BLOG ZAWIESZONY: Więcej informacji w Proroku

26 czerwca 2009

Rozdział 30: Ben podejrzliwy

      Jeśli tylko miało się odwagę pokonać solidne, dębowe schody i otworzyć bez zaproszenia masywne drzwi, można było zobaczyć, że Albus Dumbledore opuścił swój gabinet w wielkim pośpiechu.
Właśnie to dane było zobaczyć Minerwie McGonagall, gdy niepewnie stanęła na progu dyrektorskiego gabinetu. Z wahaniem weszła do środka i przystanęła pośrodku brązowego, perskiego dywanu. Rzadko zdarzało się jej bywać samotnie w jego gabinecie, więc wprawiło ją to w lekką konsternację, niemal jak za czasów, gdy dopiero zaczynała uczyć w Hogwarcie.
Gdy została nauczycielką, trudno było jej się z początku przyzwyczaić do swobody z jaką mogła się poruszać po zamku. Teraz przed nią uczniowie się chowali. To ona odejmowała punkty i dawała szlabany. Ona mogła zwracać się do dyrektora per „Albusie”. Przez pierwsze miesiące niezwykle trudno było jej do tego przywyknąć. Teraz jednak, po kilkunastu latach, było to dla niej w pełni normalne i trudno było uwierzyć, że kiedykolwiek było inaczej.

Jednakże w tej chwili znów poczuła się niepewnie. Gabinet Albusa Dumbledore’a był miejscem dziwnym i niezwykłym. Prawdę mówiąc, Minerwa bała się na co może się w nim natknąć. Nie miała jednak wyboru. Dyrektor zostawił jej dokładne instrukcje czego szukać – ot, kolejna zwykła, szkolna sprawa. Minerwa z westchnięciem zabrała się do pracy.


* * *


      Susan nigdy jeszcze z takim utęsknieniem nie czekała na szlaban. Jednak nim ktokolwiek zdąży pomyśleć, że zwariowała, lub stała się nadgorliwa, śpieszę z wyjaśnieniem: otóż panna Stock z niecierpliwością czekała na szlaban, ponieważ wiedziała, że spotka się tam z Benem, pomysłodawcą ich wspólnej intrygi.

Dochodziła czwarta, a Susan, siedząc na jednym z wysiedzianych foteli pokoju wspólnego Gryffindoru, wraz ze swoją przyjaciółką Ann, ledwo potrafiła tam wytrzymać. Uparcie próbowała czytać podręcznik Obrony Przed Czarną Magią, jednak jak na złość, co chwila łapała się na tym, że nie ma zielonego pojęcia o czym czyta. W końcu wstała, zatrzaskując książkę.
- A ty dokąd? – Ann spojrzała na nią zaskoczona.
- Do biblioteki.
Dziewczyna zerknęła na zegarek.
- Przecież szlaban zaczynasz dopiero za godzinę.
- Muszę jeszcze czegoś poszukać. Zobaczymy się potem.
Susan zrobiła bliżej niezidentyfikowany ruch ręką i ruszyła w stronę dziury pod portretem.

*

- Myślisz, że powinniśmy komuś powiedzieć? – głos Bena wyrwał ją z zamyślenia.
- Nie wiem. Nie mamy przecież żadnych dowodów. To wszystko może być jedną wielką pomyłką.
Chłopak zmarszczył brwi.
- Nie wydaje mi się.
Spojrzała na niego, wzruszając ramionami.
- Nie możesz tego zbywać wzruszeniem ramion, Suze – jego głos zabrzmiał ostro. – Poza tym, możemy zdobyć dowody.
- Jak? Chcesz się czaić w dziale Ksiąg Zakazanych? Co jeśli ktoś nas nakryje? To nie jedna z tych twoich książek przygodowych. Możemy wylecieć ze szkoły!
- To chyba może się okazać ważniejsze niż szkoła. A jeśli mamy rację… Przecież Dumbledore nas nie wyrzuci.
Susan nie odezwała się więcej. Wiedziała, że ma rację.


* * *

      Samotny spacer po błoniach zawsze ją uspokajał. Nawet teraz, gdy wokół piętrzyły się śniegowe zaspy, cisza pomagała jej w spokoju ułożyć myśli.
List Marleny ucieszył ją, jednak jednocześnie zmartwił. Jej wiadomość była przepełniona radością i optymizmem, jednak Lily znała ją zbyt dobrze, żeby nie zauważyć w tym pewnej dozy sztuczności.

      Gdy po pierwszym roku nauki w Hogwarcie okazało się, że Marlena jest jej daleką kuzynką, przeżyła szok, ale też bardzo się ucieszyła. Dobrze pamiętała ten dzień, gdy ich matki, dalekie kuzynki i towarzyszki zabaw z dzieciństwa spotkały się na czarodziejskim peronie. Spędzane później wspólne wakacje, a także sam pobyt w Hogwarcie bardzo zbliżył do siebie Marlenę i Lily.
Gdy pod koniec zeszłego roku szkolnego Marlena wraz ze swoim chłopakiem opuściła Hogwart, Lily zmartwiła się. Nie sądziła, aby w obecnych, niebezpiecznych czasach dalekie podróże były dobrym pomysłem, jednak Marlena z dziwną zawziętością broniła swojego pomysłu. Wyjechała, a potem przez pół roku się nie odzywała.
Lily starała się tłumić przez ten czas wszelkie negatywne uczucia względem kuzynki, próbując w ogóle o niej nie myśleć. Teraz pytania, wątpliwości i rozżalenie powróciły.
A Marlena uparcie twierdziła, że nie mogą się spotkać.


* * *

      Bibliotekarka zerknęła z niezdecydowaniem na zegarek. Dochodziła piąta. Podniosła wzrok i spojrzała na parę siedzącą przy jednym z odległych stolików. Dyskutowali o czymś zażarcie, pochylając ku sobie głowy. Kobieta uśmiechnęła się.
Od dawna darzyła Bena sympatią i nie potrafiła zrozumieć dlaczego nie ma przyjaciół. Sądziła, że może szlaban spędzony wspólnie z jakąś osobą pomoże mu zawiązać jakąkolwiek znajomość i… Udało się.
Wyszła zza biurka i podeszła do nich powolnym krokiem.
- Już piąta. Czas zacząć wasz ostatni szlaban.


* * *

      Kap. Kap. Kap.
James śledził wzrokiem kolejne krople, spadające z parapetu za oknem. Śnieg powoli topniał. Jego myśli bezładnie krążyły wokół dziwnych wydarzeń z ostatnich dni. Urodziny Lily, Lora…
- James?
Podniósł wzrok na Lorę siedzącą obok niego. Siedzieli na schodach prowadzących do wieży astronomicznej, gdzie się przypadkiem spotkali. Ostatnimi czasy często na siebie wpadali, a James nie mógł powiedzieć, że go te spotkania denerwują, ponieważ bardzo polubił Lorę.
- Przepraszam. Zamyśliłem się. – Spojrzał na nią przepraszająco.
Dziewczyna westchnęła cicho, odwracając głowę.
- Ostatnio często jesteś zamyślony.
James wzruszył tylko ramionami.
- Cały czas o niej myślisz? – Lora zwróciła na niego wzrok, przypatrując się uważnie jego reakcji.
- O kim? – spytał, jednak dobrze wiedział kogo może mieć na myśli.
- O… Lily. – Imię dziewczyny wymówiła z jakąś dziwną intonacją.
James ściągnął wargi w wąską linię, przypatrując się blondynce uważnie. W jej oczach czaił się smutek, a on wiedział, że to przez niego. Nie chciał, żeby smuciła się przez niego.
- Nie, dlaczego?
- Bo kiedyś ci na niej zależało?
Chłopak pokręcił głową.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
Lora przechyliła głowę, patrząc na niego uważnie. Po chwili jej twarz rozjaśnił uśmiech.
- To dobrze – powiedziała cicho. Po chwili wstała. – Lepiej już idź zanieść tę mapę – powiedziała, wskazując na pergamin w ręku Jamesa. – Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy.
Pomachała mu na pożegnanie i zbiegła po schodach.



* * *


- Gdzieś ty był? Rysowałeś tę mapę, czy co? – Syriusz spojrzał z irytacją na Jamesa, wchodzącego do pokoju wspólnego. – Miałeś ją tylko pożyczyć.
James podał mu mapę, pożyczoną od profesora astronomii i usiadł ciężko na fotelu obok Lily. Dziewczyna posłała mu lekki uśmiech, po czym pochyliła się nad mapą, jednak Black wciąż z irytacją zerkał na przyjaciela.
- Spotkałem Lorę i… - zaczął James, chcąc się jakoś usprawiedliwić, jednak Syriusz nie dał mu dokończyć.
- Romanse mogłeś zostawić na później. Wiedziałeś, że potrzebujemy tej mapy – głos Blacka pełen był irytacji.
- Przepraszam! – James zerknął na niego ze złością. – To było tylko dwadzieścia minut! Nie mów, że to aż taka różnica dla ciebie.
Chłopcy zmierzyli się wrogimi spojrzeniami. James zerknął na Lily, która pochylała się nad mapą, nie reagując na wrogi nastrój panujący między chłopakami.
Swoją drogą, dlaczego siedziała tak blisko Syriusza?
- Wkurzasz mnie, Black – te słowa wymknęły się Jamesowi szybciej, niż zdążył je przemyśleć.
- I vice versa , Potter.
- Gdybyś ty spotkał jedną ze swoich koleżanek i się spóźnił, wszystko byłoby w jak najlepszym porządku.
James czuł, że nie do końca panuje nad tym co mówi.
Syriusz tylko prychnął.
- Prychasz, bo dobrze wiesz, że to prawda i nie masz nic na swoją obronę. Zabrakło głosu, piesku? – Głos Jamesa pełen był jadu. Dlaczego Lily wciąż nie reagowała?!
Syriusz podniósł wzrok i spojrzał na niego ze złością. James wytrzymał spojrzenie.
- Nie prowokuj mnie, Potter. Taka z ciebie tchórzliwa kobyła, że nawet nie potrafiłeś powiedzieć dziewczynie, że nie chcesz się z nią umówić, więc wyżywasz się na mnie?
James zacisnął dłonie w pięści, patrząc na Syriusza, który z powrotem pochylił się nad mapą całkowicie go ignorując.
- Powinnaś to podzielić przez dwa – mruknął z uśmiechem do Rudej, pokazując jej coś na mapie. Dziewczyna sięgnęła po linijkę, podnosząc jednocześnie wzrok na Jamesa. Spojrzała na niego, kręcąc głową. Po chwili spuściła wzrok z powrotem na mapę.
James prychnął cicho i zdecydowanie opuścił pokój wspólny.

      Syriusz parsknął tylko, gdy portret trzasnął głośno o ramy.
- Nie macie się już o co kłócić?
Policzki Syriusza zarumieniły się lekko pod karcącym spojrzeniem dziewczyny.
- Jesteście przyjaciółmi. Powinniście się wspierać.
- Sama się kłóciłaś z Dorcas – mruknął cicho, spuszczając wzrok.
Lily przewróciła oczami.
- Pogodziłyśmy się.
- On zaczął, Lily. Swoją drogą, wcale nie tak dawno sama kłóciłaś się z nim przy byle okazji.
- Miałam powody. A dzisiaj niepotrzebnie na niego naskoczyłeś.
Black tylko prychnął.
- To on miał do mnie jakieś chore pretensje, nie wiem o co.
Lily pokręciła głową.
- Powinniście się pogodzić.
Syriusz pochylił się nad mapą.
- Lepiej wróćmy do zadania. Migracje goblinów w średniowieczu względem gwiazd to nie jest łatwy temat – powiedział, uznając temat kłótni za zamknięty.


* * *


      To było wręcz nie do zniesienia. Cała ta sytuacja – chora sytuacja, denerwowała ją. O co mu chodziło? Dlaczego tak się zachowywał? Za nic nie potrafiła go zrozumieć. A chciała, naprawdę próbowała zrozumieć o co mu tak naprawdę chodzi. Może po prostu zaczęła go denerwować? Może była zbyt nachalna? Może zbyt szybko dała do zrozumienia, że jej na nim zależy?
Nie miała pojęcia. Szczerze mówiąc, nie miała zbytniego doświadczenia w relacjach damsko-męskich i nie wiedziała, jak się w tej sytuacji zachować. Najbardziej dziwiło ją to, że cała ta sytuacja zaistniała nagle. Dobrze się dogadywali, spędzali razem sporo czasu, a potem... Gdy wrócił po świętach do zamku wszystko się zmieniło.
Marta nie miała pojęcia jak ma rozumieć Remusa. Czuła, że ta sytuacja przerasta ją. Lily sądziła, że wszystko jakoś się między nimi ułoży, że tylko musi dać mu czas. Jednak jak miała dać mu czas? Na co? Na to, żeby w końcu zaczął z nią rozmawiać? Żeby w końcu zaczął ją zauważać? Chciała tylko żeby w końcu z nią porozmawiał. Jeśli nie chciał mieć z nią bliższych kontaktów, wystarczyło powiedzieć. Ona zrozumie, nie będzie się narzucać – w końcu nie jest nikim specjalnym.
Ale milczenie i ignorowanie – to było coś, czego nie potrafiła zrozumieć.


* * *

      Zapadał wieczór. Lily siedziała samotnie w damskim dormitorium – co dziwne, żadnej z jej współlokatorek nie było. Ann została w pokoju wspólnym. Susan pewnie była na szlabanie. Dorcas? Zapewne z Ithanem. Rudowłosą dziwiło, dlaczego Dorcas jeszcze z nim jest – przecież ostatnio tak na niego narzekała. Mówiła, że się zmienił, że nie jest taki jak na początku, że nie interesuje się nią. Dlaczego Dorcas wciąż się męczyła?
Mówiła, że mimo wszystko jej na nim zależy, że może w końcu zrozumie co robi źle. Lily podziwiała ją za tę wytrwałość.

      Opatuliła się kocem, leżącym w nogach jej łóżka. Jej myśli powróciły do dzisiejszej, dziwacznej kłótni chłopaków. Nie miała pojęcia czemu zareagowali tak gwałtownie – i James, i Syriusz. Nie było powodu, żeby się kłócić, a James wyskoczył na Syriusza o nic. W sumie, Black też nie był wiele lepszy. Swoją drogą, myślała, jej kontakty z Jamesem nieco się zmieniły. Lily zdała sobie sprawę, że bardzo go polubiła. Jego poczucie humoru, wesołe rozmowy, brązowe oczy… Otrząsnęła się. Nie powinna tak o nim myśleć. James był tylko kolegą i tak powinna o nim myśleć, zwłaszcza, że on zdawał się być skupiony na Lorze. Chociaż, może była tylko jego koleżanką? W końcu spacer nic nie znaczy, a James wyraźnie nie był zachwycony, gdy spotykał się z nią w jej urodziny.
Ale dziś znowu się z nią spotkał.
Może to był tylko przypadek?
A może nie?
Jeszcze nie tak dawno mówił, że mu na niej zależy. Nie tak dawno całował ją pod jej domem. Nie tak dawno… powiedziała mu, że mogą być tylko przyjaciółmi. Poza tym, Lora jest ładna, miła.
Ale ze sobą nie chodzą.
Jeszcze.
Lily pokręciła głową.
W ogóle nie powinnam o tym myśleć. Nie mam pojęcia co mnie napadło.”
Zeskoczyła z łóżka i żeby zająć myśli czymś innym, zeszła z powrotem do pokoju wspólnego.

* * *


      Susan rozejrzała się wokół. Jej wzrok skierował się w stronę biurka bibliotekarki, przy którym kobieta robiła porządek w papierach. Po paru chwilach znalazła niewielką karteczkę i przyjrzała jej się uważnie marszcząc czoło. Z westchnieniem zaczęła szperać w górze teczek piętrzących się na biurku. Znalazłszy najwidoczniej to czego szukała, opuściła bibliotekę szybkim krokiem.
- Poszła!
Ben wypadł z sąsiedniego działu i ruszył w stronę Działu Ksiąg Zakazanych.
Od czasu, gdy raz ich szlaban przedłużył się do późnych godzin wieczornych i usłyszeli hałasy dochodzące z Działu Ksiąg Zakazanych, nabrali podejrzeń, że ktoś niepowołany szuka tam czegoś, co wcale nie musiało być dobre. Gdy tamtego wieczoru weszli między regały, znaleźli tylko dwie książki leżące na ziemi. Pochodziły z półki „Klątwy”. Osoba szukająca ich, musiała uciec w pośpiechu, słysząc zbliżających się Bena i Susan. Od tamtego czasu stale starali się mieć oko na dział, a swoje posiedzenia w bibliotece przedłużali najdłużej jak się dało. Raz udało im się dostrzec jakąś postać, przemykającą za regałami.
Benowi parę razu udało się wejść do Zakazanego Działu i jedyne co dostrzegł to poprzestawiane księgi w najbardziej dziwacznych działach. W ich głowach zrodziło się podejrzenie: Czyżby czarnoksiężnik miał swoje sługi i w Hogwarcie?


- Nic się nie zmieniło. – Ben po dziesięciu minutach wrócił do Susan. Udali się w stronę działu historycznego, który dzisiaj porządkowali.
- Nic?
Ben pokręcił głową.
- Może zrezygnowali?
- Nie sądzę. Wydaje mi się, że może są po prostu bardziej ostrożni.
- Zdali sobie sprawę, że ich obserwujemy?
- Najprawdopodobniej.
Susan przygryzła wargę.
- Co robimy?
Ben przechylił głowę i spojrzał prosto w oczy Susan.

- Myślę, że nadszedł czas, by odwiedzić bibliotekę po zamknięciu.



8 komentarzy:

  1. ogólnie całość jest super, dzięki że to piszesz to na serio jest NAJLEPSZE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę mi namieszałaś z tym Zewem itd. Ogólnie rozdział całkiem fajny, ale no cóż na kolana nie powala ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. Uh, w końcu wiem, o co chodzi. Idę spać, bo już nie wyrabiam z czytaniem xD

    bonnie-karaye.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Lily Hampden? To nie to :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja uważam, że jest idealnie 😃

    OdpowiedzUsuń

Użytkowników bez konta Google proszę o wybór z listy "komentarz jako" pola "Nazwa/Adres URL" i w polu nazwa podanie nicka. Jest łatwiej, gdy wiadomo, kto jest kim.