Minerwa zdjęła
metalowy garnuszek znad ognia i napełniła imbryk.
- Wybacz, że tak cię
wezwałam, sama do końca nie wiem co robić. Wiesz jak wyglądają
kontakty między Gryfonami i Ślizgonami. Ile niestworzonych historii
nasłuchaliśmy się od jednych i drugich.
Postawiła herbatę na
stoliku, siadając w fotelu. Z naprzeciwka uważnie przyglądał się
jej Fryderyk.
- Dobrze zrobiłaś, w
tych czasach nic nie jest pewne. Martwi mnie, że Albus tak długo
nie daje znaków życia.
Minerwa westchnęła.
Blada cera i podkrążone oczy uwydatniały zmęczenie. Mężczyzna
pochylił się i sięgnął po imbryk.
- Kiedy ostatnio spałaś?
Wyglądasz fatalnie – stwierdził, napełniając porcelanowe
filiżanki parującą herbatą.
Pokręciła tylko głową
w odpowiedzi, sięgając po herbatę i zamykając oczy. Dłuższą
chwilę ogrzewała dłonie o porcelanę.
- Nie wyobrażam sobie
robić tego na pełen etat. Może to nic dziwnego, że Albus uciekł.
Zachichotali.
- Jedno jest pewne, że
od tego wszystkiego nie miałam czasu, ani głowy... Żeby myśleć –
powiedziała po chwili cicho. Zauważył, że patrzy na niego z
bólem. Minęło zaledwie kilka miesięcy od śmierci Hermesa. Na
pewno było jej ciężko.
Westchnął.
- Dobrze, że masz czym
zająć myśli. - Pociągnął łyk. - Sądzisz, że twoi uczniowie
tylko przesadzają? Nie wydaje ci się podejrzane, że kilku uczniów
szuka czegoś w Zakazanym Dziale?
- Uczniowie od zawsze
czegoś tam szukali. Dlatego te książki już od dawna są jedynie
ułamkiem tego, co można było tam znaleźć z dwadzieścia lat
temu. Albus o to zadbał. Pokazywał mi kiedyś te woluminy, były
przesiąknięte czarną magią. Na samą myśl o nich robi mi się
słabo. - Pokręciła głową. - Sądzę, że mieli rację,
faktycznie ktoś tam był, ale nie mogło to być nic poważnego.
Nawet jeśli, nic groźnego nie można tam już znaleźć. A usuwanie
pamięci? - parsknęła wyraźnie zniesmaczona. - Rzucić takie
zaklęcie jest bardzo trudno, a odczarować je? - Pokręciła głową.
- To wymaga wieloletnich studiów. Tak niebezpieczne, tak... Równie
dobrze któryś z uczniów mógłby próbować mnie przekonać, że
został animagiem. - Wyraźnie bardzo rozbawił ją ten pomysł. -
Sądzę, że Albus potraktowałby to dokładnie...
W tym samym momencie
między nimi pojawił się ogromny paw, półprzezroczysty z
rozłożonym szeroko ogonem.
- Co...?
- Profesor McGonagall,
atak! - Ptak przemówił głosem Jasona. - Na skraju lasu pojawiła
się grupa niezidentyfikowanych czarodziei!
Patronus rozwiał się.
Fryderyk i Minerwa
zerwali się na równe nogi.
- Zawiadom Zakon i
ministerstwo. Nie wiem co się dzieje, ale obawiam się
najgorszego... - Minerwa otworzyła drzwi, ale zatrzymała się w pół
kroku. - Sieć Fiuu działa tylko w gabinecie Albusa. Hasło to
karmelowe gargulce. Niech część przetransportuje się do
Hogsmeade.
- Nie wiem, kto będzie w
kwaterze. Uruchomimy system.
Minerwa pokiwała głową.
Gdy była już na
korytarzu, dobiegło ją wołanie. Odwróciła się.
- Minerwo, Minerwo! –
Zasapany profesor Flitwick biegł do niej przez korytarz. Musiał
przebiec z trzy piętra. Ruszyła w jego stronę. - Atakują...
Hogwart... Błonia... Widziałem w oknie... - wystękał zasapany,
gdy w końcu do niej dotarł.
- Wiem. Daj znać
nauczycielom. Prefekci niech pilnują swoich domów. Uczniowie pod
żadnym pozorem mają nie opuszczać dormitoriów. Niech Poppy będzie
gotowa. Niedługo zjawi się pomoc.
- A Albus...? Czy Albus
wrócił?
- Nie. Zrób co
powiedziałam.
* * *
Severus czuł, że
wszystko wymyka się spod kontroli. To były ułamki sekund, gdy
któryś z nich zauważył Pottera wybiegającego z krzaków. Byli
tak zaskoczeni, że od razu posłali w jego stronę serię uroków.
Idioci, Severus był pewien, że Potter wcześniej nawet nie był
pewien czy coś widział, zbyt dobrze skrywał ich mrok nocy i lasu.
Potem wszystko potoczyło się szybko. Za Jamesem z krzaków wybiegł
ktoś jeszcze i popędzili w stronę szkoły zygzakiem, próbując
uniknąć ciskanych za nimi zaklęć. Nie minęło dużo czasu, gdy
dzwony Hogwartu rozdzwoniły się, bijąc na alarm. Hogwart w
niebezpieczeństwie!, zdawały
się krzyczeć. Zamek wybudzał się ze snu, światła pojawiały się
w kolejnych oknach. Próbował powstrzymać narastające drżenie
rąk. To nie tak miało wyglądać. Mieli zrobić to po cichu,
zakraść się do zamku, uciszyć nieproszonych gości, jeśli by się
napatoczyli. Obejrzał się, poprawiając maskę na twarzy. Ludzi
wokół niego ogarnął szał, śmierciożercy nie dawali się
zatrzymać. Parli do przodu miotając urokami w okna i każdy
poruszający się cień. Nagle Severus potknął się o coś. W
ostatniej chwili podparł się na dłoni, chroniąc głowę przed
spotkaniem z ziemią. Odwrócił się, klnąc pod nosem, jednak
zaniemówił. Potknął się o człowieka.
-
Lily. – Cichy jęk wyrwał się z jego ust, gdy blask padł na jej
twarz. Dziewczyna była nieprzytomna. Skąd się tu wzięła? Musiała
włóczyć się po błoniach z Potterem. Poczuł mimowolnie w żołądku
palące ukłucie zazdrości. Wszystko wyglądało coraz gorzej.
Rozejrzał się dokoła, próbując wypatrzyć wśród śmierciożerców
Mulcibera i Avery'ego. Wiedział, że jeśli złapią któregokolwiek
z nich, to będzie koniec ich pobytu w szkole. Szybko zaciągnął
dziewczynę za pobliskie drzewo. Sprawdził puls, był ledwo
wyczuwalny.
Musiał
ją tu zostawić, zebrać swoich. Wybiegł zza drzewa, podbiegł do
kilku postaci marudzących na końcu. Rozpoznał masywną posturę
Mulcibera. Nagle ktoś pociągnął go za kaptur.
-
Snape! - Malfoy przyciągnął go do siebie. - Co się dzieje?! Ktoś
nas wydał?
Severus
pokręcił głową.
- Nie
wiem. Musimy się zebrać, to nie ma sensu. Jeśli kogokolwiek
złapią, to będzie koniec.
Malfoy
pokręcił głową.
-
Czary Pan już jest w Zakazanym Lesie.
-
Musimy się wycofać!
Malfoy
obejrzał się, ciemność Zakazanego Lasu była gęsta niczym smoła.
-
Wiesz, że mam rację.
Malfoy
nie dawał za wygraną.
- Co
nas obchodzi wasza... edukacja – ostatnie słowo wypluł z kpiną.
- Dawno powinniście byli wytępić te mugolskie szumowiny.
- Nie
chodzi o edukację, idioto – Severus złapał go za ramię. -
Dobrze wiesz, że nie taki był plan. Czarny Pan nie jest na to
gotowy, jest nas za mało. Musimy się wycofać – powtórzył.
- Nie
widzisz, że to zabrnęło za daleko? - Wskazał na Śmierciożerców,
którzy niemal już wdarli się do szkoły.
-
Możemy ich zatrzymać. Czarny Pan ma przecież swoje metody.
Mimo
ciemności Snape zauważył, że Malfoy zadrżał.
-
Zbierz ilu będziesz umiał – zawołał, ruszając pędem z
powrotem w stronę lasu. - Nie mamy czasu.
Snape nie tracił cennych
sekund. Wyciągnął różdżkę, miotając kilkoma oszałamiaczami
ponad ramionami Śmierciożerców. Kilku złapał za kaptury,
wykrzykując nakaz odwrotu. Nie wszyscy dali się zatrzymać w szale
miotając kolejne zaklęcia. Na odległych schodach kątem oka
zauważył profesor McGonagall. Nagłe ukłucie w ramieniu niemal
zwaliło go z nóg, obejmując po chwili całe ramię i bark. Ból
zmniejszał się z każdym krokiem oddalającym go od Zamku. Co za
idiotyzm, uczniowie powinni wrócić prosto do Zamku, jeśli ktoś
odkryje, że nie ma ich w dormitoriach...
* * *
Jason czuł jak zimny
pot spływa mu po plecach. Różdżka wpijała się w kurczowo
zaciśniętą dłoń. Do tego się przygotowywał, to trenował w
ministerstwie na szkoleniach i dodatkowych zajęciach. Jego ruchy
były odruchowe, zaklęcie tarczy, przeciwzaklęcia, uroki. Rzucane
czary mieniły się w jego oczach wszystkimi kolorami tęczy.
Rozpoznawał niemal każdy urok, który leciał w jego stronę. Jego
ruchy były szybkie i zwinne, sam nie wierzył w to, co się dzieje.
Wiedział, że jest dobrze wyszkolony, ale nigdy nie brał jeszcze
udziału w prawdziwej walce na śmierć i życie. Z drżeniem serca
odpierał zakazane zaklęcia i uroki. Wiedział, że wystarczy chwila
nieuwagi. Zbiegł po schodach prowadzących na dziedziniec. W
ciemności roiło się od postaci w kapturach. Widział, że kilku
powalił, jednak z tyłu cały czas byli asekurowani. Próbował
rozpoznać czyjąś twarz, jednak wszystkie skryte były za
tajemniczymi maskami. Od dłuższego czasu pojedynkował się z
wysokim, postawnym mężczyzną. Jego ruchy były niesamowicie
płynne, przerażały szybkością. Jason nie potrafił odeprzeć
wrażenia, że już kiedyś widział dokładnie takie same
kombinacje, jednak jego umysł był zbyt zajęty walką, żeby to
analizować. Unik, zaklęcie, tarcza, pilnować tyłów, niemal
słyszał w głowie głos swojego nauczyciela. Przeciwnik wykonał
kolejny znajomy ruch. Jason otrząsnął się. Potem będzie czas na
to żeby to rozwiązać. Postaci dokoła było coraz więcej.
Dziesiątki! Jak to możliwe? Zamrugał, czując lekkie mrowienie pod
powiekami. Skąd oni wszyscy się wzięli? Wiedział, że Hogwart
broniła potężna bariera. Nawet jeśli została przełamana i tak
każde drgnienie w jej obrębie powinno być zauważone. Niemożliwym
było, żeby tak ogromna liczba osób pokonała ją bez potężnego
magicznego wyładowania. Kątem oka dostrzegł kilka postaci
dołączających do tych walczących na schodach. McGonagall musiała
dostać jego wiadomość. Czarna czupryna Pottera mignęła z prawej
strony.
Dziwne uczucie mrowienia
w powiekach przybrało na sile. Nagle przypomniał sobie, co ono
oznaczało – padł ofiarą bardzo wymyślnego uroku, zapewne miał
coś z pogranicza halucynacji. Jego przeciwnik musiał go zmylić i
ukryć go pod przykrywą innego zaklęcia. Poczuł nagły przypływ
złości, jego atak stał się bardziej zaciekły. Musiał
złamać jego obronę, koniecznie.
Pamiętał
jak w szkole zaklęcia i uroki miały postać śmiesznych czarów i
nijak się miały do prawdziwych magicznych pojedynków. Gdy
przyszedł pierwszy raz na szkolenie do ministerstwa był pewien, że
znalazł się w jednym z tych mugolskich filmów akcji. Były
naprawdę wspaniałe, fascynujące i na swój sposób piękne.
Pokazywały jak wielka może być magia. Dlatego za bardzo dobry
pomysł uważał prowadzenie specjalnego kursu pojedynków w
Hogwarcie i bardzo ochoczo przystał na propozycję postawioną mu
przez ministra.
Jego
przeciwnik oddalił się od niego o kilka kroków, Jason wzmocnił
tarczę i wykorzystał ten moment na wymyślenie przeciwuroku. Jedno
musiał przyznać Flitwickowi: jeśli ktoś chciał, naprawdę mógł
się od niego nauczyć wspaniałych czarów. Mały czarodziej na
normalnych lekcjach nie pokazywał nawet ułamka swoich prawdziwych
zdolności. Dopiero po zajęciach i na zaawansowanym kursie
przygotowującym do egzaminów końcowych poznawało się to, co
Jason nazywał prawdziwą magią.
Subtelna i niezwykle skomplikowana sztuka tworzenia przeciwuroków
była jedną z ulubionych dziedzin Jasona. Opierała się na
niezwykłym wyczuciu, determinacji i delikatności. Odkryciu drobnych
połączeń magii wiążących urok i znalezieniu dokładnej ich
odwrotności. Jason wiedział, że nie ma dużo czasu, jednak godziny
przesiedziane w sali ćwiczeń nie zdały się na nic. Wiedział, że
ma nikłe szanse na pokonanie uroku w pełni, jednak mógł
zniwelować chociaż częściowo jego efekty. Nagły zwrot jego
przeciwnika zaskoczył go, jednak nie był całkiem nieprzygotowany.
Pamiętał jak jego nauczyciel w ministerstwie... Nagle wszystko
stało się jasne. Wiedział
z kim walczy, gdzie tyle razy wcześniej widział dokładnie ten sam
styl walki, pełen klasy, wdzięku i nieodpartej siły. Jednak...
Jeśli naprawdę tak było, byli zgubieni. Poczuł, że lekko kręci
mu się w głowie, jego obrona stała się niepewna, ataki płytsze.
Jego przeciwnik nagle znalazł się bardzo blisko niego.
-
Domyśliłeś się, prawda? - szepnął. Zawrócił się w nagłym
piruecie wykonując skomplikowany ruch różdżką. Z ust popłynęła
złowieszcza litania zaklęć. Z końca jego różdżki zaczął
wydobywać się jednostajny fioletowo-złoty promień. Jason poczuł
jak oblewa go zimny pot.
-
Nie... - stęknął, podnosząc w pośpiechu nową tarczę, jednak
czar jego przeciwnika tylko przybierał na sile. - Proszę –
wydyszał. Podnosił kolejne warstwy tarczy jednak wiedział, że nie
jest ani dostatecznie szybki, ani silny. Poczuł jak ostatnia mozolna
warstwa tarczy zaczyna opadać, wiedział, że nie da rady podnieść
nowej, mocnej dostatecznie by zatrzymać kolejne ataki. Nagle jednak
jego przeciwnik zamarł i wygiął ciało pod nienaturalnym kątem.
Czar urwał się niemal w tym samym momencie, co tarcza Jasona. Spod
maski dobiegł jęk bólu. Jason wiedział, że ma jedynie sekundy na
odmienienie swojego losu, skupił ostatki sił, przeszukując pamięć
w poszukiwaniu odpowiednio silnego uroku wiążącego. Jednak jego
umysł był pusty, wycieńczony, pierwszy raz znalazł się w takiej
sytuacji. Nie chroniła go żadna tarcza, różdżkę ściskał w
bezwładnej dłoni. Jego przeciwnik wyprostował się powoli.
-
Avada kedavra.
* * *
-
Syriuszu, co ty wyrabiasz? Nie wolno
nam wychodzić, McGonagall kazała prefektom zapewnić bezpieczeństwo
swoim domom. Nawet nie myśl o byciu bohaterem. - Lupin złapał
Syriusza za połę szaty, gdy ten ruszył w stronę dziury pod
portretem.
- W
dupie mam co kazała McGonagall. James nie wrócił, musi tam gdzieś
być. Petera też nigdzie nie ma. Myślisz, że będę czekał
bezczynnie na to, co może się stać? Nawet nie próbuj mnie
zatrzymać!
Black
był wściekły. Z drugiego końca pokoju przyglądała mu się
Dorcas.
- Co
chcesz zrobić? - Spytała szeptem, podchodząc do nich. - Wydzierasz
się na cały dom, straszysz pierwszaków. Chcesz wywołać panikę?
-
Gdybyśmy wszyscy ruszyli do obrony...
-
Dzieciaki zesrałyby się ze strachu. Może jeszcze rzuciłyby na
nich Wingardium Leviosa?
- Parsknęła lekko histerycznym śmiechem. - Lily też nie ma, nie
wróciła do dormitorium. - Spojrzała na Remusa. - Musisz nas
puścić, nie będziemy robić zamieszania.
Remus
wyglądał na niezadowolonego.
-
Myślicie, że ja chcę tu siedzieć bezczynnie? Ale McGonagall ma
rację, musimy przede wszystkim zadbać o bezpieczeństwo
najmłodszych. Cokolwiek się stanie, jeśli rozbiegniemy się po
zamku, będziemy mieli o wiele mniejsze szanse. W domach jesteśmy
bezpieczni.
- Nie
wiemy ilu tam jest śmierciożerców. Może być ich garstka, może
ich być cała armia. Każdy kto potrafi walczyć i może decydować
za siebie powinien móc w tym uczestniczyć.
-
Łapo...
Black
wyrwał mu się i przeszedł przez dziurę pod portretem.
-
Powiedz, że pilnujemy korytarza. - Spojrzała na drugoklasistów
patrzących na całą scenę strachliwie z kąta. - Przepraszam. -
Wybiegła za Syriuszem.
Dokoła
Lupina podniósł się chór głosów. Wszyscy też chcieli walczyć.
Jeszcze nigdy nie widział tak wzburzonych gryfonów. Remus podniósł
różdżkę i wystrzelił kilka ostrzegawczych iskier. Gwar ucichł.
-
Cisza! Po moim trupie. Nikt więcej stąd nie wyjdzie, dopóki nie
dostaniemy instrukcji, co robić dalej.
Po
chwili tłum uczniów ruszył na Remusa nic sobie z niego nie robiąc.
* * *
Severus
biegł w stronę lasu, ramię piekło go żywym ogniem. Z każdym
krokiem jednak palący ból stawał się mniej dotkliwy. Większość
śmierciożerców biegła za nim, ostatnie walki na błoniach ustały,
kilka osób puściło się za nimi w pogoń, jednak Severus wiedział,
że są wśród nich ludzie, którzy będą umieli ich powstrzymać
na jakiś czas. Przyspieszył, zdając sobie sprawę, że
przemieszcza się w kompletnie niewłaściwym kierunku. Jeśli ktoś
odkryje, że jego, Mulcibera i Avery'ego nie ma w dormitoriach na
pewno wezmą ich na przesłuchanie. Między odległymi drzewami
zauważył jaśniejące światło. Wskazywało drogę. Ostatkiem sił
wbiegł na niewielką polanę. Ból w ramieniu był niemal
nieodczuwalny. Oparł się o pobliskie drzewo, próbując złapać
oddech. Nagle ktoś szarpnął go za kaptur.
-
Snape! - syknął na niego Malfoy. - Czarny Pan... - Popchnął go
na środek polany. Snape upadł na kolana. Voldemort spoglądał na
niego z kamienną twarzą. W długich, cienkich palcach trzymał
różdżkę, jakby sam nie wiedział co z nią zrobić.
-
Panie, ja nie wiem co się stało. Ktoś musiał nas zauważyć,
sądziliśmy, że pora jest dostatecznie późna...
-
Zamilcz. Nie ma na to czasu. Masz drugą porcję eliksiru? - Jego
cichy, aksamitny wręcz głos nie pasował do napięcia sytuacji.
Severus poczuł jak włosy jeżą mu się na karku. Wygrzebał fiolkę
z kieszeni.
-
Tak, panie.
-
Wracamy – zarządził Voldemort, wyciągając niewielki korek. -
Malfoy...
- Ale
panie, czy nie powinniśmy wrócić do szkoły? Jeśli ktoś
odkryje... - Snape wszedł mu w słowo. Voldemor zamilkł, mierząc
go chłodnym spojrzeniem. Nie tolerował bezczelności i Severus
dobrze o tym wiedział. - Nasza obecność przyda Ci się tutaj,
panie. Możemy dokończyć twoją misję, możemy...
Czarny
Pan powstrzymał go dłonią. Severus umilkł. Z odkorkowanej fiolki
powoli zaczął unosić się dym ciemniejszy od najczarniejszej,
bezgwiezdnej nocy. Ziemia zadrżała lekko. Czarny Pan wyciągnął
różdżkę i rzucił na niego przeciągłe, beznamiętne spojrzenie.
- Nie
macie zbyt wiele czasu.
* * *
Gdy
Aberforth dotarł do Hogwartu na czele zastępu Aurorów żadnej
walki nie było. Większość okien zamku była rozświetlona,
rzucając delikatną poświatę na najbliższe błonia. Minerwa
McGonagall kręciła się przed drzwiami wejściowymi, próbując
opanować panujący chaos. Wokół niej kręciło się kilku
nauczycieli, większość osób wyglądała na przestraszone i
zdezorientowane. Kobieta zauważywszy gości ruszyła w ich stronę
szybkim krokiem.
-
Aberforth!
Mężczyzna
poczuł lekką irytację.
- Co się dzieje,
gdzie wasi zamachowcy?
-
Uciekli. Hagrid i kilku nauczycieli ruszyli za nimi w stronę lasu
dosłownie przed chwilą.
Aurorzy
wymienili spojrzenia. Kilku z nich skinęło głowami i popędziło w
stronę lasu. Został z nimi tylko wysoki, kościsty mężczyzna
Wyglądał na najstarszego z całej grupy. Ciemne włosy poprzetykane
gdzieniegdzie siwizną w nieładzie okalały jego twarz. Oczy miał
lekko zaczerwienione. Wyglądał na bardzo zmęczonego.
- Tak
późno?
McGonagall
zmierzyła go chłodnym spojrzeniem.
-
Wcześniej nie mogliśmy się przedrzeć, ktoś podniósł potężną
magiczną blokadę. Dopiero Filius Flitwick dał jej radę. -
Poprawiła opadające ramię szlafroka.
-
Ranni, zabici? - Zapytał szorstko.
-
Szukamy.
Mężczyzna
pokręcił głową z dezaprobatą, zadając kolejne pytania: Ilu było
atakujących? Kto atakował? Dlaczego? Jak się przedarli? Ile osób
ich widziało? Czy widzieli jakieś twarze?
Szli
powoli w stronę zamku. Większość odpowiedzi była przecząca.
-
Śmierciożercy. Jeden z naszych nauczycieli, których ich zauważył
powiedział „Śmierciożercy”. - szepnęła.
Mężczyzna
już otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy przerwało im wołanie.
Jeden z prefektów biegł w ich stronę. Twarz miał potwornie bladą.
Dobiegł do nich zdyszany.
-
Znaleźliśmy go, pani profesor! Zabili... go. Zabili. - Wybełkotał
nieskładnie. Minerwie aż zakręciło się w głowie. Oparła się
dłonią na ramieniu Aberfortha.
-
Zabili?! Na Merlina, kto nie żyje?
-
Scott... Jason Scott.
* * *
Severus
pędził przed siebie na złamanie karku. Mulciber i Avery deptali mu
po piętach, próbując dogonić.
-
Snape... Zwolnij!
Severus
przystanął na moment by złapać oddech. W boku poczuł dotkliwe
kłucie. Wiedzieli, że nie mają wiele czasu. Plan okrążenia
jeziora z drugiej strony i podejście do zamku od strony szklarni nie
był najlepszy, ale jedyny jaki mieli. Nim wyszli z lasu przezornie
zdjęli płaszcze i zakopali. Gdyby ktoś ich złapał nie mogli mieć
ich ze sobą. Czuł narastającą panikę.
- Nie
mamy jak wrócić do zamku. Jeśli nagle pojawimy się w na błoniach
to będzie podejrzane.
- Ale
kto będzie podejrzewał uczniów? Możemy powiedzieć, że
trenowaliśmy quidditcha – mruknął Mulciber. Snape spojrzał na
niego zdenerwowany.
- O
tej porze?! - Ten tylko wzruszył ramionami. - Poza tym co ja mam
wspólnego z waszą drużyną? Nie pamiętam, kiedy ostatni raz
latałem na miotle.
-
Stałeś na czatach, nie wiem, cokolwiek. Myślisz, że w dobie ataku
ktokolwiek będzie się przejmował nocnym treningiem?
Snape
pokręcił głową.
- To
kompletnie nie trzyma się kupy. I na pewno nikt nam nie uwierzy.
Musimy niepostrzeżenie dostać się do zamku, to jedyna opcja.
* * *
Błonia
zapełniały się uczniami, wylewającymi się z zamku. Większość
była przestraszona, w piżamach i szybko zarzuconych na nie
płaszczach tłoczyli się na schodach i w sali wejściowej, próbując
dojrzeć co dzieje się na zewnątrz.
-
Przepuście mnie, do cholery! - Ktoś przedzierał się przez tłum.
- Tłoczycie się jak stado wystraszonych gnomów, z drogi!
Czarnowłosy
chłopak przedarł się przez tłum i stanął przed Fryderykiem.
- Z
drogi – warknął mimowolnie. Mężczyzna zatrzymał go ręką.
-
Dokąd to? To nie jest przedstawienie, nie ma się na co patrzeć.
Nie powinno was tu w ogóle być.
Chłopak
tylko zmierzył go spojrzeniem.
-
Raczej nie jesteś tu nauczycielem, żeby mi rozkazywać –
powiedział, próbując go ominąć. - Puść mnie! - krzyknął, gdy
Fryderyk nadal trzymał jego ramię w żelaznym uścisku.
-
Powiedziałem, że nie masz tam czego szukać, szczeniaku.
Ten
wyrwał mu się w końcu, wyciągając różdżkę.
-
Słuchaj, nie wiem coś za jeden, ale nie będziesz mnie
powstrzymywał. Tam gdzieś mogą być moi przyjaciele. Nie odejdę
dopóki nie dowiem się, że są cali i zdrowi.
- A
ja mówię ci, że nie przejdziesz. Na błoniach jest zbyt wiele
roboty, żeby taki smarkacz...
-
Kogo nazywasz smark...?
- Co
się tu dzieje? - Głos Minerwy przerwał mu w pół zdania. - Panie
Black, co pan wyprawia? Co tu robi tylu uczniów, czy nie kazałam
prefektom pilnować wszystkich w domach?!
Spojrzała
zdenerwowana na zgromadzony przed nią tłum. Fryderyk przyjrzał się
jej uważniej. Wyglądała na roztrzęsioną i zmęczoną. Chyba
nigdy nie widział jej tak bladej. Jednak uczniowie chyba nic sobie
nie zrobili z jej przybycia. Szybkim ruchem skierowała różdżkę w
stronę krtani i krzyknęła wielokrotnie zwiększonym głosem:
- Co
się tutaj wyprawia?! - Fryderyk niemal poczuł jak ziemia zadrżała.
- Czy nie kazałam wam siedzieć w waszych domach, gdzie jesteście
bezpieczni? Każda osoba, która nie odejdzie stąd w ciągu minuty
dostanie minus sto punktów i szlaban na cały przyszły semestr! A
niech tylko spotkam kogoś na korytarzu, to wyrzucę ze szkoły!
Tłum
przerzedził się znacząco. Minerwa spojrzała na ostatnich
maruderów morderczym wzrokiem.
- Ale
już!
Przed
nią zostało tylko dwoje uczniów. Zmierzyła ich wściekłym
spojrzeniem.
-
Gryfoni! Jeśli myślicie, że zaboli mnie odejmowanie wam punktów,
to jesteście w wielkim błędzie.
Fryderyk
zauważył, że pozostała dwójka patrzy na nauczycielkę wielkimi
oczami. Chyba nigdy jeszcze nie wiedzieli jej w takim stanie.
-
Black, Meadowes...
-
Lily Evans i James Potter nie wrócili do zamku, byli na błoniach –
wszedł jej w słowo chłopak. - Nie ruszę się stąd dopóki nie
dowiem się czy wszystko z nimi w porządku.
Kobieta
odwróciła się od nich, próbując ukryć drżenie ust. Fryderyk
chwycił ją za ramię jednak szybkim ruchem strząsnęła jego dłoń.
W końcu spojrzała na nich przeciągle. Maska chłodu zniknęła,
pozostawiając ból, strach i rezygnację.
-
Chodźcie – powiedziała w końcu. Skinęła mu głową, żeby ich
puścił. - Inaczej się was nie pozbędę.
* * *
Severus
w końcu przekonał ich, że najlepszym sposobem będzie przeczekanie
nocy na błoniach, w ukryciu. Wiedział, że to ich jedyna szansa.
Zdawał sobie sprawę, że na pewno tereny wokół szkoły będą
przeszukane, jednak musieli spróbować. Był pewien, że Aurorzy
pojawili się już w Hogwarcie i rozpoczęli poszukiwania. Musiał
tylko liczyć na łut szczęścia...
Nie
minęło czterdzieści minut, gdy usłyszeli głosy. Ścisnęli się
w wąskiej wnęce między szklarniami, częściowo zasłonięci
potężną rośliną.
- …
Nigdy bym nie pomyślał, że ktoś mógłby zaatakować Hogwart!
Zawsze mi się zdawało, że to najbezpieczniejsze mijsce na
świecie... Psor Dumbledore już o to przecież zadbał.
Hagrid!
-
Tak, tak... - odpowiedział mu niedbale szorstki głos. - Jednak cała
ta sprawa wydaje się dziwna. Po co atakować szkołę magii?
Severus
w zasięgu wzroku zobaczył wysokiego mężczyznę. W pojedynczych
pasmach siwizny lśnił blask księżyca. Poczuł jak serce
przyspiesza mu biegu. Mulciber mimowolnie poruszył się. Krzak
zaszeleścił.
Mężczyzna
urwał nagle.
-
Ja sprawdzę te ostatnie szklarnie, ty sprawdź drugi koniec –
powiedział, zbliżając się w ich stronę. Przerażony Mulciber
znów poruszył się gwałtownie nadeptując na nogę Avery'emu,
który syknął cicho.
-
Co to było? - Hagrid zatrzymał się w pół kroku. - Coś żem
słyszał w tamtych krzakach.
Kroki
były coraz bliższe, było już widać cień mężczyzny
zbliżającego się do ich kryjówki. Wstrzymali oddech. Nagle w
szparze pojawiła się twarz. W czarnych oczach mężczyzny czaiła
się groźba. Zobaczył ich i przygryzł wargę, jakby zastanawiając
się co zrobić. Nagle odwrócił się na pięcie.
-
Nikogo tu nie ma, to tylko lis.
Usłyszeli
jak Hagrid wypuszcza powietrze z ulgą.
-
Piekielne skurczybyki. Nie dość, że kur nakradną, to jeszcze
człowiekowi takiego stracha...
Mężczyzna
parsknął wymuszonym śmiechem. Odwrócił się lekko, rzucając im
ostatnie spojrzenie i ruszył z powrotem.
Snape
czuł, że jego serce powoli zwalnia szaleńczy bieg. Odczekali kilka
minut, dopóki wokół nich nie zaległa znów całkowita cisza.
-
Czy to był...? - mruknął Avery. Snape kiwnął głową. - Skąd
wiedział...?
-
Mieliśmy niesamowite szczęście.
-
Jak on dotarł tu tak szybko? Prawie serce mi stanęło.
*
* *
Lniane
zasłony wysokich okien skrzydła szpitalnego zafalowały poruszone
nagłym powiewem wiatru. Promienie słońca przedzierały się przez
szyby, rozświetlając wysoką salę. James siedział na jednym z
wielu łóżek otulony śnieżnobiałą pościelą. Cichy szmer
rozmowy mącił głęboką ciszę.
-
Jak to możliwe, że pamiętasz tak niewiele szczegółów? - szepnął
Syriusz siedzący w nogach łóżka. Odkąd pielęgniarka ułożyła
Jamesa do łóżka prowadzili niekończącą się dyskusję na temat
zdarzeń na błoniach.
-
To wszystko działo się tak szybko. Jason... - Pokręcił głową. -
Potem jeszcze zgubiłem Lily i wszystko się poplątało. - Obaj
zerknęli na odległe łóżko oddzielone parawanem.
-
Pomfrey twierdzi, że nic jej nie będzie – powiedział
pocieszająco Syriusz, jednak zmartwienie widocznie malowało się na
jego twarzy. James tylko pokiwał głową. W końcu westchnął.
-
McGonagall cokolwiek mówiła? Widziałeś Dumbledore'a?
-
Nikt go nie widział. Nie wiadomo kto stał za atakiem. Twoja wersja
o śmierciożercach ponoć nie wszystkich przekonuje. Podsłuchałem
jak jakiś gość z ministerstwa wyśmiał tę koncepcję, mówiąc,
że ten problem jest bardzo nadmuchiwany przez poszukujące
sensacji media.
James
parsknął z niedowierzaniem.
-
A atak na Londyn? Prześladowani mugole? Naprawdę tak powiedział? W
gazetach roi się od plotek na temat Voldemorta i jego popleczników.
Wszyscy się go boją. Nawet Dumbledore mówił nam o... - Rozejrzał
się, zniżając głos do szeptu. - Zakonie.
On traktuje to jako poważne zagrożenie.
-
To wszystko bardzo śmierdzi, cała ta sytuacja. A pomyśleć, że
jeszcze kilka lat temu moi rodzice zrobiliby wszystko, żeby gościć
go na salonach. Był bardzo popularny w kręgach szlacheckich
– powiedział z przekąsem. Zamilkli na dłuższą chwilę. W tym
momencie drzwi zaplecza otworzyły się i wyszła z nich
pielęgniarka. Spojrzała na nich karcąco.
-
To że pozwoliłam wam na chwilę rozmowy nie świadczy, że pan
Potter nie potrzebuje snu. Niech mu pan pozwoli się wyspać. -
Przegoniła Blacka ruchem ręki. - Szykuje się ciężki dzień,
wszystkim przyda się trochę snu.
-
Wpadnę później.
James
tylko kiwnął głową, moszcząc się wygodniej na poduszkach. Gdy
drzwi za Syriuszem zamknęły się, a pielęgniarka znów zniknęła
w swoim gabinecie wokół zapanowała głęboka cisza przerywana
tylko oddechami kilku śpiących pacjentów. James utkwił wzrok w
odległym parawanie, za którym położyli Lily.
Czy
wszystko musiało zawsze być takie skomplikowane?
*
* *
-
Więc nie wierzy pan, że za atakiem stoi Voldemort? - Minerwa
spojrzała zdezorientowana na Fryderyka, który siedział obok niej i
również wyglądał jakby nie wierzył własnym uszom. Siedzieli w
gabinecie Albusa Dumbledore'a. Ich gość, Charles Maybrick, jeden z
najlepszych Aurorów ministerstwa nalegał na miejsce z możliwością
kontaktu przez sieć Fiuu. Teraz wygodnie rozsiadł się na miejscu
dyrektora, patrząc z góry na swoich rozmówców.
-
Nie chodzi o to, że nie wierzę. Mamy zbyt mało dowodów.
Oczywiście to straszna tragedia, śmierć tego młodego człowieka,
to nie dopuszczalne. Sam go uczyłem w ministerstwie... - Charles
pokręcił głową wyraźnie przejęty. - Podejmiemy kroki. Grupa
atakujących nie była duża, szybko uciekli. Może to jakaś lokalna
przestępczość?
Minerwa
pokręciła głową.
-
To niemożliwe. Hogwartu bronią potężne czary. Albus...
-
Możliwe. Dumbledore'a nie ma. - Charles zmierzył ją chłodnym
spojrzeniem. - Dopóki...
-
Jest - przerwał mu łagodny głos za plecami. Minerwa aż sapnęła,
widząc dyrektora stającego w drzwiach. Wszyscy poderwali się na
równe nogi.
-
Albusie! - Minerwa nie wiedziała czy jest wściekła czy szczęśliwa.
- Gdzie byłeś? Nie było żadnych wiadomości!
Dumbledore
podszedł do biurka i oparł się o nie ciężko. Minerwa nigdy nie
wiedziała, żeby wyglądał na tak zmęczonego. Cienie pod oczami,
blada skóra, postarzał się chyba o kilka lat.
-
Wyglądasz okropnie...
Ten
jednak tylko uśmiechnął się.
-
To dopiero powitanie. Muszę was przeprosić, że nie było mnie z
wami przez tyle czasu. Zatrzymały mnie pewne... trudności. Ależ
siedź, siedź mój drogi – powiedział, gdy Maybrick odsunął się
od dyrektorskiego fotela, robiąc mu miejsce. - Ja mogę tam siedzieć
na co dzień – powiedział.
-
Trudności? Nie mieliśmy... - Fryderyk urwał w pół zdania pod
ostrym spojrzeniem dyrektora. Później, zdawało
się mówić jego spojrzenie.
-
Nawet nie sądziłem, że moja nieobecność przyniesie takie skutki.
Gdybym podejrzewał... Obrona zamku jest poważnie naruszona,
wyczułem to gdy tylko znalazłem się na terenie Hogwartu. -
Spojrzał na nich zmęczonym wzrokiem. - Czeka mnie sporo pracy.
No, nareszcie! Rok. Nie było Cię rok! Ale wróciłaś i to w wielkim stylu ;) Czekam na następny rozdział (mam nadzieję, że już nie tak długo)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam~ Mała Mi
Tak, rok. Przerwy są długie, ale jak widać, zawsze wracam. :) Mam nadzieję,że następny rozdział uda mi się dodać o wiele szybciej.
UsuńDziękuję i pozdrawiam,
Margaret
Taaaak!!!
OdpowiedzUsuńCzekałam i widzę, że nie na marne :) rany, śmierciożercy w ministerstwie - w sumie łatwe do przewidzenia. Szkoda tylko, że McGonagall nie potraktowała opowieści o zaklęciu zapomnienia poważnie.
Weny jak najwięcej - Merill
Dziękuję :) Dłuugo przygotowywałam grunt pod ten rozdział i już od bardzo dawna miałam go planach, jednak gdy w końcu przyszło napisać - okazało się to o wiele trudniejsze niż sądziłam. Mam nadzieję, że wena mnie nie opuści.
UsuńPozdrawiam bardzo ciepło,
Margaret
Super ❤
OdpowiedzUsuńA ja jestem nową czytelniczką i dopiero po przeczytaniu tego rozdziału, zdałam sobie sprawę, że nie było Cię na tym blogu od roku. Cóż mogę rzec? Cieszę się, że jednak wróciłaś, gdyż bardzo spodobał mi się Twój styl pisania i ogólnie całe opowiadanie.
OdpowiedzUsuńZnalazłam Twojego bloga, na którymś spisie opowiadań i postanowiłam go przeczytać, mimo że zbliża mi się sesja i czasu mam bardzo mało. Wiadomo, że student zawsze wynajduje sobie kolejne sprawy niecierpiące zwłoki (w moim przypadku, jest to przeczytanie jeszcze kilku, naprawdę długich opowiadań), byle by się tylko nie uczyć. ;-)
Co do opowiadania: Jest bardzo rozwinięte, to znaczy, podoba mi się to, że występuje w nim aż tak wiele wątków. Nie tylko romantyczny pomiędzy Jamesem i Lily czy o Huncwotach, ale również i o nauczycielach Hogwartu a także wiele ciekawostek o Zakonie Feniksa. Podoba mi się również to, jak kreujesz bohaterów. Ich charaktery są bardzo rozbudowane i konsekwentnie trzymasz się raz podjętych decyzji. W Twoim opowiadaniu nie ma niestabilnej emocjonalnie Lily Evans i bezgranicznie, beznadziejnie zakochanego w niej Jamesa, który nie ma żadnych wątpliwości i nigdy się nie poddaje w dążeniu do zdobycia jej miłości. Cieszy mnie to bardzo, gdyż to jest bardzo nienaturalne. U Ciebie wszystko idealnie współgra dlatego przyjemnie się czyta kolejne rozdziały.
Bardzo podoba mi się także to, że w całym opowiadaniu jest naprawdę mało błędów. Kocham czytać opowiadania, jednak czasami widząc rażące błędy wszystkiego się odechciewa i nawet najlepiej napisany rozdział się nie podoba. A u Ciebie wszytko jest świetnie. Widać też, że się rozwijasz. Każdy kolejny rozdział jest lepszy od poprzedniego, co bardzo cieszy.
Mam nadzieję, że nie będziesz kazała czekać nam aż tak długo na rozdział sześćdziesiąty pierwszy, gdyż zrobiło się naprawdę ciekawie i chciałabym się dowiedzieć jak teraz potoczą się losy Lily i Jamesa i poznać tego ukrytego w szeregach Zakonu Śmierciożercę.
Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję Ci za tak obszerny i pozytywny komentarz. :) Bardzo się cieszę, że moje opowiadanie wywołuje takie, a nie wrażenia - na tym mi zawsze najbardziej zależało. Zawsze chciałam, żeby ta historia była prawdziwa, logiczna i nie sprawiała wrażenia nienaturalnej, bo taka denerwuje i co ważniejsze - trudniej się z nią identyfikować.
UsuńMuszę Ci przyznać, że po Twoim komentarzu dostałam jakiegoś nowego kopa, pobawiłam się szablonem, zaczęłam nowy rozdział i mimo, że sama na głowie mam obronę inżynierki, jak sama powiedziałaś, student zawsze wynajdzie coś lepszego do roboty. Więc całkiem możliwe, że jednak nie trzeba będzie czekać roku. ;)
Pozdrawiam!
Nie wiem tak naprawde od czego zacząć... Blog po prostu cudowny, chyba to wie każdy. Bardzo podoba mi sie twój styl pisania i w ogóle wszystko... To opowiadanie jest takie prawdziwe, naturalne i realistyczne... Z niecierpliwieniem czekam na nastepny rodzial.... Życze powodzenia w różnych testach i jak najwięcej czasu i weny. .:)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! :) Niesamowcie się cieszę, że takie odnosisz wrażenie. Następny rozdział mam nadzieję, że niedługo. Myślę że gdy tylko się obronię.
UsuńPozdrawiam!
wchodzę tutaj od czasu do czasu w oczekiwaniu na post, no i opłaciło sie mi to przyzwyczajenie. Az zapomniałam, jakie emocje mozesz wzbudzać. Nadal trudno mi uwierzyć, ze uczniowie Hogwartu byli w stanie zrobic cos takiego i nie chodzi mi nawet o moralne aspekty, ale o magię, ktora trzeba było użyć. Ponadto najwyraźniej juz teraz w MM sa smiecriozercy... Tylko kto konkretnie, kto przeszukiwał błonia z Hagridem, kurde, chciałabym wiedziec... Naprawde szkoda,ze to nie gajowy odkrył te kryjówkę... Coz, dobrze, ze ten atak dosc szybko sie sknczyl, ale i tak bardzo zal mi Jaspna, to okropne... Syriusz i Dorcas mieli jakas tam racje i trudni sie dziwić, ze próbowali wydostać sie z zamku, ale chyba dobrze, ze sie im nie udało. Ciesze sie,ze Dumbledore wrócił, choc troche za pozno...ale coz, na oewno nie chciał tak tego zrobic, ciekawe, co go zatrzymało...czekam na cd z niecieprliwoscia i zycze udanej obrony pracy magisterskiej.zaptaszam na zapiski-condawiramurs.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJej. Już Ci chyba o tym mówiłam, ale jesteś moją najdawniejszą czytelniczką, praktycznie od samego początku. :) To naprawdę niesamowite.
UsuńBardzo się cieszę, że nadal Ci się podoba. Ten atak na Hogwart planowałam od tak dawna, że nawet już nie pamiętam kiedy pierwszy raz zaczęłam do tego powoli dążyć. A jak przyszło co doczego, to było naprawde trudno napisać to w logiczny i składny sposób. Uczniowie wmieszani w sprawę nie ułatwili mi tego. ;)
Byłam u Ciebie ostatnio kilkakrotnie, ale brakuje mi czasu przeczytać i skomentować coś od A do Z, ale na dniach powinnam mieć trochę więcej czasu, więc na pewno wpadnę.
A magisterka dopiero za rok, teraz inżynier.
Pozdrawiam,
Margaret
Wiem, jak to jest, jak ma sie w głowie jakas scenę, a najlepiej kluczowa lub naprawde ważna, to wtedy gdy sie ja spisuje, ma sie zastrzeżenia. Ale Tobie napawde dobrze wyszło :) zapraszam na nowosc do mnie
UsuńCześć, przypadek chciał że trafiłam jakiś czas temu właśnie tutaj i bardzo poprawiło mi to humor. Twój blog zrobił na mnie świetne pierwsze wrażenie. Podoba mi się aktualny szablon i fakt, że nie stosujesz żadnych zbędnych obrazków czy napisów. Cieszę się również, że wchodząc tutaj wszystko jest konkretne, przejrzyste i jasne, także kolejny duży plus dla Ciebie odnośnie wyglądu. Jeśli chodzi o treść, to spokojnie mogę przyznać, że jesteś genialna i to absolutnie. Jako, że Harry Potter jest moim życiem, przejrzałam wiele blogów o tematyce Lily i James, aczkolwiek Twój jest naprawdę wyjątkowy. Treść jest spójna, bardzo dobry związek przyczynowy, a przede wszystkim ilość opisów, które u Ciebie są solidnym szkieletem tej historii, co szczególnie cenię, bo ja sama muszę jeszcze nad tym popracować. Fabuła wciąga do tego stopnia, że nie byłam w stanie się oderwać. Wątek każdego z bohaterów jest oryginalny i jednocześnie zgodny z moim własnym wyobrażeniem tych postaci. Rozdziały są myślę dobrej długości, choć pewnie wiesz że bez względu na wszystko czytelnicy zawsze chcieliby więcej. :) Dzięki za to, że piszesz i dzielisz się z nami swoim talentem. Doskonale wiem co masz na myśli pisząc, że Twój kierunek studiów minął się z zamiłowaniem pisarskim, bo w moim przypadku będzie prawdopodobnie tak samo. Pamiętaj, że kiedy wydasz już swoją książkę będę liczyć na autograf. Na koniec cytat Paulo Coelho dla ciebie:" Talent jest darem uniwersalnym, ale potrzeba wielkiej odwagi, żeby go wykorzystać. Nie bój się być najlepsza. " Pozdrawiam Monika.
OdpowiedzUsuńTakie komentarze sprawiają, że... Trochę nie potrafię w nie uwierzyć. :) Bardzo dziękuję Ci za tyle miłych słów i wyrazów uznania. Bardzo cieszę się, że moje opowiadanie wywarło na Tobie takie wrażenie. Aż pisać się chce, gdy wie się że to co się pisze jest tak przyjmowane. Zwłaszcza, że poskładanie tego wszystkiego w spójną całość czasem wymaga sporej pracy. Dziękuję!
UsuńMam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej.
Pozdrawiam,
Margaret
Kochany Robaczku! ♥
OdpowiedzUsuńWłaśnie zostałeś nominowany do "Liebster Blog Award"! Szczegóły tutaj: http://i-lost-my-life-to-fandoms.blogspot.com/2015/01/liebster-blog-award.html
Baw się dobrze!
Blog został nominowany do Liebster Blog Award !
OdpowiedzUsuńŚwietny blog! Miło się czyta!
Więcej informacji tu: http://nasz-swiat-pelen-magii.blogspot.com/2015/01/liebster-blog-award.html
~Dorix
Rany rany wreszcie wróciłaś! Jak to dobrze ;) Tyle czekałam ze zniecierpliwieniem i wreszcie powróciłaś :D Szkoda że w tej notce było mało o Jamesie i Lily ale i tak świetna notka twój blog jest moim ulubionym tylko szkoda że tak długo musiałam czekać :( po tamtej notce miałam tak wielki niedosyt już martwiłam się czy nie zrezygnowałaś z bloga albo coś ci się stało no ale coż wszystko jest w porządku więc życzę dalszej weny bo ty tak cudownie piszesz :) mam nadzieję że niebędę musieć drugi rok czekać na notke ;p
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za miłe słowa. :) Na pewno nie będziesz musiała czekać aż tak długo. Pracuję nad nowością i robię podkład pod dalszy ciąg historii. Wchodzę teraz na tę trudniejszą część opowieści. Nowość niedługo!
UsuńPozdrawiam,
Margaret
Blog fantastyczny *,* zapraszam do mnie. Niedawno zaczęłam i nie wiem czy moje opowiadnie jest dobre :( wejdzie i zostawcie ślad
OdpowiedzUsuńŚwietnie że wróciłaś!:))
OdpowiedzUsuńMam tylko nadzieję że to tak na stale a nie że kolejny rozdział za rok.
W każdym razie pisz dalej ,Twoja rzesza czytelników nadal nieustannie czeka na ciąg dalszy :D
Kiedy kontynuacja?
Pozdrawiam gorąco, szybko wracaj żeby się nie zatraciła w biegu dni;)
~Andromeda
Dziękuję. :) Też cieszę się, że wróciłam. Pisząc następny rozdział robię małe porządki jeśli chodzi o pewne kanoniczności na blogu, robię też duży research tego co napisałam. W ciągu tych lat to opowiadanie się tak rozrosło o wątki i postaci, że naprawdę nie chcę nic mieszać. Ale mam już sporo, wena jest, tak więc do końca lutego pojawi sie rozdział. :)
UsuńPozdrawiam bardzo ciepło,
Margaret
Witam!
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy spis blogów na blogspocie. http://katalog-euforia.blogspot.com/
Dołącz do nas :)
Pozdrawiam, Alexx
Twoje zgłoszenie do Katalogu Euforii zostało przyjęte. Dziękujemy. http://katalog-euforia.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Alexx ;3
Ej!
OdpowiedzUsuńMy chcemy nowy rozdział!
Cudowna notka.
Ale kiedy nowa?! :)
kiedy pojawi się nowosc, juz minał koniec lutego ;( a ja czekam... zapraszam na nowosc do siebie:)
OdpowiedzUsuń