Jeśli
tylko miało się odwagę pokonać solidne, dębowe schody i otworzyć
bez zaproszenia masywne drzwi, można było zobaczyć, że Albus
Dumbledore opuścił swój gabinet w wielkim pośpiechu.
Właśnie
to dane było zobaczyć Minerwie McGonagall, gdy niepewnie stanęła
na progu dyrektorskiego gabinetu. Z wahaniem weszła do środka i
przystanęła pośrodku brązowego, perskiego dywanu. Rzadko zdarzało
się jej bywać samotnie w jego gabinecie, więc wprawiło ją to w
lekką konsternację, niemal jak za czasów, gdy dopiero zaczynała
uczyć w Hogwarcie.
Gdy
została nauczycielką, trudno było jej się z początku
przyzwyczaić do swobody z jaką mogła się poruszać po zamku.
Teraz przed nią uczniowie się chowali. To ona odejmowała punkty i
dawała szlabany. Ona mogła zwracać się do dyrektora per
„Albusie”. Przez pierwsze miesiące niezwykle trudno było jej do
tego przywyknąć. Teraz jednak, po kilkunastu latach, było to dla
niej w pełni normalne i trudno było uwierzyć, że kiedykolwiek
było inaczej.
Jednakże
w tej chwili znów poczuła się niepewnie. Gabinet Albusa
Dumbledore’a był miejscem dziwnym i niezwykłym. Prawdę mówiąc,
Minerwa bała się na co może się w nim natknąć. Nie miała
jednak wyboru. Dyrektor zostawił jej dokładne instrukcje czego
szukać – ot, kolejna zwykła, szkolna sprawa. Minerwa z
westchnięciem zabrała się do pracy.
*
* *
Susan
nigdy jeszcze z takim utęsknieniem nie czekała na szlaban. Jednak
nim ktokolwiek zdąży pomyśleć, że zwariowała, lub stała się
nadgorliwa, śpieszę z wyjaśnieniem: otóż panna Stock z
niecierpliwością czekała na szlaban, ponieważ wiedziała, że
spotka się tam z Benem, pomysłodawcą ich wspólnej intrygi.
Dochodziła
czwarta, a Susan, siedząc na jednym z wysiedzianych foteli pokoju
wspólnego Gryffindoru, wraz ze swoją przyjaciółką Ann, ledwo
potrafiła tam wytrzymać. Uparcie próbowała czytać podręcznik
Obrony Przed Czarną Magią, jednak jak na złość, co chwila łapała
się na tym, że nie ma zielonego pojęcia o czym czyta. W końcu
wstała, zatrzaskując książkę.
-
A ty dokąd? – Ann spojrzała na nią zaskoczona.
-
Do biblioteki.
Dziewczyna
zerknęła na zegarek.
-
Przecież szlaban zaczynasz dopiero za godzinę.
-
Muszę jeszcze czegoś poszukać. Zobaczymy się potem.
Susan
zrobiła bliżej niezidentyfikowany ruch ręką i ruszyła w stronę
dziury pod portretem.
*
-
Myślisz, że powinniśmy komuś powiedzieć? – głos Bena wyrwał
ją z zamyślenia.
-
Nie wiem. Nie mamy przecież żadnych dowodów. To wszystko może być
jedną wielką pomyłką.
Chłopak
zmarszczył brwi.
-
Nie wydaje mi się.
Spojrzała
na niego, wzruszając ramionami.
-
Nie możesz tego zbywać wzruszeniem ramion, Suze – jego głos
zabrzmiał ostro. – Poza tym, możemy zdobyć dowody.
-
Jak? Chcesz się czaić w dziale Ksiąg Zakazanych? Co jeśli ktoś
nas nakryje? To nie jedna z tych twoich książek przygodowych.
Możemy wylecieć ze szkoły!
-
To chyba może się okazać ważniejsze niż szkoła. A jeśli mamy
rację… Przecież Dumbledore nas nie wyrzuci.
Susan
nie odezwała się więcej. Wiedziała, że ma rację.
*
* *
Samotny
spacer po błoniach zawsze ją uspokajał. Nawet teraz, gdy wokół
piętrzyły się śniegowe zaspy, cisza pomagała jej w spokoju
ułożyć myśli.
List
Marleny ucieszył ją, jednak jednocześnie zmartwił. Jej wiadomość
była przepełniona radością i optymizmem, jednak Lily znała ją
zbyt dobrze, żeby nie zauważyć w tym pewnej dozy sztuczności.
Gdy
po pierwszym roku nauki w Hogwarcie okazało się, że Marlena jest
jej daleką kuzynką, przeżyła szok, ale też bardzo się
ucieszyła. Dobrze pamiętała ten dzień, gdy ich matki, dalekie
kuzynki i towarzyszki zabaw z dzieciństwa spotkały się na
czarodziejskim peronie. Spędzane później wspólne wakacje, a także
sam pobyt w Hogwarcie bardzo zbliżył do siebie Marlenę i Lily.
Gdy
pod koniec zeszłego roku szkolnego Marlena wraz ze swoim chłopakiem
opuściła Hogwart, Lily zmartwiła się. Nie sądziła, aby w
obecnych, niebezpiecznych czasach dalekie podróże były dobrym
pomysłem, jednak Marlena z dziwną zawziętością broniła swojego
pomysłu. Wyjechała, a potem przez pół roku się nie odzywała.
Lily
starała się tłumić przez ten czas wszelkie negatywne uczucia
względem kuzynki, próbując w ogóle o niej nie myśleć. Teraz
pytania, wątpliwości i rozżalenie powróciły.
A
Marlena uparcie twierdziła, że nie mogą się spotkać.
*
* *
Bibliotekarka
zerknęła z niezdecydowaniem na zegarek. Dochodziła piąta.
Podniosła wzrok i spojrzała na parę siedzącą przy jednym z
odległych stolików. Dyskutowali o czymś zażarcie, pochylając ku
sobie głowy. Kobieta uśmiechnęła się.
Od
dawna darzyła Bena sympatią i nie potrafiła zrozumieć dlaczego
nie ma przyjaciół. Sądziła, że może szlaban spędzony wspólnie
z jakąś osobą pomoże mu zawiązać jakąkolwiek znajomość i…
Udało się.
Wyszła
zza biurka i podeszła do nich powolnym krokiem.
-
Już piąta. Czas zacząć wasz ostatni szlaban.
*
* *
Kap.
Kap. Kap.
James
śledził wzrokiem kolejne krople, spadające z parapetu za oknem.
Śnieg powoli topniał. Jego myśli bezładnie krążyły wokół
dziwnych wydarzeń z ostatnich dni. Urodziny Lily, Lora…
-
James?
Podniósł
wzrok na Lorę siedzącą obok niego. Siedzieli na schodach
prowadzących do wieży astronomicznej, gdzie się przypadkiem
spotkali. Ostatnimi czasy często na siebie wpadali, a James nie mógł
powiedzieć, że go te spotkania denerwują, ponieważ bardzo polubił
Lorę.
-
Przepraszam. Zamyśliłem się. – Spojrzał na nią przepraszająco.
Dziewczyna
westchnęła cicho, odwracając głowę.
-
Ostatnio często jesteś zamyślony.
James
wzruszył tylko ramionami.
-
Cały czas o niej myślisz? – Lora zwróciła na niego wzrok,
przypatrując się uważnie jego reakcji.
-
O kim? – spytał, jednak dobrze wiedział kogo może mieć na
myśli.
-
O… Lily. – Imię dziewczyny wymówiła z jakąś dziwną
intonacją.
James
ściągnął wargi w wąską linię, przypatrując się blondynce
uważnie. W jej oczach czaił się smutek, a on wiedział, że to
przez niego. Nie chciał, żeby smuciła się przez niego.
-
Nie, dlaczego?
-
Bo kiedyś ci na niej zależało?
Chłopak
pokręcił głową.
-
Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
Lora
przechyliła głowę, patrząc na niego uważnie. Po chwili jej twarz
rozjaśnił uśmiech.
-
To dobrze – powiedziała cicho. Po chwili wstała. – Lepiej już
idź zanieść tę mapę – powiedziała, wskazując na pergamin w
ręku Jamesa. – Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy.
Pomachała
mu na pożegnanie i zbiegła po schodach.
*
* *
-
Gdzieś ty był? Rysowałeś tę mapę, czy co? – Syriusz spojrzał
z irytacją na Jamesa, wchodzącego do pokoju wspólnego. – Miałeś
ją tylko pożyczyć.
James
podał mu mapę, pożyczoną od profesora astronomii i usiadł ciężko
na fotelu obok Lily. Dziewczyna posłała mu lekki uśmiech, po czym
pochyliła się nad mapą, jednak Black wciąż z irytacją zerkał
na przyjaciela.
-
Spotkałem Lorę i… - zaczął James, chcąc się jakoś
usprawiedliwić, jednak Syriusz nie dał mu dokończyć.
-
Romanse mogłeś zostawić na później. Wiedziałeś, że
potrzebujemy tej mapy – głos Blacka pełen był irytacji.
-
Przepraszam! – James zerknął na niego ze złością. – To było
tylko dwadzieścia minut! Nie mów, że to aż taka różnica dla
ciebie.
Chłopcy
zmierzyli się wrogimi spojrzeniami. James zerknął na Lily, która
pochylała się nad mapą, nie reagując na wrogi nastrój panujący
między chłopakami.
Swoją
drogą, dlaczego siedziała tak blisko Syriusza?
-
Wkurzasz mnie, Black – te słowa wymknęły się Jamesowi szybciej,
niż zdążył je przemyśleć.
-
I vice versa
, Potter.
-
Gdybyś ty spotkał jedną ze swoich koleżanek i się spóźnił,
wszystko byłoby w jak najlepszym porządku.
James
czuł, że nie do końca panuje nad tym co mówi.
Syriusz
tylko prychnął.
-
Prychasz, bo dobrze wiesz, że to prawda i nie masz nic na swoją
obronę. Zabrakło głosu, piesku? – Głos Jamesa pełen był jadu.
Dlaczego Lily wciąż nie reagowała?!
Syriusz
podniósł wzrok i spojrzał na niego ze złością. James wytrzymał
spojrzenie.
-
Nie prowokuj mnie, Potter. Taka z ciebie tchórzliwa kobyła,
że nawet nie potrafiłeś powiedzieć dziewczynie, że nie chcesz
się z nią umówić, więc wyżywasz się na mnie?
James
zacisnął dłonie w pięści, patrząc na Syriusza, który z
powrotem pochylił się nad mapą całkowicie go ignorując.
-
Powinnaś to podzielić przez dwa – mruknął z uśmiechem do
Rudej, pokazując jej coś na mapie. Dziewczyna sięgnęła po
linijkę, podnosząc jednocześnie wzrok na Jamesa. Spojrzała na
niego, kręcąc głową. Po chwili spuściła wzrok z powrotem na
mapę.
James
prychnął cicho i zdecydowanie opuścił pokój wspólny.
Syriusz
parsknął tylko, gdy portret trzasnął głośno o ramy.
-
Nie macie się już o co kłócić?
Policzki
Syriusza zarumieniły się lekko pod karcącym spojrzeniem
dziewczyny.
-
Jesteście przyjaciółmi. Powinniście się wspierać.
-
Sama się kłóciłaś z Dorcas – mruknął cicho, spuszczając
wzrok.
Lily
przewróciła oczami.
-
Pogodziłyśmy się.
-
On zaczął, Lily. Swoją drogą, wcale nie tak dawno sama kłóciłaś
się z nim przy byle okazji.
-
Miałam powody. A dzisiaj niepotrzebnie na niego naskoczyłeś.
Black
tylko prychnął.
-
To on miał do mnie jakieś chore pretensje, nie wiem o co.
Lily
pokręciła głową.
-
Powinniście się pogodzić.
Syriusz
pochylił się nad mapą.
-
Lepiej wróćmy do zadania. Migracje goblinów w średniowieczu
względem gwiazd to nie jest łatwy temat – powiedział, uznając
temat kłótni za zamknięty.
*
* *
To
było wręcz nie do zniesienia. Cała ta sytuacja – chora sytuacja,
denerwowała ją. O co mu chodziło? Dlaczego tak się zachowywał?
Za nic nie potrafiła go zrozumieć. A chciała, naprawdę próbowała
zrozumieć o co mu tak naprawdę chodzi. Może po prostu zaczęła go
denerwować? Może była zbyt nachalna? Może zbyt szybko dała do
zrozumienia, że jej na nim zależy?
Nie
miała pojęcia. Szczerze mówiąc, nie miała zbytniego
doświadczenia w relacjach damsko-męskich i nie wiedziała, jak się
w tej sytuacji zachować. Najbardziej dziwiło ją to, że cała ta
sytuacja zaistniała nagle. Dobrze się dogadywali, spędzali razem
sporo czasu, a potem... Gdy wrócił po świętach do zamku wszystko
się zmieniło.
Marta
nie miała pojęcia jak ma rozumieć Remusa. Czuła, że ta sytuacja
przerasta ją. Lily sądziła, że wszystko jakoś się między nimi
ułoży, że tylko musi dać mu czas. Jednak jak miała dać mu czas?
Na co? Na to, żeby w końcu zaczął z nią rozmawiać? Żeby w
końcu zaczął ją zauważać? Chciała tylko żeby w końcu z nią
porozmawiał. Jeśli nie chciał mieć z nią bliższych kontaktów,
wystarczyło powiedzieć. Ona zrozumie, nie będzie się narzucać –
w końcu nie jest nikim specjalnym.
Ale
milczenie i ignorowanie – to było coś, czego nie potrafiła
zrozumieć.
*
* *
Zapadał
wieczór. Lily siedziała samotnie w damskim dormitorium – co
dziwne, żadnej z jej współlokatorek nie było. Ann została w
pokoju wspólnym. Susan pewnie była na szlabanie. Dorcas? Zapewne z
Ithanem. Rudowłosą dziwiło, dlaczego Dorcas jeszcze z nim jest –
przecież ostatnio tak na niego narzekała. Mówiła, że się
zmienił, że nie jest taki jak na początku, że nie interesuje się
nią. Dlaczego Dorcas wciąż się męczyła?
Mówiła,
że mimo wszystko jej na nim zależy, że może w końcu zrozumie co
robi źle. Lily podziwiała ją za tę wytrwałość.
Opatuliła
się kocem, leżącym w nogach jej łóżka. Jej myśli powróciły
do dzisiejszej, dziwacznej kłótni chłopaków. Nie miała pojęcia
czemu zareagowali tak gwałtownie – i James, i Syriusz. Nie było
powodu, żeby się kłócić, a James wyskoczył na Syriusza o nic. W
sumie, Black też nie był wiele lepszy. Swoją drogą, myślała,
jej kontakty z Jamesem nieco się zmieniły. Lily zdała sobie
sprawę, że bardzo go polubiła. Jego poczucie humoru, wesołe
rozmowy, brązowe oczy… Otrząsnęła się. Nie powinna tak o nim
myśleć. James był tylko kolegą i tak powinna o nim myśleć,
zwłaszcza, że on zdawał się być skupiony na Lorze. Chociaż,
może była tylko jego koleżanką? W końcu spacer nic nie znaczy, a
James wyraźnie nie był zachwycony, gdy spotykał się z nią w jej
urodziny.
Ale
dziś znowu się z nią spotkał.
Może
to był tylko przypadek?
A
może nie?
Jeszcze
nie tak dawno mówił, że mu na niej zależy. Nie tak dawno całował
ją pod jej domem. Nie tak dawno… powiedziała mu, że mogą być
tylko przyjaciółmi. Poza tym, Lora jest ładna, miła.
Ale
ze sobą nie chodzą.
Jeszcze.
Lily
pokręciła głową.
„W
ogóle nie powinnam o tym myśleć. Nie mam pojęcia co mnie
napadło.”
Zeskoczyła
z łóżka i żeby zająć myśli czymś innym, zeszła z powrotem do
pokoju wspólnego.
*
* *
Susan
rozejrzała się wokół. Jej wzrok skierował się w stronę biurka
bibliotekarki, przy którym kobieta robiła porządek w papierach. Po
paru chwilach znalazła niewielką karteczkę i przyjrzała jej się
uważnie marszcząc czoło. Z westchnieniem zaczęła szperać w
górze teczek piętrzących się na biurku. Znalazłszy najwidoczniej
to czego szukała, opuściła bibliotekę szybkim krokiem.
-
Poszła!
Ben
wypadł z sąsiedniego działu i ruszył w stronę Działu Ksiąg
Zakazanych.
Od
czasu, gdy raz ich szlaban przedłużył się do późnych godzin
wieczornych i usłyszeli hałasy dochodzące z Działu Ksiąg
Zakazanych, nabrali podejrzeń, że ktoś niepowołany szuka tam
czegoś, co wcale nie musiało być dobre. Gdy tamtego wieczoru
weszli między regały, znaleźli tylko dwie książki leżące na
ziemi. Pochodziły z półki „Klątwy”. Osoba szukająca ich,
musiała uciec w pośpiechu, słysząc zbliżających się Bena i
Susan. Od tamtego czasu stale starali się mieć oko na dział, a
swoje posiedzenia w bibliotece przedłużali najdłużej jak się
dało. Raz udało im się dostrzec jakąś postać, przemykającą za
regałami.
Benowi
parę razu udało się wejść do Zakazanego Działu i jedyne co
dostrzegł to poprzestawiane księgi w najbardziej dziwacznych
działach. W ich głowach zrodziło się podejrzenie: Czyżby
czarnoksiężnik miał swoje sługi i w Hogwarcie?
-
Nic się nie zmieniło. – Ben po dziesięciu minutach wrócił do
Susan. Udali się w stronę działu historycznego, który dzisiaj
porządkowali.
-
Nic?
Ben
pokręcił głową.
-
Może zrezygnowali?
-
Nie sądzę. Wydaje mi się, że może są po prostu bardziej
ostrożni.
-
Zdali sobie sprawę, że ich obserwujemy?
-
Najprawdopodobniej.
Susan
przygryzła wargę.
-
Co robimy?
Ben
przechylił głowę i spojrzał prosto w oczy Susan.
-
Myślę, że nadszedł czas, by odwiedzić bibliotekę po zamknięciu.
F-A-N-T-A-S-T-Y-C-Z-N-E!
OdpowiedzUsuńZGADZAN SIĘ. NOCIA JEST:
UsuńS-U-P-E-R
Zajebiste :D
OdpowiedzUsuńogólnie całość jest super, dzięki że to piszesz to na serio jest NAJLEPSZE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńTrochę mi namieszałaś z tym Zewem itd. Ogólnie rozdział całkiem fajny, ale no cóż na kolana nie powala ;/
OdpowiedzUsuńUh, w końcu wiem, o co chodzi. Idę spać, bo już nie wyrabiam z czytaniem xD
OdpowiedzUsuńbonnie-karaye.blogspot.com
Lily Hampden? To nie to :/
OdpowiedzUsuńJa uważam, że jest idealnie 😃
OdpowiedzUsuń