wpadnę później.
James tylko kiwnął głową, moszcząc się wygodniej na poduszkach. Gdy drzwi za Syriuszem zamknęły się, a pielęgniarka znów zniknęła w swoim gabinecie wokół zapanowała głęboka cisza przerywana tylko oddechami kilku śpiących pacjentów. James utkwił wzrok w odległym parawanie, za którym położyli Lily.
Czy wszystko musiało zawsze być takie skomplikowane?



* * *



- Więc nie wierzy pan, że za atakiem stoi Voldemort? - Minerwa spojrzała zdezorientowana na Fryderyka, który siedział obok niej i również wyglądał jakby nie wierzył własnym uszom. Siedzieli w gabinecie Albusa Dumbledore'a. Ich gość, Charles Maybrick, jeden z najlepszych Aurorów ministerstwa nalegał na miejsce z możliwością kontaktu przez sieć Fiuu. Teraz wygodnie rozsiadł się na miejscu dyrektora, patrząc z góry na swoich rozmówców.
- Nie chodzi o to, że nie wierzę. Mamy zbyt mało dowodów. Oczywiście to straszna tragedia, śmierć tego młodego człowieka, to nie dopuszczalne. Sam go uczyłem w ministerstwie... - Charles pokręcił głową wyraźnie przejęty. - Podejmiemy kroki. Grupa atakujących nie była duża, szybko uciekli. Może to jakaś lokalna przestępczość?
Minerwa pokręciła głową.
- To niemożliwe. Hogwartu bronią potężne czary. Albus...
- Możliwe. Dumbledore'a nie ma. - Charles zmierzył ją chłodnym spojrzeniem. - Dopóki...
- Jest - przerwał mu łagodny głos za plecami. Minerwa aż sapnęła, widząc dyrektora stającego w drzwiach. Wszyscy poderwali się na równe nogi.
- Albusie! - Minerwa nie wiedziała czy jest wściekła czy szczęśliwa. - Gdzie byłeś? Nie było żadnych wiadomości!
Dumbledore podszedł do biurka i oparł się o nie ciężko. Minerwa nigdy nie wiedziała, żeby wyglądał na tak zmęczonego. Cienie pod oczami, blada skóra, postarzał się chyba o kilka lat.
- Wyglądasz okropnie...
Ten jednak tylko uśmiechnął się.
- To dopiero powitanie. Muszę was przeprosić, że nie było mnie z wami przez tyle czasu. Zatrzymały mnie pewne... trudności. Ależ siedź, siedź mój drogi – powiedział, gdy Maybrick odsunął się od dyrektorskiego fotela, robiąc mu miejsce. - Ja mogę tam siedzieć na co dzień – powiedział.
- Trudności? Nie mieliśmy... - Fryderyk urwał w pół zdania pod ostrym spojrzeniem dyrektora. Później, zdawało się mówić jego spojrzenie.

- Nawet nie sądziłem, że moja nieobecność przyniesie takie skutki. Gdybym podejrzewał... Obrona zamku jest poważnie naruszona, wyczułem to gdy tylko znalazłem się na terenie Hogwartu. - Spojrzał na nich zmęczonym wzrokiem. - Czeka mnie sporo pracy.




25 komentarzy:

  1. No, nareszcie! Rok. Nie było Cię rok! Ale wróciłaś i to w wielkim stylu ;) Czekam na następny rozdział (mam nadzieję, że już nie tak długo)
    Życzę weny i pozdrawiam~ Mała Mi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, rok. Przerwy są długie, ale jak widać, zawsze wracam. :) Mam nadzieję,że następny rozdział uda mi się dodać o wiele szybciej.
      Dziękuję i pozdrawiam,
      Margaret

      Usuń
  2. Taaaak!!!
    Czekałam i widzę, że nie na marne :) rany, śmierciożercy w ministerstwie - w sumie łatwe do przewidzenia. Szkoda tylko, że McGonagall nie potraktowała opowieści o zaklęciu zapomnienia poważnie.
    Weny jak najwięcej - Merill

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Dłuugo przygotowywałam grunt pod ten rozdział i już od bardzo dawna miałam go planach, jednak gdy w końcu przyszło napisać - okazało się to o wiele trudniejsze niż sądziłam. Mam nadzieję, że wena mnie nie opuści.
      Pozdrawiam bardzo ciepło,
      Margaret

      Usuń
  3. A ja jestem nową czytelniczką i dopiero po przeczytaniu tego rozdziału, zdałam sobie sprawę, że nie było Cię na tym blogu od roku. Cóż mogę rzec? Cieszę się, że jednak wróciłaś, gdyż bardzo spodobał mi się Twój styl pisania i ogólnie całe opowiadanie.
    Znalazłam Twojego bloga, na którymś spisie opowiadań i postanowiłam go przeczytać, mimo że zbliża mi się sesja i czasu mam bardzo mało. Wiadomo, że student zawsze wynajduje sobie kolejne sprawy niecierpiące zwłoki (w moim przypadku, jest to przeczytanie jeszcze kilku, naprawdę długich opowiadań), byle by się tylko nie uczyć. ;-)
    Co do opowiadania: Jest bardzo rozwinięte, to znaczy, podoba mi się to, że występuje w nim aż tak wiele wątków. Nie tylko romantyczny pomiędzy Jamesem i Lily czy o Huncwotach, ale również i o nauczycielach Hogwartu a także wiele ciekawostek o Zakonie Feniksa. Podoba mi się również to, jak kreujesz bohaterów. Ich charaktery są bardzo rozbudowane i konsekwentnie trzymasz się raz podjętych decyzji. W Twoim opowiadaniu nie ma niestabilnej emocjonalnie Lily Evans i bezgranicznie, beznadziejnie zakochanego w niej Jamesa, który nie ma żadnych wątpliwości i nigdy się nie poddaje w dążeniu do zdobycia jej miłości. Cieszy mnie to bardzo, gdyż to jest bardzo nienaturalne. U Ciebie wszystko idealnie współgra dlatego przyjemnie się czyta kolejne rozdziały.
    Bardzo podoba mi się także to, że w całym opowiadaniu jest naprawdę mało błędów. Kocham czytać opowiadania, jednak czasami widząc rażące błędy wszystkiego się odechciewa i nawet najlepiej napisany rozdział się nie podoba. A u Ciebie wszytko jest świetnie. Widać też, że się rozwijasz. Każdy kolejny rozdział jest lepszy od poprzedniego, co bardzo cieszy.
    Mam nadzieję, że nie będziesz kazała czekać nam aż tak długo na rozdział sześćdziesiąty pierwszy, gdyż zrobiło się naprawdę ciekawie i chciałabym się dowiedzieć jak teraz potoczą się losy Lily i Jamesa i poznać tego ukrytego w szeregach Zakonu Śmierciożercę.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za tak obszerny i pozytywny komentarz. :) Bardzo się cieszę, że moje opowiadanie wywołuje takie, a nie wrażenia - na tym mi zawsze najbardziej zależało. Zawsze chciałam, żeby ta historia była prawdziwa, logiczna i nie sprawiała wrażenia nienaturalnej, bo taka denerwuje i co ważniejsze - trudniej się z nią identyfikować.
      Muszę Ci przyznać, że po Twoim komentarzu dostałam jakiegoś nowego kopa, pobawiłam się szablonem, zaczęłam nowy rozdział i mimo, że sama na głowie mam obronę inżynierki, jak sama powiedziałaś, student zawsze wynajdzie coś lepszego do roboty. Więc całkiem możliwe, że jednak nie trzeba będzie czekać roku. ;)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Nie wiem tak naprawde od czego zacząć... Blog po prostu cudowny, chyba to wie każdy. Bardzo podoba mi sie twój styl pisania i w ogóle wszystko... To opowiadanie jest takie prawdziwe, naturalne i realistyczne... Z niecierpliwieniem czekam na nastepny rodzial.... Życze powodzenia w różnych testach i jak najwięcej czasu i weny. .:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! :) Niesamowcie się cieszę, że takie odnosisz wrażenie. Następny rozdział mam nadzieję, że niedługo. Myślę że gdy tylko się obronię.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. wchodzę tutaj od czasu do czasu w oczekiwaniu na post, no i opłaciło sie mi to przyzwyczajenie. Az zapomniałam, jakie emocje mozesz wzbudzać. Nadal trudno mi uwierzyć, ze uczniowie Hogwartu byli w stanie zrobic cos takiego i nie chodzi mi nawet o moralne aspekty, ale o magię, ktora trzeba było użyć. Ponadto najwyraźniej juz teraz w MM sa smiecriozercy... Tylko kto konkretnie, kto przeszukiwał błonia z Hagridem, kurde, chciałabym wiedziec... Naprawde szkoda,ze to nie gajowy odkrył te kryjówkę... Coz, dobrze, ze ten atak dosc szybko sie sknczyl, ale i tak bardzo zal mi Jaspna, to okropne... Syriusz i Dorcas mieli jakas tam racje i trudni sie dziwić, ze próbowali wydostać sie z zamku, ale chyba dobrze, ze sie im nie udało. Ciesze sie,ze Dumbledore wrócił, choc troche za pozno...ale coz, na oewno nie chciał tak tego zrobic, ciekawe, co go zatrzymało...czekam na cd z niecieprliwoscia i zycze udanej obrony pracy magisterskiej.zaptaszam na zapiski-condawiramurs.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej. Już Ci chyba o tym mówiłam, ale jesteś moją najdawniejszą czytelniczką, praktycznie od samego początku. :) To naprawdę niesamowite.
      Bardzo się cieszę, że nadal Ci się podoba. Ten atak na Hogwart planowałam od tak dawna, że nawet już nie pamiętam kiedy pierwszy raz zaczęłam do tego powoli dążyć. A jak przyszło co doczego, to było naprawde trudno napisać to w logiczny i składny sposób. Uczniowie wmieszani w sprawę nie ułatwili mi tego. ;)
      Byłam u Ciebie ostatnio kilkakrotnie, ale brakuje mi czasu przeczytać i skomentować coś od A do Z, ale na dniach powinnam mieć trochę więcej czasu, więc na pewno wpadnę.
      A magisterka dopiero za rok, teraz inżynier.
      Pozdrawiam,
      Margaret

      Usuń
    2. Condawiramurs9 lutego 2015 23:55

      Wiem, jak to jest, jak ma sie w głowie jakas scenę, a najlepiej kluczowa lub naprawde ważna, to wtedy gdy sie ja spisuje, ma sie zastrzeżenia. Ale Tobie napawde dobrze wyszło :) zapraszam na nowosc do mnie

      Usuń
  6. Cześć, przypadek chciał że trafiłam jakiś czas temu właśnie tutaj i bardzo poprawiło mi to humor. Twój blog zrobił na mnie świetne pierwsze wrażenie. Podoba mi się aktualny szablon i fakt, że nie stosujesz żadnych zbędnych obrazków czy napisów. Cieszę się również, że wchodząc tutaj wszystko jest konkretne, przejrzyste i jasne, także kolejny duży plus dla Ciebie odnośnie wyglądu. Jeśli chodzi o treść, to spokojnie mogę przyznać, że jesteś genialna i to absolutnie. Jako, że Harry Potter jest moim życiem, przejrzałam wiele blogów o tematyce Lily i James, aczkolwiek Twój jest naprawdę wyjątkowy. Treść jest spójna, bardzo dobry związek przyczynowy, a przede wszystkim ilość opisów, które u Ciebie są solidnym szkieletem tej historii, co szczególnie cenię, bo ja sama muszę jeszcze nad tym popracować. Fabuła wciąga do tego stopnia, że nie byłam w stanie się oderwać. Wątek każdego z bohaterów jest oryginalny i jednocześnie zgodny z moim własnym wyobrażeniem tych postaci. Rozdziały są myślę dobrej długości, choć pewnie wiesz że bez względu na wszystko czytelnicy zawsze chcieliby więcej. :) Dzięki za to, że piszesz i dzielisz się z nami swoim talentem. Doskonale wiem co masz na myśli pisząc, że Twój kierunek studiów minął się z zamiłowaniem pisarskim, bo w moim przypadku będzie prawdopodobnie tak samo. Pamiętaj, że kiedy wydasz już swoją książkę będę liczyć na autograf. Na koniec cytat Paulo Coelho dla ciebie:" Talent jest darem uniwersalnym, ale potrzeba wielkiej odwagi, żeby go wykorzystać. Nie bój się być najlepsza. " Pozdrawiam Monika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie komentarze sprawiają, że... Trochę nie potrafię w nie uwierzyć. :) Bardzo dziękuję Ci za tyle miłych słów i wyrazów uznania. Bardzo cieszę się, że moje opowiadanie wywarło na Tobie takie wrażenie. Aż pisać się chce, gdy wie się że to co się pisze jest tak przyjmowane. Zwłaszcza, że poskładanie tego wszystkiego w spójną całość czasem wymaga sporej pracy. Dziękuję!
      Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej.
      Pozdrawiam,
      Margaret

      Usuń
  7. Kochany Robaczku! ♥
    Właśnie zostałeś nominowany do "Liebster Blog Award"! Szczegóły tutaj: http://i-lost-my-life-to-fandoms.blogspot.com/2015/01/liebster-blog-award.html
    Baw się dobrze!

    OdpowiedzUsuń
  8. Blog został nominowany do Liebster Blog Award !
    Świetny blog! Miło się czyta!
    Więcej informacji tu: http://nasz-swiat-pelen-magii.blogspot.com/2015/01/liebster-blog-award.html
    ~Dorix

    OdpowiedzUsuń
  9. Rany rany wreszcie wróciłaś! Jak to dobrze ;) Tyle czekałam ze zniecierpliwieniem i wreszcie powróciłaś :D Szkoda że w tej notce było mało o Jamesie i Lily ale i tak świetna notka twój blog jest moim ulubionym tylko szkoda że tak długo musiałam czekać :( po tamtej notce miałam tak wielki niedosyt już martwiłam się czy nie zrezygnowałaś z bloga albo coś ci się stało no ale coż wszystko jest w porządku więc życzę dalszej weny bo ty tak cudownie piszesz :) mam nadzieję że niebędę musieć drugi rok czekać na notke ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa. :) Na pewno nie będziesz musiała czekać aż tak długo. Pracuję nad nowością i robię podkład pod dalszy ciąg historii. Wchodzę teraz na tę trudniejszą część opowieści. Nowość niedługo!
      Pozdrawiam,
      Margaret

      Usuń
  10. Blog fantastyczny *,* zapraszam do mnie. Niedawno zaczęłam i nie wiem czy moje opowiadnie jest dobre :( wejdzie i zostawcie ślad

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetnie że wróciłaś!:))
    Mam tylko nadzieję że to tak na stale a nie że kolejny rozdział za rok.
    W każdym razie pisz dalej ,Twoja rzesza czytelników nadal nieustannie czeka na ciąg dalszy :D
    Kiedy kontynuacja?
    Pozdrawiam gorąco, szybko wracaj żeby się nie zatraciła w biegu dni;)
    ~Andromeda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :) Też cieszę się, że wróciłam. Pisząc następny rozdział robię małe porządki jeśli chodzi o pewne kanoniczności na blogu, robię też duży research tego co napisałam. W ciągu tych lat to opowiadanie się tak rozrosło o wątki i postaci, że naprawdę nie chcę nic mieszać. Ale mam już sporo, wena jest, tak więc do końca lutego pojawi sie rozdział. :)
      Pozdrawiam bardzo ciepło,
      Margaret

      Usuń
  12. Witam!
    Zapraszam na nowy spis blogów na blogspocie. http://katalog-euforia.blogspot.com/
    Dołącz do nas :)

    Pozdrawiam, Alexx

    OdpowiedzUsuń
  13. Twoje zgłoszenie do Katalogu Euforii zostało przyjęte. Dziękujemy. http://katalog-euforia.blogspot.com/

    Pozdrawiam, Alexx ;3

    OdpowiedzUsuń
  14. Ej!
    My chcemy nowy rozdział!
    Cudowna notka.
    Ale kiedy nowa?! :)

    OdpowiedzUsuń
  15. kiedy pojawi się nowosc, juz minał koniec lutego ;( a ja czekam... zapraszam na nowosc do siebie:)

    OdpowiedzUsuń

Użytkowników bez konta Google proszę o wybór z listy "komentarz jako" pola "Nazwa/Adres URL" i w polu nazwa podanie nicka. Jest łatwiej, gdy wiadomo, kto jest kim.